Temat: Korekta doktoratu
Magdalena Domaradzka:
po angielsku (bo to jest język naukowców, wcale nie ma ich kilkunastu, jak mówisz, Elizo. Jest - jak wszędzie - angielski i dłuuugo dłuuuugo nic)
Może i tak jest w naukach ścisłych - ale zaręczam ci, że nie w humanistycznych. Tu panuje lingwistyczne równouprawnienie w najdoskonalszej postaci :) . Nikt by ci nie przyjął pracy np. z historii, archeologii czy antropologii (te dwie ostatnie to zresztą już nie taka znów ścisła humanistyka), gdybyś cytowała swoje źródła w tłumaczeniu. I nie ma przebacz ;) - badasz Eskimosów, musisz znać eskimoski i już; badasz ałtajskie ludy tureckie - przynajmniej kilka narzeczy, nie mówiąc o zupełnie w tym przypadku podstawowym osmańskim. Plus do tego języki, w których pisali swoje prace poprzedni badacze tych kultur (choćby tylko biernie).
Podsumowując jednak, coby Przemkowi nie mącić, bo to już od dawna potężny offtop jest:
Jeśli w tekście korygowanej dysertacji (niezależnie od tego, z jakiej dziedziny będzie to praca, bo uwaga jest ogólna) znajdzie się tłumaczenie cytatu źródłowego dokonane przez autora tejże dysertacji - bez wyraźnej zgody autora korektor NIE MA PRAWA ruszać tej partii tekstu. Dopiero, kiedy autor wyraźnie stwierdzi, że niezręczna forma przekładu nie ma oparcia w specyfice oryginału, a faktycznie jest wyrazem jego własnej nieporadności językowej - korektor dostaje zielone światło.
Magdalena Domaradzka:
A, no i jeszcze chciałabym trochę podbuntować brać korektorską, bo mam wrażenie, że czasem wykazuje ona rodzaj kompleksu wobec autora w dziedzinie niehumanistycznej. Tymczasem jeśli korektor poprawia pracę np. wybitnego specjalisty w dziedzinie fizyki jądrowej, to "jest niżej" od niego, ale tylko w ramach wiedzy na ten temat, a nie w ramach wiedzy językowej (bo inaczej przecież nie byłby korektorem) i w tej dziedzinie autor (tłumacz) powinien go (korektora) "słuchać". A zasady językowe obowiązują wszystkich i wszystkie prace naukowe, nie jest tak, że jak z fizyki, albo z tasiemców, to może być źle po polsku.
Magdo - z ręką na sercu: czy ktoś tu kogoś namawia do pisania źle po polsku?... Ja wspomniałam jedynie o specyfice wewnątrzdyscyplinarnego żargonu, który czasem może brzmieć niezbyt elegancko, a wręcz zabawnie - jednakże w przypadku pracy
naukowej taka postać tekstu ma uzasadnienie. Wobec czego apeluję - i ten apel z mojego pierwszego tutaj wpisu bezwzględnie podtrzymuję - aby korektor w sytuacji, gdy napotka urywek, który zabrzmi mu dziwnie i którego znaczenia nie będzie pewien, skontaktował się z autorem, zanim zacznie na własną rękę "ulepszać" tekst (czym może niechcący wypaczyć sens danego ustępu).
I jest to uwaga ogólna, dotycząca prac naukowych niezależnie od dziedziny (bo wiadomo, że są dziedziny mniej lub bardziej obrośnięte żargonem).
Eliza S. edytował(a) ten post dnia 01.04.10 o godzinie 15:02