konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Kira F.:

Sorki, ale ta wypowiedź każe mi się już poważnie zastanowić, czy ty sobie zwyczajnie jaj nie robisz.

Dostajesz polecenie: "Idź do paru kawiarenek internetowych i napisz, co się w nich dzieje". Dokąd idziesz? Do "Centrum biurowego" o którym NIC nie wiesz, bo w jego sąsiedztwie bywasz średnio raz na rok, czy do "Internet c@fe" których 30 masz w jednym miejscu, na dworcu, i które mijasz każdego dnia co najmniej dwa razy? Czepialska jesteś.


1. Powtarzam po raz N-ty: nie uważam się za dziennikarkę i nie aspiruję do tego zawodu. Lubię pisać, sądzę, że nie najgorzej piszę (wnioskuję po zleceniach) - więc piszę. Nic więcej.

Spróbuj tak w Warszawie. Zelówki zedrzesz a gwarancji, że ktoś ci coś zleci, nie dostaniesz. Inne miasto, inna specyfika, a i pewno najbliższa uczelnia o kierunku "Dziennikarstwo" stoi 100 km od niego. W Warszawie tylko przy Nowym Świecie są dwie uczelnie, kształcące dziennikarzy, a w całym mieście jest chyba 20 uczelni z kierunkiem "Dziennikarstwo" albo "PR". Każdego dnia dwie albo trzy setki potencjalnych freelancerów szturmują drzwi redakcji.

2. Zleceniodawców mam rozsianych po całym kraju, dwóch siedzi poza jego granicami. Paradoksalnie, tylko raz zdarzyło mi się napisać coś dla firmy z mojego miasta. Nie ma więc najmniejszego znaczenia, po czym całuje się dziennikarzy w moim mieście. Niektórych zresztą po zupełnie innej części ciała się całuje, zwłaszcza jak coś nie powinno ujrzeć światła dziennego ;)

Pisałem, że na maile redakcje NIE ODPOWIADAJĄ i potwierdziło to na tym forum kilka innych osób. NIE odpowiadają i już. Taki mają zwyczaj.

3. Zazwyczaj dostaję dość ogólnie określony zakres tematyczny, natomiast konkretne tematy i zawartość tekstu ustalam już sama z zamawiającym. Sporadycznie tylko zdarza się, że dostaję konkretny temat - a nigdy, że jest on wypunktowany. W sensie, że mam napisać to i to w sposób taki a taki.

Pewnego dnia odlatywałem do Szwecji. Wychodziłem z domu, kiedy zadzwonił telefon: "Muszę mieć najpóźniej ZA GODZINĘ tekst o lawinach". Na szczęście miałem coś, czego inna redakcja nie kupiła. Ale nie miałem internetu. Więc w drodze na lotnisko wrzuciłem dyskietkę z tekstem (który PRAWIE pasował do tematu) do redakcji, a na samolot zdążyłem w ostatniej chwili. Tak się pracuje w dużych gazetach.


No to niech przyjmują. Przepraszam jeśli cię to jakoś razi, ale nie zamierzam się bić z muchami o taplanie się w gównie... Ja tam wolę sobie poczekać aż to gówno opublikują - i stosownie się do niego odnieść. Najlepiej u konkurencji ;)

A ja wolę mieć pieniądze na zapłacenie bieżących rachunków... Za mnie nikt nie zapłaci.


Well, jeżeli pampersiarstwo jest rzetelniejsze od klasycznego dziennikarstwa - to ja poproszę jednak o to pierwsze. Posiada przynajmniej jakąś wartość informacyjną; tekst o kafejkach (wszystkich jak leci) nie weryfikowany w żaden sposób i napisany na podstawie spędzenia paru kwadransów w jednej kafejce - wartości informacyjnej nie ma żadnej...

Źródłem informacji miejski magiel i agencja JPP (Jedna Pani Powiedziała...). Tak wygląda polskie poprawne ideowo dziennikarstwo?


Nie pomogło raz? To drugi, trzeci, do oporu. Poza tym jakoś średnio mi się chce wierzyć, że w obecnej szajbie na demonstrowanie sukcesów w walce z pedofilią - nikt się takim przybytkiem nie zainteresował. Takie trochę science-fiction to jest.

A kto miał? Ten co od pedofilów dostaje w łapę, żeby się nie interesować? W ostatniej aferze, w której za pedofilię zamknięto jednego z moich wydawców, złapano... kilku dyrektorów największych spółek, kilku wiceministrów i innych wysokich urzędników w ministerstwach i w magistracie.... W te afery są zamieszani ludzie z najwyższych poziomów "świecznika" i zwykły policjant woli nie widzieć, niż się narazić kolegom swojego zwierzchnika. Pod nosem policjantów na imprezie "Dzień wagarowicza" kupiłem od dealerów prawie 10 dkg "trawy". Fotoreporter, który miał to fotografować, z wrażenia zapomniał, po co tam był i uciekł. Materiał zbierałem na zlecenie redakcji "Perspektyw".

Być może chodzi po prostu o to, że przestępstwa nie ma - młodzi chłopcy, jeśli mają powyżej 15 lat, spokojnie mogą sobie szukać tych sponsorów i nie jest to niezgodne z prawem.

Oni mogą, zaś sponsorzy powinni siedzieć. Bo mają średnio po 40 lat, a takich "młodzieńców" chyba już KK dotyczy?

Podejrzewam, że nawet nie ściągną, tylko wystosują pouczenie. Zależy od kalibru tegoż przestępstwa. Uważałabym jednak na twoim miejscu na takie drobiazgi jak to, że w sporej części kafejek wiszą kamery i bez większego problemu można dopasować gębę do konkretnego wpisu.

Idź do kawiarenki na stacji Metro Centrum, albo do kawiarenki pod sklepem z butami na Placu Konstytucji... Tam jest tak ciemno, że końca nosa nie widać. Kamery są z noktowizorami?

Napiszę, że szukam chętnych do założenia partii nazistowskiej imienia Adofa H. Podam się za Anne Lisowatą, adres e-mail będzie
z jakiejś darmowej skrzynki, konto e-mail założone 5 minut wcześniej, dane do konta zmyślone. Pouczą?

A czemu miałby to robić w sumie? Znaczy utrudniać śledztwo? Większość ludzi jest jednak dość normalna, i jeśli istnieje podejrzenie, że pedofil korzysta z ich komputerów do popełniania przestępstwa - to z dziką przyjemnością pomogą go wsadzić.

Słyszałaś o zemście mafii? W Warszawie na początku lat 90. wszystkie bez wyjątku lokale BEZ szemrania płaciły mafii haracz "za ochronę". Te, co nie płaciły, były podpalane, albo demolowane przez "nieznanych sprawców" a policja robiła wszystko, żeby tego nie widzieć. Teraz jest lepiej, ale np. niedaleko mnie w sklepie sprzedawczyni nie sprzedała piwa dwóm dzieciakom, tak na oko po 15 lat każdy. W nocy "nieznani sprawcy" potłukli w sklepie szyby, zniszczyli co się dało, i uciekli zanim ochroniarze z Agencji monitorującej zdążyli dojechać. Kobieta przysięga, że będzie sprzedawała alkohol każdemu, kto o to poprosi, bo ma w d... prawo, które jej nie chroni. Tyle, że piwo przeleje w butelki po Ptysiu czy innym neutralnym napoju.

Myślisz że w Polsce są sami "samotni kowboje" z filmu "W samo południe"?


Znów nieznajomość tematu ci wychodzi. Właściciel nie ma czaić się za plecami klienta - on ma jego poczynania mieć zalogowane na serwerze. A serwerowi wsio rawno, czy odpalona jest skrzynka, czy jakieś forum - loguje tak czy siak.

Ale nie wyświetla treści!!! Chyba, że jest założony keylogger. Czy młodzież w wieku lat nastu nie ma prawa pisać na forach? Ma. Taki ktoś więc coś napisze, narozrabia i - pójdzie bezkarny do innej kawiarenki. Kiedyś wspomniałem na jakimś forum, że powinna byc w kawiarenkach sprawdzana tożsamość użytkowników co raz na zawsze wyeliminowałoby wszystkie problemy. O mało mnie za to nie zlinczowano.


No i dalej zakładasz, że właściciel będzie przestępcę chronił. Skąd to założenie?

Prawo sobie, życie sobie. Będzie chronił przestępcę, bo będzie albo miał w tym interes, albo będzie się go bał. Prawo mu nie zagwarantuje żadnej ochrony. Oczywiście bez uogólniania. Gdy były funkcjonariusz założy biznes, dzień i noc 30 innych będzie mu go pilnowało "w ramach służby".

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Oczywiście, można z tej dyskusji wyciągnąć całkiem niezłą opinię na temat różnego podejścia do statusu dziennikarza, ale wydaje mi się, że osoby początkujące, czy aspirujące do tej pozycji (w tym też ja, ten 'stały współpracownik' to tylko tak szumnie brzmi w CeVałce, nie będąc niczym innym, jak poligonem treningowym:), szczególnie jeśli potrafią uważnie czytać, mogą stąd wyciągnąć wiele informacji zarówno na temat samego podejścia do zawodu, jak i pewnych zachowań, które na przyszłość mogą skutecznie utrudnić pracę gdziekolwiek, w jakiejkolwiek redakcji. Stąd cieszę się, że jest to pierwszy wątek jaki tutaj przeczytałem, zanim jeszcze nabrałem jakichkolwiek osobistych uprzedzeń bądź sympatii do kogokolwiek:)

A tak w ogóle zapomniałem się przywitać, co teraz nadrabiam:)Marcin W. edytował(a) ten post dnia 12.11.07 o godzinie 16:55

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ja w tym zawodzie siedzę zaledwie od 15 lat - wcześniej miałem wydany przez cenzorów z Mysiej zakaz publikowania czegokolwiek. Zakaz tak mocny, że UKKPPIW nigdy nie zezwolił mi na wydrukowanie swoich wizytówek, co dziś brzmi jak marne opowiadanie SF. Może to i za krótko, żeby podejmować polemiki z bardziej doświadczonymi dziennikarzami, którzy do zawodu trafili rok, dwa, pięć lat temu. Wiele muszę się nauczyć. Np. jak NIE BYĆ dziennikarzem - bo przecież nie jest dziennikarzem ten, kto swój tekst pisze wyłącznie na podstawie tekstu innego dziennikarza, zamieszczonego dzień wcześniej w GW. Nie jest również dziennikarzem ten, który uczestniczy w spotkaniach dziennikarzy z różnych, często konkurencyjnych redakcji w jednej z warszawskich kawiarni, na których to spotkaniach ustalają kto komu w danym dniu czy tygodniu "dowala". A może to oni są dziennikarzami, a ci, którzy znają etos pracy w mediach powinni iść do nich po naukę?

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszard Jakubowski:

Dostajesz polecenie: "Idź do paru kawiarenek internetowych i napisz, co się w nich dzieje". Dokąd idziesz? Do "Centrum biurowego" o którym NIC nie wiesz, bo w jego sąsiedztwie bywasz średnio raz na rok, czy do "Internet c@fe" których 30 masz w jednym miejscu, na dworcu, i które mijasz każdego dnia co najmniej dwa razy? Czepialska jesteś.

Czepialska, czy RZETELNA? :)

Pisałem, że na maile redakcje NIE ODPOWIADAJĄ i potwierdziło to na tym forum kilka innych osób. NIE odpowiadają i już. Taki mają zwyczaj.

Kilka osób również ZAPRZECZYŁO przyznając, że kontakt z redakcjami nawiązało mailowo.

A ja wolę mieć pieniądze na zapłacenie bieżących rachunków... Za mnie nikt nie zapłaci.

No cóż, skoro ważna jest kasa a nie RZETELNOŚĆ...
Źródłem informacji miejski magiel i agencja JPP (Jedna Pani Powiedziała...). Tak wygląda polskie poprawne ideowo dziennikarstwo?

Zarówno Kira jak i ja pisaliśmy Panu co powinien zawierać RZETELNIE przygotowany tekst o kawiarenkach.
Pod nosem policjantów na imprezie "Dzień wagarowicza" kupiłem od dealerów prawie 10 dkg "trawy". Fotoreporter, który miał to fotografować, z wrażenia zapomniał, po co tam był i uciekł. Materiał zbierałem na zlecenie redakcji "Perspektyw".

I dealer sprzedał Panu? Bo nawet przebrany w uczniowski mundurek jakoś nie wygląda mi Pan na wagarowicza. A mając na uwagę to, jak lubuje się Pan w konfabulacji SZCZERZE WĄTPIĘ że taka historia miała miejsce.

Napiszę, że szukam chętnych do założenia partii nazistowskiej imienia Adofa H. Podam się za Anne Lisowatą, adres e-mail będzie
z jakiejś darmowej skrzynki, konto e-mail założone 5 minut wcześniej, dane do konta zmyślone. Pouczą?

Po pierwsze taka "prowokacja" na kilometr śmierdzi nawet nie prowokacją, ale zwykłym oszołomstwem. Podejrzewam że tak własnie zostanie odebrana. No ale publikowanie oszołomskich tekstów w sieci nie jest karalne. A z kwestii technicznych: jak Pan zamierza sprawdzić czy ktokolwiek zareaguje na to ogłoszenie? Będzie Pan musiał jakoś to konto mailowe sprawdzić. A zatem znów udać się do kawiarenki. I tak zostawi pan kolejny ślad. A w końcu po takich śladach tropi się przestępców.


Ale nie wyświetla treści!!! Chyba, że jest założony keylogger.

Generalnie nawet ja wiem (a nie jestem żadnym ekspertem i wiem tylko tyle ile mi pokazał admin NASK, kiedy instalowaliśmy kawiarenkę internetową na Pikniku Naukowym), że admin w takiej kawiarence może nie tylko podglądać to, co dzieje się na dowolnym monitorze, ale również przejąć kontrolę nad dowolnym kompem i danego użytkownika najzwyczajniej wylogować, a nawet - jak ma taką fantazję - dopisać coś w jego imieniu. Np. "Przepraszam, że wszystkich tutaj naobrażałem" :)

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszard Jakubowski:
bo przecież nie jest dziennikarzem ten, kto swój tekst pisze wyłącznie na podstawie tekstu innego dziennikarza, zamieszczonego dzień wcześniej w GW. Nie jest również dziennikarzem ten, który uczestniczy w spotkaniach dziennikarzy z różnych, często konkurencyjnych redakcji w jednej z warszawskich kawiarni, na których to spotkaniach ustalają kto komu w danym dniu czy tygodniu "dowala".

Pan oczywiście był uczestnikiem takich spotkań i wie dokładnie jak one się odbywają, kto na nich bywa, o czym się tam mówi... Pytanie tylko - skąd, skoro są to spotkania tylko dla tych wtajemniczonych w UKŁAD. A może wie Pan bo Pewna Pani Powiedziała?

Pytanie: czy JEST dziennikarzem ktoś, kto pisze nierzetelny tekst o kawiarenkach nie podając w nim innych faktów niż własne subiektywne sądy? Albo tekst o przekrętach WOŚP na podstawie opowieści własnego kolegi? Bez dania racji drugiej stronie?

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Witold F.:
Czyli, chyba wbrew zamierzeniom, wyszedł wykład jak najbardziej pouczający:)

No - TERAZ to juz TLUSTE PULPETY WIEDZY na temat dziennikarstwa padaja :)

(A na powaznie)

Jak byl watek o radach dla poczatkujacych, co zrobic, zeby sie zaczepic - bylo samo SIANO.

Teraz - co by nie mowic - uwazny czytelnik, nawet mlody i malo (na razie) krytyczny moze sie w pewnych tematach podszkolic i zobaczyc, jak wyglada to "od kuchni".

Wniosek:
(na pol serio)
Trzeba toche EMOCJI, zeby bylo i ciekawie i tresciwie :)

:)
Witold F.

Witold F. Magazyn
"Kontrateksty",publi
systa,dziennikarz,cz
asem urzę...

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

SIC:)SIC:)SIC:)))

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Jerzy K.:

Wniosek:
(na pol serio)
Trzeba toche EMOCJI, zeby bylo i ciekawie i tresciwie :)

:)

Jedna ze szkół mówi, że aby coś stworzyć, co wymaga wysiłku umysłowego, należy "uruchomić umysł". Są różne sposoby a awantura - jak widać, jest chyba najskuteczniejszym. Oczywiście, jak zwykle, nie wszystkim te szare komórki wystartowały, ale czy każdy silnik zawsze "zaskoczy"?

Ludzie nie są przyzwyczajeni do dyskusji ad rem, i stąd problemy, ale to już zupełnie inny wątek i inna bajka.

Z drugiej strony aż kusi, żeby interlokutorowi powiedzieć, kiedy brak argumentów: "A na twoim krawacie jest plama, masz krzywy nos i dlatego nie masz racji". To są atawistyczne odruchy z czasów piaskownicy, gdzie jedynym kryterium oceny dzieci było to, czym się zajmują ich rodzice. Tak więc królem piaskownicy był niemal zawsze syn strażaka albo innego, modnego wśród dzieci fachowca, a na pogardę zasługiwał syn linotypisty - bo dzieci nie znały takiego zawodu i uważały, że ktoś kto jest dzieckiem jakiegoś "....pisty" musi być najgorszy.
Joanna Kadłubek

Joanna Kadłubek dziennikarka
społeczna

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Michał Piotrowski:
Ryszard Jakubowski:
Pod nosem policjantów na imprezie "Dzień wagarowicza" kupiłem od dealerów prawie 10 dkg "trawy". Fotoreporter, który miał to fotografować, z wrażenia zapomniał, po co tam był i uciekł. Materiał zbierałem na zlecenie redakcji "Perspektyw".

I dealer sprzedał Panu? Bo nawet przebrany w uczniowski mundurek jakoś nie wygląda mi Pan na wagarowicza. A mając na uwagę to, jak lubuje się Pan w konfabulacji SZCZERZE WĄTPIĘ że taka historia miała miejsce.


Sorki, ja też tego nie kupuję. Dealerzy bardzo się pilnują, między innymi dlatego tak trudno ich wyłapać. Zazwyczaj mają znanych, zaufanych klientów, a nowe osoby w tym gronie wprowadzane są przez te już znane. A ty chcesz tu wmówić, że dealer sprzedał narkotyki w biały dzień, w publicznym miejscu, pod okiem policji obcemu, dorosłemu mężczyźnie, który przecież w najgorszym razie mógł się okazać policjantem, a w najlepszym - rodzicem?

Tak więc - jeśli tak było, to był to chyba dealer samobójca o środowiskowym nicku "kamikaze".

Swoją drogą ciekawi mnie i proszę o odpowiedź: na miejscu była policja, czy po zakupie sprowadziłeś policjantów, żeby aresztowali tego drania? W końcu był świadek - fotograf, był dowód - narkotyki. Dealer pewnie miał ich więcej w kieszeniach.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Joanna Kadłubek:
Sorki, ja też tego nie kupuję. Dealerzy bardzo się pilnują, między innymi dlatego tak trudno ich wyłapać. Zazwyczaj mają znanych, zaufanych klientów, a nowe osoby w tym gronie wprowadzane są przez te już znane. A ty chcesz tu wmówić, że dealer sprzedał narkotyki w biały dzień, w publicznym miejscu, pod okiem policji obcemu, dorosłemu mężczyźnie, który przecież w najgorszym razie mógł się okazać policjantem, a w najlepszym - rodzicem?

Nie, dealerzy (bo kupowałem u kilku) sprzedali narkotyki menelowi, na którego byłem ucharakteryzowany, jako że i włosy miałem długie, i ubranie "nieco" sfatygowane, i mnóstwo błękitnych plamek na żyłach dłoni i obu przedramion, zrobionych wiecznym piórem...

Kupowałem narkotyki PRAWIE pod okiem funkcjonariuszy, w krzakach przy ul. Agricola (Agrykola), tuż przy kawiarni "Na rozdrożu". Dealerzy sami zaczepiali idące na koncert dzieciaki, pytając "Działkę?". I to oni już się kręcili w przejściu podziemnym koło Ministerstwa Sprawiedliwości i wzdłuż całej drogi z Placu na Rozdrożu do bramki wejściowej na teren koncertu, trochę poniżej zamku ujazdowskiego.

Narkotyki miałem kupić i dostarczyć do redakcji, a nie jakiemuś gliniarzowi. Byłem pewien, że jest gdzieś w pobliżu umówiony fotoreporter. Ale go, jak się okazało, nie było. Zdenerwowałem się tym i "trawę" wywaliłem do pierwszego z brzegu kosza na śmieci. Był to rok 2002.

I jeszcze jedno, a propos policji: owszem, kreciło się ich sporo, ale nie interweniowali nawet w przypadku osuszania butelek z winem pod filarami wiaduktu Trasy Ł, dosłownie 3 kroki od ronda przy ul. Myśliwieckiej. Wyglądało zabawnie: z jednej strony filara dzieciaki, wlewające w siebie "na tępo" wino wprost z butelki, z drugiej - odchodzący majestatycznym krokiem patrol mundurowych. Żałuję, że nie miałem kamery video, bo byłoby na co popatrzeć, oj było... No ale byłem menelem, a który menel chodzi z kamerą?

Dobrze - wracając do policji: dlaczego policja NIGDY nie interweniowała na prośby i błagania mieszkańców domów w okolicach TVP na Woronicza, którzy błagali o przegonienie z ich klatek narkomanów i dealerów, kręcących się tam i szprycujących podczas finałów WOŚP? Było to w latach 1998-1999 - wtedy jeszcze nie wszystkie klatki schodowe miały drzwi takie jak sejfy bankowe. Ówczesny rzecznik KS Policji odpowiedział mi, że policjanci są tam, ale nie w mundurach, żeby "nie drażnić młodzieży".

Swoją drogą ciekawi mnie i proszę o odpowiedź: na miejscu była policja, czy po zakupie sprowadziłeś policjantów, żeby aresztowali tego drania? W końcu był świadek - fotograf, był dowód - narkotyki. Dealer pewnie miał ich więcej w kieszeniach.

Nie było fotografa, bo zwiał, zanim weszliśmy "w akcję". Ja byłem ubrany jak menel i pewno gdybym poszedł do mundurowego, trafiłbym na "dołek", zanim bym zdążył wyciągnąć "blachę" i glejt.Ryszard Jakubowski edytował(a) ten post dnia 12.11.07 o godzinie 18:27

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

hmmm i menel z siniakami na rękach miał kasę na taki rarytasik jak do niczego mu nie potrzebna trawa w ilości wartej 2000-3000zł ?

nawet najbardziej zdebilały dealer nie sprzedałby Ci 100gram na mieście??Mateusz Witczyński edytował(a) ten post dnia 12.11.07 o godzinie 18:35
Witold F.

Witold F. Magazyn
"Kontrateksty",publi
systa,dziennikarz,cz
asem urzę...

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Mateusz Witczyński:
hmmm i menel z siniakami na rękach miał kasę na taki rarytasik jak do niczego mu nie potrzebna trawa w ilości wartej 2000-3000zł ?

nawet najbardziej zdebilały dealer nie sprzedałby Ci 100gram na mieście??Mateusz Witczyński edytował(a) ten post dnia 12.11.07 o godzinie 18:35

Nie takie cuda życie pisze, to akurat nie jest specjalnie "wygórowane".

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

sorry, ale to jest bajka i we wszystko wierzyć mogę ale nie w takie cuda

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Mateusz Witczyński:
hmmm i menel z siniakami na rękach miał kasę na taki rarytasik jak do niczego mu nie potrzebna trawa w ilości wartej 2000-3000zł ?

Nie, nie miał NA RAZ takiej kasy. Kręcił się miedzy dealerami i skupował towar. Kupowałem na górze, koło kawiarni "Na rozdrożu, ale i po drugiej stronie trasy Ł., czyli w krzakach przy ulicy Lennona, i na samym dole, tuż pod bramą szkoły i pod filarami Trasy Ł. Gram kosztował wtedy (na tej imprezie) 6-7 złotych, 5 gramów za 20-25 złotych!!! Normalnie, np. w Hybrydach - wtedy "towar" kosztował 10-15 złotych. Ceny na takich imprezach zawsze były niższe, niż w normalnych "herbapolach".

A ile miałem pieniędzy w kieszeni, tego nikt nie widział.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Mateusz Witczyński:

nawet najbardziej zdebilały dealer nie sprzedałby Ci 100gram na mieście??Mateusz Witczyński edytował(a) ten post dnia 12.11.07 o godzinie 18:35

Nie wiem, czy jeden dealer tyle miałby nawet w domu! Przeczytaj poprzedni post.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Mateusz Witczyński:
hmmm i menel z siniakami na rękach miał kasę na taki rarytasik jak do niczego mu nie potrzebna trawa w ilości wartej 2000-3000zł ?

nawet najbardziej zdebilały dealer nie sprzedałby Ci 100gram na mieście??Mateusz Witczyński edytował(a) ten post dnia 12.11.07 o godzinie 18:35

Przy tej ilości są szanse na rabat, biorąc pod uwagę rok, 2002, jesli dobrze wyczytałem, to to jest w granicach 1000-1200pln. Co nie zmienia faktu, że jakikolwiek diler bujający się z taką ilością na publicznym ivencie, to, jak zostało już napisane wyżej - kamikadze vel samobójca. Ilość z której można się wyłgać policji nie przekracza 3 gram, w związku z czym noszenie większego zapasu przy sobie, szczególnie pośród mundurowych patroli, świadczyło jedynie o tym, że prowokujący dziennikarz wpadł na prowokującego policjanta, albo na pokątnego handlarza kocimiętką i estragonem, która to mieszanka, jak doświadczenie uczy na tego typu imprezach schodzi w ilościach hurtowych.
Nie podważając Pana metod, Panie Ryszardzie, żaden szanujący się diler nie sprzeda ziół gościowi wyglądającemu jak podstarzały grzejnik dworcowy - nie te, za przeproszeniem, kręgi biznesowe.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Mateusz Witczyński:
sorry, ale to jest bajka i we wszystko wierzyć mogę ale nie w takie cuda

Dziękuję za dobre słowo. Dziennikarzom, którzy rozpracowali Watergate, też tak mówiono na początku. Nawet dosadniej! Zrównałeś więc mnie z nimi, o czym nigdy nie marzyłem.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

polecam się na przyszłość

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Marcin W.:
Ilość
z której można się wyłgać policji nie przekracza 3 gram, w związku z czym noszenie większego zapasu przy sobie, szczególnie pośród mundurowych patroli, świadczyło jedynie o tym, że prowokujący dziennikarz wpadł na prowokującego policjanta, albo na pokątnego handlarza kocimiętką i estragonem, która to mieszanka, jak doświadczenie uczy na tego typu imprezach schodzi w ilościach hurtowych.

A nie można przekupić policjanta, żeby nie widział? Inna sprawa, że na "trawie" się nie znam, więc jest szansa, że kupowałem g...., co nie zmienia faktu, że policja powinna interweniować. Nie interweniowała.
Nie podważając Pana metod, Panie Ryszardzie, żaden szanujący się diler nie sprzeda ziół gościowi wyglądającemu jak podstarzały grzejnik dworcowy - nie te, za przeproszeniem, kręgi biznesowe.

Menel, odpowiednio ucharakteryzowany, ma wiek niesprecyzowany. Jako były pracownik Teatru Adekwatnego mam niezłe pojecie o charakteryzacji... Dealer chce zarobioć dealer soprzeda każdemu, kto wygląda na zniszczonego życiem narkomana. Ja wyglądałem. A dealowali gówniarze, najwyżej 16 - 17 - letni.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Oczywiście, że można przekupić policjanta, skłaniam się zresztą ku myśli, że jest to jedyna rola policji, jednakże trochę nie współgra mi to z drugą częscią opowieści, tą o 16-17 letnich łebkach, którzy zajmowali się dilem. Nie dlatego, że Panu nie wierzę, tylko z mojej znajomości 16-17 letnich łebków uprawiających tę profesję wynika, że policjanta jako takiego omijają oni szerokim łukiem i nawet przez myśl im nie przejdzie, by owemu dać w łapę, bo zazwyczaj kończy się to klasycznym K.O. bowiem prywatny przedsiębiorca w postaci młodzieńca, traci zarówno kasę, jak i towar, który przechodzi na pokątny fundusz policyjnych wdów czy sierot. Ryzyko związane z daniem w łapę policjantowi przekracza możliwości 16/17 latka chcącego dorobić do kieszonkowego. Choć oczywiście dopuszczam istnienie młodocianych wyjątków, trzęsących podziemnym rynkiem handlu ziołami w Warszawie w roku pańskim 2002, których stać na blatowanie wszystkich wokół.

Następna dyskusja:

Materiał dla dziennikarza




Wyślij zaproszenie do