Maria S.

Maria S. Civis totius
mundi...

Temat: Olimpijski sen – opowiadanie SF

Anonimowe opowiadanie SF robi od lipca furorę w chińskim internecie.

Lipiec jest najgorętszym miesiącem w Pekinie. Stary Zhao miał wrażenie, że jego serce jest tak wysuszone jak ziemia w letnim słońcu.

- Doktorze Zhang, czekamy na operację od dwunastu dni. Mówił pan przecież, że zrobimy ją w tym tygodniu? - zapytał.

Ze wszystkich sił starał się zapanować nad nerwami w obecności lekarza prowadzącego ojca. Ale i tak kurczowo trzymał jego dłoń, jakby ten mógł się w każdej chwili ulotnić niczym mgła.

- Posłuchajcie mnie, bądźcie cierpliwi - powiedział doktor Zhang, próbując uwolnić dłoń. Nie zliczyłby wykonanych operacji, medycznych problemów i trudnych krewnych, z jakimi zetknął się w swojej praktyce, ale chyba nigdy wcześniej nie musiał odpowiadać na tak kłopotliwe pytania.

Stary Zhao zwolnił uścisk, lecz wciąż stał przed lekarzem, czekając na odpowiedź.

- Panujcie nad sobą. Proszę, panujcie nad sobą - powtórzył doktor Zhao, próbując zebrać myśli. - Doskonale znam przypadek waszego ojca. Przełożenie operacji o miesiąc nic nie zmienia. Proszę mi wierzyć. Obiecuję, że będziemy operować dokładnie 25 sierpnia, zaraz po zakończeniu igrzysk.

- Co ma do tego olimpiada? - nie mógł pojąć Stary Zhao.

- Początkowo nie było związku, ale odkąd rząd ogłosił nowe przepisy, szpitale się do nich stosują. Wszystkie operacje, poza przypadkami nagłymi, zostały zawieszone, żeby zapewnić odpowiednią opiekę lekarską w czasie igrzysk, a jako mieszkańcom Pekinu wszystkim nam chyba powinno zależeć na sukcesie olimpiady, nieprawdaż? - doktor Zhang poklepał Starego Zhao po ramieniu i odwrócił się na pięcie.

Faktycznie, od chwili zdobycia ich przed siedmiu laty, wszystko w mieście podporządkowano igrzyskom. Stary Zhao doskonale wiedział, że były one marzeniem Chińczyków od stu lat. Oczywiście, całym sercem życzył sukcesu. Tylko czy z tego powodu trzeba odkładać operację ojca? Te dwie sprawy zdawało się coś łączyć, ale po chwili zastanowienia nie miały z sobą nic wspólnego.

Gdy wyszedł ze szpitala, było już po godzinie szczytu. Ulicą jeździło znacznie mniej samochodów niż przed tygodniem. W związku ze zbliżającymi się igrzyskami rząd kazał zmniejszyć ich liczbę o połowę. W dni parzyste dozwolone były tylko tablice z numerami parzystymi i odwrotnie. Powietrze poprawiło się od tego niepomiernie, kiedy jednak urzędnicy MKOl-u stwierdzili, że wciąż nie spełnia ich norm, rząd natychmiast ogłosił nowe restrykcje, redukując liczbę pojazdów o dziewięćdziesiąt procent.

Teraz decydowała ostatnia cyfra numeru rejestracyjnego i dnia miesiąca. Stary Zhao miał czwórkę. Jeździł wczoraj, więc musiał jeszcze czekać ponad tydzień. Staremu Zhou, sąsiadowi, dostała się jedynka, więc mógł wyjechać na ulice 31 lipca i 1 sierpnia: dwa dni z rządu.

Wprawiło go to w taką euforię, że opowiadał o tym każdemu napotkanemu człowiekowi, jak gdyby przewidział dzisiejsze kłopoty, rejestrując przed rokiem auto.

Stary Zhao miał do domu dwanaście przystanków autobusowych. Pedałując ze szpitala pocił się każdym porem skóry. Nawet nie tyle za sprawą upału, co posterunków na każdym skrzyżowaniu. Kontrolowano już od kilku dni ze względu na bezpieczeństwo igrzysk. Przypiął sobie dowód do kołnierza, ale literki były za małe, więc i tak co chwilę schodził z roweru i dreptał do policjantów.

Dzielnica wydawała się znacznie spokojniejsza. Żadnych rozmów i psich powarkiwań na zwykle hałaśliwym trawniku. Być może dlatego, że z miasta musiało wyjechać wielu robotników napływowych. Dziwił się, że tylu sąsiadów, których znał od lat, jak gdyby rozpłynęło się w atmosferze olimpiady.

W domu czekał już na niego obiad. Żona ugotowała fasolę z wieprzowiną - jedno z jego ulubionych dań. Już po pierwszym kęsie Stary Zhao zauważył jednak, że ziarna są mniejsze niż zwykle, suche i pokryte ciemnymi cętkami.

- Kobieto, nie potrafisz kupić dobrej fasoli? Zasługujemy chyba na tyle? - spytał. Przez chwilę miał wrażenie, że w tym świecie wszystko idzie nie tak jak powinno.

- Zeszłam cały targ i znalazłam tylko to. Ludzie mówią, że samochody mają problemy z wjazdem do miasta, i dlatego brakuje warzyw. Za kilka dni możemy nie mieć nawet tego - odpowiedziała opryskliwie żona.

- Daj spokój, kobieto! Przez igrzyska nie możemy nawet przyzwoicie zjeść? - Stary Zhao czuł, jak wzbiera w nim gniew. Tyle że nie bardzo wiedział na kogo. - A cudzoziemcy, którzy tu zjadą, nie będą jeść warzyw?

- Słyszałam, że dla zagranicznych sportowców hodują je specjalnie i podlewają mlekiem krowim albo sojowym, a nie zwykłą wodą.

Słysząc to Stary Zhao nagle się udławił. Nie mógł pogryźć ani przełknąć ryżu, który włożył do ust. Miał wrażenie, że olimpijskie koła zmieniły się w jarzma, które jedno po drugim zginają mu kark.
W telewizji zaczęły się wiadomości. Mówiono o ekscytacji mieszkańców olimpiadą. Radosne pokrzykiwania poprawiły mu nastrój i Stary Zhao przełknął wreszcie to, co miał w ustach.

Zaraz potem podali, że gwiazda telewizji Xu Donge postanowiła na miesiąc opuścić miasto, żeby mieć swój wkład w organizację igrzysk. Jej decyzja spotkała się z powszechnym uznaniem. Odpowiadając na pytania dziennikarzy, ludzie powtarzali, że w tej chwili najważniejszą sprawą dla kraju jest olimpiada i że wszystko inne musi jej ustąpić miejsca.

Staremu Zhao zaczęło coś świtać. Rząd chce, by mieszkańcy wyjechali z Pekinu! Miało to sens - w mieście żyje przecież tyle osób i nie każdą da się prześwietlić. Jak w takich okolicznościach można zapobiegać niespodziewanym wydarzeniom? Im mniej osób, tym łatwiej zapewnić bezpieczeństwo podczas igrzysk. Czyż nie byłoby najlepiej, gdyby wyjechali wszyscy poza personelem olimpijskim?

Przemyślawszy to sobie, Stary Zhao zakrzyknął:
- Szefowo, a może odpowiemy na apel władz i wyjedziemy z miasta? Pewnie mają tam tańsze warzywa, skoro nie mogą ich wwieźć do stolicy?

I natychmiast pożałował swoich słów.

Dalszą część opowiadania możesz przeczytać na stronie 2stronaigrzysk.bloog.pl.
Za: (WP)