Temat: Milion na lekcje patriotyzmu Lekcje w szkołach już na...
Z mieszanymi uczuciami podchodzę do tego tematu. Pomysłu ani nie krytykuję od początku do końca, ani nie popieram. Bo wyrósł nie tylko z paranoicznego podejścia do kwestii narodowych byłego ministra edukacji, myślę że trzeba to widzieć trochę szerzej. To była tylko jedna z reakcji na pewne zjawisko. Chyba na skutek przełomu, transformacji, kryzysów wszelkiego sortu coraz więcej Polaków w różnym wieku zaczęło powtarzać "kiedyś byłam/em patriotką/ ą, ale jak na to patrze to już nie jestem". Pojęcie patriotyzmu takie, jak rozumie je dziś większość ludzi, powstało w okresie rozmantyzmu, kiedy wszystkie narody słowiańskie (i nie tylko; z wyjątkiem Rosji) walczyły o stworzenie własnej państwowości, która gwarantowałaby im poczucie gdoności oraz możliwość rozowju własnej kultury, gdzie mogliby się posługiwać bez przeszkód własnym językiem i kultywować własne tradycje (tu też istnieje błąd w założeniu, bo przeceiż nie istnieją państwa homeogeniczne kulturowo i religijnie - kolejny problem, a jak o nim uczyć?). Ten proces przebiegał nierównomiernie, i podczas gdy na Półwyspie Bałkańskim trwa nadal, Polska weszła już w zupełnie inny etap.
Zresztą, już Kolumbowie (Gajcy na przykład) twierdzili, że ideały romantyczne nijak nie przystają do ich położenia. A epoka romantyzmu przecież dopiero się kończy (Maria Janion)...
SToimy zatem przed koniecznością przeformułowania pojęć "patriotyzm", "miłość ojczyzny", "tradycja narodowa". I główny problem: Ak tego uczyć w warunkach "Nowej Europy"? Nie ma obaw, nie zagubimy tu swej tożsmaości. Natomiast niewłaściwa edukacja w tej dziedzinie może doprowadzić do rozwoju nacjonalizmu, szowinizmu, ksenofobii i Bóg wie czego jeszcze w konsekwencji. To nie są moje wymysły, takie przypadki zna historia XX wieku i są one opisywane w litaraturze, nie tylko naukowej.
I jeszcze co do uczenia patriotyzmu - ja znam "Pierwsza brygadę" i 'Wojenko, wojenko" i sto innych piosenek patriotycznych, w domu są śpiewniki moich pradziadków, rodzice moich rodziców walczyli o Polskę - w dwóch wrogich sobie armiach i o tym mówiono, o 1968 dowiedziałam się w domu, bo najlepszy przyjaciel mojej mamy musiał wtedy wyjechać z Polski, więc na lekcji historii nie było to dla mnie nic nowego. Miałam do tego wsyzstkiego stosunek emocjonalny, to było żywe, widziałam uwikłanie bliskich mi ludzi w te sprawy, które dla wielu moich róiesników pozostają zupełnie abstrakcyjne.
A zatem, podsumowując: istnieje realny problem i potrzeba nowego podejscia do ważnych pojęć. Podręczniki ani programy ani odatkowe godziny w szkole tego nie zmienią, bo samych nauczycieli nikt nie kształcił, poza tym tego typu wykształcenie (jak uczy historia XIX-XX wieku) zdobywa się w rodzinie. Co zatem robić? Czy ktoś widzi rozsądne wyjście z sytuacji? Pytam o konstruktywne propozycje.