Temat: Zawodowcy a dziennikarstwo (tzw.) obywatelskie
heh... no i przypomniało się, i mnie. Teksty, szkice... Podsuwane "dziennikarzom" często przez rednaczy czy ogólnie redakcję...
A, i jeszcze jedna sytuacja wbiła się w pamięć. Spotkanie sportowe zakończone, jako jedyna wśród licznych piszących/relacjonujących słyszę, że zostaje złożony protest w sprawie łamania regulaminu, który może decydować o zmianie wyniku meczu (!). Gdy się upewniam, że protest zostanie przeanalizowany przez sędziego, informuję swoją redakcję (portalu)- pojawia się news. Daję cynk kolejnej swojej redakcji (prasa), bo oczekiwanie na decyzję sędziego automatycznie przedłuża czas ich oczekiwania na mój materiał. Wszyscy ze zrozumieniem i z dreszczem emocji- bo dzieje się rzecz nowa i ważna. Skoro ktoś mnie cynki daje, to i ja dłużna nie jestem- dzwonię do dziennikarza radiowego, który na miejsce zdarzenia przybywa z radiowcami z miasta drużyny przyjezdnej. Stoimy sobie razem w korytarzu przy szatni sportowców (
jeśli wiesz co chcę powiedzieć...), atmosfera napięta (do wszystkich telefony z redakcji), nagle lokalny radiowiec otrzymuje informację. Informację, po której już tylko śmiech ratuje. Pewien lokalny dziennikarz (?) informował (ogólnopolskie radio) o sprawie, rzekomo z miejsca zdarzenia- ze stadionu. Sprawdziłam :D - nigdzie w okolicy go nie było...
Najśmieszniejsze jednak było dla mnie słowo felietonisty z mojej redakcji (prasa)- pisał później o sprawie mniej więcej tak: "Pewien lokalny dziennikarz podsłuchał informację o chęci złożenia protestu (ciekawe czy się przyzna) i poszło."
Moja redakcja (prasa) zamówiła ode mnie relacje (liczba mnoga) ze spotkań pewnego klubu sportowego- a dla dziennikarzy (stałych) z tejże redakcji byłam:
- lokalnym dziennikarzem
- anonimowym dziennikarzem
- dziennikarzem (facetem)
(tutaj odkrywam część odpowiedzi na pytanie Macieja-
Dlaczego - Joanno - realizujesz misję, a nie mianujesz się dziennikarzem?)
Dwa, trzy razy reagowałam (raz skutecznie), teraz już nie zawracam swojej uwagi wyszukiwaniu plagi atów. Mniej piszę, a i tak czasem czytam teksty "jakby na bazie moich wypocin"- podsyłanych naczelnym. Nie dzieje się nic. Nie mam często też czasu na szukanie czy reakcję. Pewnie to swoiste przyzwolenie na rżnięcie, często też tzw. sprawa wymaga "powielania"- misja nad nazwiskiem, tak kiedyś Ktoś Ważny skomentował moje żale.
W ramach edycji:
zawodowcy a dziennikarstwo (tzw) obywatelskie
kiedyś pisałam (tzw felieton sportowy): Chemiczny skład współpracy klubu z dziennikarzami? Podobny jak ostatnio coraz częściej między samymi dziennikarzami. Mało zasad, dużo kwasów. Od pewnego czasu szczególnie aktywna jest jedna zasada, a kwasy systematycznie podjudzane pracują na wrzody. A co, gdy taki z wrzodami żołądka staje się wrzodem na "de" dla klubu?
I najczęściej tak sprawa między dziennikarzami wygląda- mało zasad, dużo kwasów. Między wszystkimi. Ale! nie zawsze!
Joanna Wojtko edytował(a) ten post dnia 27.11.07 o godzinie 22:59