Temat: Inglorious Bastards
Idę dzisiaj drugi raz :)
edit:
Po drugim obejrzeniu stwierdzam, że jest to mój ulubiony film Tarantino. Po prostu magia kina. Nawet teraz, słuchając soundtracku zastanawiam się jak to wszystko jest sprytnie zakombinowane, że połączono konwencje westernu z filmem wojennym i komedią. Utwór One Silver Dolar, który był tematem przewodnim włoskiego westernu o tym samym tytule został nagrany tak, że brzmi jak piosenka, którą faktycznie mógł ktoś wykonywać w okupowanym Paryżu. Nie można też zarzucić filmowi tego, czego zarzuca się filmom Tarantino - spłycenia emocjonalnego. Są przynajmniej 2 momenty kiedy emocje grają bardzo mocno. Ale również jest to wyważone i widać, że Quentin całkowicie nad tym panuje, dzięki czemu filmu nie można zaszufladkować jako melodramat czy dramat wojenny. Mistrzostwo raz jeszcze!
I sam Tarantino nie może już zostać wrzucony do szufladki z kinem gangstersko-strzelanym. Pod względem podejścia do muzyki zaczyna mi tu coraz bardziej czuć dokonaniami Mike`a Pattona z okresu Fantomasa.
Bartosz A. edytował(a) ten post dnia 12.10.09 o godzinie 07:40