Temat: pisanie a pozycjonowanie, formatowanie...
Wracając do meritum: mnie zawsze uczono (na podyplomowych studiach dziennikarskich, na praktyce w Dzienniku Bałtyckim, w pracy dla Lwiwskej Hazety), że dziennikarz ma dostarczyć tekst w wordzie bez żadnego formatowania, podkreśleń, śródtytułów, zdjęć itp. Po prostu czysty tekst. A obróbką tego tekstu pod względem edytorskim (wstawianie śródtytułów, podkreśleń, optymalizacja) zajmuje się redaktor. I że jeżeli dziennikarz samodzielnie próbuje się w to bawić, to robi dodatkową robotę dla redaktora, bo redaktor i tak musi ten tekst najpierw sprowadzić do wersji czystego txt, a dopiero później sam go zedytować, wstawić śródtytuły, pogrubienia itp. Na zasadzie, niech każdy w redakcji zajmie się tym, co do niego należy i na czym się zna.
Analogicznie, zawsze wpajano mi, że dziennikarzowi nie wolno mieszać dziennikarstwa z reklamą, że jest to nieetyczne. Dziennikarz piszący tekst ma się skupić na tym, by tekst był: obiektywny, rzetelny, interesujący, nie był ukrytą reklamą itp. Jeżeli dziennikarz podczas przygotowywania materiału bierze pod uwagę interesy wydawcy lub jakiejś opcji politycznej stojącej za wydawcą, to tutaj kończy się niezależność mediów. W krajach o ugruntowanej demokracji przykłada się do tego ogromną rolę.
Osobiście przyznam, że ja tę zasadę na swoim portalu nagminnie łamię. Ale z drugiej strony nie każdy napisany przeze mnie tekst nazywam tekstem dziennikarskim. Na moim portalu większość tekstów to po prostu treści marketingowe. Problem moim zdaniem jest w tym, że na grupie "dziennikarstwo internetowe" rozmawiamy w przeważającej mierze właśnie o tworzeniu tekstów marketingowych, a równocześnie wzniośle nazywamy to wszystko "dziennikarstwem", bo dziennikarstwo ładniej brzmi niż marketing, a dziennikarz - to niby ktoś lepszy i fajniejszy niż copywriter, marketer.
A więc teraz kilka słów, jak zgodnie z wciąż obowiązującymi zasadami dobrych praktyk powinna wyglądać organizacja portalu internetowego:
Właściciel-wydawca. Umieszcza treści reklamowe, artykuły sponsorowane i promocyjne (odpowiednio oznaczone), dba o komercyjną stronę portalu i "ogarnia ten cały burdel".
Osoba od promocji, reklamy i marketingu - pozyskuje reklamy, dba o pozycjonowanie, umieszcza linki reklamowe w tekstach dziennikarskich itp.
Redaktor naczelny - obrabia teksty napisane przez dziennikarzy i współpracowników pod kątem poprawności językowej i stylistycznej, wstawia elementy graficzne, umieszcza to wszystko na portalu, dba o to, by tekst pojawił się określonego dnia i o określonej godzinie, dokonuje drobnych korekt w tekstach pod kątem optymalizacji tekstu dla wyszukiwarek, zarządza współpracą z dziennikarzami i współpracownikami (wydawcy nic do tego). Może również sam pisać teksty.
Dziennikarz (etatowy lub zewnętrzny współpracownik) - ma pisać ciekawe, obiektywne, niezaangażowane, rzetelne teksty. Tyle. Co więcej, miarą demokracji i niezależności mediów jest to, że dziennikarz napisze tekst przedstawiający w negatywnym świetle np. działalność agencji nieruchomości, a redaktor ten tekst opublikuje mimo, iż właścicielem portalu jest firma działająca w danej branży, której zależy raczej na pozytywnym wizerunku branży.
Przykład z mojego podwórka: jako marketingowiec promuję Bratysławę, Słowację i hotel w którym pracuję, do czego wykorzystuję mój portal. Ale równocześnie jestem dziennikarzem, i ponieważ staram się postępować rzetelnie i grubą kreską oddzielać moją pracę jako marketingowca od pracy dziennikarskiej, nie zawahałem się na tymże portalu opublikować artykułu dziennikarskiego, który przedstawia Bratysławę w niekoniecznie dobrym świetle:
http://www.porteuropa.eu/bratysawa-wiede/artykuy/2192-...
W sytuacji konfliktu interesów, rzetelny dziennikarz tak właśnie musi postąpić, nawet licząc się z tym, że straci pracę itp.
We Lwowie było wiele takich przypadków, kiedy dziennikarze wbrew sugestiom wydawcy opublikowali tekst, który był wydawcy nie na rękę. W przypadku konfliktu interesów, dziennikarz MUSI w pierwszej kolejności dbać o interesy opinii publicznej. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to po prostu nie rozumie istoty dziennikarstwa i myli dziennikarstwo z marketingiem.