Maria Zofia Tomaszewska www.edumuz.pl
Temat: Pisarze w cyrku z ubekami (Newsweek)
Marek Nowakowski żartował niedawno, że owszem, wiele razy występował przeciw władcom PRL, ale tylko raz czynem, kiedy obsikał Komitet Centralny PZPR (co zresztą źle się mogło dla niego skończyć).Mimo to przez trzydzieści lat nękały go "policje tajne, jawne i dwupłciowe", że zacytuję Norwida. Skala inwigilacji mogła wskazywać, że chodzi nie o pisarza, tylko bardzo groźnego szpiega. Podsłuchy w ścianach, telefonie, armia donosicieli, w tym wielu nasłanych specjalnie, wyciągniętych gdzieś z przeszłości (np. długo niewidziani koledzy ze studiów), opracowania krytycznoliterackie zamawiane u usłużnych recenzentów, obserwacja najbliższych znajomych...
Pewnie wszystkiego nie wymieniłem, ale i tak wystarczy. Za pieniądze wydane na obserwację Nowakowskiego można by zbudować ze dwa bloki z wielkiej płyty albo jakiś pomniczek chociaż postawić. Jeśli kogoś interesują szczegóły, może się z nimi zapoznać w wydanej przez "Newsweek" książce "Kryptonim >>Nowy<<. Tajemnice mojej esbeckiej teczki". Tytuł mówi w tym wypadku wszystko o bardzo ciekawej zawartości. Ta publikacja oparta na materiałach IPN uświadamia nam, że żyliśmy w kraju, w którym każdy pisarz miał swojego ubeka. Albo kilku.
O inwigilacji Jerzego Andrzejewskiego, Pawła Jasienicy (któremu, jak wiadomo, bezpieka podsunęła żonę), Stefana Kisielewskiego czy Zbigniewa Herberta można by napisać książki równie ciekawe, jak ta autorstwa Marka Nowakowskiego. Myślę jednak, że to przede wszystkim zadanie dla historyków, a nie twórców. Temat pisarskich teczek powoli przestaje budzić emocje i po "Kryptonimie >>Nowy<<", który stał się bestsellerem, trudno będzie zainteresować czytelników kolejną książką na podobny temat. Ale nie tylko ewentualny przesyt ubecką tematyką stałby na przeszkodzie powodzeniu kolejnych tego typu przedsięwzięć.
Także pewna znacząca zmiana kulturowa. W PRL władza uważała (i uważali tak też sami zainteresowani), że pisarze są ważni, bo ważna jest literatura. Dziś już wiadomo, że się mylili, choć jeszcze wtedy można było żywić podobne złudzenia. Teraz jest inaczej. Emocje w odniesieniu do literatury budzą tylko wielkie nakłady (Grochola, Masłowska, Krajewski) i wielkie pieniądze (dlatego tyle ich narosło wokół nagród NIKE). Ale literatura jako część show-biznesu, którą z konieczności musiała się stać w gospodarce rynkowej, znajduje się gdzieś na szarym końcu hierarchii popularności. Gdzieś w okolicach cyrku, który w dobie gier komputerowych staje się niezbyt dochodowym anachronizmem.
Mariusz Cieślik