Temat: Grupa wsparcia dla debiutantów
Tomasz C.:
Witam a więc skoro tak to proszę...stanąłem w miejscu nie dlatego że nie mam pomysłu...wręcz przeciwnie słowa aż same lewitują mi pod czaszką jednak nie wiem czy jest sens tracić czas na pisanie czegoś co wyląduje w szufladzie.
Rozdział 1.
Wszedł w ulice wolności gdzie nie padał żaden cień a echo jego kroków odbijało się między ścianami. Czuł w sobie wielki przypływ andrenaliny.
Pochłonięty przez zasłony mgły roztopił się w niej jak duch.
Bezpańskie koty miaucząc oznajmiały jego niechybny powrót.
Witam.
Wypowiem sie tutaj jako czytelnik.
1. Wybrales okreslenie: "wszedl w ulice"... nie wiem jak Ty, ale ja nie wchodze w ulice. Moglabym ewentualnie wejsc w ulice, gdyby ta ulica byla bardzo specyficzna (znaczeniowo zamknieta), albo gdybym wyszla z innej ulicy i kontynuowalabym jakis zamkniety plan. Tutaj odczytuje jedynie niezrecznosc opisu sytuacyjnego.
"Wszedł w ulice wolności" - przedstawiasz tutaj pierwsza postac meska i robisz rys sytuacyjny. Ok. Wg mnie wybor nazwy ulicy (jezeli to nie jest dokument) jest bardzo istotny. Ja wiem, ze nazwy ulic zapisujemy zwykle duza litera... ale czy Ty wiesz? Jezeli wiesz i nie robisz tego, to czy ta wolnosc jest stanem ducha bohatera czy nazwa... Pomimo, ze jest zbyt wczesnie, abym potraktowala Cie jako mistrza frazeologii stosowanej - to zostawiam troche watpliwosci na Twoja korzysc.
Nastepny fragment - opis braku, nie jest zbyt kreatywny. Na tej ulicy nie tylko nie ma cienia, ale nie ma takze z pewnoscia pingwinow, zielonych fortepianow czy Calineczki. Wobor braku jest istotny - a tutaj, odczytuje przyklad jako przypadkowa banalnosc.
"a echo jego kroków" - nie rozumiem "a"... do czego nawiazujesz? ja niestety nie zrozumialam.
Pomiedzy "jego kroków" a "odbijało się" pozostawiles podwojna pauze... swiadomy zamysl pisarski? niechlujnosc?...
i dalej...
"Czuł w sobie wielki przypływ andrenaliny."
(na marginesie: czy mozna czuc nie "w sobie", a "w kims"?)
Pragne zaznaczyc, ze jezeli jest "przyplyw" to raczej bohater nie "czuł" a "poczuł" (w znaczeniu nagle, teraz)- autor moglby wytlumaczyc czytelnikowi jaka jest przyczyna tego przyplywu. Z tekstu wynika, ze brak cienia i echo wlasnych krokow spowodowaly ten przyplyw... hmm Dlaczego bohater nie mogl isc ciszej, jezeli sie nagle przestraszyl wlasnych krokow? -)
i dalej:
"Pochłonięty przez zasłony mgły roztopił się w niej jak duch." (Mam wrazenie, ze autor nie panuje nad liczba pojedyncza i mnoga - "w niej" to znaczy we mgle, ale przeciez bohater roztopil sie w zaslonach...)
Pytanie zasadnicze - skad sie tutaj wziely nagle zaslony mgly? (Gdyby mgla byla chwile wczesniej - to z pewnoscia autor nie podkreslilby brak cienia).
Ja wiem co to jest zaslona - mgla zaslania jakies elementy pejzazu i wtedy uzywam okreslenia - mgla przyslonila cos tam, i - idac dalej tym tokiem rozumowania - mgla jest zaslona. Przepraszam bardzo, ale co tutaj ta mgla zaslania?
Gdyby bohater teraz mial przyplyw adrenaliny, to nie zdziwilabym sie...
Nasz bohater roztapia sie w mgle - dlaczego nie... chociaz z jakiego punktu widzenia? Ja, jako czytelnik nie bardzo wiem, czy ta mgla jest jakas sila, ktora roztapia wszystkich ludzi, czy nasz bohater poczul, ze sie roztapia, (gdyz jest egzaltowany - ostatecznie przestraszyl sie wlasnych krokow, wiec moze ...?)
Podwojna pauza pomiedzy "niej jak" - juz nie powinna mnie dziwic?
Na marginesie - Niezbyt akuratnym jest uzycie porownania "jak duch". Czy rzeczywiscie duchy sie roztapiaja? Czasownik "roztopic sie" jest uzywany w przypadku okreslenia specyficznej zmiany stanu ciala fizycznego - ze stalego w ciekly. Jestem sklonna odebrac to porownanie raczej jako potkniecie.
"Bezpańskie koty miaucząc oznajmiały jego niechybny powrót."
Dlaczego te koty mialyby byc bezpanskie? Czyzby to miasto bylo niezamieszkale? Po czym sie poznaje, ze kot jest bezpanski? Bo miauczy? Rozumiem, ze tylko bohatera mgla roztopila, a koty juz nie...
Powrot... jak powrot, bywa rozny, ale tutaj mamy "niechybny" ... w znaczeniu "oczywisty"? Dla kogo "niechybny"? I dlaczego autor nie zadal sobie trudu aby czytelnikowi te "niechybnosc" wytlumaczyc?
"koty miaucząc oznajmiały"
W przypadku kiedy cos/ktos znajduje sie w sytuacji wykonywania dwoch czynnosci (lub wiecej) - znajdujemy sie zawsze w lamiglowce warsztatowo - stylistycznej, aby to przedstawic. Uwazam, ze nie jest to warsztat najwyzszego lotu, jezeli pisarz uzywa okreslenie pierwszej czynnosci w formie imieslowu.
Koty, wg mojej wizji osi czasowej moglyby co najwyzej "miauczec oznajmujac" - chociaz generalnie przeciwna jestem imieslowom, ktorych nie mozna pozbyc sie z tekstu.
Na marginesie - czy autor kiedykolwiek szedl wyludniona ulica i koty miauczaly w odpowiedzi na odglosy krokow? Ja owszem, mialam takie doswiadczenie, ale to psy szczekaly... Koty nie informuja o obecnosci ludzkiej (jak znam koty). Moglby to byc zbieg okolicznosci, miauczenie i oznajmianie... ale wtedy wolalbym sie nie domyslac - jako czytelnik.
Jezeli uprasza sie pisarzy, aby raczej pisali co juz znaja, (co przezyli, odczuli, zauwazyli...) to jest w tym jakis sens...
(Naturalnie, o niezrecznosciach interpunkcyjnych nie wspominam, ale nie dlatego, ze ich nie zrobiles, jedynie dlatego, ze sama mam klopty z interpunkcja i nie osmielam sie wchodzic w ta przestrzen.)
Prosze wybaczyc, ze dalej nie czytam.
**
Ogolna uwaga: ( do fragmentu wypowiedzi "nie wiem czy jest sens tracić
czas na pisanie czegoś co wyląduje w szufladzie")
Jezeli piszemy tekst - to takze po to, aby nauczyc sie operowac jezykiem polskim, jako narzedziem komunikacji. W zwiazku z tym - "pisanie do szuflady" - mozna traktowac jako cwiczenie umyslowe, ktore rozwija... - a niekoniecznie strate czasu, jezeli tekst nie zostanie opublikowany.
Osobiscie pisze (i w konsekwencji - poprawiam) do szuflady od lat i bede kontynuowac to zajecie, gdyz pisanie sprawia mi - nieporownywalna do niczego innego - przyjemnosc. Publikacja tekstu - jest jakby wisienka na srodku gotowego juz tortu. Uwazam, ze pisarz powinien piec swoj tort bez wzgledu na to, czy ktos zechce go udekorowac, czy nie. Tort powinien przede wszystkim podobac sie nam - wyrabiajacym. Tort ma byc zjadliwy!
Jezeli mozna (a jezeli nie jestesmy negatywnie uparci - to mozna zawsze) - poprawiajmy wlasne recepty na nasze torty domowego wyrobu - tyle razy, ile bedzie to konieczne. Ja poprawiam stale, nie uwlacza mi to, wrecz przeciwnie - odczuwam, ze sie rozwijam.
Powodzenia Tomaszu.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 16.08.13 o godzinie 10:21