Diana Pogodna wolny zawód
Temat: Dziennikarstwo śledcze .
"Jedna z pielęgniarek poznańskiego Centrum Stomatologicznego zgadza się porozmawiać. Na parkingu. Wystraszona, kilka razy upewnia się, że nie zdradzę jej nazwiska.- Rozmawiał pan z pacjentką sprzed dziesięciu lat? Ale to trwa od dwudziestu, od kiedy doktor Maria P. zaczęła leczyć. A jej pacjenci to głównie dzieci, leczone na koszt NFZ, bo ich rodziców nie stać na prywatnego ortodontę. Żal patrzeć, jak je kaleczy, krzyczy, nie przychodzi na wizyty, dlatego namawiamy do zmiany lekarza. Nie zliczę już tych pacjentów, których stąd wyganialiśmy.
"To musiało się tak skończyć"
Na początku marca chcę zapisać dziecko na wizytę do dr Marii P. Rozmowa z recepcją Centrum wygląda tak:
- Ale proponuję do doktor Konopki - mówi recepcjonistka.
- Ale chciałbym do doktor Marii P.
- Ale ja proponuję panu innego lekarza.
- A dlaczego?
- No jak pan chce (słyszę, że recepcjonistka wzdycha, coś z kimś konsultuje). Wolny termin mam na 26 marca. Pasuje panu?
Pasuje.
Ale to jedyne, co pasuje.
Bo lekarka kaleczy małych pacjentów w klinice ortodoncji, która mieści się w najnowocześniejszym w kraju Centrum Stomatologii przy poznańskim Uniwersytecie Medycznym.
- O co tu chodzi? - pytam profesor Honoratę Shaw, która osiem lat temu była wśród inicjatorów powstania Centrum Stomatologii i jest byłym dziekanem Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Medycznego (wtedy jeszcze Akademii). Gdy słyszy nazwisko lekarki, początkowo nie chce rozmawiać.
W końcu się zgadza: - To musiało się tak skończyć. Biedna Danusia. W tej sprawie matka myślała, że jest w stanie dopilnować córkę. Okazuje się, że to przerosło też nas, środowisko lekarzy.
Córka pod skrzydłami matki
Ta historia zaczyna się w latach 70. na Akademii Rolniczej. Bo Maria P., córka poznańskiej ortodontki Danuty Kaźmierczak, chciała być ogrodnikiem. Nie ustaliłem, kiedy matka wykryła u niej chorobę, ale zaraz po studiach ogrodniczych Maria P. miała staż w Polskiej Akademii Nauk, w zakładzie genetyki roślin. Danuta Kaźmierczak przychodziła tam, pytając przełożonych córki, jak sobie radzi. Wie o tym dr Anna Flisykowska-Kurhańska, poznański stomatolog: - Bo moja matka tam pracowała. I mówiła, że Kaźmierczak była jakaś nadopiekuńcza, pilnowała córkę aż nadto. Ale ona musiała po prostu wiedzieć o chorobie.
W latach 80. Maria P. kończy krótką karierę ogrodnika i trafia na poznańską Akademię Medyczną. Prof. Shaw: - Myślę, że Danusia chciała mieć większą kontrolę nad córką. Dlatego wzięła ją pod swoje skrzydła, czyli na medyczną uczelnię.
W Poznaniu działa wtedy instytut stomatologii przy Akademii Medycznej. Ma siedzibę w starych budynkach przy ul. Święcickiego. Tam stanowisko docenta ma Danuta Kaźmierczak i tam staż dostaje jej córka, by kształcić się na ortodontę."
Wiecej:
http://wyborcza.pl/1,76842,7819171,Uciekajcie_stad.html