Temat: 23-letni pisarz, Mirosław Nahacz nie żyje
Artykuł z bloga ze strony POLITYKI
Agnieszka Wolny-Hamkało
27 lipca 2007
Szedł na całego
Umarł Mirosław Nahacz, jeden z najzdolniejszych prozaików młodego pokolenia.
Kiedy przyjechał do Wrocławia, miał ze sobą wielki plecak turystyczny. Pomyślałam, że chce się przebrać przed spotkaniem autorskim, ale miał tam tylko jeden przedmiot: laptopa. I ten laptop, maszyna do pisania, ołówek - patronowały mu przez całe dorosłe życie. Mirosław Nahacz, jeden z najzdolniejszych prozaików młodego pokolenia, został kilka dni temu znaleziony w piwnicy swojego domu. Dziś w rodzinnym Beskidzie Niskim odbył się jego pogrzeb.
„Rzeczywistość nabrała ochoty na wypowiedź i w tym celu wybrała sobie Nahacza, a on zgodził się jej wysłuchać i zapisać - pisał o nim Andrzej Stasiuk. Tak, Szanowne Panie i Panowie, Mirosław Nahacz jest wybrańcem. Tutaj mam absolutną pewność."
Mieszał w Beskidzie, niedaleko Andrzeja Stasiuka i Moniki Sznajderman. Szefowa Wydawnictwa Czarne znała go od dziecka. Przyjaźnił się z jej dziećmi. Monika Sznajderman śmiała się, że taki talent narodził się pod samym nosem wydawców. Wkrótce wydali „Osiem cztery" - debiut dziewiętnastolatka. Nadeszła fala popularności młodych polskich debiutantów. Autor wyjechał do Warszawy i zaprzyjaźnił się z Dorotą Masłowską, Kazikiem Malinowskim, Agnieszką Drotkiewicz, Michałem Sufinem. Pędzili czas na rozmowach na warszawskiej Pradze.
- Wyobrażasz nas sobie za kilka lat? - mówił wspominając z dumą swoich przyjaciół. Ale był skromny, czasem wręcz introwertyczny, zanurzony w sobie. Zapalał się nagle, kiedy mówił o książkach. Wiedział, że chce zostać pisarzem i pisarstwo dawało mu ten rodzaj najwyższej ekstazy: poczucie wolności i komunikacji ze światem. Choćby chwilową pełnię, harmonię.
Ale był typem, który lubił doświadczenia i szedł na całego, eksperymentował bez lęku - i w literaturze i w życiu.
Książka „Osiem cztery" miała świetną prasę, a Nahacz został okrzyknięty kolejnym cudownym dzieckiem literatury polskiej. I wbrew opiniom niektórych - nie były to popłuczyny po Stasiuku. To był własny, osobny debiut. Pokoleniowa powieść - nastrojowa, ale jednak młodzieżowa, inicjacyjna. Zaskakujące w jaki sposób operował językiem, jak dojrzały był do debiut.
Potem był „Bombel" - smutno-piękna historia wiejskiego pijaczka, który snuje opowieść siedząc na autobusowym przystanku. To proste, przejmujące short-story, wiarygodne, mądre, pełne anegdot. Nahacz ujawnił talent bajarza. Teraz widać wyraźniej - „Osiem cztery" to nie był przypadek tylko początek drogi, która może nam, czytelnikom, przynieść dużo miłych niespodzianek.
I rzeczywiście - kolejna i jednocześnie ostatnia opublikowana przez Nahacza powieść „Bocian i Lola" to trip, na który nie załapali się wszyscy: - tu pojawił się tekst jakby autoerotyczny, uzależniony od siebie, rozwijał się sam w sobie, a Nahacz tylko za nim podążał. Swobodny tok świadomości, pogoń za myślą, dygresje, rozgałęzienia, eksperymenty. Traktowałam tę powieść jako „przejściową" pomiędzy jednym a drugim literackim światem. Ale byli tacy, których oczarowała bez reszty.
Andrzej Stasiuk o pisarstwie Nahacza: „Istnieje pewien oddzielny rodzaj prozy. Jego wyjątkowość polega mniej więcej na tym, że podczas lektury ma się wrażenie, że nie została napisana, ale ktoś komu to podyktował. Po prostu czytając słyszy się głos."
Mam nadzieję, że niebawem znowu go usłyszymy. Ostatnio Nahacz pracował nad potężną 600-stronicową powieścią z gatunku fantasty. Czytał jej fragmenty na spotkaniach autorskich.
Był zafascynowany Burroughsem, Pynchonem - eksperymentatorami, outsiderami. Pisał wszędzie i ciągle, co uczyniło z niego głodnego ducha.
Zapamiętałam go jako mężczyznę uczynnego, dobrego, który zawsze miał w zanadrzu ciepłe słowo. Chadzał swoimi drogami, „urywał" się znajomym, ginął.
Ustami swojego bohatera pisał w „Bomblu": „I dlatego zawsze to opowiadam, tak naprawdę dlatego, nie żeby mieć pieniądze, czy postawione piwo, tylko żeby samemu w to bardziej uwierzyć, żeby nie było kiedyś tak, że minie tyle czasu, że on zamaże prawdziwość tamtego wydarzenia, że obudzę się kiedyś i dojdę do wniosku, że dawno, dawno temu, za siedmioma górami miałem piękny sen".