Temat: Wkurzony dziennikarz
Właśnie jechałem sobie i słuchałem Zetki. Serwis informacyjny: łącznie 6 minut z dżinglem i pogodą (1 minuta). Zawartość serwisu: 4 newsy krajowe (w tym jeden o ZUS, czyli z PAP, 2 lokalne, to można nawet powiedzieć że własne, 1 promujący akcję Radia ZET, czyli autopromocja a nie informacja), 1 zagraniczny nadany przez korespondenta w NY. Do tego miałbym najwięcej zastrzeżeń, bo to co on powiedział równie dobrze można było powiedzieć siedząc w Warszawie, właściwie nie wiadomo po co było za satelitę płacić. 2 kulturalne w tym 1 o koncercie. Poczułem się na maksa doinformowany ;-)))
Jeśli chodzi o korzystanie z PAP to temu nowemu światu stuknie setka.
Iwono, chyba mnie nie zrozumiałeś. Nie mam nic przeciwko PAP, a nawet bardzo tę instytucję szanuję, szczerze. Mi natomiast chodzi o to, że w czasie gdy większość ludzi czerpie bieżącą informację z Internetu, a w tym Internecie mamy 1 (słownie - jednego!) dostawcę informacji, to coś jest nie tak. Powiem dobitnie, coś jest mocno nie tak, bo monopol na informację raczej nie kończy się dobrze. Ale to nie jest zarzut pod adresem PAP, broń Boże!
Bardzo nieładnie jest dyskredytować pracę kolegów.
Dlaczego dyskredytować? Po prostu mam tu problem z klasyfikacją wykonywanego zawodu. To nie jest żadna dyskredytacja. Po prostu, moim skromnym zdaniem, daleko nie każda osoba pracująca w mediach jest dziennikarzem. Dziennikarz to przede wszystkim reporter. Taki osobnik, który gdzieś lata, łazi, włazi, szuka, węszy, zdobywa, chce i musi być tym pierwszym i jedynym, który powie/napisze to COŚ czego nikt inny bez niego się nie dowie. Dla mnie nie jest dziennikarzem ktoś, kto przeczyta info z PAP (bądź innej agencji) i żeby już zupełnie nie być kopypasterem to w chwili wolnej dryndnie do jakiegoś kogosia i szybko poprosi o szybki (najczęściej niestety bezsensowny, bo nic nie wnoszący) komentarz. No niestety, wg mnie (sic!!! możecie mnie zlinczować, ale takie jest moje zdanie) to nie jest dziennikarstwo, to po prostu wyrobnictwo medialne. Tak samo nie jest dla mnie dziennikarstwem zaproszenie do studia dwóch osobników, którzy z założenia będą się zachowywali na zasadzie "Aaaa... - Nie Aaaa, prosze pana, tylko Beeee! - Nie, proszę pana, nie Beeee, tylko AAAAA!". Rola takiego dziennikarza to tylko zaprosić dwóch takich albo i trzech, telefony do których mają WSZYSTKIE warszawskie redakcje, i którzy chodzą z redakcji do redakcji wszędzie pierd...ąc (najmocniej przepraszam szanowne koleżanki!) te same swoje "Aaaaa" i "nie, prosze pana, Beeee". To u nas się nazywa "publicystyka polityczna" ;-)))
Rolą dziennikarza zawsze było informowanie. INFORMOWANIE. Czyli zdobywanie i przekazywanie informacji. Zawsze był przekaźnikiem.
Ależ 150 proc. racji, 200 proc. zgody! :-))) Jednak przede wszystkim ZDOBYWANIE w celu INFORMOWANIA. Kiedy zdobywanie się ogranicza do przeczytania depeszy (OK, przeredagowania depeszy, tzw. "odPAPiania"), bądź pójścia na konfę wraz z kilkudziesięcioma kolegami, bądź (o, to już wyższa szkoła jazdy!) zacytowania mega-ekskluziwu od blisko zaprzyjaźnionego polityka, to... Iwono, a tak z ręką na sercu, czy do tego trzeba dziennikarzy? Nie.
Powiem więcej, dziennikarz już nawet do zrobienia wywiadu nie jest potrzebny. Wystarczy że po porannym kolegium redaktor prowadzący kolumnę zadzwoni do PR-owca i "prosimy o wywiad z panem prezesem/ministrem A, objętość 3000 znaków, deadline - jutro, prosimy ustosunkować się do następujących zagadnień..." ;-))) Przecież i tak wywiady autoryzują PR-owcy, więc po co tu jeszcze dziennikarz? ;-)))
Iwono, ja nie twierdzę że JUŻ tak jest. Ale, niestety, widzę, że taki właśnie jest trend. Gazety i inne media stają się powoli tylko dystrybutorami informacji, które w coraz większym stopniu powstają gdzie indziej. Niewątpliwie do tej "produkcji" dziennikarze będą potrzebni, ale w zdecydowanie mniejszej liczbie niż teraz. A gdzie będzie się odbywać ta produkcja (moja teza, że w Chinach była powiedziana półżartem, ale też półserio) - nie wiemy, ale pewnie stopniowo będziemy się dowiadywać. Outsourcing, cholera jasna :-(((