konto usunięte
Temat: Zygmunt Jan Rumel
O poezji Zygmunta Jana RumlaUtwory Rumla przechowywały pieczołowicie matka i żona młodego poety. Ukazały się po raz pierwszy nakładem Ludowej Spółdzielni Wydawniczej w Warszawie w r. 1975.
W „Życiu Warszawy” w listopadzie tego roku pisał o Rumlu Jarosław Iwaszkiewicz:
""Spośród wielu, którzy mogli zostać ozdobą naszej literatury i zgubili się w wojennym tłoku, jeszcze po tylu latach od czasu do czasu wynurza się sylwetka nieznanego poety. Jak duch zmarłego prosi o <<gorczyczne ziarno>> wspomnienia, ucieleśnia się z wolna, nabiera cech życia, tak pieczołowitość najbliższych żarliwa opieka poetki, wreszcie zrozumienie misji przez wydawnictwo dodaje nam jeszcze jedno nazwisko do szeregów straconego pokolenia. Nazwisko warte zapamiętania, bo oznacza ono niezwykłego młodzieńca, prawdziwego poetę, a przy tym umysł i talent noszący cechy wręcz oryginalne…
Jest tu parę niezwykłych wierszy, jak Moja chwila, Ewka, Przewodnica – niezwykłych, biorąc pod uwagę epokę, w której powstały. Są one, oczywiście, związane ściśle z epoką, widać też, że Rumel czytał wiele, znal wiersze Tuwima, Lechonia, Leśmiana. Norwid śnił mu się po nocach. Ale co może ważniejsze – jest tutaj także kilka ważkich myśli, ubranych w szaty poważnej wersyfikacji." („Życie Warszawy”, Jeszcze jeden, 16 listopada 1975 r.)”
Źródło: „Zygmunt Jan Rumel – Poezje Wybrane”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1978, ss. 81-86
*****
Anna Kamieńska o Zygmuncie Rumlu:
Pewnego dnia przyszła do mnie nieznana pani i przyniosła kopertę, w której były wiersze. Cienkie kartki papieru, wytarte maszynopisy. Ktoś, kto często otrzymuje do czytania takie teksty, odczuwa już na sam ich widok pewną nieufność. Autor tych wierszy od lat nie żyje, zginął w czasie wojny, poległ na Kresach, na Wołyniu. Miał wtedy 28 lat. Pani Anna Rumlowa pokazuje ocalałe fotografie. Z fotografii spojrzały szczere, jasne oczy pod wypukłym czołem, uroda szlachetna i tak bardzo polska. Wiersze tułały się wiele lat po różnych domowych zakamarkach. Czytane, może oblewane łzami, wciąż na nowo przepisywane.
Pozostałam sama z wierszami i zabrałam się do czytania. I nagle – tak, to poezja, prawdziwa poezja. Prawda, wiele tu jeszcze młodzieńczych wtórności, zauroczeń szkolnych, romantyczności, egzaltacji. Ale przy tym jest też coś niewątpliwie własnego, oryginalnego. Uderza jaskrawość, wyrazista barwa języka. Od razu wciągają czytającego ostre rymy, gdzieś na dnie ucha drzemiące i nagle rozpoznawane melodie dum i ballad ludowych, ukraińskich. Nie można obok tej poezji przejść obojętnie. I tak powstała idea utrwalenia drukiem wierszy Zygmunta Jana Rumla. Wydała je po raz pierwszy bez zbędnych korowodów, ale starannie i z prawdziwym pietyzmem Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza w roku 1975.
Żołnierz nieznany – to symbol wszystkich poległych, którym oddajemy hołd w jednej bezimiennej mogile.
Poeta nieznany – można by przez analogie zastosować to pojęcie do wielu młodych poetów, którzy zginęli na frontach, w obozach, w partyzantce drugiej wojny światowej i nie zdążyli rozwinąć swoich możliwości. Z pewnością było ich wielu. Więcej, niż znamy z nazwiska. Wiele rękopisów po walizkach, strychach, po szufladach matek, żon, przyjaciół. Wiele papierów pożółkłych od czasu, zgniecionych od częstego odczytywania, zmiętych od łez i gorących warg. Po wojnie ogłoszono twórczość najwybitniejszych lub tych, którzy zdążyli napisać większą liczbę utworów i dali się poznać w środowisku warszawskim. Lecz iluż pozostało bezimiennych i nieznanych, ile kartek z wierszami rozproszonych, spalonych, zgubionych. Pisali je młodzi ludzie na kolanie, przed akcją, w drodze, w lesie, na biwaku, na pryczy obozowej, w więzieniu. W słowach próbowali wyrazić niepokój, nadzieję, miłość i wiarę, smutek i młodzieńczy humor, sformułować sens cierpienia i ofiary.
Poeci, którzy przeżyli i którym dane było dojrzewać poetycko i tworzyć już po kataklizmie wojny i okupacji, poeci tego pokolenia, które kładło się najobficiej na polach walki otwartych czy ukrytych – noszą w sobie świadomość przywileju życia i czasu danego do tworzenia. Tamci zginęli, aby oni mogli żyć i tworzyć. Jakże moglibyśmy o nich, o tych poległych nie pamiętać, nie poczuwać się do solidaryzmu z nimi wszystkimi, jakże nie usiłować ocalić od zapomnienia choćby imion.
Jeden z nich, poeta nieznany, przeczuwając, że zginie marzył:
może tylko jednym westchnieniem
może tylko zostanę imieniem.
Tak pisał Zygmunt Jan Rumel.
Twórczości poety, zwłaszcza tak młodego poety, nie sposób czytać i oceniać bez znajomości jego życia, działania, okoliczności śmierci, bez orientowania się w realiach, wśród których wzrastał i kształtował się jako człowiek. Fakt, że pochodził z Wołynia, że Ukrainę nazywał swoją druga matką obok Polski – nie pozostał bez wpływu na jego upodobania i inklinacje poetyckie. Także atmosfera szkoły, w której się wychował, słynnego Liceum Krzemienieckiego odcisnęła swoje piętno na jego życiu i twórczości. Krzemieniec tak związany z imieniem i legendą Juliusza Słowackiego. (…;)
Wojna zaskoczyła młodego poetę w fazie kształtowania się jego talentu, ale wcześniej osiągniętej dojrzałości osobowej. Jego postać i młodzieńcze utwory poetyckie zwracały na siebie uwagę.Pani Anna Rumlowa opowiada, że na jednym z konspiracyjnych wieczorów poetyckich, na którym Zygmunt Jan Rumel czytał swoje wiersze, podszedł do niej Leopold Staff i powiedział:”Niech pani chroni tego chłopca – to będzie wielki poeta”. Nie uchroniła. Nie mogła. Ale wzruszająca jest ta troska i uzasadniony niepokój starego poety o młodego. Profesor Pigoń na wieść o śmierci Krzysztofa Baczyńskiego w powstaniu warszawskim: „My zawsze strzelamy do wroga z brylantów”.
Podobnie jak twórczość młodych poetów okupacyjnej Warszawy – poezja Rumla kształtuje się w kręgu romantycznym, ale koloryt jej jest odmienny i przez to właśnie ciekawy. Można by powiedzieć, że jest Rumel ostatnim może poetą romantycznej „szkoły ukraińskiej” w poezji polskiej. Zaliczano do niej Antoniego Malczewskiego, Seweryna Goszczyńskiego, Bohdana Zaleskiego, Czajkowskiego-Paszę – a także młodego Słowackiego.
A więc i tu mamy krajobraz stepowy, szeroki, przestrzenny, i kozackie realia wojenne i ludowość tych ziem – tęskna i energiczna zarazem. Są rzeki: Dniepr i Bug, które dzielą, ale i łączą. A zwłaszcza jest ta charakterystyczna instrumentacja języka, po której rozpoznaje się natychmiast inspirację ukraińskiej dumy. Przytaczamy strofę:
Gdy cieniem po stepie
Tatarskie dwuroże
Nadziało na buńczuk
Włochaty proporzec –
A zaraz porywa nas rytm jakby cwałującego konia.
Albo inna mistrzowska strofa:
W sajdaku chrzest strzały
a w jukach daktyle
i sery dwa białe
i mleko kobyle! …
W tych ukrainnych wierszach Rumla widać już świetne wyczucie stylu, swobodne operowanie językiem. Ten język poetycki jest trafnie podsłuchany, podpatrzony, ale jakże świeżo przetworzony i własny. Strofa skrzy się, zwięzłe frazy swobodnie podają sobie rymy. Gęsto tu od realiów i konkretów. Dochodzi tu do głosu świetna znajomość języka, jego różnych historycznych i regionalnych.
Nie na darmo w Urywku poematu nazwie siebie Rumel sąsiadem Beniowskiego:
…Gdyby żył Beniowski –
Ów rycerz romantyczny – autor fantazji,
Odwiedziłbym sąsiada, bo z mojej że wioski.
Trudno młodemu poecie wyrwać się z kręgu sarmackich i patriotycznych wyobrażeń. Czuje się jakby jednym z nich, bohaterów romantycznego poematu. W ogóle tęskni do wielkiej formy, do poematu. Śladem tego jest i ów charakterystyczny Urywek z sierpnia 1941 roku i fragmenty nieukończonego poematu Rok 1863. Tutaj polonezowy trzynastozgłoskowiec dźwiga znowu historiozoficzne rozważania na temat roli historii, narodu, trwania w przemijaniu, bo tym właśnie jest naród. Na pewno poeta wyniósł te idee ze szkoły, z fascynacji polską poezją romantyczną, ze Słowackiego, może z jego Króla Ducha, o którym wspomina. Ale z pewnością i świadomość roli, jaką on sam i jego pokolenie miało odegrać w najbliższym czasie, wpłynęła też na taki, a nie inny styl myślenia i odczuwania. Przecież trzeba było formułować dla siebie i pokolenia racje walki, może nawet klęski, racje generacji, która miała być jeszcze jednym „kamieniem rzuconym na szaniec”.
Na pewno tęsknota do poematu rodziła się także z krajobrazu, jaki od dzieciństwa otaczał poetę i kształtował jego wyobraźnie. Szerokie stepy, majestatyczne rzeki – to zawsze prosiło się o wielką formę, szeroką, falującą frazę.
Zygmunt Jan Rumel wierzył w wielką misję poety, ponieważ wierzył w misję narodu. Porównywał go do żywej księgi, w którą wpisują się czynem następujące po sobie pokolenia.
Szczęśliwy, że tak myślał i wierzył. Obcy mu był sceptycyzm podważający sens słowa. Był z tych, którzy walczą, jeden z poetów-rycerzy, jak ci właśnie, którzy szli do powstania 63 roku, jak Mieczysław Romanowski, z którym śpiewali młodzi powstańcy: (…;)
Nie znaczy to przecież, że nie ma w tej poezji liryki najzupełniej osobistej. Jest tu miejsce i na miłość, i na młodzieńcze poczucie samotności, na ludzkie smutki i radości. A przede wszystkim jest przeczucie śmierci. Przeczucie śmierci lęgło się wcześnie w chłopcach tego pokolenia. Już w szkolnym wierszu pisał młodziutki poeta:
Nie będę o niczym myślał
ani niczego żałował…
…jarzębinowy wisior
smutek rumieńcem zachowa.
A potem – potem gdzieś w rowie
wargi przytulę do ziemi…
…wszystkie me bóle wypowiem,
…wrosnę zielonym korzeniem.
W wierszach Zygmunta Rumla, przechowywanych przez matkę i żonę poety, jest ciągle jeszcze ciepły ślad życia śpieszącego się do wypełnienia swej życiowej misji, do działania, do walki, a jednocześnie – do zaczerpnięcia swej doli szczęścia, miłości, sensu i urody życia.
Zygmunt Jan Rumel nie ma grobu. Według jego własnych - gdzieś „za dziką przestrzenią samotną – znalazł pustkę jak ból wielokrotną”.
A przecież powinien mieć w naszej pamięci swoje miejsce ten poeta nieznany, jeden z wielu poległych, jedyny i niepowtarzalny, jak niepowtarzalny jest każdy człowiek, każde oddane życie.
Źródło: „Zygmunt Jan Rumel – Poezje Wybrane”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1978, , ss. 5-13Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.10.13 o godzinie 14:56