Temat: Pułkownik Ryszard Kukliński
No to i mój głos w tej sprawie.
Po pierwsze, nie znamy i pewnie nigdy nie poznamy ważności materiałów, które wywiózł. Nie jesteśmy na chwilę obecną w stanie powiedzieć, czy materiały te zapobiegły jakiemukolwiek konfliktowi. Ja osobiście wątpię, czy zachód machnąłby choćby małym palcem, gdyby interwencja Układu Warszawskiego w Polsce doszła do skutku. Tak, jak nie machnął, gdy wojska zaprzyjaźnione wjeżdżały na Węgry czy do Czechosłowacji. Dlatego teza, że Kukliński przyczynił się do obalenia komunizmu lub że zapobiegł rozlewowi krwi, jest po prostu nie do obronienia.
Po drugie, nie znamy motywów działania Kuklińskiego. Stwierdzenie, że nie szpiegował dla kasy, jest błędne. Brał za to pieniądze i to nie małe. Dlatego pobudki materialne są jak dla mnie bardzo prawdopodobne i z tego powodu porównywanie go do Wallenroda uważam za wysoce niestosowne.
Po trzecie, casus Kuklińskiego nie może być rozpatrywany w oderwaniu od realiów, w jakich żył i działał. A na tamte czasy był zdrajcą i szpiegiem. Zdradził jakby nie było swoją ojczyznę, bez względu na to, kto nią kierował. Ale żył w tym kraju, kształcił się i co ważne - składał przysięgę wojskową na swój honor. I tę przysięgę złamał.
Każdy zdrajca pozostanie z definicji zdrajcą. Czy to będzie Amerykanin, Polak czy Chińczyk. A stawianie pomników zdrajcom uważam za bardzo szkodliwy precedens. Dajmy na to, że w szeregach obecnej polskiej armii jest zdrajca, który sprzedaje informacje Ameryce, bądź co bądź naszemu sojusznikowi. Jak nazwiemy takiego człowieka? Bohater? Dlatego, że sprzedaje informacje na zachód, a nie na wschód?
I bardzo proszę nie posądzać mnie o jakieś polityczne inklinacje, zwłaszcza komunistyczne. Daleki jestem od tego. Po prostu staram się rozpatrywać rzeczy obiektywnie, a przede wszystkim nazywać sprawy po imieniu takimi, jakie są.
Filip
Filip Kamizela edytował(a) ten post dnia 13.12.09 o godzinie 21:47