Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Mamy przykład próby odtworzenia miejsca, związanego z Henrykiem Sienkiewiczem:

Zakopane: reaktywacja Dworca Tatrzańskiego

2011-07-24, Aktualizacja: 2011-07-25 07:44

Naszemiasto.pl Paulina Wylężek

"Już w niedalekiej przyszłości Zakopane może doczekać się swojego domu kultury. Ponownie reaktywowany Dworzec Tatrzański, budynek w pobliżu Krupówek, zaczyna przyciągać w swe mury ludzi kultury nie tylko spod Giewontu, ale także z całego kraju.
Budynek Dworca Tatrzańskiego znów zaistniał na mapie kulturalnych przystani Zakopanego. Nowy manager Dworca, Michał Pietrzak, chce przywrócić dawną świetność miejsca, które, szczególnie w czasach międzywojennych cieszyło się ogromną sławą, również wśród licznych osobistości ze świata kultury i nie tylko.

Z reaktywacji Dworca Tatrzańskiego cieszy się także Wojciech Szatkowski z Muzeum Tatrzańskiego.

- Dobrze, że w końcu coś drgnęło. To miejsce już za długo nie było zagospodarowane - mówi Szatkowski.

Sam manager zapowiada, że na sierpień i wrzesień szykuje się sporo atrakcji. Już 12 sierpnia odbędzie się tutaj koncert Jana
Trebuni-Tutki, który będzie promował nową płytę "Góry w sercu", a 15 września zagrają Pudelsi, z okazji 25-lecia obecności na scenie.

Na początku września, w dniach 8-11, odbędzie się 7. Spotkanie z Filmem Górskim.

Teraz co poniedziałek odbywają się w Dworcu Tatrzańskim występy aktorów Teatru Witkacego a w czwartki co dwa tygodnie spotkania pod hasłem "Muzeum Tatrzańskie w Dworcu Tatrzańskim", podczas których można m. in. poszerzyć swoją wiedzę o prekursorach taternictwa.

Jak było dawniej
Dworzec Tatrzański od lipca 1882 pełnił rolę zakopiańskiego domu kultury. Była tu restauracja, obywały się koncerty, odczyty i przedstawienie. Bywali tam Mieczysław Karłowicz, Helena Modrzejewska czy Henryk Sienkiewicz.

Po II wojnie światowej Dworzec stał się siedzibą Stowarzyszenia PTTK i Grupy Tatrzańskiej GOPR. "
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

http://krakow.naszemiasto.pl/artykul/1015131,114-lat-t...

114 lat temu grozę w Krakowie siała... samica aligatora. Ważyła prawie 30 kg

2011-07-29, Aktualizacja: wczoraj 12:33

Naszemiasto.pl Mateusz Drożdż
Pojawił się niespodziewanie w okolicach Łęgu koło Mogiły w lecie 1897 roku. Miejscowym włościanom zaczęły wówczas tajemniczo znikać kaczki i gęsi, które bez przeszkód korzystały dotąd z uroków pływania w starym korycie Wisły. Czasem wieczorem rozlegał się przeraźliwy krzyk wystraszonego ptactwa, a ludzie zaczęli obawiać się wchodzenia do wody. Niektórzy widzieli niespotykany dotąd w okolicach ciemnozielony grzbiet i wielką paszczę.

Wkrótce pojawiła się pogłoska, że grasuje tam smok, który miał się wykluć ze starego jaja znalezionego w Smoczej Jamie. Przerażeni chłopi zaczęli szukać pomocy i obrony przed nieznanym im potworem u krakowskich myśliwych. W końcu wysłany na miejsce dozorca spółki łowieckiej zaobserwował dokładnie intruza i przekazał do Krakowa informację, że to krokodyl.

Na podkrakowskie safari wyruszyło czterech myśliwych. Byli to - doskonalący się w strzelectwie także w Bractwie Kurkowym - Wacław Anczyc, Jacek Heggenberger, Henryk Szarski i Bronisław Krause, choć niektóre źródła dodają jeszcze Jana Fiszera. Wyprawę rozpoczęli podobno od przestudiowania sposobów polowania na krokodyle opisanych w "Listach z Afryki" Henryka Sienkiewicza.

Pisarz pisał o zwierzętach z respektem:
"W państwie gadów królem jest krokodyl". Ostrzegał przed pozorami "Można czekać cały dzień, nim się dostrzeże jakiś ruch: leniwe poruszenie głowy, łap lub ogona. Jest w tym lenistwie coś złowrogiego, zwłaszcza że w razie przestrachu lub gdy potwór ujrzy zdobycz, zmienia się ono w ruchy tak błyskawicowe, że niepodobna oprzeć się zdumieniu. Kształty (...) jakby przynależne do jakiejś innej, przedpotopowej epoki, zdają się uosabiać plugawe i ślepe okrucieństwo.

Zresztą bezmyślność ich jest równie pozorną jak lenistwo, często bowiem urządzają one na inne zwierzęta zasadzki dowodzące, że w tych spłaszczonych czaszkach obok okrucieństwa mieszka chytrość i rozwaga". Z zapisków Sienkiewicza wynikało, że udanie polował na opisywane przez siebie gady ze sztucera, strzelając wojskowym pociskiem "zakończonym stalowym stożkiem", który przebijał grubą skórę krokodyla na wylot.

Pożerający ptactwo gad należał do jednej z licznych obwoźnych zwierzęcych menażerii, które odwiedzały Kraków i jego okolice. W czerwcu jedna z nich zawitała do Podgórza, a właściciel postanowił dać się wypluskać swojej atrakcji w Wiśle. Zwierzę poczuło swoją szansę na wolność i wyrwało się opiekunom, szczęściem nie uderzając żadnego z nich swoim ogonem - co mogłoby z łatwością złamać ludzką nogę. Odpłynęło w dół rzeki, a menażeria szybko odjechała. Jej właściciel w obawie przed odpowiedzialnością nie zgłosił władzom faktu ucieczki zwierza. "Tymczasem krokodyl kilka tygodni używał wolności we Wiśle i pojawiał się jako postrach gęsi i kaczek" - wspominał później jeden z myśliwych. Zwierz atakował z wody i w ciemności, czasem wyłaził na brzeg.

O samym przebiegu polowania, czasie trwania i sposobie namierzenia "smoka" niewiele wiadomo. Z notatki w "Czasie" i wydanych ponad 30 lat później wspomnień Wacława Anczyca wynika, że to on oddał śmiertelny strzał, który trafił w krokodylą czaszkę. Nie wiadomo jednak, czy ofiara była w wodzie czy na lądzie. Ustrzeloną zdobycz załadowano na wóz konny i przewieziono do Krakowa. Okazało się, że nie dla wszystkich miejscowych zwierzę było sensacją. Po drodze woźnica pokazał zdobycz jednemu Żydowi. Ten rzucił okiem i machnął lekceważąco ręką: "No co? To jest krokodyl". Zainteresowała go natomiast możliwość kupna skóry.

Potem zaczęły się problemy natury biurokratycznej. Na miejskiej rogatce akcyzowej, gdzie przybywający z produktami żywnościowymi płacili specjalne myto, Anczyc uprzejmie poinformował strażnika, że wiozą do miasta krokodyla, który jest wolny od opłaty podatku konsumpcyjnego. Mundurowy nasrożył się i odparł: "Proszę sobie ze mnie nie kpić, ja jestem urzędnik miejski!". Jednak po okazaniu "towaru" i przestudiowaniu taryfy opłat okazało się, że pozycji "krokodyle" faktycznie tam nie było i myśliwi bez opłaty mogli wjechać do miasta. Choć są i takie źródła, które stwierdzają, że krakowskim targiem zgodzono się, że zdobycz będzie potraktowana i opłacona jako "prosię".

Już w Krakowie trofeum zostało zbadane przez uniwersyteckiego profesora i okazało się, że jest to samica aligatora, która miała około 40 lat, 29,5 kg wagi, prawie 2 metry długości, a jej paszcza skrywała 80 ostrych zębów. Ciekawi sensacji krakowianie mogli ją obejrzeć, już wypchaną, w sklepie kolonialnym Szarskiego w Szarej Kamienicy na rogu Rynku Głównego i ul. Siennej lub - jak mówią inne źródła - w sklepie papierniczym Fiszerów na linii A-B. Źródła są natomiast zgodne, że truchło pełniło funkcję marketingową - z zewnątrz widać było tylko kawałek grzbietu, a cały okaz dopiero z wnętrza sklepu, gdzie subiekci dbali o to, by wchodzący nie wychodzili z pustymi rękami.

Po dwóch tygodniach aligator zniknął ze sklepu po interwencji władz, które stwierdziły autorytatywnie, że krokodyl nie jest zwierzyną łowną w Galicji i dlatego nie jest własnością myśliwego, lecz powinien być oddany instytucjom państwowym. Wówczas Anczyc podarował wypchanego zwierza Uniwersytetowi Jagiellońskiemu.

Informacje o niecodziennym polowaniu nagłośniła prasa. Nie tylko krakowski "Czas", ale także gazety lwowskie i wiedeńskie. W piśmie "Łowca" przeczytał o nim również Henryk Sienkiewicz, który po latach szczegółowo przepytał Wacława Anczyca, jak to się poluje na krokodyle nad górną Wisłą. Wypchany zwierz do dziś przebywa w Muzeum Zoologicznym UJ przy ul. Ingardena 6.

Dziękuję za pomoc Jadwidze Lorenc-Brudeckiej z Muzeum Zoologicznego UJ
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Nie zaginęło pióro...

Na łamach tygodnika Piotr Giczela:

Sensacje historyczne z naszych stron
Pióro Sienkiewicza i tajemnice plebanii w Okrzei

"Muzeum Henryka Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej otrzymało od mieszkańca Warszawy, Tomasza Kamińskiego, cenny dar. Jest nim wieczne pióro marki Parker, liczące ok. 120 lat. Najważniejsze jest jednak to, że było to pióro, którym najpewniej do 1914 r. posługiwał się słynny pisarz.

Z wiecznym piórem Parkera wiąże się niezwykła historia. Przed 78 laty, w 1933 r., pióro, wraz z innymi pamiątkami po pisarzu, trafiło do proboszcza parafii w Okrzei, ks. dr. Antoniego Kresy, który planował utworzyć przy plebanii muzeum, bądź izbę pamięci Henryka Sienkiewicza."

Więcej:
http://www.tygodnik.siedlecki.pl/t14253-piro.sienkiewi...
Kamila Zaborowska

Kamila Zaborowska Kto nie ma odwagi do
marzeń, nie będzie
miał siły do walk...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Adrianna Adamek:
Nie zaginęło pióro...

Przeczytałam relację z tygodnika i jestem w szoku. Czy proboszcz Okrzei wyłudził pamiątki po pisarzu od jego dzieci, by je nierozważnie rozdać, a może sprzedać? Izby pamięci nie zrobił!
Andrzej A.

Andrzej A. pośrednik, Agencja
Nieruchomości

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Kamila Zaborowska:

Przeczytałam relację z tygodnika i jestem w szoku. Czy proboszcz Okrzei wyłudził pamiątki po pisarzu od jego dzieci, by je nierozważnie rozdać, a może sprzedać? Izby pamięci nie zrobił!

Zastanawiające. To jest zasadnicze pytanie: dlaczego. Co kierowało proboszczem? Wątpię, czy sprawa się wyjaśni.Andrzej A. edytował(a) ten post dnia 18.09.11 o godzinie 08:02
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Zwróciłam uwagę na ciekawostkę, jaką przywołuje w grudniu br. dziennikarz portalu WP - http://polskajestfajna.wp.pl/kat,1031137,title,,wid,14...

- na temat ukraińskiej stolicy Polski, borykania się z zanikającym poczuciem tożsamości narodowej.

Biały Bór -
"Po II wojnie światowej jedną trzecią osadników, którzy zaludnili Biały Bór i okoliczne wsie, stanowili Ukraińcy, przesiedleni tu w ramach akcji „Wisła”. Władze celowo rozrzucały ich po Ziemiach Odzyskanych, chcąc przyspieszyć asymilację i uniemożliwić potencjalne bunty. Raczej mało prawdopodobna była sytuacja, by dwaj sąsiedzi „zza Buga” spotkali się ponownie po dwóch stronach płotu. Mimo rozproszenia i dezinformacji, Ukraińcom z okolic Białego Boru udało się po pewnym czasie zorganizować i wkrótce miasteczko wyrosło na centrum kultury i oświaty ukraińskiej w tej części Polski. Symbolami kultywacji rodzimej tradycji i kultury jest szkoła ukraińska i słynna nie tylko w Polsce cerkiew grekokatolicka projektu Jerzego Nowosielskiego."

W tej miejscowości powstawały sceny Hoffmanowskich adaptacji - "Pana Wołodyjowskiego" i "Ogniem i mieczem":
"Tuż obok cerkwi mieszczą się kompleksy szkół - imienia Henryka Sienkiewicza i Tarasa Szewczenki. Sienkiewicza przywiózł do miasta Jerzy Hoffman, kręcąc tu sceny z „Pana Wołodyjowskiego”. Przy „Ogniem i mieczem” reżyser wezwał do pomocy mieszkańca Białego Boru, Andrzeja Drozda, który odpowiadał za choreografię polskiej superprodukcji. To jemu miliony polskich uczniów zawdzięczają niezapomnianą scenę, gdy niewyobrażalnie długi warkocz Heleny oplata w tańcu Skrzetuskiego… "
Wiesław Adamik

Wiesław Adamik Dziwny zbieg
okoliczności
sprawił, iż
biografia jego
wymi...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

http://www.viapoland.com/site/art/1/15/1383.html
Oto dramatyczny apel - w związku z powyższym artykułem:
Jak to możliwe, aby w Krakowie stał tak zapuszczony tak wspaniały obiekt
jak pensjonat "Sienkiewiczówka" i przylegający do niego ogród
szwagrostwa pisarza Henryka Sienkiewicza - Jadwigi i Edwarda
Janczewskich. Nie posądzałam o taka głupotę ani krakowskich władz, ani
społeczności, ale jest więcej przykładów takiego
"zaopuszczenia" bo także zamknięty jest na głucho taki
historyczny lokal związany z Heleną Modrzejewska i Henrykiem
Sienkiewiczem jak "Restauracja o Pollera". Dziwi mnie fakt, że
krakowskie gazety nie zauważają tych faktów? Czy Stowarzyszenie imienia
Sienkiewicza nie może oficjalnie wyrazić dezaprobatę!!!!(klonowska)

Obrazek
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Pojawia się pomysł odtworzenia miejsc znanych z Trylogii:

Trylogia zagości nad Bugiem

Dodano: 1 lutego 2012, 7:00 Autor: Urszula Bisz, ubisz@wspolczesna.pl
Gmina planuje budowę na 20 hektarach parku historycznego.
http://www.wspolczesna.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/2...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Pewnie powtarzam, bo o tym już pisaliśmy, że Kresy to niepowtarzalne miejsca pamiątek.

Ale natrafiłem na ciekawy materiał:

"Moje Kresy. Podhorce – podolski Wersal

Dodano: 28 stycznia 2012, 15:00 Autor: Stanisław S. Nicieja
Na Kresach w czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej wzniesiono setki rezydencji, zamków i pałaców magnackich. Jeden z najwspanialszych, o których Henryk Sienkiewicz napisał, że jest to "skarb wprost nieoszacowany”, wybudowali Koniecpolscy."

http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20120128/...
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Spodziewać się można nowego oblicza Lipkowa:

Wołodyjowski wróci do Lipkowa
Marek Kozubal 22-03-2012

Fragment:

"Duch Sien­kie­wi­cza

Lip­ków to miej­sce wy­jąt­ko­we, bo zwią­za­ne z tra­dy­cją sien­kie­wi­czow­ską.

W 1880 r. wła­ści­cie­la­mi dóbr lip­kow­skich był Ka­zi­mierz Szet­kie­wicz, teść Hen­ry­ka Sien­kie­wi­cza. Niewy­klu­czo­ne, że pi­sarz również by­wał w tym miej­scu.

Pew­ne jest, że umiej­sco­wił tu sce­ny z po­wie­ści „Ogniem i mie­czem". – Oj­ciec Szet­kie­wi­cza był pier­wo­wzo­rem Za­gło­by – mó­wi ks. So­biec­ki.

W Lip­ko­wie umie­ścił też po­je­dy­nek Bo­hu­na z Wo­ło­dy­jow­skim. A do­pie­ro na po­cząt­ku lat 20. zo­sta­ła zbu­rzo­na karcz­ma, w któ­rej Za­gło­ba z kom­pa­nią miał ra­czyć się mio­dem i wi­nem. Dla­te­go ksiądz To­masz So­biec­ki chce stwo­rzyć w dwor­ku izbę pa­mię­ci Sien­kie­wi­cza.

– Być mo­że w przy­szło­ści uda­ło­by się od­two­rzyć tak­że karcz­mę – ma­rzy pro­boszcz."
Więcej:
http://www.rp.pl/artykul/558607,843422-Wolodyjowski-wr...
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Miejsca, pamiątki, znaki... to, co zaginęło...

Ze szlaku:

http://www.wiadomosci24.pl/artykul/my_z_jednych_stron_...

Następna dyskusja:

Szukam miejsca na wystawę




Wyślij zaproszenie do