konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Marcin W.:
Jerzy K.:
Ryszard Jakubowski:

Ryszardzie, ja mowie o GAZECIE!

Dzienniku/tygodniku

:)
Ja znalazłem:) Kilka tekstów w Wprost - głownie o tematyce górskiej, plus sporo na prawicowych portalach, głownie o tematyce młodziezowo-szołbiznesowo-muzycznej (za które serdecznie dziekuję, bo cudownie mi humor z rana poprawiły)

Piszę to, za co odpowiadam (także z KK, jeżeli zajdzie taka potrzeba) i za co coś "skapnie" z kasy wydawcy. A że są ludzie, którzy widzą inaczej rzeczywistość? Nie ma gwarancji że dwaj ludzie, patrząc na kawałek plastiku widzą to samo. Ja mogę widzieć w nim kartę kredytową, a "nawiedzony" katolik wyprodukowane przez Żydów narzędzie szatana.

Gdyby moje teksty komuś robiły krzywdę albo zawierały nieprawdziwe informacje, pewno przez ostatnie 10 lat nie wychodziłbym z sądu, prawda?

Poklecam jeszcze: "Perspektywy" "Superexpres z połowy lat 90., Poznaj Świat, Podróże, Świat i Podróże, i jeszcze kilka innych równie popularnych czasopism, oraz Rzepę z gazet codziennych.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Jerzy K.:
Ryszard Jakubowski:
Zajrzyj już teraz do ostatniego numeru "Bez recepty". A potem zaglądaj tam stale. Czasem przeszukaj googlami internet - ostatnio podpisuję teksty albo pełnym imieniem i nazwiskiem, albo r.j. (obie litery małe), albo jako Bobcat. Nie ułatwię ci życia, wykaż się dzkiennikarskimi umiejętnościami poszukiwawczymi.


Ryszardzie, ja mowie o GAZECIE!

Dzienniku/tygodniku

:)

Lokalnym, zapomniałeś dodać.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Jerzy K.:

Czemu nie zadzwoniles z portierni do znanego Ci urzednika z Dep. Turystyki?
Skoro tylko chciales zaczerpnac informacji?
Jaki to problem?
Nie rozumiem?

Ponieważ ci urzędnicy PROWADZILI tę konferencję, a ja spóźniłem się 10 minut. Nie chciano ich wywołać. Myślisz, że nie wpadłem na ten pomysł?

Pisalem juz - blache mozna "obejsc" umawiajac sie telefonicznie z konkretnym urzednikiem!

Cały czas tak robię. Niektórzy umówieni urzędnicy zaraz po powitaniu zadają pytanie "Czy mogę zobaczyć pańską legitymację prasową?". Nie wszyscy, na szczęście. Większość odpuszcza sobie te formalności.


Jesli za tekst mam dostac 100-200 zl, to uwazam to za "inwestycje"

Jeżeli nie mam zamówienia, a idę "rozejrzeć się", to są to pieniądze najczęściej wyrzucone w błoto. Bo potem muszę wydać kolejne 30 czy więcej złotych na tramwaje, żeby objechać wszystkie zaprzyjaźnione redakcje i próbować im sprzedać NIEZAMÓWIONY materiał. 100 - 60 = 40 złotych. Tyle wyniósłby potencjalny zysk. W sam raz za 4 dni pracy (jeden na Targach, kawałek drugiego na napisanie tekstu, reszta - na szukanie klienta). Średnio 50 groszy za godzinę pracy. Monkey business, czyli biznes po polsku w podręcznikowym wydaniu.


Bede, sprobuje.

Czerniakowska, róg Gagarina, po przekątnej od dawnej Sielanki.


Gdy temat jest kosztowny i trzeba nakladow, redakcja nie zainwestuje w ciemno. Wysle SPRADZONEGO wczesniej dziennikarza.

TAK.
Wysla zaufanego, pewnego, przetestowanego w boju.
Na pewno nie zaryzykuje kasy na osobe nieznana.
Redacje nie sa instytucja chartatywna.

Może umówić się, że koszty doliczy do honorarium, gdy uzna, że tekst jest dobry, prawda? Za tekst 200, zwrot kosztów - drugie 200 - i ten sam rachunek. A za free (200 - 200 = free) to niech pisze sobie sam naczelny. Strać go.

Mowimy o dziennikarstwie czy "dziennikarstwie" sponsorowanym?
Trzymajmy sie tematu!

Pisałem i czasem nadal pisuję "gotowce" dla różnych firm, które zwołują konfy. Pisuję też art. sponsorowane. Wybacz, że nie zdradzę, pod jakim pseudonimem.


Zgadza sie.
Czyli mam rozumiec, ze masz w nosie publikowanie w dziennikach, interesuja Cie TYLKO i WYLACZNIE ogolnopolskie tygodniki i miesieczniki?
Tam TEZ "inwestuja" w znanych sobie dziennikarzy.

Nie mam za wielkiego wyboru! W Warszawie mam SE, Rzepę i GW + mnóstwo bez;płatnych gazetek, z którymi nijak nie idzie sioę dogadać (nie mają czasu na rozmowę). W SE kiedyś publikowałem, w dodatku cotygodniowym (był taki). W Rzepie też, do czasu kiedy postawili na dole portiernię, przez którą trudno się przebić. W GW nie opublikuję nawet drobnego ogłoszenia, nawet gdybym z głodu umierał. Nie lubię jej za kilka świństek i za dość ciekawy sposób pojmowania współpracy:

"znajdź pan sponsora, który wyłoży co tydzień 70 tysięcy, a pozwolimy panu na założenie u nas działu dla niepełnosprawnych". Czytaj: zapłać za to, że będziesz dla nas pracował.


Tak. Ja.

Za tekst w znanym miesieczniku dla panow dostalem tyle kasy, co za miesiac pracy w wysokonakladowym dzienniku. Nie ponioslem ani grosza nakladow.

Za tekstu o górach dostaję też nie za mało, w każdym razie więcej, niż bym zarobił jako operator koparki w tym czasie, co taki tekst piszę. Nakłady? Zero, nie licząc kosztów prądu do zasilania kompa (chyba 30 groszy za dobę, internetu - też około 50 groszy za dobę). Ale żeby tak robić, musiałem przedtem przez 20 lat [po tych górach biegać, a to też kosztowało i to niemało. każdy, kto się wspinał, wie ile trzeba było 20 lat temu wydać na podstawowy sprzęt.

Ale gdyby dziś ktoś kazał mi napisać np. o zabiciu niedźwiadka przez turystów, bez rozmowy z nimi, z leśnikami, z dyrekcją TPN i z lekarzami, którzy opatrywali rzekome rany po "niedźwiedzich pazurach" - bez kilkuset złotych z góry na koszty wyjazdu do Zakopanego nie podejmę się. Co prawda mogę skorzystać z tekstów innych dziennikarzy, trochę wyssać z palca, resztę wydobyć w rozmowach telefonicznych... I większość pewno by tak zrobiła.


Pracujac dla tej redakcji czy TV, placilem za jedzenie z wlasnej kieszeni, parkingi slubowgo auta, benzyne do prywatnego, itd.
Per saldo mi sie oplacilo :
Za hotele też? Jeden nocleg we podrzędnym (**) hotelu, np. w Bytomiu (bo tam ostatnio nocowałem) kosztuje więcej, niż dostaniesz za 2 strony tekstu. Jesteś altruistą?

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszard Jakubowski:

Ale gdyby dziś ktoś kazał mi napisać np. o zabiciu niedźwiadka przez turystów, bez rozmowy z nimi, z leśnikami, z dyrekcją TPN i z lekarzami, którzy opatrywali rzekome rany po "niedźwiedzich pazurach" - bez kilkuset złotych z góry na koszty wyjazdu do Zakopanego nie podejmę się.

No to czemu przez ładne parę postów mi twierdziłeś, że nie da się odmówić napisania czegoś - bo z głowy ma się wszelkie zlecenia...?

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Kira F.:
Ryszard Jakubowski:

Ale gdyby dziś ktoś kazał mi napisać np. o zabiciu niedźwiadka przez turystów, bez rozmowy z nimi, z leśnikami, z dyrekcją TPN i z lekarzami, którzy opatrywali rzekome rany po "niedźwiedzich pazurach" - bez kilkuset złotych z góry na koszty wyjazdu do Zakopanego nie podejmę się.

No to czemu przez ładne parę postów mi twierdziłeś, że nie da się odmówić napisania czegoś - bo z głowy ma się wszelkie zlecenia...?


Gdyby Pan Ryszard rzeczywiście siedział w temacie mocno, znał osobiście ludzi ze środowiska, to by nie musiał nigdzie jeździć, a tekst by napisał taki, że mucha nie siada. Z leśnikami, z dyrekcją TPN, z lekarzami - porozmawiałby przez telefon. Zwłaszcza że Pan Ryszard akurat w takim temacie doskonale wie do kogo i pod jaki numer zadzwonić. A porozmawiałby, bo znaliby go już jako rzetelnego dziennikarza, który o górach pisze nie od wczoraj i do którego można mieć zaufanie, że nic nie przekręci. Z turystami rzecz jasna Pan Ryszard by nie rozmawiał, ale co mieli na swoją obronę do powiedzenia turyści - już cytowały agencje. Oczywiście mówimy o tekście "na szybko", na którego napisanie jest kilka, kilkanaście godzin. Gdyby to miał być jakiś duży reportaż "śladami biednego misia", to faktycznie - wyjazd, hotele, diety. Tylko faktycznie - kto za taki tekst zapłaci?Michał Piotrowski edytował(a) ten post dnia 14.11.07 o godzinie 13:27

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszard Jakubowski:

Jeżeli nie mam zamówienia, a idę "rozejrzeć się", to są to pieniądze najczęściej wyrzucone w błoto. Bo potem muszę wydać kolejne 30 czy więcej złotych na tramwaje, żeby objechać wszystkie zaprzyjaźnione redakcje i próbować im sprzedać NIEZAMÓWIONY materiał. 100 - 60 = 40 złotych. Tyle wyniósłby potencjalny zysk. W sam raz za 4 dni pracy (jeden na Targach, kawałek drugiego na napisanie tekstu, reszta - na szukanie klienta). Średnio 50 groszy za godzinę pracy. Monkey business, czyli biznes po polsku w podręcznikowym wydaniu.

Panie Ryszardzie, przepraszam ale czegoś nie rozumiem. Domyślam się, że wizytując redakcje, gra Pan na urok osobisty, próbując przy jego pomocy sprzedać niezamówiony tekst, ale to się przecież da załatwić mailem. Nawet z kawiarenki internetowej w ostateczności. Przy Pana doświadczeniu i dorobku, ksiązkę adresową w outlooku powinien miec pan nabitą po sam kraniec okna mailami redaktorów, dziennikarzy, etc, dzięki którym ma Pan bezpośredni dostęp do redakcji, nie ruszając się z domu.
Może mam inne doświadczenia (przepraszam, na pewno mam inne i zupełnie nieporównywalne ze względu na róznicę wieku), ale nauczyłem się, że jesli nie da się czegoś sprzedać via mail lub telefon, to po prostu najczęsciej nie da się tego sprzedać - albo tekst jest słaby (u mnie to pewno najczęstsza przyczyna), albo po prostu temat nikogo atualnie nieinteresuje i generalnie nie ma sensu jeździć osobiście i truć d. ludziom, którzy nie chcą współpracować.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Marcin W.:
Może mam inne doświadczenia (przepraszam, na pewno mam inne i zupełnie nieporównywalne ze względu na róznicę wieku), ale nauczyłem się, że jesli nie da się czegoś sprzedać via mail lub telefon, to po prostu najczęsciej nie da się tego sprzedać - albo tekst jest słaby (u mnie to pewno najczęstsza przyczyna), albo po prostu temat nikogo atualnie nieinteresuje i generalnie nie ma sensu jeździć osobiście i truć d. ludziom, którzy nie chcą współpracować.

Młodyś, a mądryś :)

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Kira F.:

No to czemu przez ładne parę postów mi twierdziłeś, że nie da się odmówić napisania czegoś - bo z głowy ma się wszelkie zlecenia...?

Odmowa odmowie nierówna... W tym przypadku byłaby to prośba o zwrot rzeczywiście poniesionych kosztów. Gdyby redakcja powiedziała - "nie zwracamy", nie pojechałbym, a to oznacza, że nie miałbym materiałów, czyli - nie byłoby tekstu. Pewno byłbym w tej redakcji "spalony". Chyba, że uprzedzona redakcja o uboższym materiale dowodowym by na to poszła. Wtedy "jadę" przez internet po infach agencyjnych, spisuję je swoimi słowami, wykonuję 2 czy 3 telefony do leśników i cytuję ich wypowiedzi BEZ nagrań jako dowody, bo z mojego telefonu nie można nagrywać). Słowem - typowy tekst w wykonaniu typowego polskiego dziennikarza - bez ruszania d.... zza biurka.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Michał Piotrowski:

Młodyś, a mądryś :)

To tylko rozsądnie wyważona poza przybrana na forum, na którym nikt mnie nie zna:P

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Marcin W.:

Panie Ryszardzie, przepraszam ale czegoś nie rozumiem. Domyślam się, że wizytując redakcje, gra Pan na urok osobisty, próbując przy jego pomocy sprzedać niezamówiony tekst, ale to się przecież da załatwić mailem.

Nie da się. Redakcje programowo nie odpowiadają na maile.
Nawet z kawiarenki internetowej w ostateczności. Przy Pana doświadczeniu i dorobku, ksiązkę adresową w outlooku powinien miec pan nabitą po sam kraniec okna mailami redaktorów, dziennikarzy, etc, dzięki którym ma Pan bezpośredni dostęp do redakcji, nie ruszając się z domu.

Ha i tu jest problem. Nie mam nabitej, bo miałem kilka poważnych awarii komputera i praktycznie historia kontaktów zaczyna się w nim od września tego roku. Reszta, w tym materiały nie zarchiwizowane na CD, przepadła. Odtwarzam kontakty z wizytówek, notatek itd.
Może mam inne doświadczenia (przepraszam, na pewno mam inne i zupełnie nieporównywalne ze względu na róznicę wieku), ale nauczyłem się, że jesli nie da się czegoś sprzedać via mail lub telefon, to po prostu najczęsciej nie da się tego sprzedać - albo tekst jest słaby (u mnie to pewno najczęstsza przyczyna), albo po prostu temat nikogo atualnie nieinteresuje i generalnie nie ma sensu jeździć osobiście i truć d. ludziom, którzy nie chcą współpracować.

Odpowiem tak: cóż to za ocena jakości tekstu, jeżeli NIE MA go komu pokazać? Wysłać mailem bez wcześniejszego uzgodnienia? Nikt tego nie przeczyta. W każdym razie nie udało mi się "w ciemno" sprzedać do tej pory żadnego tekstu przez e-mail. Owszem po uzgodnieniu telefonicznym tak! Ale trzeba i tak trzeba potem kilka razy dzwonić i pytać, co z tekstem i kiedy się ukaże, bo zapomną o nim.

Napewno nie jest tak we wszystkich redakcjach, ale w tych siedemdziesięciu ośmiu, których adresy e-mail ściągnąłem z Teleadresona, a które "wyglądały" na poważne, tak się dzieje.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszard Jakubowski:

Słowem - typowy tekst w wykonaniu typowego polskiego dziennikarza - bez ruszania d.... zza biurka.

Wiesz, mi się wydaje że ten uraz do nieruszania d4 zza biurka, to on też przesadny jest. Pewnie, że takiego np. artykuliku o kafejkach nie da się napisać bez ruszania. Ale wrzucałam latem tekst typowo informacyjny na temat Przystanku Woodstock - kto zagra, rozkład dni, połączenia do Kostrzyna, tego typu rzeczy. I weź mi powiedz, co mi do tego tekstu wniesie ruszenie tyłka do Kostrzyna...?

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszard Jakubowski:

Ha i tu jest problem. Nie mam nabitej, bo miałem kilka poważnych awarii komputera i praktycznie historia kontaktów zaczyna się w nim od września tego roku. Reszta, w tym materiały nie zarchiwizowane na CD, przepadła. Odtwarzam kontakty z wizytówek, notatek itd.

Troszkę offtopik, ale nie mogę się powstrzymać - jesli mnie kiedyś natchnie, żeby napisać tekst o ludziach prześladowanych przez tak totalne fatum, że Edyp to przy nich mały pikuś, bedę mógł się do Pana zgłosić?

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Kira F.:

Wiesz, mi się wydaje że ten uraz do nieruszania d4 zza biurka, to on też przesadny jest. Pewnie, że takiego np. artykuliku o kafejkach nie da się napisać bez ruszania. Ale wrzucałam latem tekst typowo informacyjny na temat Przystanku Woodstock - kto zagra, rozkład dni, połączenia do Kostrzyna, tego typu rzeczy. I weź mi powiedz, co mi do tego tekstu wniesie ruszenie tyłka do Kostrzyna...?

Nie obraź się, ale co ma piernik do wiatraka? Przepisanie własnymi słowami programu TV czy jakiejś imprezy nazywasz dziennikarstwem???

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Marcin W.:
Ryszard Jakubowski:

Ha i tu jest problem. Nie mam nabitej, bo miałem kilka poważnych awarii komputera i praktycznie historia kontaktów zaczyna się w nim od września tego roku. Reszta, w tym materiały nie zarchiwizowane na CD, przepadła. Odtwarzam kontakty z wizytówek, notatek itd.

Troszkę offtopik, ale nie mogę się powstrzymać - jesli mnie kiedyś natchnie, żeby napisać tekst o ludziach prześladowanych przez tak totalne fatum, że Edyp to przy nich mały pikuś, bedę mógł się do Pana zgłosić?

Zapraszam. Może stanę się dzięki temu sławniejszy od Edypa i nie tylko od niego... Może nawet od samej Kasandry? Bo jakimś cudem najlepiej wychodzą mi samospełniające się przepowiednie - prawie zawsze coś "wykraczę" i to "coś" niekoniecznie mnie dotyczy. Kiedyś nazywano to "nosem dziennikarskim", dziś uważa się to za rodzaj zoboczenia.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszard Jakubowski:

Nie obraź się, ale co ma piernik do wiatraka? Przepisanie własnymi słowami programu TV czy jakiejś imprezy nazywasz dziennikarstwem???

Aż zgłupiałam, ale sobie pogrzebałam i sprawdziłam.
Wyszło mi tak (porównałam z różnymi źródłami):

Wzmianka - najmniejszy gatunek informacyjny; zawiera powiadomienie o pojedynczym fakcie, wydarzeniu lub stanie rzeczy. Odpowiada na pytania kto?, co?, gdzie?

Notatka - odmiana wzmianki, wzbogacona o dodatkowe fakty szczegółowe. Cechą charakterystyczną notatki jest statyczne wyliczenie faktów.

Jakbym nie kombinowała, to tekst informujący o konkretnym wydarzeniu, jego planowanym przebiegu, możliwościach znalezienia się tam, plus porównujący na szybko ilość uczestników, łatwość dojazdu, zmiany 'repertuaru' (tu: gatunków muzyki i występujących zespołów) w roku obecnym i poprzednich - całkiem nieźle mi pasuje do tych dwóch powyżej...

Jak mówiłam znać się nie znam, więc jeśli napisanie takowych wypada z dziennikarstwa to proszę o 'rekonfigurację' mojego toku rozumowania?Kira F. edytował(a) ten post dnia 14.11.07 o godzinie 14:12

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszardzie, staram sie pomoc.
Znajac troche rynek dziennikarski, napisalem Ci (zreszta nie tylko ja) sposoby, mozliwosci, szanse, kierunki.
Ty we wszystkim starsz sie doszukac dziury w calym by udowodnic, ze to niemozliwe.

Widzisz, mnostwo moich znajomych i przyjaciol ucieklo do Warszawy.
Wierz mi, znalezli prace nie dlatego, ze sa mlodzi (jedna z kolezanek ma 50-ke, awansowala z dziennikarza na redaktora w ogolnopolskim dzienniku), nie dlatego ze sa w jakis "ukladach" (niektorzy zmieniaja redakcje), nie pisza/przygotowuja materialy "pod dyktando" (przeciwnie, czesto sa skonfliktowani z niektorymi redaktorami), a na dodtek awansuja, dostaja kupe kasy za to itd.
Imponuje mi, gdy samotna 28-latka za WLASNE pieniadze (kredyt oczywiscie) kupuje sobie 40 m w centrum Wawy. Ciesze sie, gdy slysze przyjaciela na placowce za granica (choc boje sie o jego zycie, bo sie peleta tam, gdzie najniebezpieczniej). Zazdroszcze kolezance, ze stac ja na hulaszcze zycie i w Stolicy i czesto w Krakowie, choc splaca raty zamieszkanie. Itd.

Oni po prostu chca sie uczyc, pracowac.
Zamiast narzekac - dzialaja.

Ryszardzie, zamiast sie zloscic, prosze, przeczytaj te poswiecone sobie watki. Znajdziesz tam TAKZE mnostwo cennych rad i sugestii.
Wystarczy wcielic je w zycie, zamiast tracic energie na wyszukiwanie sztucznych i w 99 proc. nieistniejacych przeszkod.

:)

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Kira F.:
Jak mówiłam znać się nie znam, więc jeśli napisanie takowych wypada z dziennikarstwa to proszę o 'rekonfigurację' mojego toku rozumowania?

Wiesz, bo Pan Ryszard jest starym lisem i wygą, jest Bobcatem, wszystko musi sam osobiście, bo inaczej nie uwierzy, że się odbywa. Tak więc do napisania kilkunastowierszowej informacji o zabitym misiu potrzebna jest mu wyprawa w Tatry, hotel, diety itp. Po drodze zdarzą mu się jakieś przygody typu amnezja, albo kradzież kart kredytowych, albo pomyłkowe aresztowanie przez WOP. Tak więc pewnie całość, łącznie z napisaniem tekstu, powrotem, osobistym dotarciem do redakcji zajmie mu tydzień. A po tygodniu to już informacja o misiu jest równie nieświeża jak sam miś. Ja się nie dziwię czemu redakcje mają takiego freelancera w d*** - bo chcą mieć informację rzetelnie ale też szybko. A jak wcześniej już mówiłem - kilkuwierszowego newsa o misiu można napisać dobrze zza biurka.
Joanna Kadłubek

Joanna Kadłubek dziennikarka
społeczna

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Rysiek - Jerzy ma rację. Na tych wątkach naprawdę jest sporo praktycznych rad. Nic tylko czerpać, a nie mnożyć problemy. Twoje teksty czytam, są ciekawe, choć muszę powiedzieć że nie są wolne od wad. Ale to już na priv niebawem.

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Jerzy K.:
Ty we wszystkim starsz sie doszukac dziury w calym by udowodnic, ze to niemozliwe.

Ależ ja ich nie szukam. Już zdążyłem w sporą część tych, twoim zdaniem, nieistniejących dziur wpaść i połamać sobie nogi. Ty zachowujesz się tak, jakbyś znał moje życie minuta po minucie i jakbyś wiedział, gdzie nie poszedłem pytać o zlecenia, gdzie chciano zamówić moje teksty, ale ja szedłem inną ulicą... Czyżbyś uczył się na jasnowidza od jakiegoś dyletanta w tej dziedzinie? A może wolisz porównanie do kierowcy, który słysząc w radio komunikat o gołoledzi, mówi - "Znów kłamią" i mocniej dociska gaz? Albo jak sekretarz PZPR który wysuwał jakąś tezę a gdy oponent mu dowodził, że teza jest niesłuszna, bo fakty są inne, mówił: "Jeżeli fakty temu przeczą, tym gorzej dla faktów". Przypomnij sobie, kto to powiedział?


Wierz mi, znalezli prace nie dlatego, ze sa mlodzi (jedna z kolezanek ma 50-ke, awansowala z dziennikarza na redaktora w ogolnopolskim dzienniku), nie dlatego ze sa w jakis "ukladach" (niektorzy zmieniaja redakcje), nie pisza/przygotowuja materialy "pod dyktando" (przeciwnie, czesto sa skonfliktowani z niektorymi redaktorami), a na dodtek awansuja, dostaja kupe kasy za to itd.
Imponuje mi, gdy samotna 28-latka za WLASNE pieniadze (kredyt oczywiscie) kupuje sobie 40 m w centrum Wawy.

1. Nie mamy funduszy na zewnętrznych autorów.
2. Na razie nie prowadzimy rekrutacji
3. Nam nie potrzebni aż tacy fachowcy, potrzebujemy wyrobników do czarnej roboty
4. Pan, niestety, ma za wysokie kwalifikacje na nasze potrzeby (jedna z nielicznych pisemnych odpowiedzi na aplikację)
5. Przyjmujemy tylko studentów na praktyki.
6. Pańskie dotychczasowe dokonania nie pasują do profilu naszej gazety (zaszufladkowanie)

Wiesz ile razy i jak często ja słyszę te i podobne odpowiedzi? Raz na rok, czy może raz na miesiąc? Nawet w redakcjach, które kupiły do tej pory ode mnie po kilkanaście tekstów?
Ryszardzie, zamiast sie zloscic, prosze, przeczytaj te poswiecone sobie watki. Znajdziesz tam TAKZE mnostwo cennych rad i sugestii.
Wystarczy wcielic je w zycie, zamiast tracic energie na wyszukiwanie sztucznych i w 99 proc. nieistniejacych przeszkod.

:)

Najistotniejszą przeszkodą, która została zdefiniowana dzięki tej dyskusji, jest to, że publikowały moje teksty różne podejrzane portale internetowe, od faszyzujących do "porąbanych". A i bywało, że przez to, iż mnie wydawała MUZA, nazywano mnie "człowiekiem z otoczenia Czarzastego" - bo przecież obcemu to on by książek nie wydawał.Ryszard Jakubowski edytował(a) ten post dnia 14.11.07 o godzinie 14:54

konto usunięte

Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.

Ryszard Jakubowski:
>

1. Nie mamy funduszy na zewnętrznych autorów.
2. Na razie nie prowadzimy rekrutacji
3. Nam nie potrzebni aż tacy fachowcy, potrzebujemy wyrobników do czarnej roboty
4. Pan, niestety, ma za wysokie kwalifikacje na nasze potrzeby (jedna z nielicznych pisemnych odpowiedzi na aplikację)
5. Przyjmujemy tylko studentów na praktyki.
6. Pańskie dotychczasowe dokonania nie pasują do profilu naszej gazety (zaszufladkowanie)

Panie Ryszardzie. Tym razem zupełnie bez złośliwości. Nie dało to Panu do myślenia? Jest Pan świetny w tematyce turystycznej, zna się Pan na country. W tych tematach ma Pan taką przewagę nad innymi, że nie tylko artykuły, ale i książki - np. przewodniki może Pan pisać z przysłowiowym palcem w przysłowiowej ... czapce. Może nie warto się rozdrabniać? Zwłaszcza, że te argumenty, które Pan cytuje powyżej wcale nie są dziwne, ani złośliwe. Redakcje dzienników, tygodników - zazwyczaj mają etatowych dziennikarzy i nie szukają zewnętrznych autorów poza tekstami mocno specjalistycznymi. A i takie - proszę mi wierzyć - zdolny dziennikarz jest w stanie na poziomie wystarczającym dla gazety napisać podpierając się wypowiedziami fachowców. Od narkotyków, przekrętów, czy wchodzenia na lotnisko - redakcje też mają swoich ludzi. Sprawdzonych i pewnych, takich którym fotograf nie ucieknie bez uprzedzenia.

A Pana profil faktycznie jest mocno specjalistyczny - i nie chcę Pana szufladkować, tylko zwrócić uwagę, że choćby z tego co Pan sam tutaj powyżej pisał wynika, iż specyfiki pracy w redakcji, warsztatu tworzenia informacji prasowej, musiałby się Pan uczyć niemal od podstaw.Michał Piotrowski edytował(a) ten post dnia 14.11.07 o godzinie 15:13

Następna dyskusja:

Materiał dla dziennikarza




Wyślij zaproszenie do