Temat: Co grozi bankom jeżeli nastąpią kolejne fale kryzysu?
Witam Panie Macieju,
Późno dołączę do dyskusji, – jeżeli jeszcze nie umarła śmiercią naturalną…
W mojej ocenie należałoby zadać sobie kilka pytań, jeżeli chodzi o potencjalne źródło przyszłych problemów Banków w Polsce. Ani odpowiedzi, ani panaceum – chyba nie ma.
Po pierwsze, jaka jest ich struktura kapitałowa Banków, stopień depozytów do udzielonych kredytów i chyba czynnik najważniejszy stopień ryzyka, który przez ostatnie lata był przez poszczególne Banki akceptowany.
Jednym z podstawowych czynników, które miały wpływ na skalę kryzysu był pomijając całą ideologię i patos – brak rozsądku, nadmierny optymizm i absolutny brak jakiegokolwiek mechanizmu racjonalizującego ryzyko ponoszone przez Banki w Stanach Zjednoczonych. Bez względu na wszystko, źródło problemu powstało pośrednio poprzez brak zabezpieczenia wierzytelności lub przeszacowanie realnej wartości tych zabezpieczeń, pod które udzielano w Stanach kredyty, brak odpowiedniego poziomu oszacowania ryzyka, jakie się z tym wiąże, jeżeli chodzi o ocenę kredytobiorcy do spłaty udzielanych zobowiązań – a na deser spięcie klamrą w/w w wysokodochodowe i ryzykowne, oparte na nich.
Przeczytałem ostatnio ciekawy artykuł dotyczący źródeł kryzysu. Autor stwierdził, że nie dało się go przewidzieć, ani turbulencji, jakie wywoła na pozostałych rynkach finansowych.
Hmm… No ciekawe … Zastanawiające, jest to, że jeden z ekonomistów – ówcześnie wyśmiewany przez amerykańskie media dokładnie prognozował, co i w jakiej kolejności nastąpi. Co więcej wskazał konkretne przykłady którędy kryzys przedostanie się na stary kontynent – jednym z wymienionych aspektów było to, że wiele Banków europejskich chętnie kupowało ryzykowne instrumenty finansowe na amerykańskich rynkach.
Założył się nawet o „1 centa” w telewizji publicznej o powyższe. Podobno do tej pory go nie dostał, od „kolegi po fachu”, o zgoła odmiennych poglądach. Wstyd…
To chyba udowadnia że, przewidywanie wcale nie musi mieć charakter wróżenia z fusów! Udało mi się znaleźć ciekawy smaczek w sprawie:
„(…) Według xxx, głównego xxx xxx, perspektywa powrotu kursu franka szwajcarskiego do poziomu 2,6 zł, jaki notowano trzy lata temu jest mało prawdopodobna. Jego zdaniem w ciągu najbliższych dwóch lat należy się raczej spodziewać, że notowania franka będą się poruszać w przedziale 2-2,2 zł lub w bardziej optymistycznym - dla kredytobiorców - scenariuszu mogą spaść nawet do poziomu 2 złotych. Podobnie uważa xxx, xxx xxx, który nie przewiduje, by w ciągu najbliższych dwóch lat frank szwajcarski kosztował więcej niż 2 zł 15 groszy (…) Data: 2008-08-22 06:55”.
Szczególną uwagę kieruję na datę, oraz na aktualną tabelę kursową. I tyle, jeżeli chodzi o wróżenie z fusów – ta analiza była opublikowana na kilka dni/tygodni/miesięcy przed słupem CHFPLN na 2,8. Najbardziej tragiczne jest to, że wiele ludzi czytając tego typu rzeczy wyrobiło sobie na ten temat opinię i wprowadziło ją w życie z tragicznymi w skutkach konsekwencjami. Ci sami xxx radzili, aby zamiast mając 50 000 PLN nadpłacać kredyt denominowany – nabywać walory na giełdzie…
Jeżeli zarabiając, jako analityk nie jest się w stanie przewidzieć kryzysu i na chwilę przed upadkiem kilku Banków w największej gospodarce świata stawianej przed kryzysem na ślepo bez względu na negatywne sygnały z rynku za wzór - mówi się, że waluta xxx będzie spadać, a giełda poszybuje do nieba jak gołąb – to trochę jakby wróżka stwierdziła, że jest w stanie prognozować po ilu godzinach zmarznie i przeziębi się golas leżący na torach, ale nie jest w stanie przewidzieć, że prawdopodobnie zanim zmarznie … – rozjedzie go jadący tą trasą pociąg …
Pytanie, jaki to (kryzys) będzie miało wpływ na Banki w Polsce? Uzależniony od ryzyka, jakie akceptowały w przeszłości. Takie jest moje zdanie.
Im większe ryzyko tym większa szansa na to, że kredyty (to przecież one napędzają koniunkturę) zamienią się w prezenty, a Bankom przyniosą stratę. A taka sytuacja odbije się na wszystkich. Ograniczenie akcji kredytowej ma wpływ na gospodarkę w każdej dziedzinie: od zakupu mieszkań, po kredyty inwestycyjne dla firm, przez spadek zatrudnienia, mniejsze wpływy do budżetu i wzrost kosztów – do bezrobotnych wszyscy po trochu się przecież dokładamy. Państwo opiekuńcze nas kosztuje.
Działaniami mającymi na celu powstrzymanie ryzyka z pewnością nie są w mojej ocenie ani rekomendacja S/kwadrat, – bo według mnie jest przygotowywana pod 1-3 Banki w Polsce. Z pewnością nie jest nimi też niejasny sygnał płynący od strony władzy publicznej. Z jednej strony MF zaprzecza temu, że Polska wejdzie do coraz mniej gramotnej unii walutowej, a z drugiej strony propozycja nowelizacji Konstytucji zawierająca klauzule przewidziane na wycofanie złotówki, rozwiązanie RPP, ect.
Wprowadzenie kolejnego podatku „bankowego” jest też jednym z bardziej kuriozalnych rozwiązań. Zapłacą go głównie Ci, którzy mądrze zarządzali ryzykiem i nie musieli powstrzymać się od udzielania kredytów, a Ci, którzy przysłowiowo: nie odrobili lekcji przed kryzysem i „dostali po uszach” nie będą nim aż tak obarczeni. Ciekawe podejście.
Na marginesie - praktyka pokazała, że to, że nie jesteśmy w czasie kryzysu w unii walutowej też wyszło nam na dobre.
Ad meritum – w Polsce Banki dużo bardziej podchodzą do ryzyka, (choć nie wszystkie) i to chyba powinno oznaczać, dla tych bardziej zachowawczych i tych, które ominęło kupowanie tego, co popadnie w pogodni za ponadprzeciętnym zyskiem kryzys powinien w większym stopniu ominąć nawet, jeżeli będziemy mieli do czynienia z falą zwrotną.
Mogę się założyć o to, o jeden grosz.
Tak na dobrą sprawę – początek kryzysu na zagranicznych rynkach, który przełożył się na Banki w Polsce pokazał, kto mądrze zarządza, a komu się to tylko wydaje. Ci najlepsi – skorzystali na kryzysie z uwagi na to, że mogli nie ograniczać akcji kredytowej, nie musieli, aby dotrzymać zmieniającemu się rynkowi sprzedawać kredytów po kosztach żeby utrzymać udział w rynku – w mojej skromnej ocenie – to właśnie początek kryzysu był najlepszym stress testem wielu banków, bo pokazał, w jaki sposób instytucje finansowe w Polsce potrafią dostosować się do zmienionej sytuacji i czy w ogóle przewidziały taki scenariusz.
I zadziwiające jest to, że wyśmiewane, stress testy pokrywają się z tym zestawieniem, – które Banki zwiększyły w czasie kryzysu udział w rynku, a które podwinęły ogon pod siebie, usiadły na depozytach ściągając je za wszelką cenę z rynku – modląc się o spokój.
Jeżeli nie były w stanie go przewidzieć – nie były do niego przygotowane i słono za to zapłaciły.
Punkt 5 tematowego postu.
Niestety, tu gdzie zależy cokolwiek od polityków – źle się kończy, bo w praktyce nigdy nie jest dobry czas na reformy. Za każdym razem zbliżają się jakieś wybory, a w znakomitej większości parlamentów (naszym również) prawo ustanawiają zawodowi politycy (w dużej ilości z wykształcenia: rolnicy, leśnicy, elektrycy, albo bojówkarze młodzieżówek – okraszeni europosłami, którzy udając się do parlamentu UE – potrafili wydukać jedynie: „my name is Jacek”, ect.), a ekspertów nikt nie słucha w tworzeniu prawa i planowaniu budżetu. I dzięki temu zamiast niepopularnych decyzji, mamy Pijarowskie zagrywki i wiece wokół krzyża.
Niestety – 5 punkt jest w prawdopodobnie realny z uwagi na brak działań zapobiegawczych.
Ale jak zawsze – nie dla wszystkich. Znajdą się tacy, którzy będą potrafili na tym zarobić.
Kluczem jest ryzyko. Jeżeli ktoś go zachowawczo podchodzi do rynku i stara się mądrze w nim funkcjonować zamiast bawić się w „pospolite ruszenie” nie będzie narażony na straty. A to chyba wiąże się z przewidywaniem i przeciwdziałaniem? To trochę jak w piosence jednej z komedii Stanisława Barei: „(…) hej, młody Junaku, smutek zwalcz i strach, przecież na tym piachu za 30 lat, przebiegnie BYĆ MOŻE, jasna, długa, prosta, szeroka jak morze, Trasa Łazienkowska (…)”
Pozdr,
łsz