Temat: Pierwsze przykazanie polskiego dziennikarza.
Jerzy K.:
Czemu nie zadzwoniles z portierni do znanego Ci urzednika z Dep. Turystyki?
Skoro tylko chciales zaczerpnac informacji?
Jaki to problem?
Nie rozumiem?
Ponieważ ci urzędnicy PROWADZILI tę konferencję, a ja spóźniłem się 10 minut. Nie chciano ich wywołać. Myślisz, że nie wpadłem na ten pomysł?
Pisalem juz - blache mozna "obejsc" umawiajac sie telefonicznie z konkretnym urzednikiem!
Cały czas tak robię. Niektórzy umówieni urzędnicy zaraz po powitaniu zadają pytanie "Czy mogę zobaczyć pańską legitymację prasową?". Nie wszyscy, na szczęście. Większość odpuszcza sobie te formalności.
Jesli za tekst mam dostac 100-200 zl, to uwazam to za "inwestycje"
Jeżeli nie mam zamówienia, a idę "rozejrzeć się", to są to pieniądze najczęściej wyrzucone w błoto. Bo potem muszę wydać kolejne 30 czy więcej złotych na tramwaje, żeby objechać wszystkie zaprzyjaźnione redakcje i próbować im sprzedać NIEZAMÓWIONY materiał. 100 - 60 = 40 złotych. Tyle wyniósłby potencjalny zysk. W sam raz za 4 dni pracy (jeden na Targach, kawałek drugiego na napisanie tekstu, reszta - na szukanie klienta). Średnio 50 groszy za godzinę pracy. Monkey business, czyli biznes po polsku w podręcznikowym wydaniu.
Bede, sprobuje.
Czerniakowska, róg Gagarina, po przekątnej od dawnej Sielanki.
Gdy temat jest kosztowny i trzeba nakladow, redakcja nie zainwestuje w ciemno. Wysle SPRADZONEGO wczesniej dziennikarza.
TAK.
Wysla zaufanego, pewnego, przetestowanego w boju.
Na pewno nie zaryzykuje kasy na osobe nieznana.
Redacje nie sa instytucja chartatywna.
Może umówić się, że koszty doliczy do honorarium, gdy uzna, że tekst jest dobry, prawda? Za tekst 200, zwrot kosztów - drugie 200 - i ten sam rachunek. A za free (200 - 200 = free) to niech pisze sobie sam naczelny. Strać go.
Mowimy o dziennikarstwie czy "dziennikarstwie" sponsorowanym?
Trzymajmy sie tematu!
Pisałem i czasem nadal pisuję "gotowce" dla różnych firm, które zwołują konfy. Pisuję też art. sponsorowane. Wybacz, że nie zdradzę, pod jakim pseudonimem.
Zgadza sie.
Czyli mam rozumiec, ze masz w nosie publikowanie w dziennikach, interesuja Cie TYLKO i WYLACZNIE ogolnopolskie tygodniki i miesieczniki?
Tam TEZ "inwestuja" w znanych sobie dziennikarzy.
Nie mam za wielkiego wyboru! W Warszawie mam SE, Rzepę i GW + mnóstwo bez;płatnych gazetek, z którymi nijak nie idzie sioę dogadać (nie mają czasu na rozmowę). W SE kiedyś publikowałem, w dodatku cotygodniowym (był taki). W Rzepie też, do czasu kiedy postawili na dole portiernię, przez którą trudno się przebić. W GW nie opublikuję nawet drobnego ogłoszenia, nawet gdybym z głodu umierał. Nie lubię jej za kilka świństek i za dość ciekawy sposób pojmowania współpracy:
"znajdź pan sponsora, który wyłoży co tydzień 70 tysięcy, a pozwolimy panu na założenie u nas działu dla niepełnosprawnych". Czytaj: zapłać za to, że będziesz dla nas pracował.
Tak. Ja.
Za tekst w znanym miesieczniku dla panow dostalem tyle kasy, co za miesiac pracy w wysokonakladowym dzienniku. Nie ponioslem ani grosza nakladow.
Za tekstu o górach dostaję też nie za mało, w każdym razie więcej, niż bym zarobił jako operator koparki w tym czasie, co taki tekst piszę. Nakłady? Zero, nie licząc kosztów prądu do zasilania kompa (chyba 30 groszy za dobę, internetu - też około 50 groszy za dobę). Ale żeby tak robić, musiałem przedtem przez 20 lat [po tych górach biegać, a to też kosztowało i to niemało. każdy, kto się wspinał, wie ile trzeba było 20 lat temu wydać na podstawowy sprzęt.
Ale gdyby dziś ktoś kazał mi napisać np. o zabiciu niedźwiadka przez turystów, bez rozmowy z nimi, z leśnikami, z dyrekcją TPN i z lekarzami, którzy opatrywali rzekome rany po "niedźwiedzich pazurach" - bez kilkuset złotych z góry na koszty wyjazdu do Zakopanego nie podejmę się. Co prawda mogę skorzystać z tekstów innych dziennikarzy, trochę wyssać z palca, resztę wydobyć w rozmowach telefonicznych... I większość pewno by tak zrobiła.
Pracujac dla tej redakcji czy TV, placilem za jedzenie z wlasnej kieszeni, parkingi slubowgo auta, benzyne do prywatnego, itd.
Per saldo mi sie oplacilo :
Za hotele też? Jeden nocleg we podrzędnym (**) hotelu, np. w Bytomiu (bo tam ostatnio nocowałem) kosztuje więcej, niż dostaniesz za 2 strony tekstu. Jesteś altruistą?