Maria S.

Maria S. Civis totius
mundi...

Temat: Wielki artysta z małego Drohobycza...

...Myślę, że gdyby Bruno Schulz przeżył wojnę i miał możliwość tworzyć, to Polska zyskałaby kolejnego laureata Nagrody Nobla…

Bruno Schulz jest jednym z najciekawszych przykładów tożsamości polsko-żydowskiej. Urodził się 12 lipca 1892 r. w moich rodzinnych stronach, czyli w Drohobyczu koło Lwowa. Niedaleko jest Truskawiec i mój Borysław – wówczas było to najpiękniejsze polskie „trójmiasteczko”. Wielokulturowość była charakterystyczną cechą dla całej Galicji, ale moje rodzinne strony były nieprawdopodobnie barwną mieszaniną kultur, narodowości, wyznań i języków.

Wychowywałem się w takiej właśnie atmosferze, wśród swoich, czyli Żydów (także tych religijnych), a także Polaków, Ukraińców, Romów, Węgrów, Austriaków, a nawet Niemców… Bruno Schulz także wywodził się z podobnego środowiska. Jego rodzice byli zasymilowani, podzielali polski patriotyzm i kochali polską kulturę.

Dla zasymilowanych Żydów bardzo charakterystyczna była jedna cecha: z przesadną dokładnością dbali o czystość wymowy i wyrafinowanie w posługiwaniu się językiem polskim. Bardzo chcieli udowodnić, że przynależą całym sercem i duszą do polskiej społeczności – wręcz szczycili się tym.

Tak samo było z Brunonem, który na co dzień pracował jako pedagog. Nie była to praca, która przynosiłaby mu satysfakcję. Jednak los podcinał mu skrzydła; latami pisał i rysował do szuflady. Debiutował w „Wiadomościach Literackich” (1933) opowiadaniem „Ptaki”. Następnie wydano „Sklepy cynamonowe”…

Te opowiadania zawsze mnie wzruszały. Pamiętam z dzieciństwa, jak mój tatuś Meier prowadził w Borysławiu na Dolnej Wolance sklep. „I pamiętam towary w sklepie mojego ojca. To był bardzo porządny sklep; wieczorami, po zamknięciu, wszystko było pięknie sprzątane, porządek na pólkach i czysto jak w aptece. Cukierki w słoikach, czekoladki, obok sery, gazety na półkach, wszystko miało swoje określone miejsce w tym porządku. A jak nie było klientów, to ojciec z miotłą wychodził przed ten sklepik i czyścił, zamiatał”.* Kiedy ja miałem roczek, Bruno Schulz opublikował „Noc lipcową” w tomie „Sanatorium Pod Klepsydrą”.

A potem rozpoczęła się wojna.

„Kiedy uciekliśmy z getta, pierwszą naszą stacją był mały domek pani Anny Góralowej. To była koleżanka mamy ze szkoły, Polka. Tak jak nasza sąsiadka, pani Potężna, u której się schowaliśmy podczas pierwszego pogromu, w lipcu 1941 roku. Pierwszą noc spędziliśmy schowani pod łóżkiem. Do dziś pamiętam, jak pani Potężna przyniosła mi, jak byłem schowany pod tym łóżkiem, szklankę ciepłego mleka… To była taka piękna, dobra kobieta”.*

To był prawdziwy cud, że udało mi się przeżyć i moim najbliższym… Dzięki Sprawiedliwym…

Bruno Schulz także znalazł się w getcie w Drohobyczu, spędził tam ponad rok i chyba nawet nie próbował uciekać. Jednak szybko gestapowcy się zorientowali, że mają do czynienia z wielce utalentowanym człowiekiem, co postanowili wykorzystać…

Schulz trafił do willi, którą przywłaszczył sobie jeden z nich – gestapowiec Feliks Landau.

Był tam zatrudniony jako „żydowski niewolnik”, żeby namalował freski – głównie w dziecięcym pokoju – które miały przedstawiać postacie z niemieckich legend. Tak dzięki Niemcom wyglądał wtedy świat: „Landau mieszkał w willi z żoną, miał dwoje dzieci. Rano wychodził do pracy, zabijał żydowskie dzieci, a wieczorem wracał do swoich dzieci i cieszył się, że śpią w takim ładnie pomalowanym w obrazki pokoju”.

Bruno Schulz został zastrzelony 19 listopada 1942 roku przez gestapowca Karla Guenthera, z zemsty za to, że Landau zastrzelił dentystę Lowa… Dotąd nie ustalono, gdzie znajdują się szczątki wielkiego twórcy, pisarza, rysownika i malarza.

Ciało ludzkie można błyskawicznie zniszczyć, pozbawić życia, ale duszy i pamięci o ludziach – nigdy. Myślę, że gdyby Bruno Schulz przeżył wojnę i miał możliwość tworzyć, to Polska zyskałaby kolejnego laureata Nagrody Nobla…

współpraca Ewa Szmal

* cytaty pochodzą z książki „Ziemia i chmury. Z Szewachem Weissem rozmawia Joanna Szwedowska” wydanej w 2002 r. przez Fundację Pogranicze z Sejn.

Źródło : Rzeczpospolita