Temat: Echa Grunwaldzkie...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...
Po bankiecie zapraszamy na rzeź
Włodzimierz Kalicki
2010-07-17, ostatnia aktualizacja 2010-07-12 16:16
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...
Stębark, Pola Grunwaldzkie. Rycerze z chorągwi pomezańskiej czekaj na probe inscenizacji bitwy podczas obchodów 600-lecia zwycięstwa pod Grunwaldem
Fot. Tomasz Waszczuk / Agencja Gazeta
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...
Walka z Litwinami u boku Krzyżaków nobilitowała europejskiego rycerza bardziej, niż dziś nobilituje dyplom wyższej uczelni. Rozmowa z mediewistą prof. Henrykiem Samsonowiczem
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...
Królowa Polski Jadwiga powiedziała wielkiemu mistrzowi zakonu krzyżackiego, że póki ona żyje, póty wielkiej wojny Królestwa Polskiego z państwem zakonnym nie będzie. Ale potem wszystko jest możliwe... Ze słów monarchini przebijała niewiara w utrzymanie stałego pokoju między Krakowem a Malborkiem. Czy rzeczywiście konfrontacji pod Grunwaldem nie można było uniknąć?
- Nie. Między obu państwami istniał strategiczny konflikt interesów. Polskie elity nie pogodziły się z utratą dostępu do Bałtyku przez Gdańsk. Racją istnienia państwa zakonnego była ekspansja, głównie kosztem Litwy, ale też i Królestwa Polskiego. Wyprawy wojenne na pogańską Litwę, tak zwane Preussenreisen, podejmowali Krzyżacy nawet dwa, trzy razy w roku. Płynęły na nie z całej Europy wielkie pieniądze i masy rycerstwa.
Walka z Litwinami u boku Krzyżaków nobilitowała europejskiego rycerza bardziej, niż dziś nobilituje dyplom wyższej uczelni. W Preussenreisen brał udział przyszły król angielski Henryk IV, król czeski, baronowie francuscy, margrabiowie niemieccy, rycerze z Flandrii, Kastylii, Portugalii, Irlandii, Sycylii, Węgier, ba, nawet rycerze polscy. Znamy co najmniej 50 polskich rycerzy wymienionych w zachodnich herbarzach, Wappenbuchach, którzy wyprawiali się z braćmi zakonnymi na Litwinów. Gdy Bliski Wschód przestał być terenem wypraw krzyżowych, miejscem spotkań międzynarodówki rycerskiej stały się Prusy.
Dzięki wyprawom na pogan zakon dysponował stałym napływem pieniądza z Zachodu, łupami wojennymi, od czasu do czasu zdobyczami terytorialnymi i wielką popularnością w świecie chrześcijańskim, którą podtrzymywali ochotnicy z całej Europy. Wojna wpisana była w egzystencję Zakonu Szpitala Najświętszej Panny Marii Domu Niemieckiego.
Czego zachodni rycerze szukali w Prusach?
- Być w Prusach należało do dobrego tonu, ale liczyła się też możliwość zdobycia łupów i nawiązania znajomości z możnymi z całej Europy.
Niektórzy z ochotników na pewno wierzyli, że walka z pogańskimi Litwinami, czyli ze złem, jest wypełnieniem misji rycerskiej. Podstawowe znaczenie miała jednak możliwość spotkania się rycerzy z krańców kontynentu. Przy stole bankietowym Krzyżaków można było poznać przyszłych królów, książęta, możnych tego świata, nawiązywało się bezcenne, osobiste kontakty z rycerzami z całego chrześcijańskiego uniwersum. Krzyżacy świetnie to rozumieli i nadawali tym spotkaniom wyjątkową oprawę. Wizyta w państwie zakonnym zaczynała się od wspaniałej uczty w malborskim zamku, po której szybko ruszano w pole. Po każdym zwycięstwie od razu, na polu bitwy, ucztowano. Rycerzy szczególnie zasłużonych w walce obsługiwali przy stole ich mniej widoczni w czasie bitwy towarzysze.
Do Prus ciągnęli zatem rycerze z całej Europy, i ci możni, i ci biedni jak kościelne myszy.
Jakim przeciwnikiem było dla Polski w dobie Grunwaldu państwo zakonne?
- Na pierwszy rzut oka potencjał demograficzny przemawiał za Polską i sprzymierzoną z nią Litwą. Ale państwo krzyżackie nad Bałtykiem było wierzchołkiem góry lodowej, ponieważ istniało 15 tak zwanych zakonnych baliwatów rozsianych po całej Europie. Dom krzyżacki istniał nawet w Londynie. W większości były to wielkie posiadłości ziemskie, zdolne zasilać zakonną kasę znacznymi sumami. Państwo zakonne było zorganizowane bardzo nowocześnie. Krzyżacy na opanowanych przez siebie dosyć pustych terenach wznosili miasta, które dziś urbanistyka, nie tylko niemiecka, ale i francuska, międzynarodowa, uznaje za najwybitniejsze osiągnięcia urbanistyczne czasów średniowiecznych w Europie. Malbork jest największą twierdzą gotycką w Europie, a tym samym na świecie.
Krzyżacy prowadzili międzynarodowy handel państwowy. Oczywiście władcy średniowieczni handlowali na własną rękę, ale formuła zakonna była inna: wszystkie urzędy państwowe były zobowiązane do prowadzenia działalności gospodarczej: hodowli, rzemiosła, handlu.
Podbijając kolejne ziemie, zakon tworzył nowe jednostki administracyjne, komturie, ignorując tradycyjne terytoria plemienne. W państwie krzyżackim wcześnie pojawił się dobrze zorganizowany ustrój stanowy.
Wszystko to jednak ufundowane było na podboju i przemocy.
- Z moralnego punktu widzenia Krzyżacy byli kolonizatorami, którzy podporządkowywali sobie cudze ziemie krwią i żelazem, ale w sensie organizacji społecznej, techniki zarządzania, kontaktów międzynarodowych państwo zakonne było nową jakością w tej części Europy.
Co ciekawe jednak, Krzyżacy odnosili sukcesy w sferze materialnej i organizacyjnej, natomiast nie potrafili i najwyraźniej nie chcieli odnaleźć się ani w sferze duchowej, ani intelektualnej. W XIII wieku zakon miał zapisany obowiązek braci spotykania się w celach modlitwy zaledwie... dwa razy w roku! W tymże stuleciu, jeśli rycerz chciał wstąpić do zakonu, musiał się zobowiązać, że w ciągu roku nauczy się odmawiać "Pater Noster", "Ojcze nasz". O duchowości braci zakonnych jak najgorszego zdania był kler katolicki w państwie zakonnym, tamtejszych biskupów nie wyłączając.
Do końca XIV wieku Krzyżacy wygrywali bitwy i potyczki, odrywali kolejne ziemie z dziedzictwa Piastów. I nagle w roku 1410 Kraków, prawda, że wespół z Wilnem, stał się równorzędnym przeciwnikiem Malborka. Skąd taka zmiana?
- Druga połowa XIV wieku to w Europie czas szczególny. Epidemie pustoszą całe państwa. Niektóre dane są wręcz paraliżujące - ze 100 tys. mieszkańców Florencji przeżyło 40 tys. Niemcy odzyskały swój stan demograficzny po upływie 150 lat, Norwegia powetowała sobie straty w ludziach dopiero w XVIII wieku.
Wielkie zarazy nie wiedzieć czemu ominęły niektóre kraje, w tym Polskę, państwo zakonne, Czechy, które uchroniwszy się przed epidemią, wkroczyły w okres największego rozwoju w całej swojej historii.
Od I połowy XIV wieku widoczne są już zmiany klimatyczne w Europie. Kończy się sprzyjający wegetacji roślin okres klimatyczny drugiego subatlantyku. Trzeci subatlantyk niesie ze sobą ostrzejsze zimy, suchsze lata. Nadchodzą klęski żywiołowe, głód.
Zachód pogrążył się w chaosie. Wszędzie wybuchały bunty chłopskie, we Francji żakeria, w Niemczech tzw. powstanie trzewika, w Anglii powstanie Wata Tylera. Towarzyszył temu pierwszy w dziejach kryzys bankowy. Florencki bank Bardich pożyczył wielkie sumy królowi angielskiemu Edwardowi III na wojnę z Francją. Gdy jednak przedstawiciel banku przyjechał do Londynu po zwrot pożyczki, król wziął go na spacer do ogrodów i powiedział, że jest mu przykro, ale nie ma z czego oddać. Wielki kryzys pogrążył banki Bardich, Peruzzich, Acciaiuolich.
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...
Co ciekawe, zaraza nie pojawiła się w Polsce, choć pod koniec XIV wieku przybywało do nas mnóstwo ludzi z całej Europy. Monarchia Kazimierza Wielkiego przyjmowała i biednych, i finansowych potentatów ze spółek kupieckich i bankierskich, którzy szukali miejsc, gdzie mogliby skuteczniej inwestować swoje kapitały. To oni dali Polsce potężny impuls rozwojowy.
Zaraza ominęła w zasadzie także państwo zakonne.
- To prawda, ale zdestabilizowała, zrujnowała państwa zachodniej Europy tradycyjnie wspomagające zakon w jego misji walki z pogańskimi Litwinami. Pośrednio zmniejszyła możliwości finansowania z zewnątrz państwa krzyżackiego.
W drugiej połowie XIV w. państwo zakonne rozwijało się, ale potencjał Polski rósł jeszcze szybciej. Nie jest przypadkiem, że jedynym władcą w naszej historii nazwanym Wielkim był Kazimierz, syn Władysława Łokietka. To za jego panowania utworzone zostały reguły gospodarki. Do dziś w górnictwie funkcjonują pewne przepisy prawa górniczego, które sformułowane zostały przez Kazimierza Wielkiego.
Opinia, że król Kazimierz zastał Polskę drewnianą, a zostawił murowaną, jest oczywiście przesadna. Byłem na sesji naukowej, na której dwóch naszych znakomitych uczonych gorąco spierało się, ile było wszystkich murowanych domów w polskich miastach w I połowie XV w. Jeden z historyków twierdził, że pięćset, drugi oburzał się: no skądże, co najmniej tysiąc! Gdy zaczęli je wymieniać, doszli do wniosku, że murowanych domów mogło być około sześciuset.
Jednak bodaj najważniejszym osiągnięciem monarchii Kazimierza było stworzenie praktyki politycznej, która umożliwiła później powstanie Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Po inkorporacji Rusi wypracowano wzorzec wspólnoty, w której mieszczą się rozmaite prawa i przywileje, różne pamięci historyczne, różne języki, wyznania, a która mimo to sprawnie funkcjonuje. Kazimierzowskie dziedzictwo w tej materii to zresztą w moim przekonaniu jedyny możliwy do zastosowania wzorzec w dzisiejszej Unii Europejskiej.
Kazimierz Wielki doprowadził do sytuacji, w której zawarto w Krewie unię z Litwą. Co zyskiwała Polska na unii w przeddzień Grunwaldu?
- Litewskie najazdy od pokoleń pustoszyły wschodnie rubieże Polski. W zamian za rękę królowej Jadwigi i koronę dla Jagiełły ze wschodniej granicy Polski znikał agresywny, mało obliczalny sąsiad. Ale najważniejsze było zyskanie strategicznego sojusznika, który miał pomóc zrealizować program historycznych rewindykacji na zakonie krzyżackim. Jagiełło zobowiązał się przyjąć chrzest, schrystianizować Litwę i odzyskać wszystkie ziemie utracone przez Koronę. Poprzez przyłączenie wielkiego księstwa czy też połączenie się z nim, w tej kwestii spory historyków trwają już od stulecia, Polska zyskiwała potencjał europejskiego mocarstwa.
A co układ w Krewie dawał Litwie?
- Generalnie wzmacniał pozycję Litwy zagrożonej ekspansją krzyżacką, to oczywiste. Istotna była ewolucja polityki wielkiego księcia Witolda, który co rusz przeskakiwał od jednej koncepcji strategicznej do drugiej. Dwa razy próbował zająć Moskwę i żeby podczas tych wypraw mieć na zachodzie spokój, oddawał Krzyżakom Żmudź. A gdy nie udawało mu się z Moskwą, to wracał do koncepcji silnego państwa litewskiego z ziemiami rodzimymi, czyli także ze Żmudzią. Tego konceptu bez bliskiego sojuszu z Polską zrealizować się jednak nie dało.
Ale były i inne, ważne powody.
Na Litwie nieustannie trwały walki o tron wielkoksiążęcy. Polska korona niesłychanie umacniała w tych rozgrywkach Władysława Jagiełłę, jednego z wielu tamtejszych książąt.
Unia w Krewie rozwiązywała też jeden z podstawowych problemów litewskiej elity władzy. Otóż Litwinów było niewielu, a ich państwo należało do najrozleglejszych w Europie. Na tych ogromnych terenach mieszkali ludzie, którzy już mieli swoją odrębną tradycję kulturową, swój język, swoje wyznanie, którzy - w odróżnieniu od Litwinów - umieli już czytać i pisać, mieli wspaniałą architekturę, malarstwo. Przed Litwinami stanęło w II połowie XIV wieku pytanie, co zrobić, by nie zostać zdominowanym przez słowiańskich, ruskich poddanych.
Przyjęcie katolicyzmu, związek z Polską umacniały Litwinów w wewnętrznej polityce Wielkiego Księstwa.
W latach poprzedzających Grunwald na arenę dziejów nagle wkraczają polscy intelektualiści, którzy rozwijając nowatorskie koncepcje o wojnie sprawiedliwej, o prawie do nawracania pogan bez przemocy, próbują ograniczyć poparcie Zachodu dla państwa zakonnego.
- To rzeczywiście jest czas, kiedy pojawia się polski intelektualista, i to pojawia się w wielkim stylu. Ale ten intelektualista nie wziął się z nicości. Już w otoczeniu Łokietka był krąg ludzi naprawdę, w europejskiej skali, mądrych. Intelektualiści Polski kazimierzowskiej - Jarosław Bogoria Skotnicki, Janisław, i Polski jagiełłowej, jak Stanisław ze Skalbmierza, Paweł Włodkowic czy Jakub Parkoszowic, autor pierwszego polskiego podręcznika ortografii, byli ludźmi świetnie wykształconymi, otwartymi, mieli oryginalne poglądy.
Także cała grupa panów krakowskich, która doprowadziła do unii z Litwą, reprezentowała wysoki poziom. Oni studiowali w Bolonii, Padwie, jeździli na turnieje rycerskie do Perpignan, Montpellier, do Włoch, Niemiec, Czech, na Węgry. Rozumieli, co się w Europie dzieje, rozpoznawali zagrożenia dla Polski. To była elita intelektualna także w skali całego chrześcijańskiego świata.
Czy akcja dyplomatyczna polskiego dworu i intelektualistów przed Grunwaldem coś dała?
- Nie, nic. Ci, którzy wcześniej popierali państwo zakonne, popierali je nadal. A nas popierał jedynie Jan Hus i ci, którzy wierzyli w proroctwa św. Brygidy Szwedzkiej, która w II połowie XIV wieku bardzo ostro krytykowała zakon. Król Anglii powstrzymał swe rycerstwo przed ruszeniem na wojnę u boku Krzyżaków, bo do wyruszenia do Prus zachęcał swych rycerzy jego wróg, król Francji. Kunsztowne polskie przemowy nie miały tu nic do rzeczy. Polscy intelektualiści wielki sukces osiągnęli zaraz po Grunwaldzie, gdy na soborze w Konstancji udało im się odeprzeć kampanię sojuszników i popleczników zakonu przeciw państwu polskiemu i królowi Jagielle.
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...
Jagiełło przystępował do wojny z zakonem osamotniony, bez liczących się sojuszników. Niezbyt to dobrze świadczy o nim jako polityku i strategu.
- Międzynarodowa pozycja Jagiełły przed bitwą pod Grunwaldem wcale nie była taka słaba, jak by się mogło wydawać. Kryzys Kościoła zachodniego sięgnął w tamtym czasie dna. Równolegle urzędowało trzech zwalczających się papieży. I właśnie w chwili najgłębszego upadku swego autorytetu Kościół rzymski osiągnął historyczny sukces w postaci chrystianizacji w wersji łacińskiej ogromnego pogańskiego państwa - Litwy. I w dodatku bez przelewu krwi. Takiego sukcesu Kościół nie miał od X wieku! Jako autora tego sukcesu postrzegano w Rzymie Jagiełłę. To się liczyło. Bardzo.
Co by się stało, gdybyśmy bitwę pod Grunwaldem przegrali?
- Dla nas przegrana nie byłaby katastrofą. Pewnie stracilibyśmy, znowu, Kujawy, może Bydgoszcz, i to wszystko.
Wielkopolska nie byłaby zagrożona?
- Na dworze Zygmunta Luksemburskiego, a był to niezły łobuz, choć nasz szwagier, w roku 1393 powstał pierwszy w historii plan rozbioru Polski, pomiędzy Brandenburgię, Luksemburczyka i Krzyżaków. Zakusy na Wielkopolskę zatem były, ale nie przypuszczam, by nawet w przypadku klęski na polu bitwy mogły się one ziścić.
A poza wszystkim szansa, że pod Grunwaldem przegramy, była naprawdę niewielka.
W trakcie bitwy wcale tak różowo nie było. Wojska sprzymierzonych nie raz musiały opanowywać poważne kryzysy, choćby wtedy, gdy z pola walki pierzchły wojska litewskie, i wtedy, gdy runęła wielka chorągiew królestwa dzierżona przez chorążego Marcina z Wrocimowic.
- A skąd pan o tym wie?
Z "Roczników" Długosza.
- Ano właśnie. Praktycznie wszystko, co wiemy o bitwie, wyczytaliśmy u Długosza, wyinterpretowaliśmy z jego tekstu. Parę tygodni temu byłem na sesji naukowej, na której szwedzki badacz bitwy pod Grunwaldem Sven Ekdahl przedstawiał rozmaite swoje koncepcje na temat przebiegu starcia. Tłumaczył, że opisana przez Długosza zwłoka, z jaką Jagiełło przystąpił do walki, wynikała z faktu, iż w połowie lipca pod Grunwaldem słońce wzeszło po lewej stronie szyku wojsk krzyżackich i trzeba było trochę czasu, by przeszło na południe i zaczęło oślepiać zakonnych rycerzy. To dość dowcipne wyjaśnienie, ale cały ten koncept oparty jest na narracji Długosza.
Podobnie niektórzy historycy wojskowości tłumaczą cofnięcie się wojsk krzyżackich przed bitwą. Dziś zarzucono już dawny pomysł, że chodziło o cofnięcie się za linię przygotowanych uprzednio wilczych dołów, zamaskowanych faszyną i darnią pułapek na jazdę. Krzyżacy po prostu nie mieli czasu na wykopanie ich. Teraz więc manewr wielkiego mistrza tłumaczony jest warunkami geograficznymi. Krzyżacy cofnęli się, by ostatni etap szarży jazdy sprzymierzonych wypadł pod górkę, na północną krawędź kotlinki Wielkiego Strumienia.
Ale znów - skąd wiemy o cofnięciu się linii krzyżackiej jazdy? Tylko i wyłącznie od Długosza.
A moim zdaniem stworzył on nie dokumentalny zapis przebiegu bitwy, lecz średniowieczny odpowiednik scenariusza filmu akcji. Niech pan zwróci uwagę, że wedle Długosza pod Grunwaldem nic nie dzieje się zwyczajnie, zgodnie z logiką okoliczności, jak to w życiu, a nawet w bitwach, zwykle bywa. Każdy długoszowy epizod to najpierw stopniowe narastanie po stronie sprzymierzonych przeciwności, cząstkowych niepowodzeń, a gdy napięcie sięga zenitu, deus ex machina przychodzi szczęśliwe rozwiązanie i sukces bohaterów pozytywnych, czyli naszych. Najpierw Krzyżacy uderzają z potężną siłą na prawe skrzydło sprzymierzonych, obsadzone przez jazdę litewską. Litwini nie wytrzymują impetu zakonnych rycerzy, uciekają. Złośliwiec Długosz napisał nawet, że niektórzy aż się w Wilnie oparli. Robi się coraz groźniej, bo pada chorągiew Królestwa Polskiego. A to już sytuacja na pograniczu klęski, bo chorągiew była znakiem orientacyjnym dla walczących, kreślone nią w powietrzu figury to po prostu rozkazy. Bardzo często w średniowiecznych bitwach upadek chorągwi powodował wybuch paniki i był początkiem katastrofy.
U Długosza Krzyżacy już zaczynają śpiewać pieśń triumfu, "Christ ist erstanden", Chrystus zmartwychwstał, ale Marcin z Wrocimowic jednak jakimś cudem chorągiew podnosi.
W chwilę później wielki mistrz na czele wyborowych kilkunastu chorągwi uderza znienacka i o włos nie zagarnia naszego króla. Już, już jest po nas, gdy nagle Jagiełło zostaje ocalony, a Krzyżacy znikają, po prostu przestają istnieć na polu walki. Ginie wielki mistrz, giną zakonni dostojnicy, Litwini wracają do boju, nasi zdobywają krzyżacki obóz.
No, przepraszam, na podstawie tekstu Długosza można zrobić świetny film, ale czy można precyzyjnie odtworzyć przebieg wydarzeń pod Grunwaldem, mocno wątpię.
No to jak pod Grunwaldem było naprawdę?
- Zupełnie inaczej niż u Długosza. Od początku mieliśmy zdecydowaną przewagę, Krzyżacy nie mieli szansy na zwycięstwo. W trakcie całej tej kampanii walczyliśmy tak, jak w XX wieku zwykli walczyć Amerykanie - jeśli nie mamy zdecydowanej przewagi, jeśli jest ryzyko, że możemy przegrać, to się nie bijemy.
Szacunki liczebności obu armii pod Grunwaldem różnią się, ale nie ulega kwestii, że sprzymierzeni mieli zdecydowaną przewagę liczebną, zaś rycerze obu stron byli podobnie uzbrojeni i wyszkoleni. Dotyczy to też jazdy litewskiej.
Z pewnością też wyższe było morale sprzymierzonych. W końcu bili się o swój kraj ze znienawidzonym wrogiem, a dla rycerstwa zachodniego była to tylko jeszcze jedna przygoda wojenna. Książę mazowiecki Janusz, który walczył pod Grunwaldem, po zwycięstwie popłakał się ze szczęścia jak białogłowa. Miał powód. Wcześniej Krzyżacy wzięli go pod Złotoryją w pęta.
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...
W 1410 roku Jagiełło niczego nie pozostawił przypadkowi. Na długo przed wybuchem wojny Polacy starannie przygotowali wyprawę. Zgromadzono zapasy żywności, opracowano plan kampanii, pod Kozienicami w tajemnicy zbudowano wielki most na łodziach, który w czerwcu 1410 roku sprawnie spławiono Wisłą do Czerwińska i tam zmontowano. Polska armia w rekordowym czasie trzech dni przeprawiła się przez Wisłę i połączyła z siłami litewskimi, unicestwiając wszelkie wcześ-niejsze plany wojskowe wielkiego mistrza.
Gdy pod Kurzętnikiem Jagiełło zobaczył, że Ulrich von Jungingen umocnił przeprawę przez Drwęcę, nie ryzykował jej forsowania i odmaszerował na wschód, by spalić krzyżackie Dąbrówno. Król popełniał też błędy, ale w zasadzie na zimno wykorzystywał wszystkie swoje przewagi i możliwości.
To co z Długoszowej relacji pozostaje prawdą? Ucieczka Litwinów była faktem czy zmyśleniem?
- Moja babka na takie pytania odpowiadała mi: nie garb się! Nie ma dobrej odpowiedzi na pytanie o przebieg bitwy, także na prawym skrzydle sprzymierzonych, bo wszystko, co wiemy, wiemy od Długosza. Coś jednak na rzeczy musiało być, bo sprawa z ucieczką Litwinów to fakt zbyt poważny, by dziejopis wyssał go z palca. Można założyć, że Litwini w pierwszej fazie bitwy zostali odrzuceni z prawego skrzydła sił sprzymierzonych. Ale zapewne część ich jazdy wróciła później na pole bitwy.
Litwini uciekli, jak chcą historycy polscy, czy wykonali błyskotliwy manewr ucieczki pozorowanej, jak uważają Litwini?
- A tego to dowiemy się z białorusko-litewskiego filmu "Grunwald - dzień żelaza", o ile w końcu zostanie on zaprezentowany. Zdaje się, że przy realizacji pierwsze skrzypce mieli grać Białorusini, więc nie zdziwiłbym się, gdyby z filmu wynikło, że Litwini uciekli, a bitwę pod Grunwaldem wygrały pułki białoruskie.
A dwa miecze przyniesione przed oblicze Jagiełły były przejawem bezmiernej krzyżackiej pychy, jak chciał Długosz i królewscy propagandyści?
- To był rycerski obyczaj, nic więcej. Właśnie odchodził do lamusa. W XV wieku, zwłaszcza w drugiej połowie wojny stuletniej, na polach bitew zaczynają dominować wojska zawodowe, zaciężne lub najemne, które jakimiś głupimi mieczami wręczanymi przed bitwą nie zawracały sobie głowy.
Była szarża krzyżackich chorągwi odwodowych z wielkim mistrzem na czele?
- Całkiem możliwe, ale z pewnością nie była to, jak sugeruje Długosz, akcja, która mogła odmienić losy bitwy. Była to szarża desperacka, skazana na porażkę.
Wielki mistrz pędził na czele odwodu?
- Dość to prawdopodobne. Ulrich von Jungingen nie uchodził za dobrego wodza. Jego poprzednik, a brat Ulricha, Konrad, umierając, przestrzegał kapitułę zakonu przed wybraniem go na wielkiego mistrza. Konrad uważał Ulricha za głupca. I chyba miał rację, bo ruszanie władcy do szarży na czele swych chorągwi było wtedy w Europie szczytem nieodpowiedzialności. W czasach Grunwaldu władcy podczas bitwy z reguły trzymali się w tyle, za szeregami walczących i z dogodnego wzniesienia, z lepszym lub gorszym skutkiem, próbowali dowodzić wojskami. Mało tego, przed bitwą z reguły przygotowywano doborową eskortę i rozstawne konie, by w razie przegranej ewakuować władcę w bezpieczne miejsce. Bezkrólewie było znacznie groźniejsze od militarnej klęski i utraty części armii.
A czy rycerz von Koekeritz rzeczywiście samotnie zaatakował Jagiełłę?
- Możliwe, czemu nie. Jest szarża, przez szczelinę hełmu zwanego psim pyskiem widać naprawdę niewiele. I nagle Koekeritz dostrzega kilku strojnych panów na koniach. A nuż weźmie którego do niewoli i potem sowicie obłowi się okupem?
Rusza zatem na nich, nie mając pojęcia, że atakuje polskiego króla. Taki szaleńczy atak całkiem nieźle mieści się w realiach tamtego czasu.
Wedle Długosza pola grunwaldzkie spłynęły krwią rycerzy krzyżackiej armii, zwłaszcza braci zakonnych, zaś sprzymierzeni niemal nie ponieśli strat.
- Rzeczywiście, mamy zdumiewająco mało danych dotyczących strat polskiej armii. A straty powinny być, w końcu walczący tłukli się przez sześć godzin. Jedyne logiczne wyjaśnienie jest takie, że po polskiej stronie nie zginął nikt znany i znaczący, którego śmierć odnotowałyby źródła z epoki. Jak to możliwe, skoro zginęła większość braci zakonnych?
W początkowej fazie bitwy, gdy walka była wyrównana, straty po obu stronach musiały być zbliżone, i to spore. Ale ginęli zapewne rycerze słabiej uzbrojeni, marnie wyszkoleni. Ci ważniejsi, lepiej przygotowani, nie pozwalali się wyeliminować. Wszystko zmieniło się w chwili załamania się szyku wojsk zakonnych. Największe straty wszystkie armie ponoszą podczas ucieczki.
Sprzymierzeni narąbali wtedy mnóstwo przeciwników. Powszechna nienawiść do Krzyżaków sprawiła, że podczas pościgu polowano zwłaszcza na braci zakonnych.
Jak wielka była ta nienawiść, dokumentują fragmenty pieśni ludowej spisane 200 lat po bitwie, gdy król Zygmunt III kazał przygotować księgę pamiątkową zwycięstwa grunwaldzkiego. Częściowo zachowała się ona w zbiorach Ossolineum: "Bito Niemce jako cielce i Niemkinie jako świnie i Niemczęta jako psięta". W moim przekonaniu pieśń ta nie ma nic wspólnego z Grunwaldem, jak niekiedy przyjęło się uważać, lecz powstała wcześniej, po najeździe Łokietka na Płowce.
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...
Pod Grunwaldem Polacy i Litwini zabijali i walczących, i uciekających, i poddających się. A po zdobyciu krzyżackiego obozu zwycięzcy wymordowali tych, którzy tam się schronili. To była straszliwa rzeź.
Epizody z dzieła Długosza często jednak zawierają historyczne fakty.
- Odnotowane przez niego najważniejsze, charakterystyczne fakty zapewne miały miejsce, choć kronikarz mógł je zapisać w mocno zniekształconej formie. Uważam, że nie zgadza się teza najważniejsza: to nie była wyrównana bitwa, sprzymierzeni mieli od początku do końca wyraźną przewagę i na zimno, bez podejmowania zbędnego ryzyka, przewagę tę wykorzystali.
Nie wykorzystali jednak zwycięstwa.
- W jakim sensie?
Nie zdobyli Malborka.
- Bo nie mogli. Posiłki von Plauena musiały dotrzeć do zamku szybciej od zmęczonej walką armii sprzymierzonych.
Pierwsi uciekinierzy spod Grunwaldu dotarli do Malborka przed von Plauenem.
- Nikt nie biega szybciej od uciekiniera z pola przegranej bitwy. Jagiełło nie mógł pędzić pod Malbork na złamanie karku, bo nie był pewien rezultatu bitwy, na pomoc Krzyżakom szli przecież Inflantczycy. Król nie miał szansy zająć Malborka z marszu, nie mógł go zdobyć szturmem ani oblegając. Głód szybciej pojawiłby się w obozie trzydziestotysięcznej armii sprzymierzonych pod murami Malborka niż wśród dobrze zaopatrzonej załogi zamku.
Jeśli już można by mieć do Jagiełły pretensje o zmarnowane szanse, to o jego pasywną postawę wobec buntu pruskich mieszczan i biskupów. Miasta wymówiły zakonowi posłuszeństwo, ale król nie potrafił tego wykorzystać. Krzyżacy szybko spacyfikowali represjami miasta w swoim państwie.
Ale bitwa pod Grunwaldem mimo to była wielkim sukcesem. Nie była to bitwa o znaczeniu lokalnym. Stworzyła ona nową jakość w Europie Środkowej. Otworzyła drogę do upadku państwa zakonnego. Dwadzieścia lat po bitwie powstał Związek Pruski. Choć później przegrywaliśmy wielkie bitwy z zakonem, jak choćby pod Chojnicami, to wygrywaliśmy wojny. Role po Grunwaldzie odwróciły się - teraz to państwo zakonne znalazło się w defensywie. Prawdziwe owoce zwycięstwa przyszło zbierać dopiero po upływie półwiecza. Otwarta przez Gdańsk droga na morze pozwoliła Polsce stać się spichlerzem i zapleczem surowcowym zachodniej Europy. Dzięki zyskom z eksportu zboża, później wołów, drewna budowlanego na statki, miodu, czeskiej i węgierskiej miedzi, srebra, ołowiu Polska mogła wkroczyć w swój złoty wiek.
Grunwald miał też inny ważny skutek - na jego polach skończyła się międzynarodówka rycerska. Nazywam to zjawisko międzynarodówką, bo kojarzy mi się ono z udziałem międzynarodówki lewicowej w wojnie domowej w Hiszpanii w XX wieku. Po Grunwaldzie skończyło się środowisko opiniotwórcze, które narzucało europejskiemu rycerstwu styl życia, wzorce zachowań, już nie spotykali się Portugalczycy z Węgrami, Sycylijczycy z Irlandczykami... To był koniec epoki. Rycerska wspólnota znikła.
Dlaczego to właśnie Grunwald stał się najjaśniejszym punktem pamięci historycznej Polaków?
- Zwycięska bitwa najsilniej przemawia do wyobraźni, rozpala namiętności. Już kilkanaście lat po bitwie w dniu 15 lipca ustanowione zostało pierwsze znane polskie święto narodowe. Kazimierz Jagiellończyk kazał rozstawiać na ulicach Krakowa beczki z piwem, iluminować miasto, rozrzucać monety. Jagiellonowie uprawiali swoisty kult zwycięstwa grunwaldzkiego, bo było ono dla nich przepustką do wielkości dynastii.
Grunwald zawsze był użyteczny jako propagandowe narzędzie. Zawsze można było przypisać mu jakiś aktualny, wygodny sens. Każda wojna z Niemcami była okazją do wywoływania ducha Grunwaldu. W 1914 roku wielki książę Mikołaj, naczelny wódz armii carskiej, nawoływał Polaków w odezwie, by nie zardzewiał miecz Grunwaldu. A trzydzieści lat później grunwaldzka symbolika została zawłaszczona przez komunistów polskich w ZSRR - Grunwald zaroił się w politycznych pogadankach dla żołnierzy I Korpusu i I Armii w ZSRR, dla lewicowych partyzantów ustanowiono w 1944 roku Order Krzyża Grunwaldu. Władze PRL-u traktowały Grunwald nieledwie jak protoplastę Układu Warszawskiego - w końcu zjednoczeni słowiańscy wojownicy zwycięsko walczyli tam z Krzyżakami, znakomicie symbolizującymi agresywny - oczywiście - pakt
NATO. A żeby ten średniowieczny Układ Warszawski prezentował się lepiej pod względem ideologicznym, wbrew faktom podtrzymywano Matejkowski koncept udziału w bitwie rzesz chłopów, pieszych wojowników. Naprawdę zaś Grunwald był bitwą konnego rycerstwa.
600 lat po bitwie tysiące entuzjastów przebierają się w repliki zbroi i odtwarzają bitwę, tak jak to Długosz opowiedział.
- Jest w micie Grunwaldu zniewalająca siła. Grunwald przesłonił nam karty historii znacznie piękniejsze, choćby dorobek konfederacji warszawskiej w dziele budowania wolności obywatelskich. Młócka i rozlew krwi zawsze budzą większe zainteresowanie niż tolerancja i życzliwość.
Więcej...
http://wyborcza.pl/1,75480,8130106,Po_bankiecie_zapras...