Temat: Najlepszy film Tarantino
Aneta Z.:
[...] a siłą tego filmu jest dopracowanie każdego szczegółu. Nie wydaje mi się, że jest tu jakakolwiek postać, tylko naszkicowana (nie mówię o statystach;), bo nawet jeśli ktoś gra epizod (jak Till Schweiger) jest dopięty na ostatni guzik.[...]
Nie będę specjalnie oryginalny - jedyną naprawdę godną zapamiętania postacią w tym filmie jest pułkownik Landa. Aldo Raine jest świetny, gdy się pojawia, ale w moim odczuciu pojawia się za rzadko. Stiglitz (Schweiger)... No, był. Parę króciutkich migawek, gdy morduje gestapowców, ze dwie groźne miny i potem kilka ujęć w knajpie. Tyle. Mało.
W poprzednich filmach byli naprawdę fajni bohaterowie: Mr. White i Mr. Blonde, Jules i Vincent, Butch, O-Ren Ishii, Beatrix Kiddo, Elle Driver, Budd, kaskaderki i Kaskader Mike "Death Proof"... Ich naprawdę dało się lubić... albo nienawidzieć. W "Bękartach..." brakuje mi takich postaci.
Inna sprawa, że zupełnie niepotrzebnie film reklamowano jako opowieść o Żydach z amerykańskiej armii brutalnie mszczących się na Niemcach. O Bękartach głównie się słyszy. Nie czułem tak naprawdę, dlaczego hitlerowcy tak się ich bali. Aż do kulminacji widać ich tylko w jednej scenie, gdy wyżywają się na jeńcach. W knajpie ponoszą ciężkie straty w starciu z pijanymi żołnierzami Wehrmachtu. Blado jakoś te chłopaki wypadły w moich oczach.
Z mojego punktu widzenia "Bękarty..." koncentrują się głównie na Shosannie. Jakoś mnie jej historia ani ona sama za bardzo nie obeszła.