Temat: Historia sukcesu twórców przeglądarki Google

Wydawnictwo Dolnośląskie wydało światowy bestseller - historię sukcesu dwóch genialnych doktorantów Uniwersytetu Stanforda. "Google story. Opowieść o firmie, która zmieniła świat" to napisana przez dziennikarzy z "Washington Post" - Davida A. Vise, zdobywcy nagrody Pulitzera, i Marka Malseeda - historia sukcesu odniesionego mimochodem

Dużo samozaparcia i wiara w siebie wystarczy, by odnieść sukces. To znany banał, ale w przypadku Sergeya Brina i Larry'ego Page'a, twórców internetowej przeglądarki Google, sprawdził się w stu procentach.

Wydawnictwo Dolnośląskie wydało światowy bestseller - historię sukcesu dwóch genialnych doktorantów Uniwersytetu Stanforda. "Google story. Opowieść o firmie, która zmieniła świat" to napisana przez dziennikarzy z "Washington Post" - Davida A. Vise, zdobywcy nagrody Pulitzera, i Marka Malseeda - historia sukcesu odniesionego mimochodem. Twórcom Googla nie zależało bowiem na zarabianiu pieniędzy, ale na stworzeniu darmowego narzędzia, które pozwoli z łatwością wyszukiwać w sieci potrzebne informacje. Tej idei młodzi informatycy poświęcili się bez reszty. Nie było dla nich rzeczy niemożliwych - Page zadeklarował nawet, że jest w stanie ściągnąć na swój komputer całą zawartość internetu. Nie zrażał się komentarzami profesorów i bardziej doświadczonych kolegów. Ten karkołomny pomysł sprawił, że zainteresował się linkami. Wraz z Brinem zaczęli się zastanawiać nad trafnością wyszukiwanych zapytań przez inne wyszukiwarki. Opracowali swój unikalny pomysł hierarchizacji stron oparty m.in. na ilości cytowań przez innych użytkowników sieci. I udało się. Stworzyli wyszukiwarkę. Tyle że nikt, nawet tacy giganci jak Alta Vista, nie chciał jej kupić. Wiele osób w takiej sytuacji poddałoby się, ale nie Brin i Page. Dalej pracowali, dalej dostawiali kolejne pecety, łączyli je kablami i rozwijali swój pomysł. Nie zrażał ich brak pieniędzy - oszczędna graficznie strona wyszukiwarki (nie stać ich było na zatrudnienie profesjonalnego grafika) okazała się strzałem w dziesiątkę. Użytkownicy cenią Google nie tylko dlatego, że szybko wyszukuje informacje, ale także dlatego, że nie wyskakują im okienka reklamowe. Nikogo nie interesuje, że w nazwie firmy jest błąd ortograficzny - miała nazywać się "googol", czyli 10100 (1 i sto zer).

Dzięki pomocy wykładowców udało im się pozyskać pierwszych inwestorów. W Dolinie Krzemowej działało bowiem wiele osób gotowych, by zaryzykować i w krótkim czasie zbić fortunę na sieciowych inwestycjach. Często wielu z nich nie wiedziało nawet, na co wykłada pieniądze. Ci, którzy znaleźli się w Google na samym początku, zbili prawdziwe fortuny. A sama firma - mimo wielu burz dotyczących sposobu jej działania: sprzedawania słów kluczowych, przeszukiwania zawartości gmaili w celu dołączania reklam i linków sponsorowanych - odniosła sukces, który trwa. Dziś Google stawia na genetykę. Swoje metody oferuje genetykom i biotechnologom.
Pełna entuzjazmu i zachwytu nad sukcesem przedsiębiorczych młodych informatyków książka opatrzona jest przezornie informacją, że nie powstała ani na zlecenie, ani za pieniądze Google. Wartko napisana, jest swojego rodzaju reportażem o zwariowanych młodych naukowcach, a także historią najnowszą internetu i e-biznesu. Kiedy uświadomimy sobie, co w latach 90. działo się w Dolinie Krzemowej, to aż nie możemy uwierzyć, że Polska w tym czasie była w skansenie technologicznym, a o najnowszych odkryciach wiedzieli tylko nieliczni naukowcy i pasjonaci.



Agnieszka Kołodyńska
Źródło: Gazeta Wyborcza Wrocław