Temat: Zawodowcy a dziennikarstwo (tzw.) obywatelskie
Ja myślę, że dziennikarze obywatelscy...
(w moim rozumieniu dziennikarstwem zajmujący się gdzieś obok swojej głównej działalności i nie związani na stałe z żadną redakcją, co nie znaczy, że nie czerpiący z tego dochodu; w zdecydowanej większości to po prostu świadkowie jakiegoś zdarzenia na tyle aktywni, że chce im się np. wysłać nakręcony przez siebie filmik do TVN24 albo zadzwonić do radia i opisać, co widzieli. Ci zajmujący się dziennikarstwem obywatelskim regularnie stanowią zdecydowaną mniejszość)
... nie pozbawią pracy zawodowych, przynajmniej na poziomie wiadomości krajowych i zagranicznych. Taki obywatelski materiał ktoś musi przeredagować, ktoś obrobić, zmontować, wreszcie - zadecydować o publikacji i formie tej publikacji. Sądzę, że takie obywatelskie dziennikarstwo może co najwyżej uzupełnić jakiś serwis. Podam przykład z ostatnich dni:
Facet w Łodzi na Placu Wolności chce się podpalić w proteście przeciwko aresztowaniu polskich żołnierzy. Łódzka korespondentka RMF jest w szpitalu i nie może zająć się tematem. Co robi RMF? Obdzwania wszystkie punkty usługowe na Pl. Wolności szukając kogoś, kto przez telefon mógłby opowiedzieć co się dzieje na miejscu. I znaleźli - jakaś pani obrazowo przedstawiła całą sytuację i jeszcze policjantów spytała, o co chodzi temu desperatowi.
Co innego poziom lokalny - obywatelskie dziennikarstwo może się rozwinąć właśnie na tym poziomie, wykorzystując oczywiście internet. Prywatnej osoby zazwyczaj nie stać na koszty związane z tworzeniem lokalnej gazety, nie mówiąc o TV, więc są finansowane przez władze, a jeśli już tworzy je ktoś prywatny, to tylko po to, aby do władzy się dorwać. Koszty prowadzenia strony internetowej są na tyle małe, że aktywna obywatelsko osoba zirytowana czymś, co się dzieje w jej mieście tworzy stronkę i zaczyna to opisywać. I tu miejsce dla misji.
Ja w tym widzę przyszłość obywatelskiego dziennikarstwa - w działaniu na poziomie lokalnym. I tutaj mogą rzeczywiście ucierpieć lokalne media.