Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20100711/...

Jarosław Krawczyk: Grunwald, to była wielka prowincjonalna bitwa

Krzysztof Ogiolda

Rozmowa z redaktorem naczelnym Magazynu Historycznego "Mówią wieki”.

- Od ostatniej wielkiej bitwy średniowiecza – pod Grunwaldem – minie za kilka dni dokładnie 600 lat...
- Tylko proszę mnie nie pytać, ilu było uczestników bitwy.

- Nie ma potrzeby, bo to wiadomo powszechnie. Po stronie krzyżackiej walczyło około 16 tysięcy jazdy, w większości wojsk zaciężnych i gości zakonu. Prawdziwych Krzyżaków było tam – według różnych szacunków - od 250 do 500. Armia królewska liczyła 30 tysięcy zbrojnych. Dwie trzecie stanowili Polacy, resztę Litwini i Rusini. Dlaczego te tłumy nie tylko Polaków i Niemców, ale wielu innych europejskich nacji w ogóle tam poszły?
- Rycerze krzyżowi to była elita wielkiego i skomplikowanego państwa zakonu. Dzielili się na wiele kategorii. Pełnych mnichów w całym zakonie było pewnie nie więcej niż kilkuset. Resztę armii krzyżackiej stanowiły kontyngenty pościągane z różnych ziem poddanych, no i masa gości, bo od dawna wielcy panowie i królowie uprawiali charakterystyczny dla tamtych czasów sport, uczestnicząc w tzw. rejzach krzyżackich na ziemie pogańskie. To była część ich misji. Nie należy natomiast traktować bitwy pod Grunwaldem jako starcia etnicznego. W taki kostium ubrała tę bitwę dopiero późniejsza propaganda.

- To, że po stronie polskiej walczyli Tatarzy, Rusini, czyli według ówczesnego myślenia schizmatycy i Litwini, chrześcijanie bardzo świeżej próby, zachęcało rycerstwo zachodnie do takiej krucjaty?
- Naturalnie. Trzeba pamiętać, że jesteśmy w średniowieczu. Informacje o Polsce były stosunkowo skąpe. Należała ona do kultury i cywilizacji Zachodu, ale to nie znaczy, że była szczególnie popularna w krajach, z których pod Grunwald przybyli rycerze. Precyzyjnych wyobrażeń o chrześcijaństwie w Polsce nie mieli szczególnie ci przybywający z daleka – z Anglii czy Francji. Wielu z nich chyba naprawdę wierzyło, że jedzie nawracać pogan, także mieczem, bo takie były czasy. Innych pchał pewnie do walki zakonny żołd i myślenie w kategoriach: witaj, przygodo.

- Ile jest prawdy w hipotezie, że oba wojska spotkały się pod Grunwaldem trochę przypadkiem?
- Myślę, że dużo. Sztuka wojenna z czasów rzymskich, planowanie wojskowe, rozkazodawstwo w wiekach poźniejszych raczej się zwijało niż rozwijało. Co nie znaczy, że mamy sobie wyobrażać rycerzy jako kretynów na koniach. Wojska królewskie i krzyżackie na siebie w tym miejscu raczej się napatoczyły, ale sama bitwa nie była, oczywiście, przypadkowa. Projekt wojny był długotrwały i przemyślany. W Krakowie myślano o niej od półtora roku. Gromadzono pieniądze i pieczono pierniki dla żołnierzy, bo one się nie psuły. To była operacja logistyczna, godna podziwu, zaprojektowana jak na tamte czasy niezwykle starannie i skutecznie. I w dodatku świetnie wyszła. A przejście wojsk wielkopolskich i małopolskich przez Wisłę po fantastycznym moście pontonowym przygotowanym przez mistrza Jarosława było na tamte czasy wielkim osiągnięciem inżynierskim.

- Aleksander Ford pokazał w słynnym filmie Krzyżaków jako świetnie uzbrojonych i okutych w stal, ale podłych i podstępnych. Polacy wyglądają gorzej, ale górują szlachetnością i sprytem. Coś jest na rzeczy, czy reżyser kierował się stereotypem?
- Rycerze zakonni byli stale zaprawiani do wojny i pewnie górowali nad hreczkosiejami spod Sieradza czy Litwinami. Z drugiej strony najlepsze płytkowe zbroje – bardzo drogie – miało pewnie co najwyżej po kilkuset rycerzy po obu stronach. Miecze czy kopie polskie też nie były pewnie gorzej hartowane i nie różniły się od krzyżackich.

- Dlaczego Polacy wygrali pod Grunwaldem?
- Przyczyn jest kilka. Po stronie królewskiej była wyraźna przewaga liczebna. To ważne w walce wręcz. Krzyżackie bombardy – przodkowie artylerii – nie miały na przebieg starcia większego wpływu. Pod Grunwaldem nie używano także tzw. długich łuków, czyli ówczesnej "broni masowego rażenia”. Zastosowali je Anglicy w bitwie z Francuzami pod Cressy. Za to po stronie krzyżackiej musiało dojść do jakichś koszmarnych błędów w dowodzeniu. Ale musimy mieć także świadomość, że skoro pod koniec bitwy niemal ginie wódz wojsk polsko-litewskich, jej losy musiały się wahać. I jeszcze jedno. Wojska polsko-litewskie miały świadomość, że nawet jeśli zostaną pobite, to po nich przyjdą następni. Siła Królestwa Polskiego, zwłaszcza wraz z Wielkim Księstwem Litewskim, była większa niż ich sąsiada z północy. Jagiełło miał świadomość, że jest zdolny do wielkiego wysiłku zbrojnego i nawet jeśli 30-tysięczna armia zostanie rozbita, to za jakiś czas wystawi następną i tak czy owak odeprze i pokona Krzyżaków. Rycerze zakonni wiedzieli, że dla nich może to być ostatnia bitwa. Klęskę Polaków mogłaby spowodować co najwyżej śmierć króla i będące jej konsekwencją poważne kłopoty dynastyczne. Bo przez pewien okres centrum państwowe byłoby zdezorganizowane.

- To z powodu lęku przed przerwaniem dziejów bardzo młodej dynastii Władysław Jagiełło miał przygotowane rozstawne konie, które mogłyby go szybko unieść z pola bitwy? A może nie miał pewności, że zwycięży?
- Gdyby tak było, świadczyłoby to – patrząc z dzisiejszej perspektywy - bardzo dobrze o przezorności i dalekowzrocznym myśleniu króla. Państwo i dynastia musi funkcjonować, a królestwo ma również moc świętą. Nie ma monarchii bez monarchy, bo z jego śmiercią powstaje pustka i bezład. Ale informację o przygotowanej drodze ucieczki z pola bitwy zawdzięczamy kronice Długosza, a ten zwyczajnie Władysława Jagiełły nie lubił, więc pokazał króla w nie najlepszym świetle.

(RegioInfo (D&M Szymaniuk), rys. Robert Jurga)

- A i tak Jagiełło przeszedł do historii, jako znakomity strateg, który ze wzgórza, z dystansu dowodził swoim wojskiem rozsyłając gońców i wykrzykując rozkazy aż do ochrypnięcia. Był rzeczywiście ojcem zwycięstwa?
- Jagiełło na pewno miał znaczny wpływ na przebieg bitwy i dowodził nowocześnie. Ale zwycięstwo ma zawsze wielu ojców. Już Kraszewski w głównej roli podczas bitwy grunwaldzkiej umieścił Witolda.

- Do dzisiaj tak stawiają akcenty historycy litewscy. Ojcem zwycięstwa nad zakonem jest tam Witold. Jagiełło jako architekt unii z Polską ma opinię zdrajcy.
- To duże słowo, może raczej odstępcy. Witold najpewniej bitwą pod Grunwaldem nie dowodził, bo by ją przegrał, podobnie jak przegrał kilka lat wcześniej bitwę z Tatarami nad rzeką Worsklą. Nie miał jakichś szczególnych uzdolnień wojskowych. Nie ma wątpliwości, że zwycięstwo odniosły wojska polsko-litewskie, a kandydatów na wodzów i ojców zwycięstwa było więcej: dla jednych Zyndram z Maszkowic, dla innych uczonych Jana Sokol, który stał na czele kilku tysięcy zaciężnych z Czech. Powtórzę, zwycięstwo w wielkiej bitwie ma zawsze wielu ojców, nawet jeśli jest to bitwa prowincjonalna. Ta pod Grunwaldem była ogromna, ale prowincjonalna, bo losy Europy się tu ważyły w niewielkim stopniu. Przecież Jagielle nic takiego w głowie nie zaświtało, żeby zwyciężywszy pod Grunwaldem ruszyć na Zachód.

- Nawet pod Malbork niespecjalnie się spieszył i okazja do ostatecznego pokonania zakonu krzyżackiego została zaprzepaszczona.
- Rzeczywiście się nie spieszył, ale rycerstwo też się nie spieszyło.

- Nie było tam nic do ugrania? Zamek był nie do zdobycia?
- Myślę, że było i król chciał go zdobyć, ale rozprzężenie po zwycięstwie zrobiło swoje. Trzeba się było nacieszyć po zwycięstwie. Potem wojska trzeba było pozbierać i zmobilizować do kolejnego wysiłku. Komtur Świecia Von Plauen spieszył się bardziej. Do Malborka dotarł błyskawicznie, pokonując - w ekspresowym na tamte czasy tempie - 120 km w ciągu doby. Ale on miał prawdziwą motywację, a Jagiełło tylko dobrą wolę. Wojska królewskie dotarły pod mury krzyżackiej stolicy dopiero 25 lipca. Inna rzecz, że nie wydaje mi się, żeby Malbork był wtedy do zdobycia. Choć trzeba pamiętać, że wyglądał trochę inaczej niż dziś, bo obecny zamek jest rekonstrukcją.

- Skoro nie była to bitwa etniczna, to dlaczego przez 600 lat negatywny mit krzyżacki trzymał się tak dobrze, że propaganda chętnie ubierała w płaszcz z czarnym krzyżem nie tylko kanclerza Niemiec Adenauera, ale i prezydenta USA Raegana?
- Bo każdy naród definiuje swoją tożsamość wobec innego. Zwłaszcza robią tak narody, które miały z sąsiadami kłopoty. Polskim kłopotem były rozbiory. Musieliśmy więc na nowo definiować swoją tożsamość. To samo przeżywali Czesi, którzy też definiowali siebie przeciw Niemcom. Nic więc dziwnego, że nie tylko na początku XX wieku Sienkiewicz napisał "Krzyżaków”, a na początku XIX stulecia Mickiewicz "Konrada Wallenroda” i "Grażynę”. Tak się to toczyło: Niemcy byli silni, także kulturowo, definiowaliśmy się przeciwko nim.

- Tylko ta propaganda trochę pomija fakt, że ani w zakonie krzyżackim, ani na polach grunwaldzkich, gdzie zresztą prawdziwych Krzyżaków biło się według różnych szacunków od 250 do najwyżej 500, nie walczyli z wojskami Jagiełły sami Niemcy.
- Oczywiście, że nie walczyli. Ale trzeba uczciwie powiedzieć, że Niemcy również mają swoją propagandę Grunwaldu. W 1911 roku postawili pod Gruwaldem pomnik wielkiego mistrza Ulryka von Jungingena, który za kulturę Zachodu poległ na Wschodzie, potem stawiają gigantyczne mauzoleum w Tannenbergu dla uczczenia zwycięstwa, jakie w 1914 roku odniósł tu nad armią rosyjską Paul von Hindenburg (wysadziły je wycofujące się przed Armią Czerwoną wojska niemieckie). W Niemczech zakon krzyżacki też był symbolem, symbolem niemieckości i kultury przeciwstawianej temu, co znajdowało się po drugiej stronie Odry: chaotycznemu, nieobjętemu, a nawet mongolskiemu. Może nawet tamta propaganda była głośniejsza i skuteczniejsza.

- Czym narazili się Polsce Krzyżacy?
- Zabraniem Gdańska Władysławowi Łokietkowi. A kiedy ruszył do kontrofensywy, przegrał, tracąc Kujawy i Ziemię Dobrzyńską. Zatem konflikt gotowy. Cóż, Łokietek był, niestety, porywczym i nieroztropnym władcą.

- Nie rozliczył się z Krzyżakami za uwolnienie Pomorza z rąk Brandenburczyków...
- Wszystko to prawda, tylko to nie był powód, żeby przy okazji wymordować parę tysięcy osób.

- Historycy niemieccy chętnie podkreślają misję kulturotwórczą zakonu krzyżackiego...
- I można o niej mówić. Tylko trzeba pamętać, że jak się jedną kulturę przynosi, drugą się niszczy. Na pewno można mówić o wyższej cywilizacji technologicznej Krzyżaków, budujących zamki i kościoły. Ale kultura to coś znacznie bardziej złożonego.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://wyborcza.pl/1,76842,3268347.html

Polityka historyczna. Wielki strach
Adam Leszczyński
2006-04-07, ostatnia aktualizacja 2006-04-07 00

Więcej... http://wyborcza.pl/1,76842,3268347.html#ixzz0tOMcp8eE

Za wzniosłymi słowami o wskrzeszeniu patriotyzmu i przywróceniu narodowej dumy rzecznicy ?polityki historycznej? przemycają wizję narodowej wspólnoty zagrożonej przez wewnętrzny rozkład i drapieżnych sąsiadów
Wrocławska parada niepodległości 11 listopada
Fot. Łukasz Giza / AG
Wrocławska parada niepodległości 11 listopada
RAPORTY

* Czy patriotyzm jest jak rasizm?

"Polityce historycznej" warto się przyjrzeć bliżej, bo jej zwolennicy nie tylko są dziś liczni, ale też sprawują władzę. Uchwała Rady Politycznej Prawa i Sprawiedliwości z września 2004 r. - podpisana przez Jarosława Kaczyńskiego - uczyniła z niej oficjalny program kulturalny partii rządzącej. Rzecznikiem "polityki historycznej" jest również Kazimierz Michał Ujazdowski, minister kultury i dziedzictwa narodowego, a pisał o niej także w "Gazecie" (8 lutego) z entuzjazmem współpracownik Kaczyńskiego Paweł Kowal, poseł PiS i szef sejmowej komisji kultury.

"Polityka historyczna" jest jednak dziełem intelektualistów, a nie polityków. Główni autorzy "polityki historycznej" wprawdzie różnią się poglądami, ale występują często razem i łączy ich przywiązanie do tego projektu.

Są wśród nich akademiccy filozofowie i historycy idei - tacy jak Dariusz Gawin i Marek A. Cichocki. Inny z jej czołowych twórców, Tomasz Merta, po zwycięstwie PiS został wiceministrem kultury i dziedzictwa narodowego odpowiedzialnym za opiekę nad muzeami, zabytkami i edukacją kulturalną z "ochroną amatorskiego ruchu artystycznego, kultury ludowej i rękodzieła artystycznego" włącznie.

Z poparciem dla "polityki historycznej" występowali także liczni publicyści - m.in Piotr Semka ("Rzeczpospolita", 25-26 marca), a redagowany przez Grzegorza Górnego tygodnik "Ozon" uczynił z niej temat jednego z numerów. Co jest pociągającego w "polityce historycznej" dla tak wielu ludzi prawicy?

Chrześcijaństwo niepatriotyczne

Po pierwsze, kusi ich wykorzystanie historii jako narzędzia polityki zarówno zagranicznej, jak i wewnętrznej.

W eseju "Pamięć i nadzieja" zamieszczonym w programowym zbiorze "Pamięć i odpowiedzialność" Merta pisze: "Historia traktowana była w III RP już to jako zbędny balast, już to jako coś potencjalnie niebezpiecznego, co może rozsadzić fundamenty budowanego właśnie demokratycznego porządku". Jeżeli już pojawiała się debata o przyszłości - przekonują rzecznicy "polityki historycznej" - to zawsze dominowali w niej zwolennicy czegoś, co nazywają "historią krytyczną" (Merta) albo "patriotyzmem krytycznym" (Gawin) i co uważają za głęboko szkodliwe.

Zarzut wobec reprezentantów "patriotyzmu krytycznego" jest następujący: eksponując to, co w polskiej historii było złe - polskie zbiorowe winy wobec sąsiadów czy przypadki kolaboracji w czasie wojny - niszczycie pamięć historyczną, a tym samym wspólnotę.

Cichocki: "Polacy są na początku XXI wieku wspólnotą, którą - mówiąc trochę górnolotnie - pozbawiono korzeni, wyjęto jej serce i zresetowano pamięć samej sobie. Z punktu widzenia klasycznej definicji wspólnoty politycznej stanowi więc ona dość osobliwe monstrum". Skutki? Żeby je zobaczyć, wystarczy włączyć telewizor. Nie naprawimy licznych bolączek III RP - zaczynając od bezideowej i skorumpowanej polityki - bez rehabilitacji narodowej wspólnoty. Do tego zaś potrzebna jest polityka państwa wobec historii - wywodzą Merta, Gawin i Cichocki.

Frontalnie atakowanym przeciwnikiem ideowym nie jest jednak ani należący już do innej epoki Brzozowski, ani aideologiczni współcześni "liberałowie" (nie wiadomo, kim oni są - rzecznicy "polityki historycznej" często mają kłopot ze wskazaniem choćby jednej osoby reprezentującej poglądy, z którymi próbują walczyć). Prawdziwym przeciwnikiem jest Jan Józef Lipski, a ściślej - jego polityczna koncepcja pojednania z sąsiadami oparta na chrześcijańskim przebaczeniu i wzajemnym wyznaniu win. Przykładem fundamentalnego niezrozumienia istoty polityki jest dla Gawina ("O pożytkach i szkodliwości historycznego rewizjonizmu" w programowym zbiorze "Pamięć i odpowiedzialność") sławny esej Lipskiego z 1982 r. "Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy", w którym pisał o konieczności zaakceptowania i przyznania się do polskich zbiorowych win wobec sąsiadów - m.in. Niemców i Ukraińców - oraz uznawał to za fundament prawdziwego pojednania.

Według Gawina zasadniczy błąd Lipskiego polegał na pomieszaniu cnót wywodzących się z dwóch różnych porządków: religijnej caritas, miłości bliźniego, z wywodzącym się z porządku politycznego patriotyzmem. Istnieje bowiem - pisze Gawin - „nieusuwalne w istocie napięcie” między „ewangelicznym nakazem miłowania wrogów” a „zobowiązaniem do choćby minimalnej lojalności przede wszystkim w stosunku do własnej wspólnoty, własnej zbiorowości, lojalności, jaką narzucać musi - jeśli chce przetrwać - każde ciało polityczne”.

Gawin nie zarzuca Lipskiemu niepatriotycznej postawy. Pisze, że jego "brak zrozumienia dla Swoich i nadmiar zrozumienia dla Innych nie wynika ze złej woli". Subiektywnie nie był winien, ale obiektywnie jednak tak - bo destrukcyjny wpływ filozofii Lipskiego na polską "politykę historyczną", a więc i świadomość zbiorową, nie ulega z punktu widzenia Gawina wątpliwości.

Filozofia Lipskiego przyczyniła się do jednostronnego moralnego rozbrojenia Polaków, którzy stali się bezbronni wobec egoistycznej "polityki historycznej" prowadzonej przez sąsiadów. Kiedy my przyznajemy się do przestępstw popełnionych przez Polaków podczas wysiedlania Niemców w 1945 r., w tym samym czasie Niemcy mówią o "wypędzonych" i pracowicie zacierają pamięć o swoich wojennych zbrodniach, zrównując cierpienie niemieckich cywilów po wojnie z cierpieniami okupowanych Polaków (to przykład, który w pismach zwolenników "polityki historycznej" powraca niejednokrotnie). "Radykalny krytycyzm [wobec polskiej historii] stał się intelektualnym nałogiem, mentalną dyspozycją wyprzedzającą wszelkie myślenie" - pisze Gawin.

Zarzuty o zgubną politycznie cnotę miłości bliźniego padają także wobec głośnego artykułu Jana Błońskiego "Biedni Polacy patrzą na getto" z 1987 r., który wywołał wieloletnią debatę o postawach Polaków wobec żydowskiej Zagłady. Błoński pisał w nim: "Domagamy się nieraz od Żydów ostrożnej, sprawiedliwej oceny własnych dziejów. Powinniśmy jednak najpierw wyznać naszą winę i prosić o przebaczenie. I w gruncie rzeczy oni tylko na to czekają - jeżeli czekają".

Tutaj, według Gawina, Błoński popełnia błąd - bo zakłada, że odpowiedzią na polskie zbiorowe przyznanie się do winy będzie sprawiedliwa ocena roli Polaków wobec Holocaustu.

Projektanci "polityki historycznej" zarzucają Lipskiemu i Błońskiemu (oraz ich niewymienianym z nazwiska epigonom) naiwną próbę chrześcijańskiego "przeanielenia" polityki. Z ich punktu widzenia to coś więcej niż naiwność - to polityczny błąd, za który płacimy jako wspólnota. "Patriotyzm krytyczny" niebezpiecznie zbliża się do przyjęcia obcej interpretacji dziejów, w domyśle - szkodliwej dla polskiej wspólnoty.

Jak na to powinno odpowiedzieć państwo? Dbając o "właściwe proporcje" w prezentacji narodowej historii - podpowiada Merta w "Pamięci i odpowiedzialności". Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego pisze: "Konstytutywny dla tradycji wybór [...] oceniany jest nie ze zgodności z zasadami warsztatu historyka, ale ze zdolności do organizowania wspólnoty. W tym sensie doświadczenia pozytywne okazują się ważniejsze od negatywnych i haniebnych, a bohaterowie od zdrajców i tchórzy".

Według Merty historia krytyczna wobec narodowej przeszłości "jest uprawniona" o tyle, o ile służy do "zrównoważonego obrazu przeszłości, w którym we właściwy sposób zostaną wyważone proporcje pomiędzy tym, co szlachetne, i tym, co haniebne".

Te słowa to sformułowany wprost postulat uprawiania historii ideologicznej. Merta nie pisze wprawdzie, kto według niego ma wyznaczać obowiązującą "zrównoważoną" interpretację przeszłości (Instytut Pamięci Narodowej? Narodowy Instytut Wychowania? Minister kultury i dziedzictwa narodowego?). Podstawowa teza jest jednak jasna - w dziele historyka mniej liczą się akademickie reguły rzemiosła, a więcej przydatność dzieła w budowaniu wspólnoty.

Jaka to jednak ma być wspólnota?

Ideolog wiecznej walki

Korzeni "polityki historycznej" nie sposób zrozumieć bez lektury Carla Schmitta, myśliciela ważnego dla jej głównych ideologów. Cichocki przetłumaczył najważniejsze teksty Schmitta i opatrzył je entuzjastycznym wstępem. Gawin przypomina jego koncepcję "polityczności" w swojej krytyce "krytycznego patriotyzmu" Lipskiego.

Schmitt w połowie lat 30. był czołowym prawnikiem reżimu hitlerowskiego (opublikował wówczas także antysemicki tekst) i chociaż szybko został przez nazistów odsunięty, nie mógł kontynuować kariery akademickiej po wojnie. W latach 60. Schmitt dawał także wyraz swojej fascynacji Mao, Fidelem Castro i Che Guevarą (interesujące, że omawiając biografię filozofa, Cichocki o tym nie wspomina). Był myślicielem oryginalnym i wpływowym, a dziś należy do panteonu klasyków autorytarnej i konserwatywnej teorii polityki. Chętnie czytają go amerykańscy konserwatyści, ale interesował także niektórych lewicowych intelektualistów, którym odpowiadała jego radykalna krytyka liberalizmu. Również nasza "polityka historyczna" bardzo wiele mu zawdzięcza.

Cichocki streszcza podstawową koncepcję Schmitta - ideę "polityczności" - następująco: "Ludzie [...] zawsze postrzegali innych jako przyjaciół lub wrogów, i to podstawowe, egzystencjalne rozróżnienie pozostanie w świecie na zawsze. W każdym razie świat, w którym nie byłoby żadnych przyjaciół i wrogów, żadnych zasadniczych różnic i sprzeczności, nie byłby już naszym, ludzkim, historycznym światem, który dobrze znamy. Polityczność zakłada więc nieustanny spór".

Schmitt zarzuca liberałom dwa zasadnicze błędy w rozumieniu polityki. Po pierwsze, próbują zbudować wspólnotę, w której podstawowe rozróżnienie na przyjaciela i wroga będzie zatarte. To niebezpieczna utopia, bo - jak pisze - podział jest nieusuwalny: "W sensie egzystencjalnym wróg jest tym innym, obcym, i to w zupełności wystarcza, żeby określić jego istotę".

Moralność i ideologia jest wtórna wobec podziału na przyjaciół i wrogów, który leży u podłoża polityki. Schmitt: "Naród istniejący politycznie w żadnym wypadku nie jest w stanie proklamacjami ani innymi zaklęciami zmienić własnego losu i uwolnić się od różnicy między przyjacielem i wrogiem. Nawet jeżeli niektórzy członkowie takiego narodu oświadczą, że nie mają żadnych wrogów, to zależnie od sytuacji mogą faktycznie znaleźć się po stronie wroga i mimowolnie pomagać mu. Tego typu oświadczenia nie prowadzą bowiem do zniesienia różnicy między przyjacielem i wrogiem. [...] Największe zamieszanie pojawia się wówczas, gdy pojęcia takie jak prawo lub pokój wykorzystywane są w celach politycznych, a więc w sposób, który wyklucza myślenie w jasnych kategoriach polityczności. W takim przypadku chodzi jedynie o uzasadnienie własnych politycznych racji i o zdyskwalifikowanie lub ośmieszenie przeciwnika".

Liberalizm - twierdzi Schmitt w eseju „O polityczności” - próbuje „zdemilitaryzować” sferę etyki, ekonomii czy prawa. Zamienia w ten sposób walkę polityczną w konkurencję ekonomiczną i publicystyczną dyskusję. To unicestwienie polityki, która - jak podkreśla filozof - jest w fundamentalnym sensie konfliktem pomiędzy egzystencjalnymi wrogami. Schmitt pisze: „Liberałowie z naciskiem twierdzą, że polityka nie ma żadnego samodzielnego znaczenia i podlega regułom »porządku « moralnego, prawnego i gospodarczego. Ponieważ, jak już mówiłem, w konkretnej rzeczywistości politycznego bytu nie istnieją żadne abstrakcyjne formy porządku ani systemy norm, lecz zawsze jedynie konkretni ludzie lub związki ludzi dążą do panowania nad innymi ludźmi lub grupami, tak więc z politycznego punktu widzenia również »panowanie « systemu moralnego, prawnego i gospodarczego ma zawsze konkretne znaczenie polityczne”.

Z perspektywy lektury Schmitta krytyczne podejście projektantów „polityki historycznej” wobec inspirowanych chrześcijańską caritas koncepcji politycznych Lipskiego czy Błońskiego jest nie tylko zasłużone, ale zbyt łagodne. Skoro ględzenie o moralności i wybaczeniu to tylko zasłona skrywająca rzeczywistość politycznej walki, to traktując je konsekwentnie i na serio - tak jak Lipski i Błoński - tylko oddajemy pole przeciwnikowi. Jeżeli uznajemy punkt widzenia Schmitta, ich moralna motywacja okazuje się złudzeniem. Można mieć szlachetne intencje, ale i tak „mimowolnie pomagać wrogowi” - żeby posłużyć się cytatem z ich ideowego mistrza.

Poglądy Schmitta wyjaśniają także ostentacyjną niewiarę zwolenników "polityki historycznej" w pojednanie. Możliwość, że licznym Niemcom, Żydom czy Ukraińcom może o nie chodzić naprawdę, w praktyce się nie pojawia się w ich pismach. Polska wspólnota jest otoczona wrogami (bez przeciwnika nie ma przecież politycznej wspólnoty). W obliczu wroga możemy albo się poddać, albo walczyć - i walce służy "polityka historyczna".

Kompromitujące piętno wstecznictwa

W tej walce zostanie wykuty nowoczesny model polskiego patriotyzmu. Jaki on będzie? Podpowiedzi można szukać w eseju Gawina "Sienkiewicz - nasz współczesny" (książka "Polska, wieczny romans", Kraków 2005) na pozór dotyczącym polityczno-literackiego sporu sprzed stulecia. Gawin z pasją broni Sienkiewiczowskiego modelu patriotyzmu - nie tylko rodem z "Trylogii", ale także z "Rodziny Połanieckich" - przed "antysienkiewiczowską kampanią" prowadzoną wówczas przez lewicę, której przewodził Stanisław Brzozowski.

W "Legendzie Młodej Polski" Brzozowski zarzucał najsławniejszemu wówczas polskiemu pisarzowi propagowanie bezmyślnego przywiązania do swojskiej, ziemiańskiej tradycji. Według Brzozowskiego ten tradycjonalizm służył zachowaniu półfeudalnych struktur społecznych i czynił Polaków bezbronnymi - mentalnie i materialnie - wobec nowoczesności.

Dla Gawina jest to tylko gęba skutecznie przyprawiona przez Brzozowskiego (i lewicę) innej - ale także nowoczesnej! - wizji polskości i patriotyzmu. Pisze: "Spór o Sienkiewicza okazuje się sporem o to, kto ma w Polsce monopol na nowoczesność, kto ma wyłączne prawo do posługiwania się tym pojęciem jako argumentem w walce z ideowymi przeciwnikami". Według Gawina lewica stworzyła "czarną legendę" Sienkiewicza, nadając jego wizji polskości "kompromitujące piętno wstecznictwa". W ten sposób zyskała w polskiej debacie monopol na nowoczesność - "wypychając" z niej Sienkiewicza i program Dmowskiego, z którym wielki pisarz po 1905 r. coraz wyraźniej sympatyzował.

Kto jednak odniósł sukces w długiej perspektywie? Nie Brzozowski i nie lewicowa wizja emancypacji mas proletariatu, która wbrew pozorom okazała się atrakcyjna dla elity - przekonuje Gawin. To Sienkiewicz "walnie przyczynił się zatem do budowy nowoczesnej świadomości narodowej w masowej skali", wykorzystując jako narzędzie odpowiednio spreparowaną i nowocześnie jak na ówczesne czasy podaną wizję przeszłości. Według Gawina mit stworzony przez Sienkiewicza wygrał w społecznej świadomości z lewicową utopią społecznego wyzwolenia, a o historykach - którzy zarzucali pisarzowi liczne błędy - nie pamięta dzisiaj nikt poza garstką specjalistów od literatury.

Nawet zaściankowość pana Połanieckiego - którego mentalność dla pokoleń polskiej inteligencji była symbolem umysłowej ciasnoty - zasługuje z punktu widzenia Gawina na ostrożną rehabilitację, bo umacnia wspólnotę.

Korzeni "patriotyzmu krytycznego" szuka w sporach o Sienkiewicza sprzed stulecia Marek A. Cichocki w książce "Władza i pamięć" (Kraków 2005). To z wojny wypowiedzianej przez Brzozowskiego w imię nowoczesności "Polsce zdziecinniałej" - sielskiej, miłej, tradycyjnej, dobrodusznej i rozpaczliwie zacofanej - miała wziąć się skłonność do "odbrązawiania" narodowych bohaterów i w dalszej perspektywie krytyki własnej historii. Według Cichockiego po 1989 r. wspólnotowy i tradycjonalistyczny patriotyzm niewygodny był także dla liberałów: "Dla pewnej odmiany dogmatycznego liberalizmu [...] idea patriotyzmu jest dość kłopotliwa. Nakłada bowiem na jednostkę zobowiązania, które mają przekroczyć horyzont indywidualnych interesów. Uzasadnienie takiego zobowiązania patriotyzm czerpie z ratio wspólnoty, ze społecznej ogólności, wreszcie z koncepcji narodu".

Morał, który płynie z tych wywodów dla współczesnego polityka, jest jasny: "polityka historyczna" jest skuteczną alternatywą dla programu społecznego lewicy (zamiast niego autorzy z kręgu "polityki historycznej" proponują solidaryzm społeczny). Ma pocieszać, pokrzepiać i dostarczać politycznie pożytecznych wzorców. Wystarczy tylko odpowiednio umiejętnie spreparować przeszłość, a polską nowoczesność u progu XXI wieku ukształtuje prawica.

Wroga trzeba wymyślić

Najpierw trzeba jednak wykazać, że „polityka historyczna" jest niezbędna. Najłatwiej to zrobić, twierdząc, że po 1989 r. polskie państwo nie prowadziło jej w ogóle. „Nazbyt pośpiesznie »wybierając przyszłość « część elit politycznych i intelektualnych uznało, że polityka historyczna jest czystym anachronizmem, któremu nie warto poświęcać zbyt wiele czasu i energii” - piszą Robert Kostro i Tomasz Merta we wstępie do zbioru „Pamięć i odpowiedzialność” i ten argument stale powraca w licznych publikacjach jej zwolenników.

To fałsz - i żeby się o tym przekonać, wystarczy krótka wycieczka po Warszawie. Można zacząć od przejazdu aleją Prymasa Tysiąclecia, aleją Jana Pawła II i aleją "Solidarności", a zakończyć spacerem pomiędzy pomnikiem Armii Krajowej pod Sejmem a pomnikiem Piłsudskiego pod Belwederem. Pomiędzy nimi stanie pomnik Dmowskiego, planowany od lat. Ta przestrzeń miejska świadczy dobitnie o "polityce historycznej" III RP. Stawianie obok siebie pomników Dmowskiego i Piłsudskiego - polityków, których wizje Polski były radykalnie różne - może być świadectwem rozbijającego jedność wspólnoty pluralizmu. W dodatku wznosiły je rządy, których Merta czy Kostro mogą nie lubić. Nie można jednak twierdzić, że po 1989 r. zbiorową pamięć o przeszłości pozostawiono w niewdzięcznych rękach "nadmiernie krytycznych" publicystów i historyków-przyczynkarzy.

Gruntowna dyskwalifikacja dorobku akademickich historyków jest potrzebna rzecznikom "polityki historycznej", konsekwentnie zachowują się tak, jak gdyby najnowsza historia Polski leżała odłogiem. Wyłożył to jasno Marek A. Cichocki w "Ozonie" (10 listopada 2005 r.): "Po 16 latach wolnej Polski nie doczekaliśmy żadnej poważnej historycznej syntezy opisującej ruch pierwszej Solidarności z 1980-1981 roku, losów Polski w XX wieku czy nawet ostatniej dekady ustrojowej i ekonomicznej transformacji. Polska Klio oddała się pracy przyczynkarskiej".

Mniejsza o to, że do niepoważnych zalicza w ten sposób Cichocki książki swoich ideowych przyjaciół - prof. Wojciecha Roszkowskiego, autora "Historii Polski 1914-2004", czy Jana Wróbla, publicysty "Europy", a także wielbiciela "polityki historycznej", autora obszernych podręczników do szkół średnich (licealne podręczniki są bardzo ważne, bo dla wielu Polaków to jedyne książki o historii, do których w życiu zaglądają). To prawda, że wielkich historycznych syntez ukazało się niewiele, a te, które są, przypominają często rozbudowane kalendarium. Setek książek napisanych w wolnej Polsce o czasach wojny i PRL nie można jednak zagarniać jednym szerokim gestem na śmietnik, bo to dzięki nim znikły z polskiej historii dziesiątki białych plam - czy to o cierpieniach Polaków deportowanych z dawnych kresów, czy to o mechanizmach i zasięgu stalinowskich represji, czy to wreszcie o pogromie kieleckim i zbrodni w Jedwabnem.

Charakterystyczne, że poza Roszkowskim - który ostatnio zajmuje się głównie polityką - wśród czołowych zwolenników "polityki historycznej" nie ma akademickich historyków. Być może zbyt są przywiązani do uprawiania swojej sztuki dla naukowych laurów, a nie w politycznym celu budowania wymarzonej narodowej wspólnoty.

W licznych tekstach Gawina, Cichockiego czy Merty niezwykle trudno także znaleźć tytuły książek historycznych, które byłyby przykładem zgubnego dla wspólnoty krytycyzmu wobec przeszłości, który rzekomo dominował w dyskusjach lat 90. Pojawiają się Lipski i Błoński, czasem Miłosz, ale to są teksty z lat 80. Świeższych konkretów brak. Gdzie są te złowieszcze grupki krytyków polskiej tradycji? Gdzie kryją się przewrotni niszczyciele narodowej wspólnoty? Może chociaż kilka artykułów w gazetach, których przecież musiały być dziesiątki? A może ich w ogóle nie ma i nigdy nie było? Czy ktokolwiek po 1989 r. twierdził, że "historia krytyczna" - zakładając nawet, że coś takiego w ogóle istnieje - jest jedynym prawomocnym sposobem przedstawiania naszych dziejów? Być może więc wroga nie ma, a "patriotyzm krytyczny" został wymyślony przez autorów "polityki historycznej", bo po prostu był im potrzebny?

Piotr Semka ("Rzeczpospolita", 25-26 marca) uprzejmie wskazuje palcem na redakcję "Gazety", ale to może jego prywatny pomysł. Już Merta w eseju zamieszczonym w "Pamięci i odpowiedzialności" uznaje debatę o mordzie w Jedwabnem - która w znacznej części toczyła się na łamach "Gazety" - za modelowy przykład polskiego rachunku sumienia, a nie świadectwo samobójczego antypolonizmu rodzimej produkcji.

Carl Schmitt pisał, że esencją polityki jest walka - a z walką nierozerwalnie związany jest strach. Strach też przenika cały projekt "polityki historycznej" - od fundamentu po sklepienie. Jego twórcy boją się o narodową wspólnotę otoczoną przez wrogów, którzy pod pozorem "pojednania" wygrywają własne interesy. Boją się anonimowych wewnętrznych rozkładowców, którzy sączą truciznę zwątpienia w zdrową tkankę tradycji i którzy rzekomo zdominowali "establishment" III RP. Boją się wyzwań nowoczesności i żeby im sprostać, szykują kolejne "Muzeum Historii Polski", "Muzeum Wolności" czy "Narodowy Instytut Wychowania", które mają budować nowoczesny patriotyzm w ramach wąskiej narodowej wspólnoty (do Unii Europejskiej wielu zwolenników "polityki historycznej" odnosi się bardzo sceptycznie).

Prawdziwym fundamentem tych instytucji jest podskórny lęk. Dmowski miał oryginalną wizję polskiej nowoczesności - nawet jeśli była odrażającą w swojej brutalności i apologii plemiennego egoizmu. Jedyne, co ma nam do zaproponowania "polityka historyczna", to odrobina partyjnej polityki i obrona wspólnoty zbudowanej wokół mgławicowej "swojskości". I bardzo dużo lęku.

Więcej... http://wyborcza.pl/1,76842,3268347.html#ixzz0tON2XNWq
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://cjg.gazeta.pl/CJG_Krakow/1,107551,8127142,W_Kra...

W Krakowie prawie jak pod Grunwaldem 600 lat temu
tjh
2010-07-11, ostatnia aktualizacja 2010-07-11 22:50


Obrazek


W przeddzień 600. rocznicy bitwy z Krzyżakami z Krakowa pod Grunwald wyruszył tabor z 10 tysiącami precelków. Przed wyprawą na inscenizację jednej z najsłynniejszych bitew parada wozów kupieckich, szczudlarzy i grajków przemaszerowała w sobotę wokół Rynku Głównego.
Potem stragany i wozy stanęły na placu Szczepańskim, gdzie można było poznać realia średniowiecznego życia. Były więc pokazy sztuczek kuglarskich, tańców średniowiecznych, produkcji pieczęci i pracy kancelisty. Miłośnicy dawnych sztuk walki podziwiać zaś mogli oręż i rynsztunek XV wiecznych rycerzy, a także wziąć udział w przygotowujących się do wielkiej bitwy warsztatach walk rycerskich. Były też atrakcje kulinarne, oczywiście te rodem z Małopolski: oscypki, miód oraz nawiązujące do historycznych wydarzeń sprzed wieków precelki krakowskie. Wedle zachowanych w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa archiwów Król Władysław Jagiełło, by zasilić rycerstwo nakazał bowiem krakowskim piekarzom przygotowanie 16 wozów z takimi właśnie specjałami. - Jagiełło wiedział dobrze, że istotne jest, by armia nie była głodna, i dlatego przed wyprawą uczynił wielkie przygotowania. Bo nawet największa i najbardziej bitna armia bez dobrej aprowizacji staje się słabsza, a rycerze zaczynają szemrać - mówił marszałek województwa małopolskiego Marek Nawara.

Wczoraj tabor dotarł na plac Zamkowy w Warszawie. Przed zaplanowaną na czwartek inscenizacją historycznej bitwy ma zaś stanąć pod Grunwaldem wraz ze specjalnie przygotowanym stoiskiem promującym Małopolskę.

Wpisany w obchody 600-lecia bitwy pod Grunwaldem happening "Małopolskie posiłki. Grunwald 1410-2010" przygotowany został przez Samorząd Województwa Małopolskiego i Małopolski Instytut Kultury.

Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków


Obrazek


Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta


Obrazek



Obrazek



Obrazek
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://www.rp.pl/artykul/507724_Z_Wawelu_pod_Grunwald....

Z Wawelu pod Grunwald
Justyna Nowicka 12-07-2010, ostatnia aktualizacja 13-07-2010 02:10

Wystawa "Na znak świetnego zwycięstwa" pokaże tradycję świętowania grunwaldzkiej rocznicy

Sensacją będzie komplet zrekonstruowanych chorągwi krzyżackich spod Grunwaldu i wspaniałe trofea zdobyte na wojnie przez króla Władysława Jagiełłę. W sumie ponad 200 obiektów sprowadzonych z muzeów i świątyń całej Polski.

– Na Wawelu zawsze czerpiemy inspiracje z wielkich rocznic – podkreśla wicedyrektor wawelskich zbiorów Jerzy Petrus. – Wystarczy przypomnieć pamiętną ekspozycję z okazji 300-lecia odsieczy wiedeńskiej, która na trwałe weszła do historii polskiego muzealnictwa. Takim wydarzeniem ma szansę też stać się i obecna wystawa grunwaldzka w 600-lecie bitwy.

Sztandary spod Grunwaldu

Wawel to istotne miejsce dla rocznicy Grunwaldu. Tutaj powstawał polityczny plan kampanii, stąd 8 maja 1410 roku król Władysław Jagiełło wyruszył na czele swojego wojska na wojnę z Krzyżakami. W następnym roku chorągwie zdobyte na polach Grunwaldu zostały uroczyście złożone w wawelskiej katedrze przy grobie św. Stanisława.

"Więcej w dodatkach specjalnych "Wawel. Grunwald 1410 - 2010""

Chorągwie stały się najbardziej znaczącym symbolem triumfu polskiego oręża. Zawieszone jako wota przy ołtarzu Patrona Ojczyzny przetrwały do potopu szwedzkiego (1655). Potem ślad po nich zaginął. Ale nie bezpowrotnie, bo w 1448 r. Jan Długosz stworzył katalog "Banderia Prutenorum". Rękopis, zilustrowany przez miniaturzystę Stanisława Durinka, zawiera barwne podobizny zdobytych sztandarów, z łacińskimi tekstami mówiącymi o ich przynależności do określonych ziem, oddziałów i dowódców. To najsławniejszy zachowany średniowieczny katalog chorągwi, zabytek wyjątkowy w skali europejskiej. Tak precyzyjny, że pozwolił zrekonstruować chorągwie w Pracowni Konserwacji Tkanin Zamku Królewskiego na Wawelu. Prace nad otworzeniem trwały od 2008 r., specjalny jedwab zamówiono w Milanówku. Na wystawie zobaczymy w sumie 56 chorągwi, w tym kilka starszych replik – z 1937 i 1962 r.

– Uroczystości roku 1411 dały też początek długiej tradycji składania wojennych trofeów przy grobie św. Stanisława – mówi współautor wystawy Krzysztof Czyżewski. – Do chorągwi krzyżackich doszły wkrótce kolejne: moskiewskie, tatarskie, wołoskie. Ta tradycja miała swoją kulminację w złożeniu chorągwi tureckiej, zdobytej przez króla Jana Sobieskiego pod Wiedniem w 1683 roku.

Centralne miejsce zajmą na wystawie trofea zdobyte w czasie wojny z zakonem i rozesłane przez króla do najważniejszych kościołów kraju.

Ważne trofea

Do szczególnie imponujących należy średniowieczny krzyż relikwiarzowy z katedry w Sandomierzu, jeden z najwybitniejszych przykładów złotnictwa gotyckiego zachowanych na ziemiach polskich. Krzyż, w którym umieszczono relikwie Drzewa Krzyża Świętego, powstał w warsztacie nadreńskim około roku 1340.

Ważnym elementem będą też wizerunki króla Władysława Jagiełły, w tym portret odnaleziony w kapitularzu Bazyliki Katedralnej w Sandomierzu. Wykonany na desce XVI-wieczny renesansowy obraz pochodzi z terenów dawnej Małopolski. To prawdopodobnie najstarszy zachowany wizerunek króla.

Jak świętowano sto lat temu

Zaskoczeniem może być na wystawie portret św. Brygidy. Wielka mistyczka przepowiedziała klęskę Krzyżaków w słynnych "Objawieniach" – prezentowany na wystawie iluminowany egzemplarz prawdopodobnie należał do królowej Jadwigi. Nie zabraknie rękopisów zawierających relacje o grunwaldzkim starciu czy wczesnych wyobrażeń bitwy. Rysunki i druki z XVI wieku znajdą kontynuację w obrazach takich twórców, jak Józef Peszko, January Suchodolski, Henryk Pilatti, Juliusz Kossak.

Ekspozycję zamyka sekwencja poświęcona obchodom 500-lecia bitwy w 1910 roku. Atrakcją będzie tu monumentalne płótno pędzla Tadeusza Popiela i Zygmunta Rozwadowskiego "Bitwa pod Grunwaldem". Obraz zamówił u artystów komitet obchodów, bezskutecznie próbując wypożyczyć z Zachęty najsłynniejszą malarską wersję grunwaldzkiego konfliktu pędzla Jana Matejki. I choć prezentacja malowidła w 1910 roku okazała się w Krakowie wielkim sukcesem, jego losy nie są znane aż do… 1989 roku, kiedy odnalazło się w magazynie Lwowskiego Muzeum Historycznego.

Najważniejszym wydarzeniem uroczystości 1910 roku było odsłonięcie tzw. Pomnika Grunwaldzkiego na placu Matejki. Monument ufundował Ignacy Jan Paderewski, autorem był Antoni Wiwulski. Pomnik zniszczyli hitlerowcy w 1939 roku, ale mimo podjętych przez okupanta zabezpieczeń z oryginalnego dzieła udało się uratować ważny element – głowę księcia Witolda.

– Przez całą okupację rzeźba przechowywana była w wielkiej konspiracji – mówi współautorka ekspozycji Agnieszka Janczyk.

– Ten skromny fragment pomnika daje pojęcie o jego artystycznym rozmachu. Sam Wiwulski wyraźnie deklarował, że chce stworzyć dzieło dzikie i brutalne, oddające charakter wielkiej bitwy.

Konkurs na jubileusz

15 lipca podczas uroczystego koncertu na wawelskim dziedzińcu arkadowym rozstrzygnięty zostanie I Ogólnopolski Konkurs Kompozytorski "Wawel: Musica Festiva". W finale znalazły się utwory: Zbigniewa Bargielskiego "Misterium przestrzeni", Tomasza Jakuba Opałki "Przestrzenie" oraz Łukasza Pieprzyka "Szarże". Przedmiotem konkursu był utwór na orkiestrę symfoniczną, którego ideę oddają słowa "musica festiva", czyli muzyka uroczysta. Główna nagroda wynosi 50 tys. zł.

Zakwalifikowane do finału kompozycje wykona 100-osobowa Orkiestra Symfoniczna Musica Festiva, utworzona na potrzeby tego wydarzenia. Poprowadzi ją rektor Akademii Muzycznej w Krakowie Stanisław Krawczyński. W drugiej części zabrzmi II symfonia Kopernikowska Henryka Mikołaja Góreckiego, który był przewodniczącym jury.

"Na znak świetnego zwycięstwa" Zamek Królewski na Wawelu. Wernisaż 15 lipca. Wystawa czynna do końca września.
Rzeczpospolita
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://www.tvp.pl/bydgoszcz/aktualnosci/rozmaitosci/ry...

Rycerze zostawili broń w banku i wzięli monety "na Grunwald"

Wielki mistrz krzyżacki, łucznik, giermkowie i polscy rycerze w pełnym rynsztunku w Narodowym Banku Polskim w Bydgoszczy. Przybyli tu po pamiątkowe monety, które zabiorą ze sobą pod Grunwald. W sobotniej inscenizacji bitwy wezmą udział setki osób, w tym rycerze z Kujawsko-Pomorskiego.

Tacy klienci w banku nie zdarzają się na co dzień. Mistrz krzyżacki i prawdziwi rycerze w towarzystwie giermków przyszli po pieniądze. Rycerze odebrali pamiątkowe monety, które zawiozą na pola Grunwaldu. - Podzielimy się z braćmi bydgoskimi. Pragniemy podarować je wielkiemu mistrzowi i królowi polskiemu – mówi Tomasz Jaroch, rycerz zakonu krzyżackiego.

W sobotniej inscenizacji historycznej bitwy wezmą udział rycerze z Kujawsko-Pomorskiego. - Przygotowujemy się przede wszystkim, by sprostać wymaganiom rekonstruktorskim, przygotować stroje zgodnie z historycznymi prawidłami i znaleziskami archeologicznymi - tłumaczy Adam Gorzelak.

Wybito też specjalne srebrne monety. W ten sposób Narodowy Bank Polski upamiętnił rocznicę bitwy pod Grunwaldem. - Są dwie monety: srebrna, z wizerunek króla Jagiełły oraz dwuzłotowa z wizerunkiem rycerzy polskich i litewskich - informuje Ewa Kiedrowicz, dyrektor oddziału NBP w Bydgoszczy.

Po raz pierwszy polskie monety mają kształt owalny. To prawdziwa gratka dla kolekcjonerów. - Nie było jeszcze w historii banku centralnego naszego kraju monet, które by mówiły o rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Te są pierwszymi – wyjaśnia Grzegorz Hinz z oddziału NBP w Bydgoszczy. Bo też okazja szczególna - okrągła 600 rocznica bitwy z zakonem krzyżackim.

Rekonstrukcja historycznego starcia to wielkie, ale dość męczące dla uczestników przedsięwzięcie. Rycerski strój waży prawie 30 kg, walka trwa ponad trzy godziny na otwartym polu, a żar leje się z nieba. Mimo to upały rycerzom niestraszne. - Radzimy sobie, białogłowy chodzą i nas poją. A przypomnę, że co roku przed bitwą zawsze padał deszcz - mówi rycerz Michał Sikora.

W sobotniej inscenizacji bitwy weźmie udział około 6 tys. rycerzy z całej Polski. Wśród nich będzie około 400 z Kujaw i Pomorza.

Agnieszka Raczyńska-Szperlak
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://www.tvp.pl/rzeszow/aktualnosci/spoleczne/grunwa...

Podkarpackie samorządy włączają się do wielkiego świętowania 600 rocznicy bitwy pod Grunwaldem. Uroczystości odbyły się już między innymi w Padwi Narodowej i Majdanie Sieniawskim. Były pokazy walk rycerskich, tańców dworskich, a także widowiska batalistyczne.
Poświęcenie odnowionego pomnika
Poświęcenie odnowionego pomnika
Uroczystości w Padwi Narodowej rozpoczęły się od poświęcenia odnowionego pomnika grunwaldzkiego. Powstał sto lat temu dzięki ofiarności mieszkańców. Pod pomnikiem złożono kwiaty i odśpiewano rotę. Po uroczystościach ulicami Padwi przeszedł barwny korowód.

Największą atrakcją były pokazy walk rycerskich. Do Padwi zjechały najlepsze grupy rekonstrukcyjne w regionie. Do takich pokazów miłośnicy historycznych rekonstrukcji przygotowują się tygodniami. Rycerze, giermkowie, damy dworu zachwycali także pięknymi strojami.
Rocznicowe uroczystości przypominające jedną z największych bitew w historii Polski spodobały się mieszkańcom.

Rocznice bitwy pod Grunwaldem świętowano także w Majdanie Sieniawskim. Uroczystości odbyły się pod kopcem, który 100 lat temu usypali mieszkańcy wsi. Teraz wszyscy w Majdanie opiekują się kopcem. Z okazji setnej rocznicy został on odnowiony. Odrestaurowano także pamiątkową tablicę.

Monika Konopka
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://wiadomosci.onet.pl/2681,2196652,projekt_grunwal...

Projekt "Grunwald 2010", obchody na Wawelu
Zamku Królewskim na Wawelu zaprasza 14 i 15 lipca na uroczyste obchody rocznicy grunwaldzkiej, impreza w ramach Projekt "Grunwald 2010".
Plan obchodów:

14 lipca 2010 r. (środa) konferencja prasowa poświęcona wystawie jubileuszowej "Na znak świetnego zwycięstwa". Spotkanie dla mediów rozpocznie się o godzinie 11.00 w Zamku – wejście z dziedzińca arkadowego schodami Senatorskimi, II piętro.

Udział wezmą: dyrektor Zamku Królewskiego na Wawelu prof. dr hab. Jan K. Ostrowski, wicedyrektor ds. muzealnych Jerzy T. Petrus oraz kuratorzy wystawy – Agnieszka Janczyk i Krzysztof Czyżewski.

15 lipca 2010 r. (czwartek) koncert "Wawel: musica festiva", godz. 19.00, Dziedziniec Arkadowy Zamku Królewskiego na Wawelu.

W trakcie koncertu (po wysłuchaniu trzech utworów nominowanych do nagrody głównej) wyłoniony zostanie zwycięzca Ogólnopolskiego Konkursu Kompozytorskiego "Wawel: musica festiva". Przewidziane jest także głosowanie publiczności na najlepszy utwór konkursowy.

Po koncercie jest zaplanowane spotkanie dla dziennikarzy z udziałem finalistów i zwycięzców konkursu kompozytorskiego oraz konkursu na komiks (w Centrum Turystycznym na Wawelu).
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://kultura.wp.pl/title,Wyruszamy-na-Grunwald,wid,1...

Czy historia musi być nudna? Nie! Wydawnictwo EGMONT po raz kolejny udowadnia, że można połączyć historię z zabawą. Na rynku pojawiła się właśnie rodzinna gra planszowa „NA GRUNWALD!”. Podczas emocjonującej rozgrywki gracze werbują rycerzy, zdobywają dla nich prowiant i dukaty oraz biorą udział w potyczkach z Krzyżakami.

Po wielkim sukcesie gry planszowej „Mali Powstańcy” Egmont postawił tym razem na temat konfliktu z Zakonem Krzyżackim. Tematem gry „Na Grunwald!” są przygotowania do wojny z Krzyżakami. Zadaniem graczy jest zgromadzenie jak największej armii dla króla Władysława Jagiełły oraz zapewnienie swoim rycerzom prowiantu.

„Gra „Na Grunwald!” jest wyjątkową planszówką. Dla wielu osób gra planszowa kojarzy się z rzucaniem kostką i przestawianiem pionka na planszy, a w naszej grze wszystkie decyzje pozostawiamy graczowi! – mówi Jarosław Basałyga z wydawnictwa Egmont - Gracz może werbować rycerzy, na Wawelu zabiegać o dukaty, gromadzić prosiaczki stanowiące prowiant dla jego rycerzy, brać udział w potyczkach z Krzyżakami czy wykonywać wiele innych działań. Dzięki temu gracz ma możliwość planowania i realizacji różnorodnych strategii. Wielkim atutem gry są również pojawiające się podczas rozgrywki historyczne wydarzenia mające wpływ na przebieg gry”.

Gra poddana była konsultacji historycznej, dzięki czemu posiada wartość edukacyjną. Na kartach znajdują się postaci i wydarzenia historyczne, ilustracje rycerzy przedstawiają ówczesne stroje i uzbrojenie oddziałów biorących udział w walkach, a do gry dołączona jest broszura opisująca przyczyny wojny z Krzyżakami.

„Na Grunwald!” to gra rodzinna dla 2-4 graczy w wieku 8-108 lat. Dostępna jest w sklepach Empik, Smyk, Auchan oraz w internecie: Merlin.pl, Empik.com oraz w sklepach z zabawkami.

Autor gry: Filip Miłuński - Konsultacja historyczna: Tomasz Mleczek - Ilustracje: Marek Szyszko

Partnerzy: Muzeum Narodowe w Warszawie, Zamek Królewski na Wawelu, Narodowe Centrum Kultury

Grę polecają: Radio TOK FM, wp.pl, czasdzieci.pl, Victor Gimnazjalista, Mówią Wieki.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/spoleczenstwo/b...

Rafał Geremek
12 lipca 2010 11:24, ostatnia aktualizacja 07:30

Niemcy, tak jak Polacy, przez wieki propagandowo wykorzystywali pamięć o Krzyżakach i Śmierci Wielkiego mistrza.

Grunwald, gdzie dokładnie 600 lat temu odbyła się największa bitwa średniowiecza, to magiczne miejsce nie tylko dla Polaków. Krzyżacy zaraz po wielkiej wojnie lat 1409-1411 postawili kaplicę w domniemanym miejscu śmierci wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena. Od razu zaczęły tu przybywać pielgrzymki. Niemcy uznali pole bitwy za święte miejsce walki w obronie wiary.

Jednak w latach 30. XVI wieku kaplica zaczęła popadać w ruinę. Albrecht Hohenzollern, ostatni wielki mistrz zakonu, przeszedł na luteranizm, zeświecczył państwo i przepędził duchownych katolickich. Aż do końca XVIII wieku protestanccy Prusacy bezceremonialnie traktowali spuściznę po katolickim zakonie. Wiele zamków zniszczono, inne przebudowano, pamiątki po rycerzach wyprzedawano.

Dopiero po upokorzeniu, jakim były wojny napoleońskie, Prusacy postanowili wesprzeć się duchowym dziedzictwem Krzyżaków. W 1813 r. roku król pruski Fryderyk Wilhelm III ustanowił Krzyż Żelazny, odznaczenie wojenne nawiązujące do krzyża zakonnego. Przyznawano je do 1945 roku. Dwór w Berlinie zaczął też szczodrze łożyć na restaurację spuścizny zakonnej, zwłaszcza zamku malborskiego. W 1842 roku na grunwaldzkie pola przybył kolejny władca, Fryderyk Wilhelm IV. Podczas tej wizyty wbito białą flagę z czarnym krzyżem w miejsce, gdzie miał polec von Jungingen.

Grunwaldzka propaganda

Krzyżacki mit wykorzystywano jeszcze intensywniej po zjednoczeniu kraju przez armię pruską i ustanowieniu Cesarstwa Niemieckiego w 1871 roku. Zaczęto wydawać pocztówki, na których Archanioł Gabriel, patron Niemiec, odziany był w białe szaty z czarnym krzyżem, a w prawym ręku dzierżył miecz. Ponieważ w tym czasie rząd w Berlinie walczył z niemieckim regionalizmem, historycy wychwalali państwo zakonne za to, że było tworem silnie scentralizowanym. Poza tym zjednoczone Niemcy przystąpiły z werwą do kolonizacji swoich wschodnich kresów, czyli ziem zamieszkanych przez Polaków. I w tej kwestii pamięć o Krzyżakach była niezastąpiona. „Państwo zakonne w powszechnej świadomości było uważane za najbardziej niemieckie ze wszystkich związanych z kręgiem tej kultury. Jego średniowiecznemu wielonarodowemu charakterowi nadano nowe znaczenie jako czynnika skutecznej asymilacji Prusów [plemion bałtyjskich – przyp. red.] i Słowian pod niemieckim panowaniem” – pisze prof. Udo Arnold z uniwersytetu w Bonn w referacie zamieszczonym w zbiorze esejów z konferencji zorganizowanej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie „Zakon Krzyżacki w historii, ideologii i działaniu – symbole dziejowe”. Niemieccy historycy, podobnie zresztą jak i polscy, pomijali niewygodny fakt, że pod Grunwaldem po stronie krzyżackiej sami Niemcy stanowili co najwyżej 15 proc. walczących. Pozostali byli najemnikami, m.in. z Danii, Francji i Czech. Co więcej, w szeregach krzyżackich walczyli nawet Polacy, których posiadłości znajdowały się na terenie państwa zakonnego, i Litwini.
Niemcy, tak jak Polacy, przez wieki propagandowo wykorzystywali pamięć o Krzyżakach i Śmierci Wielkiego mistrza.

W drugiej połowie XIX wieku historycy niemieccy bagatelizowali znaczenie bitwy pod Grunwaldem. Niektórzy przekonywali nawet, że tamtą wojnę polsko-krzyżacką wygrał zakon, bo poza ziemią dobrzyńską nie musiał Polsce zwracać żadnych innych. Często pisano też o tym, że bitwa pod Grunwaldem była starciem ze zjednoczoną armią Słowian i Bałtów, a nie tylko z Polakami, aby pomniejszyć tym samym rozmiary klęski.

„(...) Widząc powalonego Wielkiego Mistrza, Polacy wypełnili powietrze dzikim okrzykiem triumfu. Najbliżsi mu zeskoczyli z koni, zerwali jego kosztowny płaszcz bojowy i zanieśli królowi jako dowód zwycięstwa. Jednak kiedy Jagiełło zobaczył zakrwawioną szatę i usłyszał relacje o ostatnich czynach Wielkiego Mistrza i jego bohaterskiej śmierci, przez jego tchórzliwą duszę przeszedł dreszcz strachu przed poległym lwem, a przez blade usta nie chciało przejść żadne obłudne słowo” – pisał Ernst Wichert w wydanej w 1881 roku powieści „Henryk von Plauen” (tłum. Piotr Szlanta, za: „Mówią Wieki”). To właśnie tytułowy bohater tej książki, który kilka tygodni po grunwaldzkiej klęsce obronił Malbork, czyli stolicę państwa krzyżackiego, przed wojskami Jagiełły, stał się centralną postacią propagandy.

W 1901 roku władze niemieckie postanowiły przenieść wielki kamień polny spod Grunwaldu, zwany przez Mazurów kamieniem Jagiełły. Umieszczono go obok ruin słynnej kiedyś kaplicy, opatrzywszy tablicą dedykowaną Ulrichowi von Jungingenowi. Wyryty na niej napis mówił, że wielki mistrz oddał życie „w walce o niemieckość i niemieckie prawo”. – Na polach leżało mnóstwo podobnych kamieni, ale Niemcy wybrali właśnie ten, bo miejscowi ludzie opowiadali o nim legendy – mówi Romuald Odoj, były wieloletni wicedyrektor Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej w Stębarku. – Mówiono, że Jagiełło zjadł na nim kolację.

Rok później, w 1902 roku, do dopiero co odrestaurowanego zamku malborskiego przybył cesarz Wilhelm II. Wygłosił tam przemówienie, które musiało wzburzyć krew każdego polskiego patrioty: „Znów nastały czasy, gdy polska pycha chce zbytnio zbliżyć się do niemieckości. Dlatego wzywam naród do obrony naszych dóbr” – grzmiał Wilhelm II, rozeźlony oporem, jaki Polacy stawiali germanizacji w Wielkopolsce i na Pomorzu.

Niedługo trzeba było czekać na polską odpowiedź. Polacy w zaborze austriackim zaczęli obchodzić kolejne rocznice bitwy. W Krakowie 15 lipca 1910 roku, w 500-lecie grunwaldzkiego triumfu, urządzili wielką patriotyczną manifestację. Tego samego dnia ostródzkie koło Hakaty, czyli antypolskiej organizacji germanizacyjnej, złożyło wieńce pod kamieniem poświęconym von Jungingenowi. Zresztą już pod koniec XIX wieku na plakatach tej organizacji pojawiał się rycerz krzyżacki z mieczem i tarczą. Z kolei na plakacie Niemieckiej Partii Ludowej z roku 1920 widniał przystojny blondyn w zbroi broniący się przed dwoma drabami – bolszewikiem i polskim kmieciem.

SS jak zakonni rycerze

W 1914 roku, w drugim miesiącu I wojny światowej pod Tannenbergiem (dzisiaj Stębark), niedaleko pól grunwaldzkich Niemcy rozgromili wojska rosyjskie, biorąc aż 92 tys. jeńców. Głównodowodzący wojsk niemieckich, marszałek Paul von Hindenburg, nazwał triumf zemstą za masakrę urządzoną przez Jagiełłę i Witolda. „Hańba została zmazana!” – pisano w miejscowych gazetach, choć trzeba było wyjątkowej wyobraźni, żeby utożsamić armię Romanowów z chorągwiami Jagiełły i Witolda. Mimo to w nieopodal położonym Olsztynku dla marszałka Hindenburga wybudowano mauzoleum ozdobione zakonnymi krzyżami. Trumnę z jego zwłokami przeniesiono tam w 1935 roku, w rok po śmierci marszałka (przed nadejściem frontu wschodniego w 1945 roku przewieziono ją do Hesji).

Polscy i niemieccy mediewiści zaczęli się spotykać po 1934 roku, kiedy w stosunkach pomiędzy Polską a Niemcami nastąpiła odwilż (po traktacie o nieagresji). Dyskutowano m.in. o tym, jak powinna być opisywana bitwa pod Grunwaldem. Jednak przed wybuchem wojny żadnych ustaleń nie wprowadzono w życie. Za to po zajęciu Krakowa przez Wehrmacht w 1939 roku chorągwie krzyżackie, które wisiały na Wawelu (kopie oryginalnych), zostały przesłane na zamek w Malborku. „W tym akcie historycznej sprawiedliwości walka pomiędzy niemieckością i polskością znalazła ostateczny kres” – powiedział wówczas Albert Forster, namiestnik okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie.

Hitlerowcy chętnie wykorzystywali Krzyżaków w propagandzie. W przemówieniach porównywano niemieckich żołnierzy, a zwłaszcza jednostki SS do rycerzy zakonnych. Ich państwo przedstawiano jako czyste rasowo (co było wierutnym kłamstwem) i zorganizowane w sposób wodzowski. Dlatego mogło być wzorem dla III Rzeszy
Niemcy, tak jak Polacy, przez wieki propagandowo wykorzystywali pamięć o Krzyżakach i Śmierci Wielkiego mistrza.

Po wojnie Krzyżacy żyli głównie w propagandzie komunistycznej Polski. W Niemczech na chwilę powrócili wiosną 1958 roku, gdy biały płaszcz z krzyżem przywdział kanclerz Konrad Adenauer. On sam chyba nie zdawał sobie sprawy, jak histeryczne reakcje jego strój wywoła w Polsce, bo kwestie wschodnie mało go interesowały. Po prostu oddał zrabowane przez Hitlera posiadłości zakonne w Niemczech Zakonowi Krzyżackiemu (który zresztą istnieje do dziś), a ów płaszcz był symbolicznym podziękowaniem ze strony zakonników.

„Leo, zrób im Grunwald”

Od tamtej wpadki Niemcy przestali się interesować Krzyżakami. – Wszyscy bali się posądzenia o rewizjonizm i rewanżyzm. Poza tym w Republice Federalnej utrwaliło się przekonanie, że nasza obecność na Wschodzie to nic dobrego. Dlatego rzadko zapraszany jestem w Niemczech na wykłady o zakonie – skarży się prof. Udo Arnold. – W podręcznikach szkolnych niewiele można przeczytać o rycerzach w białych płaszczach. Młodzi Niemcy nie wiedzą nawet, skąd wziął się czarny krzyż na skrzydłach niemieckich samolotów, który zaczerpnięto przecież z symboliki zakonu.

Kiedy więc dwa lata temu przed meczem Polska – Niemcy tabloid „Fakt” na pierwszej stronie zagrzewał trenera biało-czerwonych: „Leo, zrób im Grunwald” i pokazał futbolistę Michaela Ballacka w zakonnym płaszczu, dziennikarze niemieccy nie wiedzieli, o co chodzi. I całe szczęście.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://wiadomosci.onet.pl/1618960,1292,1,bitwa_o_grunw...

Bitwa o Grunwald

Niemcy, tak jak Polacy, przez wieki propagandowo wykorzystywali pamięć o Krzyżakach i Śmierci Wielkiego mistrza

Grunwald, gdzie dokładnie 600 lat temu odbyła się największa bitwa średniowiecza, to magiczne miejsce nie tylko dla Polaków. Krzyżacy zaraz po wielkiej wojnie lat 1409-1411 postawili kaplicę w domniemanym miejscu śmierci wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena. Od razu zaczęły tu przybywać pielgrzymki. Niemcy uznali pole bitwy za święte miejsce walki w obronie wiary.

Jednak w latach 30. XVI wieku kaplica zaczęła popadać w ruinę. Albrecht Hohenzollern, ostatni wielki mistrz zakonu, przeszedł na luteranizm, zeświecczył państwo i przepędził duchownych katolickich. Aż do końca XVIII wieku protestanccy Prusacy bezceremonialnie traktowali spuściznę po katolickim zakonie. Wiele zamków zniszczono, inne przebudowano, pamiątki po rycerzach wyprzedawano.

Dopiero po upokorzeniu, jakim były wojny napoleońskie, Prusacy postanowili wesprzeć się duchowym dziedzictwem Krzyżaków. W 1813 r. roku król pruski Fryderyk Wilhelm III ustanowił Krzyż Żelazny, odznaczenie wojenne nawiązujące do krzyża zakonnego. Przyznawano je do 1945 roku. Dwór w Berlinie zaczął też szczodrze łożyć na restaurację spuścizny zakonnej, zwłaszcza zamku malborskiego. W 1842 roku na grunwaldzkie pola przybył kolejny władca, Fryderyk Wilhelm IV. Podczas tej wizyty wbito białą flagę z czarnym krzyżem w miejsce, gdzie miał polec von Jungingen.

Krzyżacki mit wykorzystywano jeszcze intensywniej po zjednoczeniu kraju przez armię pruską i ustanowieniu Cesarstwa Niemieckiego w 1871 roku. Zaczęto wydawać pocztówki, na których Archanioł Gabriel, patron Niemiec, odziany był w białe szaty z czarnym krzyżem, a w prawym ręku dzierżył miecz. Ponieważ w tym czasie rząd w Berlinie walczył z niemieckim regionalizmem, historycy wychwalali państwo zakonne za to, że było tworem silnie scentralizowanym. Poza tym zjednoczone Niemcy przystąpiły z werwą do kolonizacji swoich wschodnich kresów, czyli ziem zamieszkanych przez Polaków. I w tej kwestii pamięć o Krzyżakach była niezastąpiona. "Państwo zakonne w powszechnej świadomości było uważane za najbardziej niemieckie ze wszystkich związanych z kręgiem tej kultury. Jego średniowiecznemu wielonarodowemu charakterowi nadano nowe znaczenie jako czynnika skutecznej asymilacji Prusów [plemion bałtyjskich – przyp. red.] i Słowian pod niemieckim panowaniem" – pisze prof. Udo Arnold z uniwersytetu w Bonn w referacie zamieszczonym w zbiorze esejów z konferencji zorganizowanej na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie "Zakon Krzyżacki w historii, ideologii i działaniu – symbole dziejowe". Niemieccy historycy, podobnie zresztą jak i polscy, pomijali niewygodny fakt, że pod Grunwaldem po stronie krzyżackiej sami Niemcy stanowili co najwyżej 15 proc. walczących. Pozostali byli najemnikami, m.in. z Danii, Francji i Czech. Co więcej, w szeregach krzyżackich walczyli nawet Polacy, których posiadłości znajdowały się na terenie państwa zakonnego, i Litwini.

W drugiej połowie XIX wieku historycy niemieccy bagatelizowali znaczenie bitwy pod Grunwaldem. Niektórzy przekonywali nawet, że tamtą wojnę polsko-krzyżacką wygrał zakon, bo poza ziemią dobrzyńską nie musiał Polsce zwracać żadnych innych. Często pisano też o tym, że bitwa pod Grunwaldem była starciem ze zjednoczoną armią Słowian i Bałtów, a nie tylko z Polakami, aby pomniejszyć tym samym rozmiary klęski.

"(...) Widząc powalonego Wielkiego Mistrza, Polacy wypełnili powietrze dzikim okrzykiem triumfu. Najbliżsi mu zeskoczyli z koni, zerwali jego kosztowny płaszcz bojowy i zanieśli królowi jako dowód zwycięstwa. Jednak kiedy Jagiełło zobaczył zakrwawioną szatę i usłyszał relacje o ostatnich czynach Wielkiego Mistrza i jego bohaterskiej śmierci, przez jego tchórzliwą duszę przeszedł dreszcz strachu przed poległym lwem, a przez blade usta nie chciało przejść żadne obłudne słowo" – pisał Ernst Wichert w wydanej w 1881 roku powieści "Henryk von Plauen" (tłum. Piotr Szlanta, za: "Mówią Wieki"). To właśnie tytułowy bohater tej książki, który kilka tygodni po grunwaldzkiej klęsce obronił Malbork, czyli stolicę państwa krzyżackiego, przed wojskami Jagiełły, stał się centralną postacią propagandy.
W 1901 roku władze niemieckie postanowiły przenieść wielki kamień polny spod Grunwaldu, zwany przez Mazurów kamieniem Jagiełły. Umieszczono go obok ruin słynnej kiedyś kaplicy, opatrzywszy tablicą dedykowaną Ulrichowi von Jungingenowi. Wyryty na niej napis mówił, że wielki mistrz oddał życie "w walce o niemieckość i niemieckie prawo". – Na polach leżało mnóstwo podobnych kamieni, ale Niemcy wybrali właśnie ten, bo miejscowi ludzie opowiadali o nim legendy – mówi Romuald Odoj, były wieloletni wicedyrektor Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej w Stębarku. – Mówiono, że Jagiełło zjadł na nim kolację.

Rok później, w 1902 roku, do dopiero co odrestaurowanego zamku malborskiego przybył cesarz Wilhelm II. Wygłosił tam przemówienie, które musiało wzburzyć krew każdego polskiego patrioty: "Znów nastały czasy, gdy polska pycha chce zbytnio zbliżyć się do niemieckości. Dlatego wzywam naród do obrony naszych dóbr" – grzmiał Wilhelm II, rozeźlony oporem, jaki Polacy stawiali germanizacji w Wielkopolsce i na Pomorzu.

Niedługo trzeba było czekać na polską odpowiedź. Polacy w zaborze austriackim zaczęli obchodzić kolejne rocznice bitwy. W Krakowie 15 lipca 1910 roku, w 500-lecie grunwaldzkiego triumfu, urządzili wielką patriotyczną manifestację. Tego samego dnia ostródzkie koło Hakaty, czyli antypolskiej organizacji germanizacyjnej, złożyło wieńce pod kamieniem poświęconym von Jungingenowi. Zresztą już pod koniec XIX wieku na plakatach tej organizacji pojawiał się rycerz krzyżacki z mieczem i tarczą. Z kolei na plakacie Niemieckiej Partii Ludowej z roku 1920 widniał przystojny blondyn w zbroi broniący się przed dwoma drabami – bolszewikiem i polskim kmieciem.

W 1914 roku, w drugim miesiącu I wojny światowej pod Tannenbergiem (dzisiaj Stębark), niedaleko pól grunwaldzkich Niemcy rozgromili wojska rosyjskie, biorąc aż 92 tys. jeńców. Głównodowodzący wojsk niemieckich, marszałek Paul von Hindenburg, nazwał triumf zemstą za masakrę urządzoną przez Jagiełłę i Witolda. "Hańba została zmazana!" – pisano w miejscowych gazetach, choć trzeba było wyjątkowej wyobraźni, żeby utożsamić armię Romanowów z chorągwiami Jagiełły i Witolda. Mimo to w nieopodal położonym Olsztynku dla marszałka Hindenburga wybudowano mauzoleum ozdobione zakonnymi krzyżami. Trumnę z jego zwłokami przeniesiono tam w 1935 roku, w rok po śmierci marszałka (przed nadejściem frontu wschodniego w 1945 roku przewieziono ją do Hesji).

Polscy i niemieccy mediewiści zaczęli się spotykać po 1934 roku, kiedy w stosunkach pomiędzy Polską a Niemcami nastąpiła odwilż (po traktacie o nieagresji). Dyskutowano m.in. o tym, jak powinna być opisywana bitwa pod Grunwaldem. Jednak przed wybuchem wojny żadnych ustaleń nie wprowadzono w życie. Za to po zajęciu Krakowa przez Wehrmacht w 1939 roku chorągwie krzyżackie, które wisiały na Wawelu (kopie oryginalnych), zostały przesłane na zamek w Malborku. "W tym akcie historycznej sprawiedliwości walka pomiędzy niemieckością i polskością znalazła ostateczny kres" – powiedział wówczas Albert Forster, namiestnik okręgu Rzeszy Gdańsk – Prusy Zachodnie.

Hitlerowcy chętnie wykorzystywali Krzyżaków w propagandzie. W przemówieniach porównywano niemieckich żołnierzy, a zwłaszcza jednostki SS do rycerzy zakonnych. Ich państwo przedstawiano jako czyste rasowo (co było wierutnym kłamstwem) i zorganizowane w sposób wodzowski. Dlatego mogło być wzorem dla III Rzeszy.

Po wojnie Krzyżacy żyli głównie w propagandzie komunistycznej Polski. W Niemczech na chwilę powrócili wiosną 1958 roku, gdy biały płaszcz z krzyżem przywdział kanclerz Konrad Adenauer. On sam chyba nie zdawał sobie sprawy, jak histeryczne reakcje jego strój wywoła w Polsce, bo kwestie wschodnie mało go interesowały. Po prostu oddał zrabowane przez Hitlera posiadłości zakonne w Niemczech Zakonowi Krzyżackiemu (który zresztą istnieje do dziś), a ów płaszcz był symbolicznym podziękowaniem ze strony zakonników.

Od tamtej wpadki Niemcy przestali się interesować Krzyżakami. – Wszyscy bali się posądzenia o rewizjonizm i rewanżyzm. Poza tym w Republice Federalnej utrwaliło się przekonanie, że nasza obecność na Wschodzie to nic dobrego. Dlatego rzadko zapraszany jestem w Niemczech na wykłady o zakonie – skarży się prof. Udo Arnold. – W podręcznikach szkolnych niewiele można przeczytać o rycerzach w białych płaszczach. Młodzi Niemcy nie wiedzą nawet, skąd wziął się czarny krzyż na skrzydłach niemieckich samolotów, który zaczerpnięto przecież z symboliki zakonu.

Kiedy więc dwa lata temu przed meczem Polska – Niemcy tabloid "Fakt" na pierwszej stronie zagrzewał trenera biało-czerwonych: "Leo, zrób im Grunwald" i pokazał futbolistę Michaela Ballacka w zakonnym płaszczu, dziennikarze niemieccy nie wiedzieli, o co chodzi. I całe szczęście.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://www.tvp.info/informacje/kultura/obchody-600leci...

W środę rozpoczynają się uroczystości wielkiego jubileuszu 600-lecia bitwy wojsk polsko-litewskich z Zakonem Krzyżackimi. Jubileusz z udziałem m.in. prezydentów Polski i Litwy świętowany będzie w Krakowie, Grunwaldzie, a także w Malborku. Jednak największe widowisko planowane jest na sobotę – inscenizacja bitwy z udziałem ponad 2 tys. rycerzy na Polach pod Stębarkiem ma przyciągnąć ponad 120 tys. widzów.

14 lipca

W środę 14 lipca w Krakowie pod Pomnikiem Grunwaldzkim, odsłoniętym 100 lat temu, odbędzie się spotkanie prezydentów Polski Bronisława Komorowskiego i Litwy Dalii Grybauskaite. W tym samym dniu na Zamku Królewskim na Wawelu otwarta zostanie wystawa „Na znak świetnego zwycięstwa”. Wicedyrektor Wawelu Jerzy Petrus wyjaśnił, że ekspozycja ma pokazywać „czym pamięć o Grunwaldzie była dla Polaków i ich tożsamości narodowej przez następne wieki”.

Tego dnia na Polach pod Stębarkiem rozpoczną się Dni Grunwaldu. Otwarty zostanie jarmark średniowieczny, na którym będzie można zwiedzić warsztaty średniowiecznych rzemieślników; zobaczyć, jak wykonuje się zbroje i broń, wyroby skórzane; jak szyje się ubiory według średniowiecznych technik.

15 lipca

W czwartek prezydenci Polski i Litwy przyjadą do Grunwaldu. Uroczystości 15 lipca z udziałem głów państw zaplanował jeszcze w styczniu zmarły tragicznie prezydent Lech Kaczyński. W Apelu Prezydenckim na Wzgórzu Pomnikowym wezmą także udział przedstawiciele innych państw oraz Wielki Mistrz Zakonu Krzyżackiego bp Bruno Platter.

Tego dnia odbędzie się widowisko „Grunwaldzkie Wici”, prezentujące przybycie króla Władysława Jagiełły oraz Wielkiego Mistrza Ulryka von Jungingena wraz z chorągwiami konnymi. W historyczne postaci wcielą się członkowie bractw rycerskich.

W czwartek po południu uczestnicy uroczystości pod Grunwaldem, z prezydentem elektem Bronisławem Komorowskim na czele, udadzą się do Malborka, gdzie zwiedzą zamek krzyżacki. Na wieczór zaplanowano uroczystą kolację, a po niej – widowisko historyczne przygotowane specjalnie z myślą o 600. rocznicy bitwy pod Grunwaldem.
PAP/Grzegorz Michałowski
Miłośnicy historii od dawna przygotowują się do obchodów 600-rocznicy wielkiej bitwy. Tu inscenizacja przemarszu orszaku rycerskiego Władysława Jagiełły (fot. PAP/Grzegorz Michałowski)
Spektakl noszący tytuł „Banderia 1410” przygotowała agencja SOS Music, a wyreżyserował Roman Kołakowski, który jest także autorem scenariusza. Jak informują przedstawiciele agencji SOS, materiałem źródłowym do opracowania scenariusza widowiska były historyczne dzieła Jana Długosza, w tym „Banderia Prutenorum” i „Insignia seu clenodia Regis et Regni Poloniae”, a także traktaty i mowy Pawła Włodkowica.

Spektakl będzie rozgrywał się na tle scenerii malborskiego zamku krzyżackiego. Oprawa muzyczna na łączyć w sobie stylistykę instrumentarium średniowiecznego i charakterystycznego śpiewu orientalnego z elementami współczesnej muzyki rockowej i folkowej oraz brzmieniami symfonicznymi i chóralnymi.

Wśród aktorów, którzy wystąpią w spektaklu, znajdą się m.in. Jolanta Fraszyńska, Małgorzata Kożuchowska, Mirosław Baka, Robert Gonera i Wiktor Zborowski. W inscenizacji, która będzie na żywo transmitowana przez Program 1 TVP, weźmie też udział grupa rekonstrukcji historycznej w strojach z epoki.

W Krakowie 15 lipca na Dziedzińcu Arkadowym Zamku Królewskiego na Wawelu odbędzie się koncert, podczas którego będzie można wysłuchać prawykonania utworów nagrodzonych przez jury konkursu „Wawel: musica festiva” oraz wykonania „II Symfonii Kopernikowskiej” na sopran i baryton solo, chór mieszany i orkiestrę Henryka Mikołaja Góreckiego.

16 lipca

W piątek 16 lipca na Polach Grunwaldzkich turyści będą mogli ponownie wziąć udział w średniowiecznym festynie i jarmarku, turniejach, grach i zabawach, które odbędą się w obozie rycerskim. Na popołudnie zaplanowano występy zespołów folklorystycznych, a na wieczór – koncerty muzyki folkowej i dawnej. Przewidziano także wspólną zabawę plenerową; miłośnicy kina będą mogli przypomnieć sobie film Aleksandra Forda „Krzyżacy”.

W Krakowie od 16 lipca na Rynku Głównym będzie trwał jarmark z okazji 600-lecia Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. Potrwa do 25 lipca.

W sobotę uroczystości w Grunwaldzie rozpoczną się o godz. 9.00 od sejmiku grunwaldzkiego czyli wspólnych obrad z udziałem radnych sejmiku województwa warmińsko-mazurskiego, rady powiatu ostródzkiego i rady gminy Grunwald.

O 11.00 rozpocznie się Apel na Wzgórzu Pomnikowym, w którym udział zapowiedzieli premier Donald Tusk, marszałkowie Sejmu i Senatu Grzegorz Schetyna i Bogdan Borusewicz oraz przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek. Po złożeniu kwiatów pod Pomnikiem Grunwaldzkim odbędzie się pokaz musztry paradnej orkiestry wojskowej i defilada.

O godz. 13.00 po zakończeniu oficjalnych uroczystości rycerstwo w szykach bojowych wyruszy na pole bitwy, a godzinę później rozpocznie się widowisko z udziałem około 2200 odtwórców. Jak przed 600-laty, rycerze odśpiewają hymn „Bogurodzica” i ruszą w bój, który potrwa godzinę.

Po inscenizacji organizatorzy przygotowali szereg atrakcji, m.in. pokazy lotów samolotów wojskowych Iskra, koncert orkiestr strażackich i występ Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego. Odbędą się także występy zespołów Armia, Harlem i Boys. Na wieczór zaplanowano festiwal ognia, pokaz sztucznych ogni oraz pokazy filmów w kinie plenerowym.

17 lipca

Kraków na 17 lipca przygotował wydarzenie przygotowane przez Bractwo Kurkowe. Rozpoczną się one mszą św. w Bazylice Mariackiej, po której nastąpi złożenie wieńców pod pomnikiem Grunwaldzkim i uroczystość odsłonięcia rzeźby parkowej Ignacego Jana Paderewskiego w Parku Strzeleckim. Świętowanie w Grunwaldzie zakończy się w niedzielę 18 lipca symbolicznym wyjściem wojsk na Malbork, gdzie rycerstwo będzie odtwarzać oblężenie zamku. Do godzin popołudniowych czynny będzie także jarmark średniowieczny.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,8131383...

Na Grunwald!
Tomasz Kurs, Olsztyn
2010-07-13, ostatnia aktualizacja 2010-07-13 01:57


Obrazek

Setki tysięcy ludzi ściągają na inscenizację wielkiej bitwy sprzed 600 lat. W tym roku ma wystąpić 2,2 tys. osób, w większości rycerze. To niemal dwa razy tyle co w latach poprzednich
ZOBACZ TAKŻE

* Kraków wysyła precle. Jagiełło kazał (13-07-10, 12:00)
* Krzyżacy omijają Grunwald (03-07-10, 14:00)

Grunwald to już marka. Władze gminy wiedzą, że tych kilka lipcowych dni to czas promocji, ale także zarobku dla niezbyt zamożnej społeczności. Niektórzy gospodarze np. wolą przyśpieszyć żniwa, żeby zarobić na parkingu. Inni nastawiają się na handel - sprzedają pamiątki czy jedzenie.

200 tys. widzów?

W czwartek państwowe uroczystości z udziałem prezydenta elekta Bronisława Komorowskiego. Ale dla widzów ciekawsza jest wielka powtórka z historii, czyli sobotni spektakl przedstawiający bitwę sprzed 600 lat.

Inscenizacja to hit ściągający więcej widzów niż wielkie koncerty czy mecze piłkarskie. - Spodziewamy się, że na Pola Grunwaldzkie może przyjechać 150-200 tys. widzów, czyli niemal dwa razy więcej niż rok temu - mówi Józef Podolak, przewodniczący zarządu fundacji Grunwald organizującej inscenizację.

W okolicznych miejscowościach od tygodni dzwonią telefony, bo turyści szukają kwater lub choćby miejsca na biwak. Przybycie anonsują też rodziny mieszkańców z odległych części Polski i z zagranicy.

W tym roku na polu ma wystąpić 2,2 tys. osób, w większości rycerze. Wyjątkowo liczne będą też oddziały konne - zobaczymy 80 jeźdźców. Imponujący jest obóz rycerski, który już od wczoraj tętni życiem. Zamieszka w nim ponad 6 tys. osób. Wszyscy w namiotach uszytych zgodnie z historycznymi przekazami.

Sama bitwa będzie przebiegała według ustalonego już scenariusza opartego głównie na przekazach Jana Długosza. Mimo że zawsze wiadomo, kto zwycięży, to i tak nic nie jest w stanie powstrzymać turystów przed staniem w wielokilometrowych korkach.

Do tego dochodzą dodatkowe atrakcje: turnieje rycerskie, kramy, a także mniej oficjalne potyczki rycerzy, czyli tzw. bohurt. To bitwa bardziej serio, rozgrywana między uczestnikami inscenizacji z Polski a przybyszami ze Wschodu: Białorusinami, Rosjanami i Ukraińcami, w wieczór poprzedzający właściwą inscenizację. Walka przypomina drużynowy sport ekstremalny, a wygrywa ta drużyna, która powali na ziemię przeciwników.

Od 2008 r. organizatorzy oficjalnie zakazali bohurtu w obawie o zdrowie uczestników (w podobnej zabawie w Rosji doszło do poważnych zranień).

Rycerze w glanach

Początki inscenizacji były niepozorne. Zaczęło się od Dni Grunwaldu, na które w1996 r. wójt zaprosił Bractwo Miecza i Kuszy z Warszawy. Rok później pod Grunwald przybyli też członkowie grupy z Gniewa, dzisiejszej konfraterni św. Wojciecha, nawiązujący do krzyżackiej tradycji rycerskiej.

- Wtedy po raz pierwszy, jeszcze w ramach pokazów, spotkali się ze sobą rycerze z dwóch niegdyś wrogich obozów - opowiada Krzysztof Górecki organizujący starcie.

Bractwo Miecza i Kuszy reprezentował Jacek Szymański (do dziś odgrywa rolę króla Władysława Jagiełły), a rekonstruktorów z Gniewa - Jarosław Struczyński (czyli wielki mistrz w inscenizacji). - Wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby zaprosić więcej bractw. I już w 1998 r. zorganizowaliśmy, niemal z marszu, pierwsze widowisko - mówi Górecki.

W pole wyszło 250 uczestników, wielu wśród nich było harcerzy-łuczników. Uzbrojenie, opancerzenie było robione "na wyczucie". - Niewiele wiedzieliśmy o rekonstrukcjach, a uczestnicy wiedzę czerpali głównie z filmów - wspomina Górecki.

Dziś rycerz np. w glanach na nogach nie zostałby dopuszczony do udziału w widowisku. Organizatorzy z roku na rok podnoszą poprzeczkę. W obozowisku nie ma już miejsca dla współczesnych namiotów i sprzętów.

Z roku na rok przybywało uczestników i widzów. Zaczęły przyjeżdżać bractwa z zagranicy.

Gmina czeka na muzeum

Na rocznicę bitwy zostało wyremontowane Wzgórze Pomnikowe i jego otoczenie.Teraz wszyscy niepokoją się, czy za rok VIP-y i politycy nie zapomną o Grunwaldzie.

W gminie wciąż liczą na budowę muzeum bitwy z prawdziwego zdarzenia. Są już plany techniczne i zezwolenie na budowę wielkiego gmachu wystawowego. Podciągnięto nawet kanalizację i elektryczność. Brakuje, bagatela, 40 mln zł na inwestycję.

Gdyby takie muzeum powstało, gmina mogłaby cieszyć się z efektów wiktorii grunwaldzkiej przez cały rok.

Grunwaldzki rozkład jazdy

14 lipca (środa)
Jarmark średniowieczny, turnieje, gry i zabawy w obozie rycerskim

15 lipca (czwartek)
14.00 Grunwaldzki apel prezydencki
20.00 Konny turniej rycerski

16 lipca (piątek)
10.00 Średniowieczny festyn i jarmark w osadzie rzemieślniczej
17.00 Próba inscenizacji
18.00 Koncerty muzyki folkowej w obozie rycerskim
22.00 Wspólna zabawa na powietrzu z zespołami

17 lipca (sobota)14.00 Inscenizacja bitwy
16.00-16.05 Pokaz lotów samolotów wojskowych Iskra
16.05-17.05 Występ Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego
17.05-18.10 Występy zespołów folkowych
18.10-19.10 Harlem, 19.10-20.00 Armia, 20.00 Boys, 21.00 Zanoza, 23.00 Wspólna zabawa z zespołami i pokaz sztucznych ogni

18 lipca (niedziela)
09.00-15.00 Jarmark średniowieczny w obozie rycerskim

Źródło: Gazeta Wyborcza
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://wiadomosci.onet.pl/2699,2196970,wyruszyla_pokoj...

Wyruszyła Pokojowa Sztafeta pod Grunwald
Na tegoroczne obchody 600. rocznicy bitwy pod Grunwaldem wyruszyła z Rudy Śląskiej XIX Pokojowa Sztafeta Biegowa. Rudzcy maratończycy do czwartku pokonają trasę 486 kilometrów.
Od dwunastu lat Pokojowa Sztafeta z Rudy Śląskiej wyrusza w trasy po Europie lub kraju. Cele biegaczy są zwykle inspirowane aktualnymi wydarzeniami lub rocznicami. Wybiera je inicjator przedsięwzięcia, rudzki ultramaratończyk, medalista Mistrzostw Świata w biegu 48-godzinnym, August Jakubik.

- Śledzę kalendarz historyczny, patrzę jakie ważne rocznice przypadają - dlatego bieg w 600. rocznicę bitwy pod Grunwaldem jest nieprzypadkowy. Chcemy uczestniczyć w ważnych wydarzeniach, robimy to na swój sposób. Biegnąc pod Grunwald chcemy oddać hołd tamtym rycerzom - mówił Jakubik.

REKLAMA
Tegoroczna Sztafeta rozpoczęła się mszą w rudzkim kościele św. Pawła - przy głównym placu miasta w dzielnicy Nowy Bytom. Stamtąd dwanaścioro biegaczy - dziewięciu mężczyzn i trzy kobiety - wyruszyło w stronę Piekar Śląskich. Potem pobiegną przez Kłobuck, Uniejów, Włocławek, Brodnicę i Lidzbark.

Maratończycy w trasie planują zmieniać się co pięć kilometrów. Jak zapewnił Jakubik, upał ich nie pokona, nie przewidują raczej wcześniejszych zmian. - Mamy tylko więcej wody, napojów izotonicznych - wskazał biegacz.

Zawodnicy będą we wtorek nocować w Uniejowie, w środę planują dobiec prawie do celu. Przenocują 20 kilometrów przed Grunwaldem, skąd w czwartek rano pobiegną już pod Pomnik Zwycięstwa Grunwaldzkiego. Tam ok. godz. 11 chcą złożyć wieniec i uczestniczyć w rocznicowych uroczystościach.

August Jakubik organizuje Pokojowe Sztafety Biegowe od 1998 r. Biorą w nich udział zawodnicy ze Śląska, od kilku lat biega też z nimi Jan Bujok z Hanoweru. Maratończycy byli już m.in. trzykrotnie w Rzymie, w 2000 r. pokonali trasę do Aten, a w 2007 r. dobiegli do portugalskiej Fatimy.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://www.rp.pl/artykul/508207_Pod_Wawelem_grunwaldzk...

Pod Wawelem grunwaldzkie obchody z rozmachem
eł 13-07-2010, ostatnia aktualizacja 13-07-2010 18:36

Apogeum obchodów 600-lecia Wiktorii Grunwaldzkiej przypada 15 lipca. Jednak Kraków, jak przystało na królewskie miasto, świętuje rocznicę zwycięstwa nad Zakonem Krzyżackim znacznie dłużej – kilka miesięcy.
autor: Piotr Guzik
źródło: Fotorzepa
"Bitwa pod Grunwaldem"
+zobacz więcej

14 lipca w obchody włączy się prezydent elekt Bronisław Komorowski i goszcząca w Krakowie prezydent Litwy Dalia Grybauskaite.

Już 5 marca w ramach tego świętowania odbyła się uroczysta sesja Rady Miasta Krakowa z okazji 600. rocznicy powstania Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. Od dziś do 26 września 2010 r. otwarta jest wystawa fotograficzna „Tradycja grunwaldzka w Krakowie”. W jej ramach: w Muzeum Historii Fotografii zobaczyć można fotoreportaż „Praojcom na chwałę – braciom na otuchę”, a na Plantach - wystawę plenerową „Z dziejów Pomnika Grunwaldzkiego”.

14 lipca na placu Jana Matejki, a potem na dziedzińcu Zamku Królewskiego na Wawelu zaplanowano uroczystości z udziałem Bronisława Komorowskiego i prezydent Grybauskaite, a dzień później na Wawelu uroczysty koncert w rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Od 15 lipca do 30 września na Wawelu obejrzeć można będzie wystawę „Na znak świetnego zwycięstwa”, poświęconą m.in. tradycji obchodów tej rocznicy zwycięstwa polskiego oręża przez pokolenia. Kraków jako stolica Królestwa Polskiego oraz Wawel jako rezydencja królewska stanowiły bowiem zawsze centrum obchodów kolejnych jubileuszów. W katedrze krakowskiej zawisły chorągwie wzięte przez Władysława Jagiełłę w czasie wielkiej bitwy. Stąd również, rokrocznie, w święto Rozesłania Apostołów (15 lipca) wychodziła uroczysta procesja dla przypomnienia o powodzeniu Polaków w starciu z wrogiem.

Centralne miejsce na wystawie zajmą trofea zdobyte w czasie wojny z zakonem i rozesłane przez zwycięskiego króla do najważniejszych kościołów kraju (Kraków, Gniezno, Poznań, Sandomierz).

Od 16 do 25 lipca na Rynku Głównym zaplanowano jarmark z okazji 600-lecia Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. 17 lipca z Kościoła Mariackiego, przez plac Matejki i park Strzelecki ruszy pochód, który zakończy się odsłonięciem pomnika Ignacego Paderewskiego, ufundowanego przez Bractwo Kurkowe.

11 września z kolei na Placu Matejki odbędą się uroczystości 100-lecia odsłonięcia Pomnika Grunwaldzkiego w Krakowie. Zobaczymy triumfalny przemarsz wojsk Władysława Jagiełły ulicą Floriańską na Rynek Główny i widowisko plenerowe "Triumf rycerstwa polskiego po bitwie grunwaldzkiej" oraz film "Krzyżacy". Ten absolutny hit polskich ekranów kinowych obejrzało przez lata 30 milionów widzów.

23 września na Wawelu, a 24 września w Urzędzie Miasta Krakowa odbędzie się też międzynarodowa konferencja naukowa „Grunwald - Tannenberg - Zalgiris 1410-2010. Historia - Tradycja – Polityka”. Tego samego dnia zaplanowano uroczystą sesję Rady Miasta Krakowa z okazji jubileuszu 600-lecia bitwy pod Grunwaldem i 100-lecia Pomnika Grunwaldzkiego. Wieczorem tego dnia w Kościele Św. Katarzyny zagra Capella Cracoviensis, która przedstawi "Muzykę bitewną - muzykę triumfalną", zamykając obchody grunwaldzkie w Krakowie. To jednak i tak nie wszystko - wydarzenia towarzyszące tym obchodom to m.in. ufundowanie tablicy poświęconej Feliksowi Nowowiejskiemu oraz mural historyczny „600-lecie bitwy pod Grunwaldem”, który powstanie w mieście także w ramach wspólnego świętowania chwały polskiego oręża.
Rzeczpospolita
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://gazetaolsztynska.wm.pl/grunwald/Zespol-Armia-na...

Zespół Armia nagrał hymn na Grunwald

— Duch walki w nas jeszcze nie umarł — twierdzi Tomasz Budzyński, lider Armii i autor hymnu Grunwaldu „Jeszcze raz, jeszcze dziś”.
Fot. Kadr z teledysku

600 lat minęło — brzmi dumnie...
— I mamy z czego być dumnym. Idea corocznych inscenizacji bardzo mi się podoba. Uważam, że Polacy jak już mają coś kultywować, to właśnie takie rocznice. W tym roku mamy wyjątkową, bo okrągłą.

To też jedna z niewielu wygranych przez nas wielkich bitew.
— Wygraliśmy znacznie więcej starć niż przegraliśmy. Ale nie o to przecież chodzi — mam na myśli pamięć historyczną, która jest potrzebna ludziom. Trzeba pamiętać o tym, co się wydarzyło.

Byłeś kiedyś na inscenizacji bitwy?
— Oj, nigdy nie miałem takiej okazji, ale mam nadzieję, że w tym roku mi się uda. To na pewno bardzo interesująca impreza.

Impreza w tonie „Jeszcze raz, jeszcze dziś”. Na co zwracałeś uwagę, gdy pisałeś ten kawałek?
— Napisać tekst pieśni patriotycznej to nie taka prosta sprawa. Mogę nawet powiedzieć, że to duże wyzwanie dla każdego artysty. Mamy już jedną pieśń, którą napisał Nowowiejski z Konopnicką, więc poprzeczka została wysoko postawiona. Starałem się napisać tekst z perspektywy współczesnego człowieka. Nie opisywałem świata sprzed sześciuset lat — że odbyła się bitwa, którą stoczył Jagiełło z Krzyżakami. Pisałem, co by było gdyby taka sama sytuacja zdarzyła się dzisiaj. Myślę, że Polacy teraz też stanęliby do walki. Duch walki w nas jeszcze nie umarł i wróg nie miałby tak łatwo.

Mówisz też o sobie?
— No jasne! To obowiązek każdego mężczyzny, aby stanąć w obronie ojczyzny. Ta kwestia nie podlega nawet dyskusji.

Myślisz, że dzisiaj doszłoby do takiego starcia?
— Po pierwszej wojnie światowej ludzie mówili, że druga tak przerażająca wojna już nigdy się nie powtórzy. Nie trzeba było długo czekać — nastała jeszcze straszniejsza II wojna światowa.

W czwartek w Gazecie Olsztyńskiej płyta CD
Na płycie "Grunwald. Walka 600-lecia" m.in. spoty telewizyjne Tomasza Bagińskiego i teledysk zespołu Armia

Oby trzeciej nie było.
— My sobie możemy mówić i mieć nadzieję, ale czy mamy na coś wpływ? To, że Polska nikogo nie zaatakuje, nie znaczy, że nikt na nas nie napadnie.

Krzyżaków, którzy zjadą do Grunwaldu na szczęście już nie musimy się obawiać. Można nawet śmiało podziwiać ich zbroje.
— Powiem tak: średniowiecze jest najpiękniejszą epoką, jaka była w dziejach ludzkości. Wystarczy spojrzeć na estetykę — jak ludzie w tamtych czasach się ubierali, jakie domy budowali, jaką muzykę tworzyli. Duch ludzki wyraża się przecież poprzez sztukę, a piękne zamki i katedry, cudowne pieśni to jej wyraz. Dla mnie jako artysty średniowiecze bije wszystkie inne epoki na głowę.

Ale wtedy podobno gorzej było z higieną...
— Prysznica nie mieli, ale mogli się umyć w jeziorze, w rzece - były bardzo czyste.

Dlaczego warto przyjechać w tym roku na Grunwald?
— Inscenizacja bitwy to coś wyjątkowego, więc warto ją zobaczyć. Myślę, że będzie pięknie. Mam też nadzieję, że zespół Armia zostanie zaproszony, aby zagrać utwór skomponowany specjalnie na tę okazję.
Ada Romanowska
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://gazetaolsztynska.wm.pl/grunwald/Dojedz-bezpiecz...

Dojedź bezpiecznie na Grunwald!

W sobotę wielka bitwa. Tu się dowiesz, jak bezpiecznie dojechać i spędzić czas na Polach Grunwaldu. KLIKNIJ!
Ilustracja do tekstu
Fot. Beata Szymańska

Czas na Grunwald - program, zdjęcia, porady, kliknij!

Jak dojechać bezpiecznie radzi podinsp. Małgorzata Słowik z KWP w Olsztynie:

Organizacja ruchu
Na sobotę wyodrębniono trasy dojazdu w pobliże Pól Grunwaldzkich:
1). trasa dla gości zmierzających z Olsztyna - >>> KLIKNIJ!

2)trasa dla gości zmierzających z kierunku Warszawy
- >>> KLIKNIJ!

3)trasa dla gości z kierunku Lubawy i Iławy - w miejscowości Frygnowo szlak wiodący drogą wojewódzką 537 dołącza do drogi wojewódzkiej 542 w kierunku Grunwaldu

4)trasa dla gości z kierunku Działdowa - dojazd do miejscowości Samin drogą wojewódzką 542, dalej drogą powiatową 1266N w okolice miejscowości Grunwald

17 lipca (sobota) od godz. 6 będzie obowiązywała zmiana organizacji ruchu. Ruch w bezpośrednim sąsiedztwie imprezy obsługiwać będą odcinki dróg powiatowych okalających obszar Pól Grunwaldzkich. Wzorem ubiegłych lat założono dwupasowy ruch jednokierunkowy po trasie Grunwald - Łodwigowo - Stębark - Grunwald. Taka organizacja ruchu jest najbardziej optymalna wobec ograniczonej szerokości dróg powiatowych. Przy tej trasie zlokalizowana jest większość parkingów - głównie w okolicy miejscowości Stębark.

Wobec wzmożonego ruchu na drogach dojazdowych i przewidywanego wystąpienia utrudnień wyznaczono awaryjną drogę dojazdową przeznaczoną wyłącznie dla służb ratowniczych i porządkowych. Taką rolę spełniała będzie droga powiatowa 1261 N Łodwigowo - Osiekowo, która w połączeniu z drogą powiatową 1264 N Leszcz - Jankowice - Rączki -Moczysko, będzie stanowić alternatywny wyjazd w kierunku Działdowa lub Nidzicy.

Zamknięty zostanie także odcinek drogi 1261 N Łodwigowo - Łogdowo z dopuszczeniem ruchu wyłącznie dla służb ratunkowych i porządkowych, komunikacji publicznej, obsługi przyległych posesji.

Aby powiększyć mapkę, kliknij w zdjęcie

Parking
Ceny podczas Dni Grunwaldzkich:

- Samochody osobowe - 15 zł
- Mikrobusy - 30 zł
- Autobusy - 60 zł

W pobliżu Pól Grunwaldzkich, prawdopodobnie nie będzie wydzielonych odrębnych pasów ruchu dla pieszych i pojazdów, a tym samym wszyscy będą poruszać się po jezdni, dlatego należy pamiętać o zachowaniu szczególnej ostrożności.
Piesi idący po jezdni lub poboczu powinni poruszać się jak najbliżej lewej krawędzi natomiast kierujący powinni jechać zdecydowanie wolniej i ostrożniej, zachowując bezpieczny odstęp od wymijanych lub wyprzedzanych pieszych.
Szczególną uwagę należy zwracać na dzieci - pamiętajmy, że najmłodsi w wieku do 7 lat mogą poruszać się po drodze tylko pod opieką starszych.

Szanowny Kierowco:
1. Zanim ruszysz samochodem w podróż na miejsce inscenizacji bitwy sprawdź czy:
- masz przy sobie wszystkie wymagane przepisami dokumenty, czy twój samochód jest technicznie sprawny ( ogumienie, oświetlenie) i odpowiednio wyposażony.
2. Zawsze zapinaj pasy i dopilnuj, aby pasażerowie też je zapięli.
3. Zadbaj o bezpieczeństwo dzieci w pojeździe. Pamiętaj, że dziecko w wieku do lat 12 nie przekraczające 150 cm wzrostu, przewozi się w foteliku ochronnym lub innym urządzeniu do przewozu dzieci (siedzisko, podwyższenie), odpowiadającym wadze i wzrostowi dziecka.

Po dotarciu do miejsca imprezy:
1. Samochód pozostaw na wyznaczonych parkingach, pamiętaj o takim ustawieniu pojazdu, aby nie utrudniał on wjazdu i wyjazdu innym kierującym oraz dostępu do zaparkowanych pojazdów. Pozostawienie samochodu na drodze, w miejscach gdzie jest to zabronione znakami drogowymi i utrudnia ruch lub w inny sposób zagraża bezpieczeństwu, spowoduje usunięcie auta przez służby porządkowe
2. Opuszczając samochód, nawet na chwilę, nie zostawiaj w nim dzieci lub zwierząt.
3. Zadbaj o własne rzeczy i aby uniknąć kradzieży, przed opuszczeniem auta:
- sprawdź, czy wszystkie okna są domknięte, a pokrywa bagażnika zatrzaśnięta,
- włącz alarm oraz inne posiadane zabezpieczenia,
- zabierz z auta dokumenty (prawo jazdy, dowód rejestracyjny, ubezpieczenie itd.), bagaże tj. torby, plecaki, nesesery i inne rzeczy umieść w schowkach lub bagażniku, pozostawienie ich w widocznym miejscu będzie zachętą dla złodziei,
- jeżeli w samochodzie zainstalowany jest radioodtwarzacz z panelem, to zabierz go ze sobą, nie chowaj do schowka, czy pod fotel,
- po zamknięciu samochodu kluczyki schowaj do wewnętrznej kieszeni ubrania.

Oficjalna strona 600-lecia bitwy
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/2010...

Z bosakiem w ręku popłynęli na Grunwald

dj

Żeglarze, którzy dwa tygodnie temu wypłynęli z Bydgoszczy w kierunku Grunwaldu, są już prawie na miejscu.
- Dzisiaj jesteśmy na jeziorze Duży Szeląg, jutro wracamy z powrotem do Ostródy - mówi Edward Kazanowski, komandor rejsu. - W czwartek autokarem pojedziemy stamtąd pod Grunwald - dodaje.

Wodniacy przebiorą się w specjalnie przygotowane na tą okazję tuniki. Zabiorą ze sobą także bosaki bojowe i tzw. saperki zaczepne. - Wystawimy własną chorągiew żeglarską, aby pomóc królowi Jagielle w walce z Krzyżakami - zapowiada Kazanowski. Na wieczór zaplanowano zaś wielka biesiadę. - Będziemy świętować nasze zwycięstwo. To będzie prawdziwa żeglarska impreza. Zamówiliśmy już u rybaków najlepsze ryby - zdradza komandor.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://tygodnik.onet.pl/35,0,49320,gomulka_jedzie_na_g...

Gomułka jedzie na Grunwald
Obchody 550. rocznicy bitwy w 1960 r. miały przekonywać, że komunizm to ukoronowanie tysiącletniej historii narodu, a Niemcy (Zachodnie) to odwieczny wróg Polski.

W wyścigu do obchodów Milenium – czyli: Milenium Chrztu Polski (jak akcentował to Kościół) lub Tysiąclecia Państwa Polskiego (jak widziały to władze) – Kościół początkowo przodował: wykorzystując chwilową „odwilż”, kard. Stefan Wyszyński zaczął „akcję milenijną” już w 1956 r. na Jasnej Górze. Choć do władz docierały niepokojące sygnały, zajęci „wojną na górze” komuniści nie mieli pomysłu, jak reagować. Dopiero na początku 1958 r., gdy ekipa Władysława Gomułki okrzepła, zaczęto rozważać projekty konkurencyjne wobec kościelnego Milenium.

Początkowo planowano, że kulminacja uroczystości państwowych nastąpi w 1965 r., aby „rocznica powstania Polski nie rozpłynęła się w tych kościelnych uroczystościach”. Ale zwyciężyli partyjni „jastrzębie”: uważali, że obchody kościelne muszą zostać przygaszone przez imprezy państwowe. Gra toczyła się przecież o rząd dusz. Co prawda historycy zżymali się, że początków państwa nie można datować na rok 966, bo było starsze. Ale polityka przeważyła. W lutym 1958 r. Sejm przyjął jednogłośnie uchwałę, że lata 1960–1966 to czas obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego. Formalnie miały nie kolidować z Milenium, faktycznie w ich cieniu toczyła się walka z Kościołem – czasem groźna, a czasem kuriozalna.

Wśród różnych uroczystości poczesne miejsce miała zająć świecka celebra rocznic historycznych. A pierwszą stały się obchody 550-lecia bitwy pod Grunwaldem.

Studnie, drogi, koleje

W czerwcu 1958 r., na posiedzeniu Prezydium Ogólnopolskiego Komitetu Frontu Jedności Narodu oraz Komitetu Przygotowawczego Obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego, wystosowano apel do narodu: w sprawie obchodów rocznicy i wzniesienia pomnika na dawnym pobojowisku. Komitety FJN i organizacje młodzieżowe podjęły akcję sprzedaży „cegiełek grunwaldzkich” i zbiórkę pieniędzy na „Fundusz Grunwaldzki”. W związku ze zbliżającym się jubileuszem utworzono też Komisję Koordynacyjną Obchodów Grunwaldzkich.

Komisja zaproponowała bogaty plan: prócz wzniesienia pomnika, przewidziano m.in. przygotowanie do zwiedzania nie tylko placu boju, ale też tzw. szlaku Jagiełły (trasy przemarszu wojsk polskich i ich sprzymierzonych, zmierzających na bitwę z siłami Zakonu Krzyżackiego), popularyzację Grunwaldu (przez stosowne publikacje) oraz sesje naukowe i popularnonaukowe. Zatwierdzono emblemat, którym „pieczętowano” imprezy organizowane wokół rocznicy.

Do samych uroczystości jubileuszowych przygotowywano się długo i starannie. W trosce o „pielgrzymujących” na pole bitwy w okolicznych miejscowościach badano wodę w studniach, ustalono sieć posterunków służby zdrowia, na przejazdach kolejowych zainstalowano nowoczesne urządzenia, poprawiono stan dróg itd.
Obchody 550. rocznicy bitwy w 1960 r. miały przekonywać, że komunizm to ukoronowanie tysiącletniej historii narodu, a Niemcy (Zachodnie) to odwieczny wróg Polski.
Grunwaldzki zlot

Centralne uroczystości 550-lecia bitwy poprzedził „Zlot Grunwaldzki” młodzieży (1–17 lipca 1960 r.). Jego program przewidywał poznanie historii Warmii i Mazur oraz spotkania z działaczami z tych terenów (5 lipca), „Dzień Przyjaźni i Pokoju” (6 lipca), „Dzień Dziewcząt” (8 lipca), „Dzień Warmii i Mazur” (11 lipca), „Dzień Ciekawej Techniki” (13 lipca), „»Gaudeamus« Grunwaldzką” (14 lipca), „Dzień Bitwy pod Grunwaldem” (15 lipca) i wreszcie centralne uroczystości zlotowe (17 lipca). Na zlot przybyło 30 tys. młodzieży z czterech organizacji: Związku Harcerstwa Polskiego, Związku Młodzieży Socjalistycznej, Związku Młodzieży Wiejskiej i Zrzeszenia Studentów Polskich. Zostali rozlokowani w 70 obozach w okolicy Grunwaldu.

„Zlot Grunwaldzki” nie miał precedensu w dziejach PRL pod względem programowym i organizacyjnym. Jego cele, jak głoszono, były trojakie: po pierwsze odpoczynek, po drugie „służba dla środowiska” (prace społeczne dla mieszkańców okolic, w tym remonty szkół, świetlic, wytyczanie szlaków turystycznych itd.), wreszcie „seminaria” polityczne.

Nieprzypadkowo to młodzieży przypadła główna rola w obchodach grunwaldzkich. Jej masowy w nich udział – o co skrzętnie zadbano, mobilizując znaczne siły i środki – miał odzwierciedlać poparcie dla władz. Był to element walki o rząd dusz i wyzwanie rzucone Kościołowi.

Sielanka i patos

16 lipca na uroczystości rocznicowe przybyli członkowie władz partii komunistycznej i państwa, w tym przywódca PZPR Władysław Gomułka i premier Józef Cyrankiewicz. Najpierw odwiedzili młodzież uczestniczącą w „Zlocie”, w obozach nad jeziorami Dąbrowa Mała i Mielno. Wizyta stała się, jak pisano w charakterystycznym wtedy stylu, „wielką manifestacją młodzieży na cześć partii i jej kierownictwa – manifestacją najgorętszych młodzieńczych uczuć przywiązania do ludowej ojczyzny. (...) Nie było ani cienia oficjalności. Było za to wiele szczerej radości, bezpośredniej i serdecznej atmosfery”.

Spektakl obfitował w „spontaniczne” zdarzenia – jak to, gdy z szeregu harcerzy wybiegł chłopiec, stanął przed Gomułką na baczność i zawiązał mu chustę harcerską na szyi. Z kolei dziewczyna w stroju ludowym wręczyła mu bukiet kwiatów i słomkowy kapelusz. Inne dziewczęta obdarowały go wieńcem kwiatów polnych; na zdjęciach widać Gomułkę rozluźnionego i uśmiechniętego. Impreza przebiegała w klimacie sielanki, okraszonej ideologicznym patosem.
Ale na tym nie skończyły się atrakcje tego dnia. Kolejną imprezą było ognisko harcerskie nad jeziorem Dąbrowa Mała, w którym uczestniczyło 14 tys. młodzieży i partyjna wierchuszka. I tym razem wykazano się zdolnościami inscenizacyjnymi. Wszyscy zasiedli przed estradą, wokół której ustawili się harcerze z pochodniami. Nastrój podtrzymywały lampiony i strzelające w górę kolorowe rakiety. Przed widzami prezentowali się woje słowiańscy, rycerze Chrobrego, Krzywoustego i oczywiście Jagiełły. Prezentowano staropolskie obrzędy, przewijały się grupy artystyczne. Ognisko zakończył występ blisko tysiącosobowego zespołu artystycznego.

Tymczasem jeszcze tego samego dnia delegacja Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (oficjalnego stowarzyszenia weteranów) złożyła w muzeum na polu grunwaldzkim urnę z ziemią ze 132 pobojowisk – tych, gdzie Polacy walczyli z Niemcami.

Niemcy dobrzy i Niemcy źli

17 lipca na polach Grunwaldu odbyła się wielka manifestacja: punkt kulminacyjny uroczystości. Wzięło w niej udział 200 tys. ludzi, wśród nich młodzież uczestnicząca w „Zlocie”, delegacje z całej Polski, wojsko, dyplomaci. Byli też oczywiście członkowie Biura Politycznego KC PZPR z Gomułką, a także delegacje z ZSRR i Czechosłowacji.

Odsłonięto pomnik: przedstawiał wykute w granicie twarze rycerskie, zwrócone – nieprzypadkowo – na Zachód. Były przemówienia, także wiceprzewodniczącego Rady Najwyższej Związku Sowieckiego Nikołaja Organowa – i oczywiście Gomułki. To ostatnie wypadło sztampowo: I sekretarz PZPR wskazał na „głęboki, twórczy i pokojowy wpływ socjalizmu”, dzięki któremu Polska weszła na drogę przyjaźni i współpracy z sąsiadami, szczególnie z komunistycznymi Niemcami Wschodnimi. Nie zabrakło rytualnej przestrogi przed odradzaniem się „sił imperializmu i militaryzmu zachodnioniemieckiego”. Gomułka wezwał też młodzież do pracy i „walki dla ojczyzny, pokoju i socjalizmu”, a rzesze młodych ludzi ślubowały jedność w służbie narodu, socjalizmu i pokoju, a także walkę z „wstecznictwem, ciemnotą i zacofaniem” (co w partyjnej nowomowie było synonimami Kościoła).

Rocznica Grunwaldu była obchodzona także w całej Polsce. Tu program wypełniały imprezy artystyczne, marsze młodzieży, rajdy motorowe, sesje i wystawy naukowe. Z punktu widzenia masowego odbiorcy kluczowa była oficjalna prapremiera filmu „Krzyżacy” w reżyserii Aleksandra Forda, która odbyła się 22 lipca w Olsztynie. W kolejnych latach film ten – stylizujący Grunwald jako starcie „Wschodu” z „Zachodem” – miały obejrzeć miliony Polaków.
PRL: ukoronowanie dziejów

Uroczystości w 1960 r. pod Grunwaldem były masowym spektaklem, wręcz przytłaczającym swoim splendorem. Łączył on elementy historyczne i ludyczne, przy czym te pierwsze nieraz stały na granicy historycznej prowokacji. Cele tak sformułowanej polityki historycznej władz były jasne: uzasadnić tezę, że komunistyczna PRL to „ukoronowanie” tysiącletniego rozwoju Polski; wzmocnić świadomość, że naród toczy odwieczną walkę z zagrożeniem ze strony Niemiec (germańskim, faszystowskim, imperialistycznym, rewizjonistycznym) i podkreślić prawa Polski do tzw. Ziem Zachodnich. W istocie obchody były wyraźnie podszyte nacjonalizmem, przez władze dozowanym i ukierunkowanym głównie przeciw Niemcom (z Zachodu).

Można by rzec, że obchody miały też efekty pozytywne: władze przeznaczyły znaczne sumy na infrastrukturę Warmii i Mazur, a uczestnicy obozów wykonali tam wiele pożytecznych prac... Jednak wszystko to dokonywało się pod znakiem masowej indoktrynacji. A niebagatelne koszty imprez – także innych, organizowanych w ramach obchodów Tysiąclecia – koniec końców musiało ponieść społeczeństwo, żyjące i tak w warunkach „gospodarki niedoboru”.

Dr BARTŁOMIEJ NOSZCZAK jest pracownikiem IPN i redaktorem naczelnym kwartalnika http://historycy.pl. Ostatnio wydał „Polityka państwa wobec Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce w okresie internowania prymasa Stefana Wyszyńskiego 1953–1956”.
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://gazetaolsztynska.wm.pl/grunwald/W-sobote-wielka...

gazetaolsztynska.pl » grunwald » W sobotę wielka bitwa. Grunwald już wita rycerzy
Wykop to Blip Flaker Facebook Wyczaj to Pinger Sfora
2010-07-13
W sobotę wielka bitwa. Grunwald już wita rycerzy

Już w sobotę na Polach Grunwaldzkich pojawią się zastępy zbrojnych. Tegoroczna, już trzynasta inscenizacja bitwy grunwaldzkiej, będzie największa, najokazalsza z dotychczasowych. Impreza swoim rozmachem z okazji 600-lecia bitwy pod Grunwaldem może przyćmić inne rekonstrukcje bitew w Europie.
— Grunwald jest już gotów na przyjęcie gości, rycerzy z całej Europy — zapewnia Szymon Drej, kierownik Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej w Stębarku.
A większość rycerzy już od kilku dni jest na polach. Czyszczą zbroje, ostrzą miecze, bo w sobotę bitwa. Ze względu na szczególny charakter obchodów w tym roku obóz rycerski przypomina małe miasteczko.

Organizatorzy zakładają, że na jubileusz bitwy pod Grunwald ściągnie aż 6 tys. rycerzy ze swoimi świtami.
— W samej bitwie weźmie udział około 2200 zbrojnych — mówi Jacek Szymański z warszawskiego Bractwa Miecza i Kuszy, który tradycyjnie wcieli się w postać króla Władysława Jagiełły. — To będzie największa ze wszystkich dotychczasowych bitew.
Tegoroczna bitwę ma obejrzeć też rekordowa liczba widzów.
— Zakładamy, że może być 120-140 tys. osób — liczy kierownik Drej.

Jeśli upał utrzyma się do soboty, to widzowie, a już na pewno zakuci w ciężkie zbroje rycerze, szybciej padną od słońca niż od miecza wroga.
— Przewidujemy, że z powodu spiekoty może dojść do zasłabnięć — zakłada Szymon Drej. — Dlatego w dniu bitwy będziemy mieli na polach kilkanaście punktów medycznych, gdzie znajdzie się między innymi sprzęt reanimacyjny. Ponadto już od środy zakon kawalerów maltańskich uruchomi na polach szpital polowy.
Andrzej Mielnicki
Adrianna Adamek

Adrianna Adamek "Prawdziwym
powołaniem człowieka
jest to tylko, do
czego ...

Temat: Echa Grunwaldzkie...

http://kurierwilenski.lt/2010/07/13/mecz-w-barwach-i-d...


Obrazek

W środę, w wigilię 600-lecia Bitwy pod Grunwaldem na murawie wileńskiego stadionu Žalgiris (pol. Grunwald) w sparingowym meczu piłkarskim spotkają się piłkarze gdańskiej Lechii i wileńskiego Žalgirisu.

Przed meczem organizatorzy zapraszają wilnian na teatralizowane przedstawienie upamiętniające legendarną bitwę sprzed 600 lat. Widzowie będą mogli podziwiać średniowieczne szranki rycerzy, spróbować swoich sił w strzelaniu z łuku. Odbędą się również zawody w puszczaniu baniek mydlanych oraz szereg innych zabaw, a wśród zwycięzców rywalizacji zostanie rozegranych 200 „mundialowych” nagród — dla jednych sławnych, dla innych sławetnych trąbek wuwuzeli.

Organizatorzy historyczno-sportowej imprezy zapewniają, że będzie to święto dla całej rodziny, toteż zapraszają dorosłych miłośników futbolu, żeby zabrali ze sobą również dzieci, tym bardziej, że dla dzieci do 12 lat wstęp na stadion jest wolny, a i dla dorosłych uczestników koszta zabawy nie są wygórowane — wejściówka 15 litów.

Chociaż będzie to mecz towarzyski, obydwie drużyny zapowiadają, że będzie to przede wszystkim prawdziwa rywalizacja sportowa. Aczkolwiek nie wykluczają w niej elementów rozrywki. Między innym, w czasie przerwy w meczu aż 111 dzieciaków do lat 12, wybranych spośród widzów, będzie miało okazję zmierzyć się w sile z jedenastką Žalgirisu. Trener wileńskiego klubu Igoris Pankratjewas zapewnił we wtorek, że jego drużyna jest przygotowana zarówno na „sparing” z dziesięciokrotnie większą drużyną młodocianych fanów futbolu, jak też na mecz towarzyski z drużyną z Gdańska.

— Jest to jeden z najsilniejszych polskich klubów, dlatego spotkanie się z nimi na boisku będzie dla nas pożyteczne, ponieważ chociaż jest to mecz towarzyski, to będziemy chcieli wypróbować w nim nowych piłkarzy — powiedział we wtorek Igoris Pankratjewas, zapewniając, że jego drużyna do każdego meczu podchodzi z pełnym zaangażowaniem.

Również kierownictwo Lechii traktuje wileńskie spotkanie jako możliwość zdobycia nowego doświadczenia.

— Chociaż jesteśmy w okresie przygotowawczym, a Žalgiris gra w lidze, ale zapewniam, że nie bez przyczyny jesteśmy tu — powiedział na wtorkowej konferencji prasowej klubów Maciej Turnowiecki, prezes Lechii. Nawiązując do 600.lecia Bitwy pod Grunwaldem, zaznaczył też, że piłkarze ogromną wagę przywiązują do okoliczności, w jakich przyjdzie się spotkać zawodnikom obydwu klubów.

Reklama

— Wtedy staliśmy razem, ramię w ramię na polu walki, więc postanowiliśmy uczcić to spotkaniem towarzyskim dwóch drużyn — powiedział Maciej Turnowiecki. Nawiązał też do więzi, które łączą nie tylko dwa kraje, czy też Gdańsk z Wilnem, które są miastami partnerskimi, ale też do okoliczności łączących dwa kluby.

— Obydwa kluby swoją nazwą nawiązują do wspólnej historii — Žalgiris to litewska nazwa Grunwaldu, a Lechią w tamtych czasach nazywano Polskę. Obydwa kluby łączą też barwy klubowe, bo i Žalgiris i Lechia mają najpiękniejszą biało-zieloną barwę — powiedział Maciej Turnowiecki. Dodał też, że rodzina jednego z członków Zarządu jego klubu pochodzi z Wilna.

Ale i to jeszcze nie wszystko, co łączy obydwa kluby.

— Spotkanie drużyn odbędzie się w 50. rocznicę pierwszego spotkania Žalgirisu z Lechią. Był to wtedy pierwszy mecz wyjazdowy naszej drużyny, który zakończył się remisem — poinformowała Vilma Venslovaitienė, dyrektorka Žalgirisu.

Przedstawiciele drużyn nie prognozują, jakim wynikiem skończy się środowy mecz. Pierwszy trener Lechii, Tomasz Kafarski powiedział nam, że nie obstawia wyniku, aczkolwiek zapewnił, że liczy na zwycięstwo swojej drużyny.

— Zobaczymy, jak będzie — powiedział nam Tomasz Kafarski. Dodał też, że upalna pogoda, która ostatnio stanęła w Gdańsku i Wilnie, na pewno nie będzie sprzyjała dobrej grze piłkarzy, wśród których na wileńskiej murawie pojawi się, między innymi, nowy nabytek Lechii, boczny obrońca Vytautas Andriuškevičius, z kowieńskiego FBK Kaunas. Chociaż do transakcji doszło dosłownie przed kilku dniami, Kafarski zdradził nam, że litewski zawodnik wystąpi w meczu sparingowym z Žalgirisem.

Organizatorzy oczekują, że środowy historyczny mecz na wileńskim stadionie obejrzy około 15 tys. widzów, wśród nich kilkaset kibiców z Polski, ponieważ około 400 biletów na mecz nabyli fani Lechii. Organizatorzy przewidują, że jeszcze co najmniej kilkaset kibiców z Polski przyjedzie do Wilna w dniu meczu.

Przedstawiciele polskiego klubu zapewniali we wtorek, że wilnianie nie muszą obwiać się polskich kibiców.

— Lechia-Gdańsk to nie Legia-Warszawa — powiedział prezes gdańskiego klubu, nawiązując do historii sprzed 3 lat, kiedy przybyli do Wilna na mecz kibice poznańskiego klubu zdemolowali stadion Vėtry, a przy okazji część miasta, w tym głównie wileńską Starówkę.

Organizatorzy wileńskiego meczu przewidują, że polscy kibice przyjadą nie tylko obejrzeć historyczne spotkanie Žalgirisu z Lechią, ale też następnego dnia — 15 lipca, w Szawlach obejrzą spotkanie eliminacyjne Ligii Europejskiej litewskiego FK-Šiauliai z Wisłą-Kraków.
Stanisław Tarasiewicz ⋅ Komentarze



Wyślij zaproszenie do