Temat: Jedynie słuszny I Żyrandol RP straszy Pisiorów...że PO...
I niech nie oddaje...
Motto:
"Wiele trzeba zmienić, aby wszystko mogło zostać jak dawnej"
To stara prawda. I już nawet nie pamiętam kto jest autorem tej sentencji, ale musiała zostać sformułowana bardzo, bardzo dawno - wiadomo wszak, że kto ma, ten chce mieć więcej (a w najgorszym razie nie stracić tego, co ma) a kto nie ma ten chce jak najwięcej zdobyć. Dotyczy to zwłaszcza władzy - osoby zaznajomione z dziełami Niccolo Machiavellego czy George'a Orwella wiedza o tym doskonale.
Przyjrzałem się powyższej sentencji i sytuacji politycznej, jaka ma miejsce w Polsce nieomal w przededniu wyborów parlamentarnych 2011 i doszedłem do następującej konstatacji: MUSI ZOSTAĆ PO STAREMU.
Co to oznacza?
Ano to, że nadchodzących wyborów parlamentarnych PiS nie może wygrać - i piszę to jako zwolennik Prawa i Sprawiedliwości.
Dlaczego?
Zajrzyjmy do historii: Rok 1989, wybory do sejmu kontraktowego gdzie kandydaci formalnie niezwiązani z FJN otrzymali parytet, o ile się nie mylę trzydziestopięcioprocentowy, co pozwoliło PZPR i przyległościom wcisnąć do nowego układu tylu ludzi, ilu się tylko dało. Od razu tez zaczęła się awantura w OKP która zaowocowała silnym rozdrobnieniem klubu a co za tym idzie chaosem, który swoje apogeum osiągnął w czasie trwania I kadencji sejmu (1991-93) i doprowadził do powrotu do rządów spadkobierców PZPR - SLD juz po nieco ponad czterech latach. Tak się zabawnie złożyło, że 17 września 1993 roku, w rocznicę sowieckiej napaści na Polskę ogłoszono, że ostatnie oddziały radzieckie opuściły terytorium Polski a 19 wybory wygrał Sojusz Lewicy Demokratycznej który po okresie rządów "solidarnościowych" a więc rządach gabinetów T. Mazowieckiego, J.K. Bieleckiego, J. Olszewskiego i H. Suchockiej objawił się jako jedyny rozsądny wybór. Bo inaczej stać się nie mogło po tym wszystkim, co wyborcy wówczas widzieli i słyszeli. Pamiętamy: FOZZ, teczki, Anastazja P, "Uprowadzenie Agaty" czyli sprawa Moniki Kern za którą wzięli się nawet fachowcy od kultury masowej - wszak jak swego czasu powiedział Lenin "film jest najważniejszą ze sztuk" a więc nie można było nadarzającej się okazji nie wykorzystać. Tak po raz pierwszy wiele zmieniono, aby wszystko mogło zostać jak dawniej. I zostało - wybory wygrało SLD, a za dwa lata prezydentem został A. Kwaśniewski - na bite 10 lat. Czy możliwe to było bez zmiany roku 1989? Bardzo wątpię.
Tyle pierwsza lekcja historii. Z drugiej wyciągamy następną naukę: ŻADNE od 1989 roku ugrupowanie które wygrało jedne wybory nie było w stanie wygrać następnych, nawet jeśli zebrało więcej głosów niż w tych, które wygrało. Przykłady dwa: SLD w 1997 roku uzyskało większe poparcie niż w wygranych roku 1993, PiS analogicznie w latach 2005 i 2007. Nigdy też ugrupowanie rządzące nie zostało starte z powierzchni ziemi - czasami jedynie musiało zmienić nieco organizację i nazwę co pozwalało na swobodny powrót do gry - dla wyborców ważny jest wszak szyld, nie ręce które go niosą. Tak więc po klęsce rozdania UD / KL-D do koalicji rządzącej weszła w 1997 roku UW, a po klęsce rządów AWS / UW obecnie włada nami miłościwie Platforma Obywatelska która już poniosła porażkę i prawdopodobne jest, że jesienią wyborcy cofną jej mandat i znów trzeba będzie dokonać zmian, aby wszystko mogło pozostać po staremu. Może nowa nazwa, może wypchnięcie na czoło towarzyszy dotąd stojących w dalszych szeregach - kto wie? Scenariusz zdaje się być jasny: Przegrywamy te wybory minimalnie, odbudowujemy się i za dwa lata znów atakujemy pozycje lidera.
I do tego nie wolno dopuścić, a na to jest tylko jeden sposób: Nie pozwolić PO przegrać tych wyborów. Bo realne opcje są tylko dwie: Jedna to zwycięstwo PiS, druga - PO. Nie widzę w tej chwili możliwości, aby mógł się w to włączyć ktoś trzeci. Nie widzę też szans na to, aby liczba ugrupowań w parlamencie mogła wzrosnąć powyżej tego, co mamy w tej chwili: PO, PiS, SLD, PSL.
Co będzie, jak wygra PiS?
Będzie klincz. Bo nie widzę szans, aby PiS wygrał wybory w sposób gwarantujący samodzielne sformowanie rządu - o większości 3/5 potrzebnej do uchylenia prezydenckiego veta nie ma nawet co marzyć. PiS będzie potrzebował koalicjanta - widzi ktoś kandydata na takiego? Ja absolutnie nie. Zwycięstwo PiS to natychmiastowe kolejne wybory w okolicznościach, które spowodują kolejną wielką ofensywę medialną przeciwko Jarosławowi Kaczyńskiemu i jego partii: Patrzcie, nawet rządu nie umieli sformować. No nie umieli. Sami przeciw wszystkim - nec Hercules... Dlatego właśnie PiS nie może wygrać, jeszcze nie czas na to. Teraz najlepszą opcją będzie pchanie do góry PO i jednoczesne ciągnięcie w dół PSL - moim zdaniem to jest najlepszy sposób na pozamiatanie polskiej sceny politycznej: Doprowadzić do sytuacji. gdzie mamy trzy ugrupowania: PO, PiS i SLD. W tej kolejności. PO i SLD jako koalicja rządząca i PiS jako silna opozycja. Czyli bez zmian w generalnym układzie sił. Bo odwracając przytoczone na wstępie motto tylko brak zmian może zaowocować zmianami rzeczywistymi. Do tej pory każda porażka dała się skompensować a społeczne niezadowolenie kanalizowano w sposób, który nie narażał na szwank ustalonego jeszcze przy Okrągłym Stole status quo. Teraz nie można do tego dopuścić - i jak zawsze gardziłem postawą "im gorzej tym lepiej" tak teraz mówię: Nic się nie zmieni bez politycznego trzęsienia ziemi, bez katastrofy, która będzie jednocześnie katharsis polskiej sceny politycznej i z której powstanie nasz polski Fidesz. Odpływ wyborców od PO? To mało. To tylko optymistyczny prognostyk, a potrzebny jest przełom. A do takiego przełomu potrzeba jedynie przedłużenia rządów postkomuny w następną kadencję.
Prawda, jak niewiele?
Tak więc popierasz PiS - inwestuj w PO. To Ci się zwróci...