Temat: Trwajcie milcząc w żałobie, lub wyginiecie jak dinozaury

Najbliższe dni pokażą, czy Bronisław Komorowski nadaje się na męża stanu, czy też stanie się dla Platformy ciężarem.

Nie ma dziś lewicy i prawicy – mówił tuż po katastrofie pod Smoleńskiem pełniący obowiązki prezydenta RP Bronisław Komorowski. Rzeczywiście, narodowy dramat, narodowa żałoba to chwile, w których panuje narodowa jedność. To chwile, w których wszyscy jednoczą się w ciszy, by uczcić pamięć o tragedii, która łączy nas wszystkich.

Jedność jednak nie będzie trwała bez końca i warto już dziś przygotowywać się na chwilę, w której będą musiały powrócić polityczne różnice. Bo wrócić będą musiały. Już za niecałe 10 tygodni konstytucja każe przeprowadzić wybory prezydenckie. Wybory te – nawet jeśli będą prowadzono w spokojnej atmosferze – muszą pokazać pewne różnice pomiędzy kandydatami.

Żałoba nie oznacza, że należy uważać, że nie ma żadnych różnic, że nie będzie można protestować, jeśli pod pozorem politycznej poprawności, będzie się inaczej myślącym zamykać usta.

Jeśli narodowa żałoba podniesie poziom naszej debaty, będzie to wielka ofiara, jaką ta tragedia wniesie do naszego życia publicznego. Jeśli jednak jedność stanie się pretekstem do tego, by po cichu podporządkowywać sobie państwo – trzeba będzie fałsz powagi przerwać na znak protestu.

Pierwszym sygnałem ostrzegawczym powinny stać się dwie poniedziałkowe wypowiedzi pełniącego obowiązki prezydenta marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego. Pierwsza dotyczyła wyboru prezesa NBP.

- Nie widzę w tej chwili powodu do jakiegoś szczególnego pośpiechu, chyba że posiedzenie tej rady nie przyniosłoby spodziewanych efektów – mówił marszałek. Słowa te można niestety odczytywać jako szantaż pod adresem RPP – albo podejmiecie takie decyzje, jakie się od was oczekuje, albo weźmiemy się szybko za wybór nowego prezesa NBP. W kontekście ubiegłotygodniowego sporu śp. prezesa Skrzypka z rządem o przeznaczenie miliardowego zysku NBP, te słowa nie są zwykłą niezręcznością. Narodowy Bank Polski jest konstytucyjnie niezależny od Sejmu, znajdujemy się jednak w wyjątkowej sytuacji, w której marszałek sejmu jest pełniącym obowiązki głowy państwa, który może powołać nowego szefa NBP, którego również zabrakło.

W wyjątkowo niezręcznej sytuacji postawił Komorowski p.o. szefa kancelarii prezydenta Jacka Michałowskiego inną swoją poniedziałkową wypowiedzią. – Jest osobą, która może liczyć na zaufanie tej części Kancelarii, która szuka szansy na spokojne funkcjonowanie – mówił o następcy Władysława Stasiaka. Michałowski jest naprawdę świetnym fachowcem, zna się na zarządzaniu. Ale słowa marszałka brzmią jak groźba – albo będziecie z nim współpracować, albo… albo wyginiecie jak dinozaury, by użyć porównania, którego tydzień temu użył premier Tusk pod adresem opozycji podczas sejmowej debaty.

Warto dziś postawić pytanie, czy Bronisław Komorowski sprosta odpowiedzialności, jaką jest łączenie obowiązków, jakie na jego barki włożyła Opatrzność.

Jego postępowanie w ciągu najbliższych dni pokaże, czy nadaje się na męża stanu, czy potrafi wykorzystać wyroki losu, czy też stanie się dla Platformy ciężarem.

Michal Szuldzynski