Temat: Skąd się wzięła żona Kaina oraz trąba słonia na głowie...
Bardzo chętnie rozwinę ten postulat.
Może zacznę od tego ,że by nie narazić się na zarzut ze strony Sławka cytowania nie swoich myśli i poglądów , zacytuję moje własne słowa na temat potrzeby definiowania aksjomatów danej dziedziny jeżeli chcemy by dyskusja na ten temat miała charakter naukowy i merytoryczny a nie ideologiczny lub dogmatyczny .:-)
Jest to tekst jednej z szeregu rekomendacji i recenzji naukowych naukowej publikacji na temat potrzeby i możliwych sposobów prowadzenia ekologizacji gmin wiejskich która by uzyskać 100% dotacje jej wydania ze środków funduszu ochrony środowiska musiała spełnić warunek uzyskania pozytywnych opinii uznanych specjalistów w dziedzinie ekologii, sozologii i leśnictwa ( w tym co najmniej 3 profesów).
http://www.zb.eco.pl/bzb/37/rekomend.htm
Są słowa "klucze" i słowa "wytrychy". Właśnie na takie dwa różne sposoby używa się słowa "ekologia", które obecnie w Polsce jest niewątpliwie jednym z najbardziej nadużywanych słów i pojęć. Klucz to narzędzie gospodarza, który chroni i rozwija w sposób odpowiedzialny i pełen troski to, co zostało mu powierzone. Wytrych to narzędzie bezprawnej uzurpacji. Sposób przywłaszczenia sobie tytułu do bycia jedynym ekspertem i specjalistą, uprawnionym do kompetentnego wypowiadania się w danej dziedzinie lub bycia nowym prorokiem, który zamierza uzdrowić świat.
Gospodarz działa w pełnym świetle dziennym dnia i nie musi ukrywać, kim jest, co, jak i dlaczego robi, na jakiej podstawie, z zastosowaniem jakich narzędzi, jakie są jego intencje, dlaczego o tym właśnie mówi czy pisze. Włamywacz działa po ciemku, choć po dokonaniu zawłaszczenia przedstawia się jako "książę iluminat jasności" oraz dobroczyńca ludzkości. Włamywacz pierwszy najgłośniej krzyczy: "łapać złodzieja!" Ale uzurpator manipulator i propagandzista nic nie mówi, skąd przychodzi, dlaczego, i jakie są jego właśnie zamiary i intencje. Robi natomiast dużo krzyku frazesów i chwytów demagogicznych, za którym łatwo, jak za zasłoną dymną jest mu się samemu ukryć.
Gdy się nie nazywa rzeczy po imieniu i nie wnika w głąb istoty rzeczy, można bez problemu i bardzo długo, jeżeli ma się tylko trochę biegłości w piórze, dowolnie ślizgać po każdym temacie i problemie, jak po zamarzniętej tafli jeziora. Ale ślizgający się dla rozrywki lub profesjonalnego wyczynu, nie jest w stanie sięgnąć swą percepcją głębiej, niż sama powierzchnia lodu, gdzie właśnie być może obumierają ryby, którym gruby lód i "ręką ludzką" wpuszczone do wody ścieki odebrały tlen niezbędny do życia. Zresztą zauważyć problem, nawet natychmiast, gdy się on pojawi, to nie znaczy jeszcze umieć, chcieć i móc przedsięwziąć odpowiednie i odpowiedzialne działania.
"Dylematy ekologizacji gmin..." to książka w szczególny sposób wyjątkowa. Oleg Budzyński niczego sobie nie uzurpuje i nie żąda, byśmy zgadzali się we wszystkim z jego poglądami. To, o czym pisze, nie jest czczym teoretyzowaniem, ale jest osadzone aż do bólu i sarkazmu w realiach Polski lat 1989 - 94, widzianych nie z perspektywy miasta stołecznego, lecz realiów wiejskich i gminnych.
Nazywanie rzeczy po imieniu zawsze zaczyna się od precyzowania tez, definiowania pojęć, zakresu ich stosowania oraz wskazania, które z podawanych twierdzeń uznaje się a priori za podstawowe i nie wymagające udowadniania (czyli od aksjologii i aksjomatyki). Tak też zaczyna Oleg Budzyński, wprowadzając nawet na swój własny użytek swoiście rozumiany termin "barbaryzacji" - przenoszenia technik i narzędzi z innych dziedzin, w tym zarówno tych prostych i od dawna znanych, jak i najnowszych, technicznie wyrafinowanych, do osiągania celów ekologizacyjnych. Autor wprowadza również dwa pojęcia z teorii skutecznego dowodzenia: strategia i taktyka.
Taki rzetelny punkt wyjścia to duża zaleta książki. To właśnie dlatego słowo "ekologia" w polskich środkach masowego przekazu oraz życiu gospodarczym i społecznym jest używane zgodnie z modą lub własnym czy grupowym interesem i bez precyzowania, co tak naprawdę i w sposób ścisły ono oznacza.
To właśnie dlatego wcale nie rażą powszechne nonsensy typu "Ekologiczna pralnia chemiczna", "ekologiczne opakowania jednorazowe" (z samowolnie skopiowanym niemieckim znakiem zastrzeżonym dla produktów objętych systemem recyklingu GRUNE PUNKT, bez zrozumienia co on naprawdę oznacza, w jakim celu i pod jakimi warunkami formalnymi i finansowymi może być umieszczany na opakowaniach), czy nawet samo określenie "farby ekologiczne", "produkt ekologiczny" (np. po niemiecku brzmi to ściśle i właściwie: Umweltferundliche Produkten), "ruchy ekologiczne" (po niemiecku DIE GRUNEN), czy wypowiedzi typu: "Naszym zdaniem (Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad) autostrady to najbardziej ekologiczne drogi, jakie kiedykolwiek budowano na lądzie" ("bo mają siatki, pozostałe nie" - wywiad z dyrektorem toruńskiego oddziału ABiEA Bernardem Kwiatkowskim "Ekologia bez terroryzmu", Nowości 9.9.1998). Wystarczyłoby przecież podstawić definicję: "ekologia - dziedzina biologii badająca wzajemne stosunki między organizmami a otaczającym je środowiskiem", by objawiła się nonsensowność tych określeń. Uważam, że np. na pytanie dziennikarza: "Przeciwko czemu tym razem protestują ekolodzy?" należałoby odpowiedzieć, że "nie protestują, tylko swoją akcją zwracają uwagę opinii publicznej", oraz nie "ekolodzy", tylko "przedstawiciele ruchów pro-ekologicznych". Niestety, wydaje mi się, że wielu działaczom ruchów pro-ekologicznych, zwłaszcza młodym, bardzo pochlebiają takie określenia: "my jako ekolodzy...", "ekolodzy powiedzieli to i to...", "ekolodzy zrobili to i tamto...", i sami bardzo się w nich lubują, a używanie określenia "zieloni" mogłoby być może komuś zabrzmieć aluzyjnie, np.: "zieloni w danej dziedzinie czy w temacie". A przecież ekologia to specjalność naukowa wymagająca bardzo szerokiej interdyscyplinarnej wiedzy i dużej odpowiedzialności, podobnie jak specjalizacja chirurga w medycynie, gdzie najpierw zostaje się lekarzem ogólnym, a potem robi się specjalizację. Czy nie przeraziłoby nas, gdybyśmy nagle usłyszeli, że oto w jakiejś szkole podstawowej powstało "koło młodych chirurgów"? Albo gdybyśmy usłyszeli w jakiejś reklamie, że "firma x właśnie wprowadziła na rynek po bardzo przystępnych cenach komplety narzędzi chirurgicznych? "A przecież to właśnie od wiedzy, etyki i opinii wydanej np. przez ekspertów z listy Ministerstwa Ochrony Środowiska, oceniającej oddziaływanie inwestycji na środowisko, będzie zależeć na długie lata życie i zdrowie przyrody i nas wszystkich.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 28.03.14 o godzinie 14:58