Temat: Pisanie za darmo - czy ma sens (a przy okazji propozycja...
Kamil Sakałus:
Jerzy, a na podstawie czego to stwierdzenie, że są takie formy?
Na podstawie doświadczenia i logiki.
Bo prawo prasowe nic o tym nie mówi, a to, o czym piszesz, to jedynie pewne nieformalne reguły obowiązujące w redakcjach, i to też tylko niektórych.
A co ma do tego prawo prasowe?
Mało tego, w każdej porządnej stopce redakcyjnej jest napisane wołami "że redakcja zastrzega sobie prawo do skracania, przeredagowania, zmiany tytułu etc..."
To dotyczy tzw materiałów nadesłanych. A nie zamówionych.
Standardowa reguła.
Ale to oczywiście jest, że rzadko kto wysyła felieton do losowej redakcji i już. Autorzy znają reguły obowiązujące w redakcjach i tyle. Natomiast to nie żadne prawo, że "redaktor nie ma prawa ingerować". Ma prawo ingerować, bo redakcją kieruje redaktor naczelny - o tym mówi prawo prasowe i to redaktor naczelny odpowiada za wszystko, co w gazecie sie znajduje. Wszyscy wiemy, że każdy może pozwać nie tylko autora, ale także i naczelnego i wydawcę. Nie ma tu wyłączenia, że przy felietonach się tylko autora pozywa, a naczelnego nie. Głupie, ale prawdziwe.
Oczywiście że "prawa" w sensie formalnym nie ma.
Ale felieton, esej czy recenzja to nie jest 'zwykły" tekst. To tekst odautorski. Oceniający sprawy subiektywnie, dlatego takie formy nie piszą najczęściej zwykli reporterzy, tylko albo dziennikarskie autorytety, albo jakieś VIPy, albo branżowcy (np. krytycy czy recenzenci)
Takie formy dziennikarskie są jak ksiązki, wiersze, a nie suche, obiektywne materiały.
Jak redaktor ma redagować recenzję restauracji, w której nigdy nie był? Albo ocenę sztuki teatralnej, której nie widział? Albo osobiste widzimisię felietonisty?
ZASADĄ jest, że redaktor "nie ma prawa" ingerować w treść. Najwyżej gramatycznie czy interpukcyjnie.
Kiedyś zostało niewiele miejsca na kolumnie, a trzeba było "ograć" jakoś temat na łamach. Na szczęście temat był już nieco newsowo "nieświeży", bo choć wciąż aktualny, ważny, mówiło i pisało się o nim od 2-3 dni. Wymyslilismy z redaktorem, że potraftuje go krótkim felietonikiem (uważaliśmy, że mam do tego prawo, bo sprawa dotyczyła akurat komunikacji, na której się znałem i było to doceniane także przez inne redakcje, np. radiowe czy telewizyjne, gdzie byłem zapraszany jako komentator). Napisałęm. Wyszedłem. Na następny dzień przylatuje redaktor i STRASZNIE MNIE PRZEPRASZA, ale musiał skrócić mój felieton, bo mu wpadła na puse miejsce jednomodułowa reklama i MUSIAŁ mój tekścik "obcieńkować". "Starałem się zachować Twoja stylistykę" itd - sie TŁUMACZYŁ.
Rozumiesz? redaktor przepraszał i się tłumaczył z takiej sprawy!
Cos niepojętego w przypadku "zwykłych" tekstów, gdzie redaktor na pretensje reportera ma pełne prawo powiedzieć: pocałuj mnie w dupę i wal się na ryj.
Redaktor "nie ma prawa" czyli nie powinien ingerować w niektóre formy dziennikarskie. Tym bardziej, ze zamawia się je zwykle u DOŚWIADCZNEGO i SPRAWDZONEGO autora.
Tak jest w znanych mi mediach.
:)
Jerzy K. edytował(a) ten post dnia 18.03.11 o godzinie 09:26