Temat: Koronawirus
Cóż, ja miałem takie zdanie na temat skuteczności, że nie rozważałem w ogóle granicy błędu i czy to może być wadliwe. Natomiast na początku listopada, co głównie mnie wykluczyło i powód dlaczego tak długo mnie nie było, zachorowałem na coś. To coś to dobre słowo, zaczęło się od niewinnych zawrotów głowy i jakiś takich grypowych spraw, szumy w uszach...
Objawy się nasiliły, bo początkowo się nie zgłaszałem do lekarza, myślałem, że to stan głębokiego odwodnienia i ogólnie osłabienia organizmu, taki stan podobny do... mówiąc kolokwialnie - procentowego nawalenia, upojenia alkoholowego i coś mi na słuch padło lekko. Nawiązałem kontakt ze służbą zdrowia, przebadany zostałem wstępnie przez lekarza pierwszego kontaktu, zdiagnozowali, ze to na 80% COVID. Miałem wymazówkę, negatywny. No więc szukanie dalej, badania krwi i moczu coś tam wskazały, jakieś problemy z tarczyca i choresterolem, kolejne szczegółowe badania wykluczyły. Potem wizyta u laryngologa, ogólnie ok, tyle co laryngolog stwierdził, ze mam słuch jak 65-latek nie jak prawie 40-latek - nie ma to nic wspólnego z moim objawami. Neurolog z kolei mnie totalnie zaskoczyła, stwierdziła, że jestem kolejną z rzędu osobą z podobnymi objawami i to jest uwaga - zespół poCOVIDowy. No zrobiłem test na przeciwciała wg zalecen, kolejne 120 PLN się poszło j... ć i wynik negatywny. Neurolog nie zna mojego wyniku, ale była pewna, ze to jest to, mówiła, że przeszedłem to bezobjawowo i medycyna nie jest mi w stanie pomóc. Mam po prostu się dobrze odżywiać jak po ciężkiej chorobie, unikać wysiłku, odpoczywać, nie jeździć jakiś czas na ukochanym rowerze. Czuję się lepiej, jakoś łatwiej mi się już pracuję, mam więcej sił. Czytałem o tych testach trochę, mój daleki kuzyn trochę się angażuje i analizuje, jest propagatorem szczepień COVIDowych i napisał mi, przedstawił mi mnóstwo raportów. Ledwo to rozumiem, ale wynika, że trafność tego wszystkiego jest niby na poziomie tylko 50% takiego pewniaka wyniku.
Ogólnie już jestem na diecie "nisko informacyjnej", dochodzę jeszcze do siebie, bo tak się czuję dobrze na 80% moich możliwości , siedzę w domu, pracuję - zdobyłem jeszcze w październiku pracę, taką zdalną (nie przez COVID, po prostu wszyscy tak pracują) dla szwajcarskiej firmy. Czeka mnie jeszcze 1-2 miesiące rekonwalescencji.
Jeżeli faktycznie to miałem, np. pół roku temu się tego nabawiłem i bezobjawowo przechorowałem, dostałem powikłań po kilku miesiącach i testy tego nie wykryją - to niezłe to ścierwo musi być. Ja to jeszcze lekko przechodzę, ale prawdę mówiąc traciłem nadzieję, że kiedykolwiek normalnie się poczuję, myślałem, że nabawiłem się jakiegoś gówna w postaci choroby Meinera, czy jakiegoś neurologicznego problemu. Sam nie wiem co mi było. mam jeszcze te szumy w uszach i skierowanie na tomografię komputerową od neurologa na stole.
Jurko N.:
A jak rozwiązaliście kwestię obostrzenia w zakładach pracy covid? U mnie produkcja nie jest wstrzymana, ale są nowe restrykcje (...) Co o tym myślicie?
Warto chyba uważać, mając z tyłu głowy własne doświadczenia to niezły szajs może być wykluczajacy ludzi na kilka tygodni do kilku miesięcy z jakiejkolwiek aktywności zawodowej. Listopad i grudzień ciężki był dla mnie, ledwo byłem w stanie usiedzieć 3h przed komputerem, a jestem jak maszyna, nie to że praktykuję, ale potrafię nawet 15 godzin pracować. Nowa praca, nowe obowiązki a ja po prostu walczyłem sam z sobą. Cokolwiek to jest, to mało kto wie co to tak naprawdę i tyle opinii na ten temat ilu specjalistów.
Dlatego podkreślam - warto uważać.
Na swoje leczenie i leki, zlecone komercyjne badania wydałem prawie 1000 PLN :(.
U mnie kilka osób w rodzinie to już przechodziło, nie miałem z nimi kontaktu, trochę się bałem jak sąsiedzi na to zachorowali, a nasze dzieci się razem bawią, moja żona ich odwiedziła na kawę któregoś dnia na początku grudnia (biedaki w święta w domu bez planowanego wyjazdu w rodzinne strony). Cholera wie. czy nas nie dopadnie Na razie żona jest zdrowa, ja coraz lepiej się czuję.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.01.21 o godzinie 14:58