Maria S.

Maria S. Civis totius
mundi...

Temat: Prawdziwa twarz poety

To zadziwiające, że jeden z najważniejszych poetów anglojęzycznych XX wieku dopiero teraz doczekał się wierszy zebranych w polskim tłumaczeniu.

Jest to dziwne, tym bardziej że „najsmutniejsze serce w supermarkecie“, jak określano Philipa Larkina, bije również u wielu polskich autorów: liczba cytatów, parafraz i zapożyczeń z jego twórczości jest doprawdy zastanawiająca. Co takiego było w wierszach Anglika, że rzesze czytelników czytały go z ochotą, a ci, którzy nie darzyli go sympatią, nie mogli przejść obok obojętnie (słynna jest niechęć Miłosza manifestowana w wierszu „Przeciw poezji Filipa Larkina“)? Odpowiedź na to pytanie przynosi tom „Zebrane“ w tłumaczeniu Jacka Dehnela, drugie – po próbach Stanisława Barańczaka – spolszczenie poezji Larkina.

Larkin Barańczaka i Larkin Dehnela to niemal dwaj różni poeci. Barańczak postawił na oddanie klarowności formy, potoczystości frazy, zgodności rymów – to obraz Larkina igrającego z tradycją angielskiego wiersza; obraz udany, ale nie do końca prawdziwy. Dehnel zrezygnował ze słownej ekwilibrystyki, przełożył Larkina niemal dosłownie (o ile dosłowność jest tu w ogóle możliwa) i dopiął swego – czuć w tej poezji przejmujący smutek, dystans oraz ironię. Stałe tematy: pustka i bezcelowość ludzkiej egzystencji pozbawione zostały rozpaczliwego patosu – o nieciekawej sytuacji człowieka opowiada się tu językiem pełnym kolokwializmów i wulgarności (na co Barańczak nie zawsze chciał sobie pozwolić), ale – co ważne! – zachowując szlachetną formę wersyfikacyjną.

„Przekład jest zawsze sztuką tracenia – trzeba zrezygnować to z precyzji wyrażenia, to z błyskotliwej gry słownej, to z jakiegoś nieczytelnego dla polskiego czytelnika szczegółu, to z dokładności rymu, to z płynności zdania“ – tłumaczy się w posłowiu Dehnel i wydaje się, że właśnie ta utrata jest kluczem do poezji Larkina, który mówił przecież: „Poczucie pozbawienia jest dla mnie tym, czym były żonkile dla Wordswortha“.

Larkin jawi się w „Zebranych“ jako poeta, który głębokie poczucie utraty czegoś niewypowiedzianego uczynił swoim znakiem firmowym, lecz równocześnie usiłuje zakamuflować je ironicznym dystansem i bezustanną negacją wszelkich przejawów ludzkiej egzystencji. W przekładzie Dehnela ów nihilizm odzyskał swoją prawdziwą twarz – rozpaczliwą, ale swojską, dogłębną, lecz markowaną dyskretnym mrugnięciem oka.

Źródło : Życie Warszawy