Maria S.

Maria S. Civis totius
mundi...

Temat: Wizje na blokowisku

Lidia Amejko znana jest przede wszystkim jako dramatopisarka. Prozy spróbowała przed czterema laty, jej debiut to "Głośne historie", zbiór opowiadań. Podobnie jak "Żywoty świętych osiedlowych".
Nigdy nie interesowała Amejko rzeczywistość po prostu. Kiedy wielu pisarzy z jej pokolenia ulegało modzie na doraźność, pisało krytycznie o polskiej współczesności, szukało bohatera z krwi i kości, ona od realizmu uciekała. Kiedy w teatrze zapanowała moda na dokument, kiedy wydawało się, że do prawdy o współczesności dotrze tylko ten, kto zaniecha przetworzenia artystycznego, kto tematy będzie czerpać z gazet, a formę upodobni do telewizyjnych wiadomości, ona opowiadała historie ostentacyjnie zmyślone i niemożliwe. Żaden z tzw. poważnych tematów: bezrobocie, emigracja, przemoc wśród młodzieży, nie był u niej dominujący. A jednak każdy pojawia się w jej prozie, tyle że nietypowo przetworzony, jako cytat lub pastisz.

Jeśli jej twórczość jest osobna, jeśli znalazła się na peryferiach najgłośniejszego nurtu polskiej prozy i dramaturgii, to właśnie dlatego, że wymyka się oczywistym klasyfikacjom.

Ostatni jej zbiór to jakby apokryf dawnych żywotów świętych, nowoczesna, świecka wariacja na temat "Złotej legendy", zabawa z konwencją, także na poziomie języka. Na wyżyny zostaje tu wyniesione najpospolitsze profanum, rzecz dzieje się na jakimś przeciętnym, obdrapanym blokowisku, a świętymi są mizerni mieszkańcy tego szarego osiedla. To osiedle wystarcza za cały kosmos.

Fantastyczne wizje nie wymagają tu niezwykłych rekwizytów. Wszystkie niemożliwości dzieją się jakby naturalnie. Bohaterka jednej z legend zamyka swój gniew w słoikach, chociaż "psycholog powiedział, że gniew swój trzeba uwalniać na zewnątrz". Egon, emeryt, który całe dnie spędzał przed telewizorem, postanowił brać grzechy innych na siebie. Sam grzechów miał mało, więc spowiadał się z cudzych win, także z win postaci, które znał z seriali: "Tak też i wziął na siebie Egon całą winę, co w serialach była, potem z grzechów oczyścił cały Program Pierwszy i Drugi, Polsaty i TVN-y, i co tam jeszcze miał w abonamencie". Świętemu Szymonowi, bohaterowi "Legendy na dzień świętego Szymona chałupnika", inwalidzie dorabiającemu składaniem długopisów, przyśniło się, że Bóg wybrał go, by poskładał resztki, które zostały po stworzeniu świata: "Najpierw ostrożnie wziął do ręki Miłość. Sprężynkę na nią nasadził, potem jeszcze kulkę wrzucił szybko, razem skręcił, pstryknął parę razy. (...) I odtąd była już na świecie miłość ze wzajemnością na zawsze złączona! Potem Piękno i Dobro próbował złożyć do kupy. (...) Dokleił, jakoś się trzymało - ale nie na długo. (...) A na koniec zadumał się nad Życiem i Sensem, bo zupełnie ich przypasować nie mógł. (...) Życie, sam glut i breja, a Sens, wiadomo, twardy jak kryształ".

Pełne dobrych pomysłów "Żywoty..." można traktować lekko, jak zabawę, niby naiwny żart napisany z wyczuciem konwencji i niezwykłym słuchem. Ale można je czytać serio - jako wyniesienie do świętych godności tego, co pozornie pospolite. Amejko ma zdolność dostrzegania niezwykłej, metafizycznej strony świata. Jej pisarstwo to jeden z najbardziej odrębnych i oryginalnych tonów w polskiej literaturze.

Żywoty świętych osiedlowych, Lidia Amejko, W.A.B., Warszawa


Źródło: Gazeta Wyborcza