No i po biegu...
Start o północy, w końcu to był nocny bieg...dla mnie nowe doświadczenie.
Na miejsce startu, Skwer Kościuszki wyjechałam dwie godziny przed północą, dzięki czemu nie miałam problemu z zaparkowaniem samochodu. Mimo, że do startu było jeszcze sporo czasu miasto już opanowali biegacze- wysypywali się tłumnie głównie z kolejki SKM, ulica 10- Lutego prowadząca do Skweru zamieniła się w deptak. Widok niecodzienny- serce radujący. Nic dziwnego, do biegu zapisała się rekordowa ilość, prawie 5 tys. sztuk. Do tego uczestnicy wcześniejszych zawodów Nordic Walking, kibice, morze kibiców.
O godz. 23:30 zbiórka przy okręcie Błyskawica, robienie wspólnej fotki w tym miejscu przed biegiem staje sie już rytuałem. Już chyba nikt nie ma wątpliwości, że Trójmiasto biega, ale też i biegają nasi liczni przyjaciele.
Wspólne zdjęcie Golden Team, Agnieszka, Piotr i Arek, którego miło było poznać w realu.
Przed samym startem ...poczułam klejące się oczy me. Ciemno, a gdy ciemno to ja zazwyczaj śpię...
Na linii startu ustawialiśmy się w przydzielonych nam sektorach, wg kolorów na numerach startowych. Staliśmy chwilę ściśnięci niczym sardynki w puszce, w końcu wystrzał z dział Błyskawicy padł i ruszyliśmy.
Najpierw marszem, za linią startową lekkim truchtem, dużo nas a miejsca mało. Tłumy ludzi, więcej, niż podczas biegów dziennych; miłe zaskoczenie, wydawałoby się, że o tej porze przybędzie niewielu. Gorąco, nie było zapowiadanego deszczu, burzy i błyskawic, pozostała wysoka temperatura, dwadzieścia parę stopni. W środku nocy.
10 km ale trasa do najłatwiejszych nie należy. No i ciasno, urok masowego biegu ulicznego. Stocznia Gdyńska, Dworzec Morski, podbieg do stacji SKM Gdynia- Stocznia, lekki zbieg do Gdynia- Główna, w dół do Hali Targowej i ponownie Skwerek Kościuszki, i tłumy kibiców. Fajnie biec wśród Was....Swiętojańska niejednemu daje sie we znaki...długi podbieg, a tu wciąż gorąco...w dół do Bulwaru. Nie ma tu orzezwiającego wiaterku, powietrze stoi. My biegniemy. Przed nami widok, który bardzo lubię- oświetlony Skwer odbijający się w morskiej toni...
Jeszcze kilomert..słyszę mego syna, Sebastiana:
- Mama, dawaj!!!
No to daję; na metę wbiegam wyprzedzając kilku zawodników. Nie wiedziałam, ze tak przyspieszyć potrafię...
Czas jednak rewelacyjny nie jest, 53:18, wysoka temperatura a i zatory na trasie zrobiły swoje. Meta.
Gdybym przybiegła 40 sek. wcześniej, byłoby pudło, a tak miejsce 6. No ale ciemno było, nie wiedziałam, że rywalki są tak blisko. Niemniej miejsce 224 wśród startujących 1191 kobiet to całkiem niezle...tym bardziej, że w tym biegu wyjątkowo dużo wystartowało dziewcząt w kategoriach + 20 i + 30. To bardzo cieszy, coraz więcej młodzieży biega.
Poznałam kolegę, mieszka na równoległej do mojej ulicy. Widywał mnie na treningach, podszedł i przedstawił się. Na metę wbiegł tuż za mną. Ma....77 lat. Przyglądałam mu się z prawdziwym podziwem, mój ojciec dożył zaledwie 77 lat...Być może umówimy się kiedyś na wspólne bieganie.
Młode dzieciaki, ludzie w podeszłym wieku...wszyscy na jednej i tej samej imprezie biegowej. Czyż świat nie jest wspaniały?????