konto usunięte

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Jakub Łoginow:
Witoldzie, może źle mnie zrozumiałeś, ale ja nie przekreślam pisania za darmo/publikowania za darmo dla zasady, jak leci. Doceniam Twój portal, powiem więcej, może tego nie skojarzyłeś ale tam również opublikowano (za darmo) mój tekst (o Białorusi i zakazie wjazdu), za co jestem wdzięczny. Ale...

Takich portali pro publico bono można na palcach policzyć. W większości przypadków to jest na tej zasadzie, że pod pozorem "dziennikarstwa obywatelskiego" ktoś po prostu pozyskuje bezpłatny kontent i zarabia na reklamach.

Czy zarabianie na reklamach jest złe? Nie, ja również zarabiam na reklamach. Ale te reklamy są wygenerowane dzięki tekstom, które sam napisałem lub opłaciłem, a nie dzięki polowaniu na jeleni.

Jakub,

ale przyznaj, że rzucasz czasami bezpodstawne oskarżenia w stosunku do osób, które zamieszczają tu ogłoszenia. Z niektórych nie wynika, czy to jest portal pro publico bono, który nie ma reklam i nie ma środków na płacenie autorom, a który jest klasycznym przykładem wyzysku jeleni i przyglądania się jak za darmo pracują na bogactwo innych. Bez tej wiedzy, twierdzenie, że to kolejny, cytuję, "[ch... cenzura], który chce się szybko dorobić wykorzystując naiwność młodych ludzi" jest chyba trochę przegięciem.
Ja rozumiem, że działają u Ciebie emocje, że budzi się poczucie sprawiedliwości, ale takie oskarżenia mogą nie wyjść na dobre.

konto usunięte

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Proponuję więc Kuba załatwić sobie, aby admini GL płacili Ci za znaki, które w pocie czoła piszesz na forach czy grupach. Skoro nie ma nic za darmo. Nota bene to chyba nawet jest dobry pomysł, bo czemu tylko Golden ma korzystać na tym, że za darmo robimy mu content.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Paweł Mazur:
Proponuję więc Kuba załatwić sobie, aby admini GL płacili Ci za znaki, które w pocie czoła piszesz na forach czy grupach. Skoro nie ma nic za darmo. Nota bene to chyba nawet jest dobry pomysł, bo czemu tylko Golden ma korzystać na tym, że za darmo robimy mu content.

Już się na ten temat wypowiedziałem, "wynagrodzeniem" dla mnie z tego, że spędzam swój czas pracy na GL są propozycje współpracy i inne wymierne korzyści, które się dzięki temu pojawiają. Tak więc nie siedzę na GL za darmo :P

konto usunięte

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Jakub ma rację i tyle. A oskarżanie go, że pisze o tym, bo chce promować swoje linki, jest dla mnie śmieszne.

Wiele osób pisze za darmo z jednej przyczyny. Liczą na to, że w końcu ktoś ich zauważy i da zarobić. A w bardzo wielu przypadkach tak właśnie jest.

konto usunięte

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Przemysław Soczyński:
Jakub ma rację i tyle. A oskarżanie go, że pisze o tym, bo chce promować swoje linki, jest dla mnie śmieszne.

Wiele osób pisze za darmo z jednej przyczyny. Liczą na to, że w końcu ktoś ich zauważy i da zarobić. A w bardzo wielu przypadkach tak właśnie jest.
Przeczysz sam sobie. Nie jest to w takim razie pisanie za darmo, a już na pewno nie na darmo, bo przecież z takiego pisania odnosi się lub odniesie się pewne wymierne korzyści, bo jak sam napisałeś autor liczy na rychłe "zauważenie go". Chyba, że Ty znaczenie słowa "za darmo" postrzegasz zupełnie inaczej.

konto usunięte

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

A ile osób na W24 pisze tylko po to, żeby później przejść gdzieś indziej?

Tyle samo pisze, bo to po prostu lubi.

Moim zdaniem nie można w tym przypadku wrzucać wszystkich do jednego worka.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Jak ktoś koniecznie chce pisać za darmo dla kogoś - cóż, trzeba być tolerancyjnym, różne dziwactwa zaakceptować.

Jasne jest, że można od czasu do czasu napisać list do redakcji, zabierając tym samym głos w ważnej kwestii (i nie wziąć za to honorarium). Samemu mi się to zdarzyło.

Ale ja tego listu do redakcji nie nazywam dziennikarstwem. Podobnie jak nie nazywam dziennikarstwem tekstów e-marketingowych.

A jak nazwać człowieka, który ciągle pisze tylko listy do redakcji (bo dziennikarstwo obywatelskie to właśnie są listy do redakcji)? Taka osoba prędzej wzbudzi śmiech i politowanie, niż ktoś ją dostrzeże i zaprosi do płatnej współpracy.

Coś z mojego osobistego doświadczenia. W 2009 roku regularnie wysyłałem niektóre artykuły z mojego portalu do przedruku różnym innym portalom, pod warunkiem podania źródła. I korzystali, a jakże! Puls Biznesu przedrukowywał, Bankier, Interia i inne poważne media, i to w widocznych miejscach. Osoby, którym te teksty wysyłałem, jak najbardziej mnie po pewnym czasie kojarzyły i pamiętały. Po czym np. temu redaktorowi z Pulsu Biznesu wysłałem maila z zapytaniem, czy jest możliwość pisania dla PB na normalnych zasadach, za kasę.

I co? Najpierw cisza, później w rozmowie telefonicznej że nie, że Puls Biznesu nie ma kasy, że mają już wystarczająco autorów i nie potrzebują nowych. Fakt, iż od roku byłem faktycznie ich współpracownikiem i dostarczałem im bezpłatnie kontent (ale także miałem w tym interes), nie miał znaczenia. Nie i nie, nie ma dyskusji. Podobnie we wszystkich innych portalach.

Jakie wnioski z tego?
- dostarczałem im chłam, ale skoro chłam jest za darmo to warto go również opublikować - patrz mój felieton,
- dostarczałem im co prawda fajny tekst, ale skoro stado jeleni jest gotowe dostarczyć tekst za darmo i z każdym rokiem stado jeleni będzie się powiększać, to po co płacić choćby złotówkę?

Tak więc jeśli wasze teksty opublikowały Interia, Onet, Puls Biznesu, Wyborcza itp., ale za darmo, nie ma się z czego cieszyć. To nic nie oznacza. Ja również się cieszyłem i teraz wiem że bezpodstawnie. Całe szczęście (dla mnie), że na Ukrainie jest inaczej (lepiej) :)Jakub Łoginow edytował(a) ten post dnia 19.11.10 o godzinie 20:57
Witold F.

Witold F. Magazyn
"Kontrateksty",publi
systa,dziennikarz,cz
asem urzę...

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Jakub Łoginow:
Witoldzie, może źle mnie zrozumiałeś, ale ja nie przekreślam pisania za darmo/publikowania za darmo dla zasady, jak leci. Doceniam Twój portal, powiem więcej, może tego nie skojarzyłeś ale tam również opublikowano (za darmo) mój tekst (o Białorusi i zakazie wjazdu), za co jestem wdzięczny. Ale...
Pamiętam. Jesteśmy bodaj jedynym wydawnictwem, periodykiem, który publikuje teksty z Białorusi, nadsyłane od współpracujących z nami tamtejszych korespondentów. Podobnie jak z Gruzji czy Wolnej Azji o Wietnamie lub o kontrowersjach z Chin. Nikt za to grosza nie dostaje i nikt za to grosza nie bierze, żadnych reklam komercyjnych, wyłącznie nasze działalności, książki, itp.
Bo, jak powiadam, cel jest inny, nie kasa lecz informacja taka, jaka w miediach "opiniotwórczych" sie nie pojawia lub pojawia zniekształcona. To była i jest główna idea powstania takiego pisma.
Takich portali pro publico bono można na palcach policzyć. W większości przypadków to jest na tej zasadzie, że pod pozorem "dziennikarstwa obywatelskiego" ktoś po prostu pozyskuje bezpłatny kontent i zarabia na reklamach.

Jeśli dostajemy taki sygnał to następuje interwencja. Na ogół skutkuje:)

Czy zarabianie na reklamach jest złe? Nie, ja również zarabiam na reklamach. Ale te reklamy są wygenerowane dzięki tekstom, które sam napisałem lub opłaciłem, a nie dzięki polowaniu na jeleni.

Inny przykład pisania za darmo, który jest całkowicie normalny - to na takiej zasadzie, że mój dobry znajomy ma portal i ja mu chcę zrobić przysługę, więc napiszę tekst i nie wezmę za to kasy. Albo ktoś mi prześle artykuł, który promuje jakąś sprawę dobroczynną, to mu go opublikuję, a jak będzie trzeba to i poświęcę te pół godziny na przetłumaczenie i opublikuję również w wersji ukraińskojęzycznej. To oczywiste sprawy, nie ma co się rozpisywać.

Si:)

Ale proszę pamiętać, że publikowanie za darmo "dla rozpowszechnienia informacji o ważnym problemie społecznym" jest równoznaczne z tym, że jeden i ten sam tekst można opublikować równocześnie w wielu mediach. Podałeś Witoldzie przykład "sprawy nieszczęśliwej matki, która nie może się od 10 lat doszukać w kraju sprawiedliwości". Podpisuję się dwoma rękami. Ale należy pamiętać, że jeżeli ten tekst jest publikowany za darmo, to żaden portal, na którym go opublikowano, nie może sobie rościć do niego majątkowych praw autorskich. Mówiąc w skrócie, jest publikowany jakby na zasadzie przedruku, a więc ten sam tekst ma prawo równocześnie pojawić się u Ciebie, u mnie, na Interii i w 50 innych miejscach i żaden z portali nie ma prawa powiedzieć, że tekst jest jego itp. Problem w tym, że wydawcy nie mają tej świadomości i taki uzyskany bezpłatnie tekst również podpinają pod "żadne z treści opublikowanych na .... nie może być przedrukowywane...".

Jak wyżej, jeśli dostajemy taki sygnał, to następuje interwencja. Inne portale mogą sobie przedrukowywać ile chcą i gdzie chcą, ale nie wolno dokonywać bez zgody autora lub naszej żadnych ingerencji w tekst, ani tez ograniczać możliwości dalszego rozpowszechniania. Celem jest właśnie trafienie z informacją do jak najszerszego grona odbiorców jako przeciwwagi dla spsiałych mediów, które publikuja to, co im się każe i na dodatek jedne drugim podrzucają to samo i w świat idzie "krzywe zwierciadło" rzeczywistości.

Osobiście marzy mi się sytuacja, w której jakaś porządna fundacja charytatywna założy popularną, wypozycjonowaną i poczytną platformę do dziennikarstwa obywatelskiego i tam będzie można pisać za darmo, ale zyski z reklam będą trafiały w całości (oczywiście po odliczeniu kosztów funkcjonowania portalu) na dożywianie biednych dzieci czy na walkę z rakiem. Wtedy to będzie miało sens. Powiem więcej - niech nawet to będzie tak, że komercyjne portale dziennikarstwa obywatelskiego zarabiają na tych reklamach dzięki stadom jeleni, ale 50% zysków z reklam kierują na cele charytatywne. Wtedy to również moim zdaniem będzie w porządku.

Żaden problem spróbować takiej akcji na szerszą sprawę, co kiedyś nawet próbowaliśmy zrobić, tworząc zalążek Stowarzyszenia Dziennikarzy i Mediów Internetowych. Niestety, zaraz zaczęło wyłazić polskie piekiełko i zwady, kto jest ważniejszy, gdzie i o czym i takie tam pierdoły. Do takiej inicjatywy trzeba zebrać tych, którzy dorośli do działania w sferze publicznej i wiedzą co to za zwierzę ta sfera oraz po co ona, ta sfera znaczy, powinna być zagospodarowana właśnie przez OBYWATELI, a nie wąskie grupy interesów, które kasą trzymaja za mordę media i paluchami pokazuja co te media mają robić i jak oraz kiedy.

I sorry, ale nie przekonują mnie argumenty w stylu "jesteśmy małym portalem, więc nie mamy zysków z reklam i dlatego nie możemy płacić ani centa". Bo ja potrafię nawet z 200 użytkowników dziennie (co to jest przy kilku tysiącach użytkowników, które mają portale dające tu ogłoszenia o pracy za darmo) wygenerować całkiem konkretne przychody z reklam, rzędu kilkuset złotych rocznie. Niekoniecznie w gotówce, ale w barterze to już owszem. Więc jeśli ktoś mówi, że przy 2000 unikalnych użytkowników dziennie jest portalem niekomercyjnym, nie przynoszącym przychodów z reklam, to sorry, ale moim zdaniem to jest dupa a nie wydawca - albo po prostu ściemniacz.

A świadome rezygnowanie z umieszczania reklam "bo my jesteśmy non-profit" jest moim zdaniem bez sensu. Lepiej umieszczajcie choćby reklamy Google Adsense, a całość przychodów kierujcie na "szlachetne cele", skoro nie chcecie inaczej.

Myśleliśmy o tym, ale gra nie warta świeczki. Koszty - podatki i ksiegowość - zeżarłyby cały zysk. A napychanie kabzy urzędnikom i innym obwiesiom pozostawiamy takim bonzom jak Fakt, GW, Rz SE itp.
Poza tym taka działalność zaczyna żeglować w kierunku uzależnienia od kasy a to potem się przekłada na próby narzucenia linii programowej i treści publikacji. A na takie dictum możemy jedynie odpowiadać: "a pocałujta w dupę wójta".
Witold F.

Witold F. Magazyn
"Kontrateksty",publi
systa,dziennikarz,cz
asem urzę...

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

I jeszcze coś w nawiązaniu do tytułu wątku. Otóż my nie publikujemy "każdego chłamu". Na dziesiątki nadsyłanych tekstów może 2-3% nadaje się do publikacji. Czasem, gdy nieporadnie napisane ale o rzeczach ważnych, siada któryś i go redaguje do postaci "jadalnej", uzgadnia z autorem i wówczas tekst idzie - pod egidą autora, co jest troche przegięciem, ale nie o prawa autorskie wszak chodzi. Niech tam sobie autor zbiera laury za niezły kawałek. Chodzi o przekaz treści i to wszystko.
Tak to wygląda. Zreszta sam wiesz Jakubie, skoro stronę znasz:)
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Uwierz mi Witoldzie, że nie do Ciebie moja krytyka skierowana była. Tylko do cwaniaków, jakich w naszym kraju wielu. I aby skutecznie walczyć z tym cwaniactwem, czasem trzeba użyć mocniejszych słów, bo inaczej się nie da.
Witold F.

Witold F. Magazyn
"Kontrateksty",publi
systa,dziennikarz,cz
asem urzę...

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Jakub Łoginow:
Uwierz mi Witoldzie, że nie do Ciebie moja krytyka skierowana była. Tylko do cwaniaków, jakich w naszym kraju wielu. I aby skutecznie walczyć z tym cwaniactwem, czasem trzeba użyć mocniejszych słów, bo inaczej się nie da.

Zgadzam się, trzeba, ale też warto jednak zaznaczać wyraźnie, że nie wszystko w czambuł na pal należy nadziewać, bo jest i taki obszar działności, który jest, a przynajmniej stra sie byc uczciwy, stawiając sprawę jasno: chcesz publikować, potrafisz, masz coś do powiedzenia istotnego - damy ci miejsce, pisz. Nie o nastolatku, który rąbnął babci smalec z okna czy o psie, który dał sie pogryźć listonoszowi (chyba, że ma być to zamierzona satyra).

To, na co się burzysz jest słuszne, oczywiście. Tym bardziejże szerzy sie coraz bardziej. I - jak wspomniałem wyżej - zaczyna przybierać formy skurwysyństwa ze strony bogatych mediów, które w ten sposób za darmo pęcznieją od darmowych materiałów, nabijają sobie kabzy wciąż więcej i więcej, a rasowi dziennikarze traca pracę.
To jest skurwysyństwo.Witold F. edytował(a) ten post dnia 19.11.10 o godzinie 22:12

konto usunięte

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Ale skoro ludzie się cieszą, że ich tekst pojawił się na dużo portalu i dalej będą im teksty podsyłać, to nic na to nie poradzicie.
Piotr Kalsztyn

Piotr Kalsztyn
dziennikarz/redaktor
/fotograf

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Jakub Łoginow:
>
Coś z mojego osobistego doświadczenia. W 2009 roku regularnie wysyłałem niektóre artykuły z mojego portalu do przedruku różnym innym portalom, pod warunkiem podania źródła. I korzystali, a jakże! Puls Biznesu przedrukowywał, Bankier, Interia i inne poważne media, i to w widocznych miejscach. Osoby, którym te teksty wysyłałem, jak najbardziej mnie po pewnym czasie kojarzyły i pamiętały. Po czym np. temu redaktorowi z Pulsu Biznesu wysłałem maila z zapytaniem, czy jest możliwość pisania dla PB na normalnych zasadach, za kasę.

I co? Najpierw cisza, później w rozmowie telefonicznej że nie, że Puls Biznesu nie ma kasy, że mają już wystarczająco autorów i nie potrzebują nowych. Fakt, iż od roku byłem faktycznie ich współpracownikiem i dostarczałem im bezpłatnie kontent (ale także miałem w tym interes), nie miał znaczenia. Nie i nie, nie ma dyskusji. Podobnie we wszystkich innych portalach.
Jakub Łoginow
edytował(a) ten post dnia 19.11.10 o godzinie 20:57

Nie myślisz, że w momencie gdy będziesz starał się o pracę w redakcji, która akurat poszukuje pracownika, np z ogłoszenia, to punkt w cv pt. współpraca z pulsem biznesu da Ci więcej niż prowadzenie własnego portalu?

W ogóle tak narzekacie na to dziennikarstwo darmowe jakby to była jakaś zbrodnia. Sam dziennikarsko "wychowałem się" w studenckim radiu, gdzie przez pięć lat nie dość, że nie zarobiliśmy na tym złamanego grosza to jeszcze dokładaliśmy z własnej kieszeni żeby jakoś się to kręciło. I nie wiem czy byliśmy ewenementem, ale jakoś nikt z tych, którzy po skończeniu studiów chcieli pracować w mediach, to nie mieli z tym większych problemów. Bo gdzieś się dziennikarstwa trzeba nauczyć, studia tego nie robią, w naturalny talent nie wierzę. Trudno oczekiwać aby redakcje płaciły komuś kogo trzeba dopiero uczyć.

PS: oczywiście rozumiem, że temat rozpoczął się od tego, że redakcje zabiegają o takiego darmowego jelenia, bez względu na jego umiejętności, dalej dyskusja przeniosła się jednak w kierunku 'nie wolno pisać za darmo, bo to jest złe', a z tym się akurat nie zgadzam:)
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Piotr Kalsztyn:
Nie myślisz, że w momencie gdy będziesz starał się o pracę w redakcji, która akurat poszukuje pracownika, np z ogłoszenia, to punkt w cv pt. współpraca z pulsem biznesu da Ci więcej niż prowadzenie własnego portalu?

Guzik to da!

O to właśnie chodzi, że ja też byłem takim "jeleniem". Nie, na szczęście nie pisałem za darmo, ale po prostu zamiast wyjechać do Anglii na zmywak i tam zarobić słuszne pieniądze i wrócić z nimi do Polski (z doskonałą znajomością angielskiego), ja właśnie w Polsce, Ukrainie i Słowacji pisałem dla prestiżowych mediów za średnie stawki, licząc na to, że później będzie to atut w rozmowach z innymi redakcjami. I że w perspektywie mi się to opłaci finansowo bardziej, niż wyjazd na zmywak do Anglii. Nie opłaciło się :( Nie narzekam, ale... stopa zwrotu z inwestycji w swoje kwalifikacje i doświadczenie dziennikarskie należy do bardzo niskich :P

Tak się złożyło, że w stosunkowo młodym wieku udało mi się "zdobyć wiele atrakcyjnych punktów w CV" (bo czy to jest doświadczenie, osiągnięcie, to sam nie wiem - teraz uważam, że nie, że te "osiągnięcia" nic tak naprawdę na rynku nie znaczą). Mianowicie, w wieku 25 lat zostałem korespondentem zagranicznym najbardziej prestiżowego ukraińskiego tygodnika ("Dzerkało Tyżnia") i to będąc obcokrajowcem (Polakiem). Opublikowałem dwa teksty we Wprost będąc jeszcze studentem (nie za darmo, za każdy dostałem 900 złotych). I nie piszę tego, by się chwalić, tylko by napisać, że to nic nie oznacza i że z tych "sukcesów" się cieszyłem na darmo. Bo później w rozmowie z jakąkolwiek redakcją, choćby była to tylko regionalna gazeta, te moje "sukcesy" nie robiły na nikim absolutnie żadnego wrażenia. I nie miały na nic wpływu. Podobnie jak przedruki moich tekstów w Pulsie Biznesu, Interii na stronie głównej itp. Przykład: łatwiej jest mi opublikować artykuł w najbardziej prestiżowym ukraińskim tygodniku "Dzerkało Tyżnia" (odpowiednik Wprost czy Polityki), niż w "Gazecie Krakowskiej". Z czego to wynika - prawdę mówiąc, nie wiem.

Ja i tak jestem w tej dobrej sytuacji, że mój ukraiński pracodawca płaci mi słuszne pieniądze nawet jeśli w danym miesiącu nic nie napiszę. Ale wcześniej myślałem w ten sposób: to, że pracuję dla DT otworzy mi drogę do Rzeczpospolitej, Dziennika, Polityki, Newsweeka itp. i tam za każdy tekst dostanę powiedzmy 500 złotych itp. Tak nie jest. Owszem, na Ukrainie i Słowacji redakcje znanych mediów zwracają uwagę na moje osiągnięcia i doświadczenia, ale w Polsce to trochę inaczej funkcjonuje. Nie wiem dlaczego.

Jaka alternatywa? Pisanie dla branżowych portali. Ja taką współpracę chwalę sobie najbardziej. Portal bursztynniczy płaci mi 250 złotych na rękę za artykuł. I w tego typu portalach nie trzeba mieć absolutnie żadnego doświadczenia dziennikarskiego i wpisów w CV, nikt zresztą CV nie chce. Ważne, by w miarę znać się na tematyce danej branży (ale nie trzeba być wcale ekspertem) i mieć dobre pióro, a tekst przyjmą z pocałowaniem ręki i zapłacą te 250 zł.

Kiedyś pisałem dla Baltic Transport Journal. Dwumiesięcznik morski w języku angielskim wydawany w Gdyni. Ponieważ angielskiego nie znałem na tyle, by pisać poprawnie, pisałem po polsku, a redakcji i tak opłaciło się wydać kasę na tłumacza (30 złotych za 1800 znaków) i zapłacić mi 200-300 złotych za tekst. I jeszcze przepraszali, że tak mało, bo Szwed by się na taką stawkę uśmiał. Dodam, że w tym czasie byłem studentem, a najważniejsze było to, że coś tam wiem o gospodarce morskiej i potrafię coś tam napisać (poziom wiedzy II roku studiów morskich).

I właśnie w tym kierunku radziłbym pójść początkującym dziennikarzom: wyspecjalizować się w jakiejś konkretnej dziedzinie i uderzyć do specjalistycznego portalu - wtedy będzie i kasa, i doświadczenie.
Marcin M.

Marcin M. prasa, książka, ruch

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

zaczynałem pisząc za darmo w portalu studenckim. kilka artykułów, wywiadów, jakiś fotoreportaż. nic wielkiego, ale zebrane doświadczenia - bezcenne. portal miał za to materiały, zresztą tam nikt na tym nie zarabiał.

należy odróżnić obopólnie korzystną współpracę od świadomego szukania jeleni do szybkiego wyeksploatowania i wymiany na nowe egemplarze.

aha, ostatnio przeczytałem jeden z tekstów p. Łoginowa i przyznaję, że był naprawdę dobry :)Tomek M. edytował(a) ten post dnia 26.11.10 o godzinie 22:30

konto usunięte

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Nie rozumiem, o co tyle krzyku, proszę Państwa. Załóżmy, że jestem redaktorem gazety i szukam współpracowników. Zwrócę uwagę na tych, którzy publikowali chociażby w gazetkach uczelnianych i mają jakiekolwiek doświadczenie. Trudno oczekiwać, że redakcja zleci płatne teksty komuś, kto wprawdzie bardzo chce pisać, ale jeszcze nigdy tego nie spróbował.
Sama zaczynałam w Wiadomościach24.pl i bardzo to sobie chwalę, bo 1) poznałam redakcję od podszewki 2) zakosztowałam różnego dziennikarstwa (reportaże, newsy,wywiady,redakcja tekstów, PAP, moderacja)
Niedawno się dowiedziałam, że zostałam nominowana do nagrody Grand Press (za tekst napisany właśnie w Wiadomościach24.pl), więc opłacało się pisać za darmo.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Ewa Wołkanowska:
Nie rozumiem, o co tyle krzyku, proszę Państwa. Załóżmy, że jestem redaktorem gazety i szukam współpracowników.

Ludzie, czy ja zawsze muszę tłumaczyć oczywistości?

Dostajesz tekst od świeżaka, który nigdy niczego nie publikował i chce zacząć. Tekst jest dobry i uznajesz, że nadaje się do publikacji - publikujesz i płacisz wierszówkę. Nie nadaje się - nie publikujesz i temu delikwentowi już dziękujesz, a on nic nie dostaje. Proste?

Ja tak zaczynałem, moi znajomi tak zaczynali i nikomu do głowy nie przychodziło pisanie za free.

I nie mieszajcie do tego gazetek studenckich. To oczywiste, że tam się pisze za darmo, podobnie jak w kołach naukowych się spędza czas za darmo, podobnie jak kolokwia, prace zaliczeniowe czy magisterskie się pisze nie dla honorarium. Studia to generalnie jest czas na takie zabawy połączone ze zdobywaniem kwalifikacji, praktyk, staży itp. Ale pozostawanie na tym etapie w "dorosłym życiu" to trochę niepoważne. Kończysz studia = przestajesz bawić się w bezpłatne staże, praktyki, wolontariaty, bo to nie czas i miejsce, natomiast zaczynasz pracę zawodową za gotówkę. Mniejszą lub większą, to inna sprawa. Nie ma pracy w zawodzie - trzeba szukać innych rozwiązań, wyjechać do innego miasta, za granicę, podjąć pracę mniej ambitną itp.

Zrozumcie jedno, że dziennikarstwo to nie jest wyłącznie umiejętność fajnego pisania (to bardziej copywriting), warto iść przynajmniej na roczne studia podyplomowe i poczytać sobie kilka mądrych książek, by poznać zasady etyki dziennikarskiej, prawa prasowego, historii mediów i kilku innych dyscyplin które chyba wszyscy grupowicze olewają - bo najłatwiej jest iść po najmniejszej linii oporu.

Druga sprawa - po cholerę jest się pchać w to bagno i za wszelką cenę być dziennikarzem? Nie ma już innych zawodów??? Nie, tylko dziennikarstwo i oczywiście każdy chce być gwiazdą medialną. A prawda jest taka, że jest to zawód kompletnie nieopłacalny, zarobki są śmiesznie niskie, tyrać trzeba po 12 godzin dziennie, a prestiż żaden, bo dziennikarstwo obecnie zeszło na psy i już nie można mówić o "etosie dziennikarskim" jak kiedyś. Średnia długość życia dziennikarzy to coś około 55 lat, większość osób aktywnie uprawiających ten zawód umiera przedwcześnie na różne dziwne choroby (skutek ciągłego stresu, złego odżywiania, braku aktywności fizycznej, alkoholu, kawy, red-bulli i innego świństwa), nie mówiąc już o powszechnym alkoholizmie w tym środowisku, bo ludzie dochodzą do wniosku, że inaczej się nie da. Albo to - zasłużony, popularny redaktor zostaje z dnia na dzień wywalony na zbity pysk w wieku 45 lub 50 lat (vide: kazus Gazety Olsztyńskiej), bo ma jakieś zasady, a wydawca woli stado lemingów pracujących za pół darmo, gotowych zrobić każde świństwo by wygryźć swojego kolegę z redakcji, któremu jeszcze wczoraj lizali dupę (sorry za słownictwo, ale to jest właśnie słownictwo branżowe, tak to wygląda od środka). Nagle wszyscy się od tej osoby odwracają i udają, że jej nie znają. Nie muszę chyba dodawać, że będąc aktywnym dziennikarzem (tj. pracując tylko w tym zawodzie) zapomnijcie o udanym życiu rodzinnym, rozwód i te sprawy gwarantowane. Plus zero zabezpieczenia socjalnego - zero składek na emerytyrę itp. Całe życie na umowę zlecenia z 600 złotych stałej podstawy jak dobrze pójdzie. W ciągu jednego dnia wylatujecie na zbity pysk nie wiadomo za co, im bardziej doświadczony dziennikarz, z tym wielkim hukiem wylatuje, ku uciesze kopiącego dołki pod nim stada lemingów. Zapomnijcie o wypowiedzeniu itp. - umowa zlecenie nic takiego nie przewiduje. Choroba? Nie ma sprawy, możesz chorować, po prostu w danym miesiącu nic nie zarobisz, bo rozliczają cię za ilość napisanego tekstu. Kredyt hipoteczny? Zapomnij, dla banku jesteś zerem. Najwyżej dostaniesz kartę kredytową z limitem 2000 złotych, góra 4000.

Mogę tak dalej wymieniać, w każdym razie gratuluję "trafnego" wyboru ścieżki życiowej osobom, które wymarzyły sobie, że ich głównym (jeśli nie jedynym) źródłem utrzymania będzie dziennikarstwo.

Pracować jako ktokolwiek na etacie za choćby 1500 złotych plus napisać 5 tekstów dziennikarskich miesięcznie za 100 złotych każdy - takie rozwiązanie ma już ma ręce i nogi, ale wybierać dziennikarstwo jako główne źródło utrzymania to moim zdaniem masochizm lub w najlepszym wypadku przejaw niewiedzy o realiach branży, delikatnie mówiąc.

konto usunięte

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Pozwolę sobie nie zgodzić się z przedmówcą. Początkującym dziennikarzom nie zależy (tylko) na tym, aby za wszelką cenę wydrukowano ich teksty, ważną rolę odgrywa tu czynnik edukacyjny. Dwie godziny spędzone z redaktorem nad tekstem dadzą więcej niż przeczytanie "Biblii dziennikarstwa". Śmiem wątpić, czy ten czas znajdzie pracodawca, który szuka po prostu dobrych tekstów, za które zapłaci. Po to są m.in. praktyki dziennikarskie. I proszę mi nie mówić, że dziennikarzem trzeba się urodzić. Fakt, trzeba mieć predyspozycje, ale też dobry warsztat - którego nie da się wyssać z mlekiem matki.
Piotr Kalsztyn

Piotr Kalsztyn
dziennikarz/redaktor
/fotograf

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Jakubie, Ty chyba próbujesz zniechęcić konkurencję ;)

Ja tam na pracę dziennikarza nie narzekam, zarabiam odpowiednio, firma składki płaci, nawet prywatną opiekę medyczną i bony na święta rozdaje,

jest dobrze, fajna atmosfera i żadnego kopania dołków,

może po prostu trzeba mieć głowę na karku. Nie róbmy z dziennikarstwa najgorszej pracy świata, nie róbmy z dziennikarstwa złej pracy, zwłaszcza jeśli przynosi satysfakcję.
Jakub Łoginow

Jakub Łoginow Nie ma kangurów w
Austrii

Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...

Ewa Wołkanowska:
Pozwolę sobie nie zgodzić się z przedmówcą. Początkującym dziennikarzom nie zależy (tylko) na tym, aby za wszelką cenę wydrukowano ich teksty, ważną rolę odgrywa tu czynnik edukacyjny. Dwie godziny spędzone z redaktorem nad tekstem dadzą więcej niż przeczytanie "Biblii dziennikarstwa".

Pokaż mi redaktora, który poświęci dwie godziny świeżakowi, by wytłumaczyć mu, co i jak w tekście poprawić. Takie rzeczy to tylko na warsztatach dziennikarskich np. na studiach podyplomowych czy w letnich szkołach dziennikarstwa (polecam), a i tam na omówienie jednego tekstu jest maksymalnie 10 minut, co zresztą jest wystarczające. Jest to na zasadzie: zajęcia prowadzi doświadczony dziennikarz - praktyk, który w domu przeczytał i przeanalizował przysłane mu teksty, po czym na zajęciach je po kolei omawia dla całej grupy, mówiąc: "to to to jest źle, to należy zmienić, tu skrócić" i dlaczego.

Wtedy rzeczywiście można się czegoś nauczyć.

Na praktykach w redakcji również można się nauczyć, ale rzeczywistość redakcyjna jest taka, że świeżak przychodzi do redaktora, a ten: szybko szybko, w dwóch słowach, bo nie mam czasu. Świeżak przynosi/przysyła redaktorowi tekst, a redaktor 5 razy zapomni go przeczytać, a jak już przeczyta to zapomni go zredagować, jak już zredaguje to zapomni go opublikować, a już na pewno zapomni, kto mu ten tekst przyniósł.

Więc proszę nie ściemniać początkującym kolegom i koleżankom, że jakiś redaktor będzie siedział 2 godziny nad tekstem i komuś tłumaczył - chyba, że za kasę, jako prowadzący warsztaty dziennikarskie.



Wyślij zaproszenie do