Temat: Kontrakt na natchnienie (R z e c z p o s p o l i t a)

Kontrakt na natchnienie

Zaliczka w wysokości 100 tysięcy zło tych dla Jerzego Pilcha za "Miasto utrapienia" i dwa kolejne tytuły rozpoczęła w Polsce erę nowoczesnych kontraktów wydawniczych dla pisarzy. Po sukcesie powieści "Pod pijanym aniołem" przeszedł z Wydawnictwa Literackiego do Świata Książki związanego z niemieckim koncernem Bertelsmanna w 2004 r.

Janusz Głowacki po podpisaniu umowy z tym samym wydawcą - kontrakt miał również opiewać na 100 tysięcy zaliczki za trzy tytuły - zwrócił uwagę obecnością na billboardach i przystankowych plakatach, co pomogło sprzedać aż 116 tysięcy egzemplarzy jego znakomitej książki "Z głowy".

Trzeba jednak pamiętać, że podawane oficjalnie i nieoficjalne informacje o wartości kontraktów, a także promocji, bywają elementem strategii marketingowej. Co z tego bowiem, że autor otrzyma nawet kilkusettysięczną zaliczkę, jeśli nie pokryje jej zysk ze sprzedaży i staje się dłużnikiem wydawnictwa. Dlatego najważniejsze jest honorarium liczone w procentach od ceny książki. Mile widziana jest stawka 15 procent. Niestety, poza wzmożoną aktywnością pisarzy i rynkowymi przebojami zaowocowała też słabszymi tekstami. Pisarze zaś czują twórcze wypalenie. - Dzwonił do mnie jeden z autorów, chciał przyjść do nas, bo ma dość pracy na akord - mówi Beata Stasińska z WAB.

- Sprawy związane z kontraktem są mi obojętne - wyznaje tymczasem Janusz Głowacki. - Od wyjazdu do Ameryki piszę wyłącznie na umowę, a jeżeli przekraczam termin - to po prostu przekraczam. Nic się nie dzieje. Wszystko w porządku!

- Wpisujemy do kontraktów terminy. Godzimy się jednak na stosowne aneksy. Najważniejsze, by książka powstała - mówi Paweł Szwed ze Świata Książki.

Podgrzewanie konkurencji

Autorem, którego mobilizuje kontrakt, jest Kazimierz Kutz. -Gdy wydrukowałem fragment jego prozy w"Na Głosie" w 1994 r., zadzwoniła do mnie Wisława Szymborska i powiedziała, że narodził się nam pisarz - wspomina Jerzy Illg ze Znaku. - Ostrząc sobie zęby na śląską prozę, wydawałem różne książki Kutza, by podtrzymać jego pozycję na rynku księgarskim. Ale jeśli zadzwoniłem, pytając o powieść, słyszałem w słuchawce: "O ku..., kiedy dzwonisz, czuję się jak więzień na przepustce, którego szuka naczelnik więzienia!". Przez 13 lat byłem bezsilny. Jednak ostatnio Kutz do mnie zadzwonił i powiedział: "K..., przecież nie będę debiutował, mając 80 lat" i zażądał kontraktu z terminem do października. Wszystko wskazuje, że go dotrzyma!

Za podgrzewanie konkurencji odpowiedzialne są domy wydawnicze, które podkupują sobie autorów i książki. -O możliwość transferu do konkurencji wciąż pytani są Janusz Głowacki i Jerzy Pilch -zdradza Paweł Szwed. Rozdźwięk między Światem Książki a Znakiem wywołała najnowsza powieść Wiesława Myśliwskiego "Traktat o łuskaniu fasoli". Szwed nie chce sprawy komentować.

- Nie wiedzieć czemu, Świat Książki czuł się już wydawcą powieści i podejmował rozpaczliwe, niezbyt eleganckie działania polegające na mamieniu autora większymi pieniędzmi - mówi Jerzy Illg. -Mimo że nie mieliśmy z Myśliwskim podpisanej umowy, byłem pewien, że mogą postawić przed nim kufer pieniędzy, a słowo, które mi dał, i tak będzie najważniejsze.

Znak miał proponować kontrakt Tadeuszowi Różewiczowi, od lat związanemu z Wydawnictwem Dolnośląskim. Wybitny poeta pozostał mu jednak wierny. Dla twórców starszego pokolenia niezwykle cenna jest współpraca z doświadczonymi i zaprzyjaźnionymi redaktorami. Różewicz od lat pracuje we Wrocławiu z Janem Stolarczykiem.

Wygodne życie z agentem

Na świecie pisarze reprezentowani są przez agentów i to oni biorą na siebie ciężar negocjacji finansowych. W Polsce większość twórców robi to sama. I potrafią być twardymi negocjatorami. Najlepszym przykładem jest Czesław Miłosz. Zajmował się kontraktami osobiście, wspierany przez żonę Carol. Trudno było z nim dyskutować, bo mógł podyktować każde warunki.

-Myślę, że starszemu panu, który miał o wiele młodszą żonę, podobało się, że jest autorem, który potrafi zadbać o odpowiednie honoraria, miał satysfakcję, że jest autorem płodnym i może godziwie utrzymać się z pisania -mówi Jerzy Illg z krakowskiego Znaku. - Miłosz miał nawet swoje ulubione powiedzonko na temat pieniędzy: "Miło zarobić ździebełko na chlebek i na masełko!".

Jeden ze świadków negocjacji z Miłoszem zauważa z przekąsem, że to, co było ździebełkiem dla noblisty - wydawcy wcale nie wydawało się bagatelą i z przerażeniem obserwował, jak wybitny poeta, wypijając stakan wódki za stakanem, wcale nie mięknie w negocjacjach.
Święte słowo poetki

Ale już Wisława Szymborska w ogóle nie rozmawia o pieniądzach. Finansowe aspekty edycji jej książek omawia się z sekretarzem Michałem Rusinkiem.

- Kiedy Szymborska obieca książkę, informuje, ile już wierszy napisała, albo że aktualnie nie pisze, bo jest zajęta czymś innym -mówi Jerzy Illg. -Pisemna umowa staje się przypieczętowaniem ustnej obietnicy.

O procentach i zaliczkach nie lubił też dyskutować Ryszard Kapuściński, którego reprezentował Czesław Apiecionek. Dla autora "Podróży z Herodotem" najbardziej liczyła się obecność na rynku oraz wydanie książek w miękkiej oprawie i niskiej cenie - dostosowane do możliwości młodzieży.
JACEK CIEŚLAK
Finansowe rekordy polityków

Na świecie informacje o wysokich zaliczkach dla autorów są wykorzystywane do promocji debiutantów, gwiazd sceny i głów państw.
- Ostatnio zaobserwowałem trzy takie przypadki - mówi Czesław Apiecionek, agent literacki. - Wspomnienia piszą dwaj gitarzyści The Rolling Stones, Ronie Wood i Keith Richards, nad autobiografią pracuje były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair.

Richardsowi obiecano 5 milionów dolarów. Wcześniej Bill Clinton otrzymał za "Moje życie" 12 milionów dolarów. - Wiadomości o honorariach tuzów pióra, jak Eco, Marquez czy Llosa nie przedostają się do mediów, bo ci pisarze nie szukają tego typu sławy - podkreśla Apiecionek. - Często nie nastawiają się na zaliczkę, a na procent od liczby sprzedanych egzemplarzy.

Co innego debiutanci. Rekord należy do Brytyjczyka Hariego Kunzru. Za książkę "Impresjonista" zgarnął 1,2 mln funtów. W tyle został John Connolly: za powieść "Wszystko martwe" zainkasował z góry "tylko" 350 tys funtów.

Niech każdy rżnie kasę, ile wlezie!

Mam kujoński, zdradzający brak polotu i grafomanię, stosunek do kontraktu pisarskiego. Od czasu, gdy związałem się z Wydawnictwem Literackim, zawsze miałem jakąś umowę i sytuacja z tym związana nigdy nie była powodem moich rozterek czy tragedii. Wręcz nie wiem, czy potrafiłbym pracować bez terminu, mimo że zawsze oddawałem swoje książki wcześniej. Oczywiście jest taka wersja - i dla niektórych brzmi atrakcyjnie - że wielkie molochy wydawnicze polują na autorów, wiążą ich umowami o treści "siedem powieści w trzy dni",a pisarze muszą nakarmić bestię. A przecież chodzi o stworzenie godziwych warunków autorowi. Takie są moje doświadczenia, a przecież mam trochę byłych wydawców i mocny gen transferu. Jeśli chodzi o pieniądze, prawdopodobnie zorientowałem się w pewnym momencie, że uchodzę za dosyć twardego negocjatora, co bierze się z mojej niepewności i odwoływania rozstrzygających spotkań. Przychodzę na nie pełen strachu i okazuje się, że ugrałem maksymalnie dużo. Lubię mieć dużą zaliczkę. To przyjemne słowo, choć w polskich warunkach mylące, bo czasami zaliczka jest wszystkim, co dostajemy. Założenia własnego wydawnictwa nie rozważam. Co mi będzie baba w domu mówiła, że mi książkę wyda. A niech nie wydaje! Cenię sobie dreszczyk, kiedy wiozę rękopis do wydawcy. Podziwiam obce oko wprawnej redaktorki, bo interpunkcja jest u mnie sprawą bardzo fantazyjną, a ortografia z wiekiem - coraz bardziej zdumiewająca. Kontrakty kolegów mnie nie interesują. Jak zarabiają więcej - nie chcę się denerwować, a jeśli mniej - po co mam im współczuć. Niech każdy rżnie kasę, ile wlezie!Maria Tomaszewska edytował(a) ten post dnia 11.09.07 o godzinie 10:50

konto usunięte

Temat: Kontrakt na natchnienie (R z e c z p o s p o l i t a)

Bardzo ciekawy ten tekst. Mario ten osttani akapit "Niech każdy rżnie kasę..." to czyja to wypowiedź?

Przy okazji, dziękuję za prowadzenie tego forum, starm się czytać regularnie i dziekuję za kawał dobrej roboty:-)

Temat: Kontrakt na natchnienie (R z e c z p o s p o l i t a)

O tej kasie to oryginał. Nic nie dodałam:)

Dzięki za podzięki:)

konto usunięte

Temat: Kontrakt na natchnienie (R z e c z p o s p o l i t a)

To o rżnięciu to oczywiście Pilcha.

Nie mam nic przeciwko zarabianiu na książkach (sam utrzymuję się z tego, że istnieje rynek książek), ale podejście Pilcha jest dla mnie zbyt cyniczne. Mimo wszystko uważam, że rynek książki jest nieco inny niż rynek choćby agencji reklamowych czy mediów elektronicznych, więc zachęcanie do rżnięcia kasy budzi dysonans. Chodzi mi po głowie takie zapomniane słowo "etos". :-)

konto usunięte

Temat: Kontrakt na natchnienie (R z e c z p o s p o l i t a)

Paweł Adam P.:
... podejście Pilcha jest dla mnie zbyt cyniczne.


To poza wszak jest:-) oraz sposób na radzenie sobie ze "sławą" tak żeby się nie ośmieszyć. Tak sobie myślę:-)

konto usunięte

Temat: Kontrakt na natchnienie (R z e c z p o s p o l i t a)

Mam cholernie mieszane uczucia po tym tekście. Fakt, trzeba jakoś zarabiać, ale trend marketingowo-zaliczkowo-nazawołaniopisaniowy prowadzić może tylko i wyłącznie do:

- większej bariery wejścia na rynek wydawniczy dla młodych twórców: jeśli wydawnictwa będą wydawać masę kasy na zaliczki "za nazwisko", to skąd pieniądze na ryzykowne debiuty?

- obliżenia jakości twórczości: osobiście mam większą motywację, gdy mam jakiś deadline. Czasami nawet wywołuje to u mnie spowodowaną adrenaliną "wenę", która pozwala na wymyślenie czegoś, czego normalnie bym nie napisał. Problemem jest, że większość pisarzy to po prostu stresuje. Na moim forum literackim autorzy, którzy "normalnie" potrafią napisać niezłe teksty, na pojedynki piszą gnioty, bo ich termin goni.

W moim idealistycznym światku twórczość powinna być wydawana bez względu na nazwisko i bazując tylko i wyłącznie na walorach artystycznych dzieła.

Woland

Następna dyskusja:

Comarch ma kontrakt z MEN z...




Wyślij zaproszenie do