Maria S.

Maria S. Civis totius
mundi...

Temat: "...proroków zabiera Bóg ze świata w wigilię katastrofy”.

Strażnik krypty Kapucynów. Powieści Józefa Rotha to coś więcej niż manifest nostalgii za rządami Franciszka Józefa. To także epitafium dla epoki, kiedy Habsburgowie ucieleśniali niemieckiego ducha zdolnego do samoograniczeń

Dzień 30 listopada 1916 roku był w Wiedniu szary i ponury. Żałobny pochód odprowadzał zmarłego Franciszka Józefa I do tradycyjnego miejsca spoczynku dynastii Habsburgów w krypcie kościoła Kapucynów. Po raz ostatni powtórzono prastarą ceremonię. W myśl tradycji przełożony zakonu u wejścia do krypty witał cesarska trumnę: – Kto prosi o wejście?Marszałek dworu odpowiadał: – Jestem Jego Wysokość cesarz Austrii i król Węgier.

– Nie znam go. Kto prosi o wejście? – powtarzał zakonnik.

– Jestem cesarz Franciszek Józef, apostolski król Węgier, Czech, Jerozolimy, książę Siedmiogrodu, wielki książę Toskanii i Krakowa, książę Lotaryngii.

– Nie znam go. Kto prosi o wejście?

Wtedy marszałek padał na kolana i mówił: – Jestem Franciszek Józef, biedny grzesznik. Błagam o litość Pana Naszego. Dopiero wtedy przeor kapucynów wygłaszał oczekiwane słowa: – Możesz wejść. Trumna wędrowała do najsłynniejszej w całym cesarstwie krypty.

Wielu świadków posępnego pogrzebu twierdziło potem, że intuicyjnie wyczuwali już wtedy, że do grobu wraz z Franciszkiem Józefem schodzi też cesarstwo. Wydawało się, że w mieniącym się od przepychu orszaku są setki osób, które były wręcz predystynowane do uwiecznienia chwały państwa Habsburgów – obsypani zaszczytami dworu poeci i pisarze, rdzenni Austriacy.

Tymczasem za jakiś czas – gdy kult Habsburgów przesłaniać zaczął kult Adolfa Hitlera – uczynił to ktoś, w kim mało kto upatrywałby strażnika pamięci o imperium Franciszka Józefa.


Pięć minut dla Żydów

Jednym z niewielu obrońców Austrii przed wtopieniem w hitlerowskiego molocha będzie syn żydowskiego kupca z galicyjskich Brodów. W 1916 roku Joseph Roth był 22-letnim poborowym wojskowej szkoły dla ochotników 21. Batalionu Feldjegrów w Wiedniu. Takich jak on pogardliwie nazywano Ostjuden. Coraz więcej wiedeńczyków głosiło, że przed takimi ludźmi trzeba zamykać stolicę monarchii.

W 70. rocznicę Anschlussu Austrii właśnie jemu poświęcono wystawę w wiedeńskim Muzeum Literatury. Ostatni hołd dumnej Austrii dla duchowego strażnika krypty Kapucynów.

Moses Joseph Roth urodził się 2 września 1894 roku w Brodach, ok. 70 km na wschód od Lwowa. Dziś ta nazwa kojarzy się jedynie z rurociągiem Odessa – Brody, ale w końcu XIX wieku było to senne powiatowe miasteczko, choć jednocześnie jedno z głównych skupisk społeczności żydowskiej we wschodniej Galicji. Niedaleko było stąd też do granicy z carską Rosją.To właśnie przez Brody żydowscy uciekinierzy spod carskiej władzy przebijali się do ówczesnej ziemi obiecanej – Berlina czy Wiednia. Przynosili wieści o inspirowanych przez Ochranę pogromach, uświadamiając miejscowym Żydom, czym różni się despotia cara Mikołaja od państwa Franciszka Józefa.

Do kresowego kolorytu Brodów należeli polscy arystokraci oraz oficerowie gorzkniejący w przygranicznej placówce. Podejrzani handlarze, szmuglerzy i cwaniacy ekspediujący do Ameryki zbiegłych z rosyjskiej armii dezerterów.

Młody Moses Joseph był synem kupca Nachuma Rotha eksportującego galicyjskie zboże i drewno do firm w Hamburgu i Katowicach, przedstawiciela świata Żydów ortodoksyjnych, bliskich chasydyzmowi. Matka Maria Griebel wywodziła się z kolei z kupieckiej rodziny, gdzie kultywowano tradycje Haskali – żydowskiego oświecenia.

Być może te wpływy sprawiły, że młody Roth trafił do dobrych szkół i w 1913 roku na Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie, gdzie zetknął się z polskim światem intelektualnym. Na lwowskiej uczelni od 1871 roku na wykładach obowiązywała polszczyzna. Roth zrozumiał tu, że należy jednak do świata kultury niemieckojęzycznej. Rok potem przenosi się na uniwersytet wiedeński, gdzie podejmuje studia na germanistyce. Tu spotyka swego późniejszego przyjaciela Józefa Wittlina.

Jak wspominał potem Wittlin, Roth z nieodłącznym monoklem i laseczką ubierał się jak Gigerl – wiedeński dandys. W maju 1916 roku wraz z Wittlinem zgłosili się dobrowolnie do wojska i trafili do 32. Dywizji Piechoty w Pleśnianach pod Lwowem. Literackie zdolności Rotha sprawiły, że zaczął publikować na łamach tamtejszej wojennej gazetki.Koniec wojny każe Rothowi zadać sobie wiele nowych pytań. Krótka wizyta w Brodach w grudniu 1918 roku to już podróż do nowego, obcego świata. Galicyjskie miasto wyrywają sobie z rak polscy żołnierze i ukraińscy strzelcy siczowi.

Roth, którego od pytań o identyfikację państwową zwalniała żydowska tożsamość i multinacjonalizm państwa Habsburgów, teraz uświadamia sobie, że dawny świat nie istnieje. Na jego oczach monarchia błyskawicznie dzielona jest na nowe, obce mu państwa.

Wraca do Wiednia, gdzie zaczyna pisywać do miejscowych gazet. Ale ówczesna stolica republikańskiej już Austrii nie przypomina metropolii z przedwojennych czasów. W powietrzu wisi konfrontacja między socjalistami i konserwatywną Heimwehrą. Ten Wiedeń 1919 roku to stolica okrojonej do niewielkiej skali niemieckojęzycznej Austrii. Miasto upokorzone przez ententę – chłodne, głodne i chcące zjednoczenia z Niemcami.To wszystko skłania Rotha do wyjazdu.

Podchwytuje propozycję pracy z Berlina i w 1920 roku bez wahania przenosi się do nad Szprewę. Tam też bywa głodno i chłodno, ale stolica Niemiec odreagowuje klęskę ucieczką w nowoczesność. Swoją złotą epokę przeżywa niemiecka prasa. A Roth szybko odnajduje się na nowym rynku. Pisuje do „Neue Berliner Zeitung” i „Berliner Bourse Courier”.

Wczesna Republika Weimarska jawiła się takim ambitnym młodym ludziom światem nieograniczonych możliwości. Wszelkie dylematy związane z podwójną tożsamością Żyda i człowieka zauroczonego niemiecką kulturą miały zblednąć wobec impetu nowej epoki unieważniającej dawne bariery.Przyjaciele żartowali, że Roth nie wysiadał prawie z pociągów i samolotów – jeździł po całej Europę, chłonąc nową epokę. Odkrył Paryż – stolicę wdzięku i modernizmu. Intrygowały go Włochy Mussoliniego – wtedy jeszcze dalekie od antysemityzmu. Pchało go też ku Bałkanom pełnym posthabsburskich klimatów.

Przez chwilę wydawało się, że nowa epoka to „pięć minut” szczególnie dla zasymilowanych Żydów, którzy doskonale poruszali się w kręgu niemieckiego języka literackiego, a których żywość intelektualna pomagała tworzyć nowoczesne media. Szwarccharakterami jego pierwszej powieści „Pajęcza sieć” pisanej w 1923 roku dla socjalistycznej popołudniówki „Arbeiterzeitung” w Wiedniu są nacjonaliści spod znaku marszałka Ericha Ludendorffa. Wtedy jeszcze Rothowi wydaje się, że szowiniści bywają owszem groźni, ale na dłuższą metę w demokratycznym społeczeństwie nie mają szans.

Uprzedzenia rasowe miały stać się śmieszne wobec wynalazków sterowców, radia i freudyzmu. Z tej perspektywy Austro-Węgry jawiły się jak jakaś prehistoria. Tym bardziej że owa epoka pcha też Rotha ku fascynacji socjalizmem. Swoje teksty dla socjalistycznych gazet podpisuje na zasadzie gry słów Joseph Roth – der Rote, czyli czerwony.


Zaraza Nibelungów

Ale podróż w 1926 roku do Związku Sowieckiego odziera szybko Rotha ze złudzeń wobec komunizmu. To, co zobaczył w Kraju Rad, przypomniało mu szybko wszystko, co słyszał jako dziecko w Brodach o rosyjskim despotyzmie, o donosicielstwie i pogardzie państwa dla człowieka.W tych latach szalonej reporterki odwiedza wiele razy Polskę jako niepodległy kraj (pierwszy raz w 1920 roku, w czasie marszu Tuchaczewskiego na Warszawę, a potem w 1924 i 1928 roku), gdzie w polskim świecie literackim – znów pomógł Józef Wittlin – znalazł bardzo przyjazne przyjęcie.

Ale złoty sen lat 20. powoli się kończy. Roth rozumie już, że komuniści nie szykują wyzwolenia ludzkości, ale nowe rządy kańczuga. Z kolei naziści przypominają wielu zasymilowanym Żydom o ich korzeniach. Z wolna Berlin przestaje być szalonym „Metropolis”. Miliony pozbawionych pracy Niemców nie kryją, że wolą stary porządek i powrót do militarnej potęgi od jazzbandów i happeningów dadaistów.

Od 1930 roku Roth zaczyna traktować serio możliwość dojścia hitlerowców do władzy. Wobec przerażenia sukcesami NSDAP i brutalnością komunistów, pisarzowi zaczynają się nasuwać porównania z monarchią Austro-Węgier. Niedawno jeszcze żegnane bez żalu imperium Habsburgów na tle eksplozji szaleństwa z lewa i prawa zaczyna szybko zyskiwać na uroku.Ale żeby powrócić myślą do krainy dzieciństwa, Roth musi się oderwać od Berlina, gdzie nie sposób już nie zauważać hord SA. Wyjeżdża do Paryża, miejsca, gdzie zawsze najszybciej znajdował twórcze natchnienie.W czasie pobytu w Paryżu jesienią i zimą 1931 roku powstaje „Marsz Radetzky’ego” najsłynniejsza książka Rotha. To nostalgiczna opowieść o losach trzech pokoleń rodziny von Trotta żyjącej w cieniu sławy prostego c.k. porucznika, który uratował życie cesarzowi Franciszkowi Józefowi w bitwie pod Solferino w 1859 roku.

Charakterystyczne, że ci najwierniejsi z wiernych, którzy starają się stać po stronie Habsburgów do końca, są pochodzenia słoweńskiego. I to właśnie posiadający takie korzenie starosta Franz von Trotta najbardziej oburza się na nowomodne hasło praw mniejszości narodowych. Wierzy niezachwianie w absolut monarchicznego ładu, ale coraz częściej napotyka oficerów, którzy tracą przekonanie, że Austria może wygrać jakąkolwiek wojnę, i urzędników, którzy zachęcają do schlebiania nastrojom tłumu. Cesarstwo trwa, bo sędziwy Franciszek Józef tkwi ciągle jak ostatni kłos na polu wykoszonym przez kostuchę.

Ale już szykują się do triumfu na gruzach dawnego ładu sprytni aferzyści, podekscytowana nowymi ideami półinteligencja i polityczni agitatorzy. Najmłodszy dziedzic dynastii Karl Joseph może przeciwstawić ich pewności siebie już tylko własną wierność dynastii i gorzkie przekonanie, że świat „po Habsburgach” nie spełni naiwnych oczekiwań mas.

Jeden z bohaterów książki, doktor Skowronek, mówi: „Moje dzieci są jeszcze małe (..) kiedy śpią, mają okrągłe różowe policzki. A jednak jest w ich twarzach podczas snu wiele okrucieństwa. I niekiedy mam wrażenie, że jest to okrucieństwo ich epoki, przyszłości, która je nawiedza w czasie snu. Nie chciałbym dożyć tych czasów”.

Roth znał już dobrze ten klimat okrucieństwa rosnący w siłę u progu lat 30. Szukał odpowiedzi na pytanie, kiedy i dlaczego zaczęła się ta niepokojąca przemiana. Dlaczego pod powierzchnią staroświeckiego imperium tak łatwo inkubować się mogły najrozmaitsze demony.

Kontynuacją „Marszu Radetzky’ego” była powieść „Krypta kapucynów” z 1938 roku. To na łamach tej powieści Roth przytacza kapitalny monolog z wiedeńskiej kawiarni z ostatnich lat monarchii.

„Oczywiście jeszcze tylko Słowacy oraz galicyjscy Polacy i Rusini, tylko chałaciarze z Borysławia i handlarze koni z Baczki, tylko muzułmanie z Sarajewa i sprzedawcy pieczonych kasztanów z Mostaru jeszcze „Boże, wspieraj cesarza”. Bo niemieccy studenci z Brna i Egeru, dentyści, aptekarze, czeladnicy fryzjerscy, artyści fotografowie z Linzu, Grazu i Knittelfeldu, wszyscy ci wołowaci alpejczycy śpiewają „Wacht am Rhein”. Zobaczycie, moi panowie, że ta wierność Nibelungów zgubi Austrię”.Pieśń „Wacht am Rhein” była symbolem wielkoniemieckiego szowinizmu, a zwrotu o „wierności Nibelungów” użył w 1909 roku kanclerz Niemiec Bernhard von Bulow, ogłaszając światu nierozerwalność sojuszu militarnego Berlina i Wiednia.

Roth tłumaczy, dlaczego przed I wojną światową mniejszości garnęły się do tradycji cesarskiej, a jednocześnie wielu austriackich Niemców zaczynało nią gardzić. Wskazuje na rosnący rozziew między fascynacją agresywnymi Prusami u wielu Niemców austriackich a aspiracjami mniejszości słowiańskich i romańskich. Wielu Niemców jeszcze zniosło upodmiotowienie Węgrów w 1867 roku, ale już nie akceptowało żadnych gestów Wiednia wobec Słowian.


C.k. emigracja

Zauroczony przenikliwością Rotha włoski eseista Claudio Magris wskazuje, że tylko zdolność wyniesienia się Habsburgów ponad germański partykularyzm czyniła Austrię możliwym do zniesienia państwem dla wielu nacji. „Habsburska sztuka rządzenia nie tłumiła sporów ani nie przezwyciężała sprzeczności, ale je ukrywała i komponowała z nich prowizoryczną równowagę, pozwalając narodom przetrwać w swojej istocie, wygrywając najwyżej jednych przeciw drugim”. Pisarz zrozumiał, że Habsburgowie przez wieki wygrywali, bo byli na tyle mądrzy, by nie czynić ze swojej niemieckości ostentacyjnej cnoty.

Roth należał do tych narodowości, które dzięki ładowi monarchii Franciszka Józefa mogły awansować. Ale takie awanse nie zakłócałyby równowagi, gdyby Niemcy zdolni byli do samoograniczeń i umieli uszanować zasadę równych narodowościowych szans.

Tymczasem niemieccy Austriacy odpowiedzieli na to duchowe wyzwanie fascynacją Niemcami. To nie przypadek, że z chwilą wybuchu I wojny światowej Adolf Hitler zgłosił się do armii niemieckiej, lekceważąc armię Habsburgów.

Zagłada Austrii w 1918 roku tylko wzmocniła nad Dunajem pangermański atawizm. To musiało się po latach zakończyć wjazdem hitlerowskich czołgów w marcu 1938 roku. Wołowaci alpejczycy śpiewali „Deutschland uber alles”, a mit Nibelungów zastąpił kult wspólnej krwi i rasy.

30 stycznia 1933 roku Adolf Hitler zostaje kanclerzem Rzeszy Niemieckiej. Następnego dnia rano Roth wraz z towarzyszką życia Mangą Bell wsiada do pociągu do swego ulubionego Paryża. Ta zbieżność dat brzmi efektownie, choć wyjazd do Francji został wcześniej zaplanowany. Ale triumf brunatnych można było przewidzieć od dłuższego czasu.

Do Austrii nie chciał wracać. Dobrze wiedział, jak bardzo jego ojczyzna jest podminowana nazistami. Rok potem, w 1934, austriaccy hitlerowcy podejmą próbę zamachu stanu. Rządzący potem w Wiedniu austriaccy narodowcy pod wodzą Kurta Schuschnigga nie budzili zaufania Rotha. Jak się potem okazało, słusznie podejrzewał ich o słabość i gotowość do kapitulacji przed Hitlerem.

Autorzy wiedeńskiej wystawy pokazali świat niemieckojęzycznych emigrantów, których ratowały od nędzy oficyny wydawnicze Amsterdamu, Zurychu i Pragi. Za to w Berlinie książki Rotha palono na stosach obok „obcych rasowo” dzieł Liona Feuchtwangera, Emila Ludwiga czy Stefana Zweiga.

W emigracyjnym życiu Rotha coraz większą rolę zaczyna odgrywać alkohol. Pić zaczął już w czasie wojny, odreagowując dryl służby wojskowej. Potem za pomocą alkoholu odreagowywał w końcu lat 20. dramat narastającej choroby psychicznej żony Fryderyki. Na emigracji częste nadużywanie zamienia się w chorobę alkoholową. Stosunkowo długo nie przeszkadza to – według niektórych wręcz pomaga – w pisaniu.

O ile Roth z berlińskich lat 20. był lewicującym „latającym reporterem”, o tyle paryski emigrant z końca lat 30. coraz bardziej przypominał emerytowanego c.k. oficera. Sumiasty wąs, nieco staroświecki garnitur z kamizelką i złotą dewizką budziły zaufanie austriackich emigracyjnych legitymistów skupionych wokół następcy tronu Ottona von Habsburga.Zawsze miał zamiłowanie do automistyfikacji. Już wspomnienia kolegów z lat studenckich i berlińskich rejestrują, jak w różnych sytuacjach opowiadał kolejno, że jego ojcem był austriacki oficer, polski hrabia czy wiedeński fabrykant amunicji. Zachwyconym monarchistom potrafił opowiadać o swoich wyczynach wiernego do ostatka Habsburgom oficera na frontach I wojny światowej.

Pisarzom wiele się wybacza, więc nikt specjalnie nie porównywał ze sobą kolejnych wersji Rotha o jego pochodzeniu. Na dodatek alkohol nadawał jego gawędom specyficzny urok, który jedni akceptowali, a inni przyjmowali z ironią.

W wąskim kręgu austriackich monarchistów wydających na wygnaniu w Paryżu pismo „Osterreichische Post” był cenionym publicystą. Za to w Berlinie w centrali gestapo puchła jego teczka. Nazistowska propaganda Goebbelsa nazywała go z nienawistną ironią Ein Hofjude – nadworny żyd Habsburgów. Nienawiść nazistów miała podstawy.

Syn ostatniego cesarza Otto von Habsburg jako emigrant odważnie rzucał wyzwanie Hitlerowi i ostrzegał Europę przed ustępowaniem władcy III Rzeszy. Roth szybko polubił młodego wygnańca, za którym Hitler wydał zaoczny list gończy.


W Wiedniu, za pięć dwunasta

Tymczasem Austria powoli staczała się ku hitlerowskiej aneksji. W 1937 roku naziści, którzy próbowali siłą zdobyć władzę w 1934 roku, zostają amnestionowani. W lutym 1938 nacisk Berlina jest tak silny, że Schuischnigg zaczyna tracić ducha. Zachodnie mocarstwa nie ukrywają, że nie mają ochoty walczyć o suwerenność Austrii, a Mussolini jawnie daje Hitlerowi zielone światło dla podboju naddunajskiej republiki.

Emigracyjni zwolennicy Habsburgów wierzyli, że Austriacy za pięć dwunasta mogą się jeszcze zdobyć na jakiś wysiłek i zjednoczyć w obronie niepodległości swojego kraju. Pojawia się fantastyczny pomysł przeszmuglowania Ottona do Wiednia i wykreowania na kanclerza rządu jedności narodowej przeciw niemieckiej aneksji.

Joseph Roth przyjeżdża do Wiednia i rozpoczyna sondowanie polityków austriackich dla takiej idei. Jak twierdził, namawiał do tego Schuschnigga, ale on w swoich wspomnieniach nie potwierdza takiego spotkania. Faktem jest natomiast spotkanie Rotha z dość ważna postacią – ministrem spraw wewnętrznych Austrii Michaelem Skublem.

– Skubl nie wierzył już w możliwość oporu – mówi dr Heinz Lunzer, kurator wiedeńskiej wystawy. Zamiast rozważyć pomysł Rotha, od razu zaczął wzywać pisarza, aby jak najszybciej uciekał z Austrii. Czy demonstracja woli oporu w postaci rządu z Otto von Habsburgiem na czele była księżycowym pomysłem? – Pewnie, że brzmiało to fantastycznie, ale gdyby ktoś w Wiedniu poparł taki pomysł, świat inaczej zapamiętałby Anschluss – ocenia Lunzer. – Nawet symboliczny akt oporu w jakimś stopniu zrównoważyłby postawę setek tysięcy Austriaków wiwatujących na widok Hitlera.


Wygarną nas wszystkich

Joseph Roth powrócił do Paryża i już tylko pisanie artykułów dla emigracyjnej prasy austriackiej wybijało go z rytmu kolejnych alkoholowych ciągów. Przygniata go poczucie fatalizmu. Gdy jeden z przyjaciół pyta, dlaczego tak straceńczo pogrąża się w piciu, odpowiada: – Nie miej złudzeń, hitlerowcy wygarną nas wszystkich. W końcu maja 1939 roku trafia w stanie delirium do paryskiego Hospital Neckar.

27 maja lekarz stwierdza zgon. Trzy dni potem na cmentarzu w Thias na południowych przedmieściach Paryża jego pogrzeb odprawiło dwóch księży katolickich. Jak to tego doszło, choć nic nie wiadomo o tym, by pisarz był ochrzczony? Roth, jakiego znali z Paryża emigranci monarchiści, tak wszedł w rolę c.k. oficera, że nikt nie wątpił, że należy mu się katolicki pochówek.

Rok po śmierci Rotha – 15 lipca 1940 – gestapowcy zabierają jego żonę Fryderykę z kliniki dla obłąkanych w Amstetten-Mauer – tej samej, w której dziś leczone są ofiary Josefa Fritzla. Została zgładzona w ramach eutanazyjnej tzw. Akcji T4.

Gdy w 1935 roku żydowscy rodzice Fryderyki wyjeżdżali do Palestyny, Roth przyjechał do żony popadającej w kolejne fazy obłędu i przekonywał ją, aby opuściła kraj wraz z rodzicami: – Wyjedź gdziekolwiek, niekoniecznie do Palestyny. Błagam cię, w Austrii czeka cię śmierć.

Jak w wielu innych sprawach, Roth miał dar przewidywania przyszłości. Być może dlatego w maju 1939 roku nie czepiał się tak kurczowo życia.W 1944 roku na nowojorskim wieczorze z okazji piątej rocznicy śmierci Rotha jego przyjaciel Józef Wittlin mówił: – Roth przewidział (wojenne) wydarzenia na długo zanim się dokonały. (..) Istnieją prorocy typu Jeremiasza. Siadają na gruzach zburzonych świątyń i opłakują te gruzy. Roth należał raczej do gatunku Jezajaszów, którzy z daleka widzą nadciągającą apokalipsę i ostrzegają przed nią. Takich proroków zabiera Bóg ze świata w wigilię katastrofy”.(Rzeczpospolita)