Temat: Podejrzenie o borderline - opis całej historii
Witam. Długo nie dopuszczałam do siebie takich myśli, jednak to, co jakie przejawiam zachowania, z pewnością nie jest normalne i zaczęłam to mimowolnie dostrzegać.Zacznę od tego, że mój chłopak znalazł w Internecie wiele artykułów na temat osobowości chwiejnej emocjonalnie typu borderline. Z tego co w nich znaleźliśmy oboje jesteśmy niemalże pewni, że właśnie ten problem mnie dotyczy. Mimo, że wiele rzeczy robiłam "niechcący" i wpół świadomie lub nawet całkiem nieświadomie, to zaczynam powoli dostrzegać mój problem. Zazwyczaj, ostatnie kilka lat moje zachowania starałam się tłumaczyć zwyczajną nerwowością.
Opiszę wszystko od początku, żeby miało to jakąś spójność.
Mam 20 lat i pochodzę z "normalnej" rodziny. Nie ma w niej alkoholizmu ani niczego takiego. Za to moja mama jest bardzo nerwowa, a całą złość często przelewała na mnie. Potrafiłyśmy pokłócić się z byle czego. Słyszałam na swój temat wiele złych rzeczy, często lubiła mnie sprawdzać, wchodzić w moją prywatność nawet bez powodu. Czuła się wtedy lepiej.
Konflikty między nami były częste, niekontrolowane, pełne krzyków i wyzwisk. Czasami również przemocy fizycznej, którą jak kiedyś zaczynała matka, tak potem i ja. Zawsze traktowałam moją mamę na dystans, nie czuję do niej tej typowej miłości córki do matki. Bardziej jest to zwykłe przywiązanie i świadomość, że jest ona moją matką, nic więcej.
Zawsze czułam się osaczona przez nią, wszystko miało być tak, jak ona chce. Potrafiła mi po kłótni zabronić jeść, a także zaprzestała płacić za bardzo istotny dla mnie kurs języka obcego. Nie mogłam przeprowadzić się do innego miasta aby studiować dziennie, bo się źle zachowywałam i ona przez to nie chciała pomóc mi w pierwszych miesiącach płacenia czynszu.
Zawsze słyszałam wymówkę "gdybyś była grzeczniejsza, to by nie było problemu". Teraz, z perspektywy czasu widzę, że po pewnym czasie jej takowych ataków i gróźb, sama zaczęłam je stosować
wobec niej. I tak wzajemnie. Zastraszała mnie w różnych aspektach życia, a gdy płakałam, to nakręcała się jeszcze bardziej. Kiedy w końcu zauważyłam jej taktykę, również zaczęłam stosować ją w ramach odwetu i samooobrony. W pewnym momencie zaczęłam mieć napady furii na sam jej widok. Obawiałam się, że gdy zaczniemy rozmawiać, a ja jej czegoś nie będę chciała powiedzieć z rzeczy prywatnych, to zaczną się groźby.
Najbardziej bolesne było dla mnie, gdy groziła, że, cytuję "nagada moim dziadkom (rodzicom ojca, z którymi jestem znacznie bardziej zżyta niż z jej rodzicami, co ją niesamowicie denerwuje) jaka okropna jestem i przez to mogą mieć problemy ze zdrowiem". Widząc, że zaczynam się bronić, zaczynała płakać i dzwonić do dziadka ze skargą (umyślnie, żeby się przejmowali), po czym z uśmiechem dodawała "jeśli coś im się stanie, to będziesz ich miała na sumieniu". Nabawiłam się do niej okropnej agresji i dystansu. Tata nie był w tym wszystkim obecnym, zazwyczaj nie chciał się wtrącać, mimo że czasem próbował nas uspokoić. Nie chciał nikogo obwiniać, bo wiedział, że żadna z nas nie była drugiej dłużna. Miałam też próby samobójcze z powodu różnych sytuacji związanych z matką. Można by dużo wymieniać różnych sytuacji, ale nie o tym mowa.
Poza nią i moim chłopakiem nikt inny nie widział moich zachowań. Dla wszystkich wokoło jestem miła i wydaję się fajną dziewczyną. Poza rodziną i chłopakiem zachowuję się normalnie i nie mam takich nerwów, a nawet jeśli, to potrafię je tłumić.
Teraz podam konkretne przykłady z życia, które pozwalają nam utwierdzać się w przekonaniu, że mam powiązanie z borderline.
Na początku związku byłam miła, trwało to pierwsze kilka miesięcy, po czym zaczęło się właściwe (to samo, co działo się w poprzednich, niestabilnych związkach, w których wyczuwałam słabe punkty i atakowałam je tak, aby wina nie leżała po mojej stronie. Tak, aby się usprawiedliwiać robiąc dalej to samo, ażeby przepraszano mnie za to, co ja zrobiłam, a nie druga osoba).
- obawiam się porzucenia. Każda zapowiedź rozstania lub próba odejścia mojego chłopaka kończy się moimi próbami samobójczymi i samookaleczającymi, których było w moim życiu już
kilkanaście, przemocą fizyczną z mojej strony, wyzwiskami pod jego adresem (bardzo nieprzyjemnymi i nieuzasadnionymi...), płaczem, manipulacjami i wymuszeniami.
Zdarzało się, że mu groziłam. Nie potrafię kontrolować nerwów i zachowuję się tak nawet podczas zwykłych kłótni. Z błahego powodu reaguję agresywnie i mam ochotę zrobić sobie krzywdę. Mój gniew jest często nieadekwatny/nieodpowiedni do sytuacji. Jestem bardzo impulsywna.
- często mając dobry humor nagle zmieniam się o 180 stopni, z bardzo błahych powodów (np. na zwykłe pytanie czy posoliłam ziemniaki zaczynam krzyczeć i robić awanturę, że robi ze mnie szaloną, która nie pamięta o posoleniu ziemniaków...) lub nawet żadnych. Nierzadko czuję się pusta w środku, nie widzę sensu w moim życiu.
- posiadam myśli paranoiczne i paranoidalne. Potrafię uroić sobie własną wersję zdarzeń, interpretować różne sytuacje na swój własny sposób, który, jak się okazuje, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Na ich podstawie często wytaczam oskarżenia i prowokuję kłótnie, nie kontrolując ich, daję się ponieść emocjom.
- często minimalizuję swoje występki, staram się je na siłę wytłumaczyć i usprawiedliwić. Nierzadko też staram się odwrócić winę lub zaprzeczam temu, co miało miejsce.
Potrafię obwinić chłopaka o coś, czego nie zrobił, bo to ja sprowokowałam. Mimo wszystko potrafię się czasem wstrzymać i przeprosić, jednak dopiero po aferze.
Bo kiedy już zainicjuję kłótnię, to ciężko mi przerwać, a każdy sprzeciw wobec mnie kończy się dalszą porcją agresji.
- mam świadomość, że bardzo "lubię" kontrolować (wiele cech zauważam podobnych do tego, co robiła moja matka mimo, że nigdy nie zamierzałam brać jej za wzór i wolałam jak najmniej ją przypominać). Chcę, żeby wszystko było po mojemu, często nie biorąc pod uwagę argumentów chłopaka lub rozpoczynając po jego sprzeciwie kłótnię.
- często mam wahania, zastanawiam się, czy on naprawdę mnie kocha, mimo, że to dobrze wiem i nie powinnam mieć żadnych podstaw do przypuszczania tego. Jednak to jest silniejsze ode mnie.
Mam bezsensowne wątpliwości, które kumulują się we mnie, żeby później dać im upust w postaci nowych argumentów do kłótni. Czuję się osamotniona pomimo jego stałego wsparcia.
- często wpadam w panikę z naprawdę błahych powodów, na przykład, że kupiliśmy za duży garnek i nie zmieści się do lodówki... Lub z powodu jakiegoś listu z banku.
To jest aż żenujące, z jakiego bezsensownego powodu potrafię sobie szarpać nerwy. Często też jestem niezdecydowana.
Dodam, że to wszystko co opisałam nie zaczęło się od razu. Można powiedzieć, że małymi kroczkami, od bycia dobrą, zaczynałam badać teren - na co mogę sobie pozwolić, po czym przechodziłam do jeszcze gorszych metod, których zupełnie nie chciałam. Nie mogę pojąć, jak mogłam do takich rzeczy dopuścić. Próbowałam kontrolować i przejąć konsolę zupełnie wbrew sobie.
Piszę to z pomocą mojego chłopaka, który uświadomił mi wiele z tych zachowań, dzięki czemu chcę zacząć z tym walczyć. On sam zapewnił, że mi pomoże, bo gdy
zauważył artykuły na temat borderline zorientował się, że to musi być kwestia problemów psychicznych i że wina leży w nich. Że sama w sobie nie chcę być zła.
I tylko to go trzyma.
A ja? Mam świadomość wszystkiego, także tego, że za bardzo wyolbrzymiam i wręcz doszukuję się powodu do kłotni. Ale ja nie chcę nic prowokować, ani udawać, jednak po prostu nie znam innego zachowania.
Nawet, kiedy staram się walczyć z nerwami, to działa tylko na chwilę i potem znowu to samo. Boli mnie strasznie, że ranię ukochaną osobę, która przeze mnie cierpi, co zabiera mi chęci do życia. Staram się, ale nic na dłuższą metę się nie udaje. Teraz, gdy domyślam się, co mi dolega, zamierzam skorzystać z pomocy lekarza.
Bardzo proszę o pomoc i wskazanie, czy powinnam udać się z tym do psychologa czy psychoterapeuty.
A przede wszystkim, zależy mi na określeniu na podstawie mojej historii jak bardzo prawdopodobne jest to, że mam własnie borderline???
Proszę o odpowiedź i pozdrawiam.