konto usunięte
Temat: Dowymyślanie
Chyba każdy copy, który zrealizował choć kilka większych kontraktów (takich na przynajmniej kilka tygodni ostrej roboty) zna zjawisko "dowymyślania". Poniżej przykładowy schemat:Mamy do stworzenia całą koncepcję rozbudowanej strony www- począwszy od wszelkich właściwych analiz, a na właściwej warstwie tekstowej skończywszy. Od wielce szanownego Klienta dostajemy zestaw value proposition i innych marketingowych ustaleń, oklepujemy temat na kilku naradach, ustalamy czas wykonania zadania (załóżmy, że będzie to miesiąc) i cenę adekwatną do swojego poświęcenia. Wycenę robimy oczywiście od całości, bo przy tak duży zleceniu płatność na zasadzie "za stronę A4" nie wchodzi w grę. Wszyscy są zadowoleni, więc podpisujemy umowę i zacieramy ręce, bo mamy robotę za dobrą kasę.
Zaczynamy robotę razem ze specami konstruującymi stronę. Korzystamy przy tym z przeróżnych narzędzi (jak np. ProofQuick czy Hotgloo) zapewniających podgląd sytuacji wszystkim stronom (czyli nam, specom od IT i zleceniodawcy), tak więc zleceniodawca na bieżąco komentuje nasze działania i ewentualnie daje sugestie poprawek. Przez parę tygodni wszystko jest ok- projekt posuwa się ostro do przodu i jesteśmy już o krok od jego wykończenia w terminie, aż tu nagle...
Aż tu nagle zaczyna się dowymyślanie. Nagle okazuje się, że zleceniodawca zmienił część koncepcji marketingowej (np. nieco zmodyfikował grupę docelową) i w związku z tym cała nasza koncepcja pada. Oprócz tego okazuje się, że nasze poprzednie teksty aprobował dyrektor d.s. marketingu i jemu bardzo się podobały, ale teraz trafiły do ostatecznej akceptacji przez samego prezesa. A prezes ma swoją wizję i żąda zmian według jego osobistych upodobań. Na nic tłumaczenia, że tak jest dobrze- ma być "po prezesowemu" i już! Tak więc nagle okazuje się, że z miesiąca roboty zrobiło się min. 6 tygodni, co znacząco obniża atrakcyjność wynagrodzenia. No, ale trudno- taki los. Trzeba pisać dalej, choć już z dużo mniejszym entuzjazmem. Tym razem czas akceptacji znacznie się wydłuża, bo dyrektor d.s. marketingu boi się już podejmować decyzje samodzielnie i każdą podstronę przesyła do konsultacji prezesowi, który jest wiecznie zajęty. I tak zamiast mieć akceptację po jednym dniu, musimy czekać 2-3, a czasami nawet dłużej. W międzyczasie jeszcze firma decyduje się na wprowadzenie nowej usługi do swojej oferty, więc mamy do zrobienia nową podstronę. Na naszą sugestię, że to powinno kosztować extra, otrzymujemy odpowiedź, że przy takim dużym zleceniu oczekują "drobnych poprawek gratis". Coraz gorzej to wygląda, bo już drugi miesiąc się kończy, a robota jeszcze stoi. Nokautujący cios zadają nieświadomie chłopaki pracujące nad szatą graficzną strony- otóż wymyślają sobie całkiem nową grafikę i na niektóre teksty nie ma zwyczajnie miejsca. Oznacza to tyle, że mamy do przerobienia jakieś 20-25% krótkich tekstów na "głównej" każdej podstrony. Już wiemy, że ta zabawa będzie trwała przynajmniej dwa i pół miesiąca (zamiast zakładanego jednego) i chce nam się wyć z rozpaczy nad naszym losem.
I tym oto sposobem dowymyślanie rozwaliło nam cały kontrakt i kosztowało masę nerwów. Przez dwa i pół miesiaca miesiące zapieprzaliśmy za stawkę o ponad połowę niższą od zakładanej i choć koniec końców zarówno my jak i Klient byliśmy zadowoleni z rezultatów, to jednak nie był to kontrakt naszego życia.
Czy ktoś zna jakieś sposoby przeciwdziałania podobnym sytuacjom i praktycznego zwalczania zjawiska dowymyślania...?