Temat: „Przyjmę bezpłatnie każdy chłam”, albo dlaczego nie warto...
Ewa Wołkanowska:
Nie rozumiem, o co tyle krzyku, proszę Państwa. Załóżmy, że jestem redaktorem gazety i szukam współpracowników.
Ludzie, czy ja zawsze muszę tłumaczyć oczywistości?
Dostajesz tekst od świeżaka, który nigdy niczego nie publikował i chce zacząć. Tekst jest dobry i uznajesz, że nadaje się do publikacji - publikujesz i płacisz wierszówkę. Nie nadaje się - nie publikujesz i temu delikwentowi już dziękujesz, a on nic nie dostaje. Proste?
Ja tak zaczynałem, moi znajomi tak zaczynali i nikomu do głowy nie przychodziło pisanie za free.
I nie mieszajcie do tego gazetek studenckich. To oczywiste, że tam się pisze za darmo, podobnie jak w kołach naukowych się spędza czas za darmo, podobnie jak kolokwia, prace zaliczeniowe czy magisterskie się pisze nie dla honorarium. Studia to generalnie jest czas na takie zabawy połączone ze zdobywaniem kwalifikacji, praktyk, staży itp. Ale pozostawanie na tym etapie w "dorosłym życiu" to trochę niepoważne. Kończysz studia = przestajesz bawić się w bezpłatne staże, praktyki, wolontariaty, bo to nie czas i miejsce, natomiast zaczynasz pracę zawodową za gotówkę. Mniejszą lub większą, to inna sprawa. Nie ma pracy w zawodzie - trzeba szukać innych rozwiązań, wyjechać do innego miasta, za granicę, podjąć pracę mniej ambitną itp.
Zrozumcie jedno, że dziennikarstwo to nie jest wyłącznie umiejętność fajnego pisania (to bardziej copywriting), warto iść przynajmniej na roczne studia podyplomowe i poczytać sobie kilka mądrych książek, by poznać zasady etyki dziennikarskiej, prawa prasowego, historii mediów i kilku innych dyscyplin które chyba wszyscy grupowicze olewają - bo najłatwiej jest iść po najmniejszej linii oporu.
Druga sprawa - po cholerę jest się pchać w to bagno i za wszelką cenę być dziennikarzem? Nie ma już innych zawodów??? Nie, tylko dziennikarstwo i oczywiście każdy chce być gwiazdą medialną. A prawda jest taka, że jest to zawód kompletnie nieopłacalny, zarobki są śmiesznie niskie, tyrać trzeba po 12 godzin dziennie, a prestiż żaden, bo dziennikarstwo obecnie zeszło na psy i już nie można mówić o "etosie dziennikarskim" jak kiedyś. Średnia długość życia dziennikarzy to coś około 55 lat, większość osób aktywnie uprawiających ten zawód umiera przedwcześnie na różne dziwne choroby (skutek ciągłego stresu, złego odżywiania, braku aktywności fizycznej, alkoholu, kawy, red-bulli i innego świństwa), nie mówiąc już o powszechnym alkoholizmie w tym środowisku, bo ludzie dochodzą do wniosku, że inaczej się nie da. Albo to - zasłużony, popularny redaktor zostaje z dnia na dzień wywalony na zbity pysk w wieku 45 lub 50 lat (vide: kazus Gazety Olsztyńskiej), bo ma jakieś zasady, a wydawca woli stado lemingów pracujących za pół darmo, gotowych zrobić każde świństwo by wygryźć swojego kolegę z redakcji, któremu jeszcze wczoraj lizali dupę (sorry za słownictwo, ale to jest właśnie słownictwo branżowe, tak to wygląda od środka). Nagle wszyscy się od tej osoby odwracają i udają, że jej nie znają. Nie muszę chyba dodawać, że będąc aktywnym dziennikarzem (tj. pracując tylko w tym zawodzie) zapomnijcie o udanym życiu rodzinnym, rozwód i te sprawy gwarantowane. Plus zero zabezpieczenia socjalnego - zero składek na emerytyrę itp. Całe życie na umowę zlecenia z 600 złotych stałej podstawy jak dobrze pójdzie. W ciągu jednego dnia wylatujecie na zbity pysk nie wiadomo za co, im bardziej doświadczony dziennikarz, z tym wielkim hukiem wylatuje, ku uciesze kopiącego dołki pod nim stada lemingów. Zapomnijcie o wypowiedzeniu itp. - umowa zlecenie nic takiego nie przewiduje. Choroba? Nie ma sprawy, możesz chorować, po prostu w danym miesiącu nic nie zarobisz, bo rozliczają cię za ilość napisanego tekstu. Kredyt hipoteczny? Zapomnij, dla banku jesteś zerem. Najwyżej dostaniesz kartę kredytową z limitem 2000 złotych, góra 4000.
Mogę tak dalej wymieniać, w każdym razie gratuluję "trafnego" wyboru ścieżki życiowej osobom, które wymarzyły sobie, że ich głównym (jeśli nie jedynym) źródłem utrzymania będzie dziennikarstwo.
Pracować jako ktokolwiek na etacie za choćby 1500 złotych plus napisać 5 tekstów dziennikarskich miesięcznie za 100 złotych każdy - takie rozwiązanie ma już ma ręce i nogi, ale wybierać dziennikarstwo jako główne źródło utrzymania to moim zdaniem masochizm lub w najlepszym wypadku przejaw niewiedzy o realiach branży, delikatnie mówiąc.