konto usunięte
Małgorzata S. . . .
Temat: Ulubiony wiersz?
"Perła" Staff"Niebo w nocy" Staff
"Niech nikt nad grobem mi nie płacze" Wyspiański
Temat: Ulubiony wiersz?
Pewnie nie tylko ja tak myślę -wiersze ks. Twardowskiego.
Monika
O.
Specjalista wsparcia
IT
Temat: Ulubiony wiersz?
dla mnie prawie wszystko Herbertaszczególnie utwory z Panem Cogito
Monika Olesiñska edytował(a) ten post dnia 17.12.06 o godzinie 21:26
Arkadiusz G. HR Manager
Temat: Ulubiony wiersz?
A mnie ostatnio "męczy" Kofta:) szczególnie "Trzeba marzyć" - lekkie, miłe i przyjemne:)Roman Pier własciciel,
Temat: Ulubiony wiersz?
czy jeszcze ktoś Edwarda S. pamięta ??
Monika
O.
Specjalista wsparcia
IT
Temat: Ulubiony wiersz?
a może ktoś czytuje Sępa-Szarzyńskiego??Krzysztof P. obibok
Temat: Ulubiony wiersz?
Rafał WojaczekCHODZĘ I PYTAM
Chodzę i pytam: gdzie jest moja szubienica?
W czyim ogrodzie, w jakim lesie rośnie?
Na jakiej miedzy pasie cień kobiecy?
Na którym rynku świąteczną choinkę?
W jakim pokoju zwiesza się nad stołem
Uprzejma pętla, bym ją szyją przetkał?
Na jakich schodach nareszcie ją spotkam?
Na którym piętrze sznur sobą wyprężę?
W której to stronie głowę ku niej skłonię?
W jakiej piwnicy, hałasie czy ciszy?
Na jakim strychu, ciemnym albo widnym?
W jakim klimacie, gorącym czy zimnym?
1969
Krzysztof Przybylski edytował(a) ten post dnia 29.12.06 o godzinie 01:06
Magdalena
Żaba
mgr inż.
ELEKTRONIKI I
TELEKOMUNIKACJI
Temat: Ulubiony wiersz?
Ja ciągle zachwycam się Miłoszem...nie wiem który wierszy wyróżnić, właściwie każdy z nich mnie jakoś zachwyca, zastanawia, "zamyśla"...
Alicja
M.
Wszystko przede
mną...
Temat: Ulubiony wiersz?
"Śpieszmy się" ks. Jana TwardowskiegoŚpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko to co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego.
Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno
Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny
Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza.
konto usunięte
Temat: Ulubiony wiersz?
jestem Julia
mam lat 23
dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
wzmogła
rytm serca
rozdrażniła
mój żywy organizm
rozkołysała zmysły
odeszła
Jestem Julią
na wysokim balkonie
zawisła
krzycze wróć
wołam wróć
plamie
przygryzione wargi
barwą krwi
nie wróciła
Jestem Julią
mam lat tysiąc
żyję -
Halina Poświatowska
Ewa
S.
Specjalista ds.
Projektów
Internetowych
Temat: Ulubiony wiersz?
Mam wachlarz ulubionych wierszy i tekstów piosenek na każdą okazję. Dziś za oknem pada deszcz. Patrzę na ten deszcz i nie wiem już sama czy to on czy ja płaczę...-----------------
Siądź z tamtą kobietą twarzą w twarz
Kiedy mnie już nie będzie
Spalcie w kominie moje buty i płaszcz
Zróbcie sobie miejsce...
A mnie zabawiaj smutnie
Uśmiechem, słowem, gestem
Dopóki jestem
Dopóki jestem.
Dziel z tamtą kobietą chleb na pół
Kiedy mnie już nie będzie
Kupcie firanki, jakąś lampę i stół
Zróbcie sobie miejsce...
A mnie oszukuj mile
Uśmiechem, słowem, gestem
Dopóki jestem
Dopóki jestem.
Płyń z tamtą kobietą w górę rzek
Kiedy mnie już nie będzie
Znajdźcie polanę, smukłą sosnę i brzeg
Zróbcie sobie miejsce...
A mnie wspominaj wdzięcznie
Że mało tak się śniłam
A przecież byłam,
No, przecież byłam...
ach, zapomniałam dodać,
Osiecka naturalnie.
Ewa S.-Tomczak edytował(a) ten post dnia 07.01.07 o godzinie 12:49
Ewa
S.
Specjalista ds.
Projektów
Internetowych
Temat: Ulubiony wiersz?
i troszkę w innym tonie :)-------------
"Miasteczko-cud" (muz. Jerzy Satanowski, fantastyczne wykonanie Justyny Szafran)
Zielony księżyc w niebie stał,
pijany skrzypek walca grał
i wtedy on zobaczył ją,
i sobie to do serca wziął.
Co ona była byle kto,
czerwone buty, w sercu pstro,
lecz on nie zaznał odtąd snu,
a ona tak szeptała mu:
Ty nie mów do mnie w romantycznej walucie,
ty bardziej praktycznie do mnie mów,
bo chwilowo to jesteś jak ta dziura w bucie,
że szkoda dla ciebie mi słów.
Ty nie myśl, że dasz mi abonament na szczęście,
że skruszysz ciała mego lód,
ja nie mam ochoty do tego zamęścia,
no chyba, że zdarzy się cud.
W miasteczku każdy wiedział że,
on mógłby dostać takie dwie,
a ten co wcześniej chodził z nią,
to tylko śmiał się, tylko klął.
Co ona była blada tak
i drobna tak jak w polu mak,
a on chciał dobrze i miał sklep
i serce dał jak ciepły chleb.
Ty nie mów do mnie w romantycznej walucie,
ty bardziej praktycznie do mnie mów,
bo chwilowo to jesteś jak ta dziura w bucie,
że szkoda dla ciebie mi słów.
Ty nie myśl, że dasz mi abonament na szczęście,
że skruszysz ciała mego lód,
ja nie mam ochoty do tego zamęścia,
no chyba, że zdarzy się cud.
Niedobrze potem było z nią,
do USA ją jeden wziął
i tam nie kochał, tylko bił,
i grając w bingo piwo pił.
Co ona była szara mysz,
a z miastka wciąż nadchodził list:
powracaj gdy ci szczęścia brak,
a ona mu pisała tak:
Ty nie mów do mnie w romantycznej walucie,
ty bardziej praktycznie do mnie mów,
bo chwilowo to jesteś jak ta dziura w bucie,
że szkoda dla ciebie mi słów.
Ty nie myśl, że dasz mi abonament na szczęście,
że skruszysz ciała mego lód,
ja nie mam ochoty do tego zamęścia,
no chyba, że zdarzy się cud.
Aż nadszedł dzień, wróciła tu
i oczy się zaśmiały mu,
wnet ją za żonę sobie wziął
i cały rok się cieszył nią.
Co ona była stara tak,
odeszła więc jak chory ptak,
on co dzień chodzi na jej grób,
a z ziemi słychać szepty słów...
No chyba, że zdarzy się cud...
Ewa
S.
Specjalista ds.
Projektów
Internetowych
Temat: Ulubiony wiersz?
i jeszcze jedenCzasem, gdy życie daje mi w kość wracam do tego wiersza.
Wbrew pozorom do zastrzyk niesamowitej energii.
----------------------
Lady Łazarz
Plath Sylvia
Znów to zrobiłam
Co dziesięć lat
Udaje mi się -
Żywy cud, skóra lśni się
Jak hitlerowski abażur,
Prawa stopa
Przycisk,
Twarz bez rysów, żydowskie
Cienkie płótno.
Wrogu mój
Zedrzyj sobie ze mnie ręcznik.
Czyżbym wzbudzała strach?
Nos, oczodoły, zębów pełny garnitur?
Jutro
Nie będzie mi już czuć z ust.
Wkrótce, wkrótce
Ciało, które żarła czarna jama
Poczuje się na mnie jak w domu,
Uśmiechnę się jak dama.
Mam niespełna trzydzieści lat.
I jak kot muszę umrzeć dziewięć razy.
To byl Trzeci Raz.
Co za bezsens
Unicestwiać tak każdą dekadę.
Milion włókien.
Pogryzając fistaszki tłum
Pcha się, by
Patrzeć jak mnie odwijają starannie.
Strip - tease monstr.
Panowie, panie
Oto moje ręce
Moje uda. Tak
Może i zostały ze mnie tylko skóra i kości,
Niemniej jestem tą samą kobietą.
Pierwszy raz miałam dziesięć lat.
Był to wypadek.
Za drugim razem
Chciałam wytrwać po kres i już nie wrócić.
Kołysałam się
Zamknięta w sobie jak muszla.
Musieli wołać i wołać.
Wygrzebywać ze mnie robaki jak lepkie perły.
Umieranie
Jest sztuką tak jak wszystko.
Jestem w niej mistrzem.
Umiem robić to tak, że boli
Że wydaje się diablo rzeczywiste.
Można by to nazwać powołaniem.
Dosyć łatwo jest to zrobić w celi.
Dosyć łatwo jest to zrobić i w tym trwać.
To teatralny
Powrót w dzień
Na to samo miejsce i w tę samą twarz, by usłyszeć
ten sam krzyk:
"Cud"!
Jakby mi dano w pysk.
Proszę płacić,
Za oglądanie moich blizn proszę płacić
I za słuchanie serca -
Ono znów stuka w ciszy.
Proszę płacić, drogo płacić
Za każde słowo i dotyk
Lub kroplę krwi,
Za włosów kosmy, strzęp ubrania.
Tak, tak Herr Doktor.
Tak, tak Herr Wróg.
Jestem pańskim dziełem.
Pańską chlubą.
Dziecięciem ze szczerego złota,
Które roztapia byle krzyk.
Miotam się jak opętana.
Proszę nie myśleć, że nie doceniam pańskich starań.
Popiół, popiół -
Pan go rozgrzebuje, ogląda.
Ciałą i kości już nie ma -
Mydło,
Ślubna obrączka,
Złota plomba,
Zofia Julia K. Specjalista
Temat: Ulubiony wiersz?
Ja tam poetka nigdy nie byłam - wole posługiwać sie prozą...Ale inni potrafią czasami "dotknąć" jakiejś struny w moim sercu...
np. Adam Asnyk w "Jednego serca..."
Ileż w tym prawdy i...ile pesymizmu...
Michał Kędzierski PR/Marketing Manager
Temat: Ulubiony wiersz?
Ja nieustająco przypominam sobie "Czarnego łabędzia" Jamesa Merrilla i właściwie wszystko, co jego pióra. Np.:Nadrzeczny irys zaraz
Zmruży w pierwszym śnie kielich.
Dość się napatrzył niedzieli.
Wieczór naraz jak arras
Zapadł. Zapal. Będziemy
Na trawniku przed sądem
Dzielić się skrętem. Kątem
Oka widząc z tej ziemi
Wenus. Tamą jeszcze lat dziesięciu, piętnastu?
I calem zieleni pogodnej oddzieleni
Od własnego zniknięcia.
(wersyfikacja z pamięci, więc może coś się nie zgadzać ;-)
Adam
Zagajewski
Project Manager -
projektant -
www.triangoo.com
Temat: Ulubiony wiersz?
Brzęk muchy w pustym dzbanie, co stoi na półceSmuga w oczach po znikłej za oknem jaskółce
Cień ręki na murawie, a wszystko niczyje
Ledwo się zazieleni, już ufa że żyje
Dal świata w ślepiach wróbla spotkanie traw z ciałem
Szmery w studni, ja w lesie, byłeś mgłą - bywałem
Usta twoje w alei, świt pod groblą, w młynie
Słońce w bramie na oścież, zgon pszczół w koniczynie
Chód po ziemi człowieka, co na widnokresie
Malejąc mało zwiewną gęstwę ciała niesie
I w tej gęstwie się modli i gmatwa co chwila
I wyziera z gęstwy w świat i na motyla
A jak dumnie się modrzy u ciszy podnóża
Jak buńczucznie do boju z mgłą się napurpurza
A jest go tak niewiele, że mniej niż niebiesko
Nic prócz tła, biały obłok z czerwoną przekreską
a co wy na to....:)
Ja mówie genialne
Oczywiście Leśmian
Michał Kędzierski PR/Marketing Manager
Temat: Ulubiony wiersz?
Andrzej Sosnowski"Awizo"
Listonosz szaleje na moim pietrze,
a ja ukrywam się w mieszkaniu.
Precz, listonoszu, żadnych zleceń
Embargo, embargo, embargo -
Embargo, embargo, embargo -
papier bez treści, klawisz bez palca!
Wtyczka bez sieci, ekran bez prądu!
Skrzynka bez klucza i ja bez klucza!
Embargo, etc.
Embargo, telefonio i wy, digitale,
sam sobie siecią, myszą i portalem.
Kody dostępu, Klaudio Terminale.
---------------------------------------
dla równowagi po klasyce :-)
Katarzyna
Kozieł
Account Manager ,
Netizens
Temat: Ulubiony wiersz?
Wybrać jednen, ulubiony wiersz?Nie da rady... Czy ktoś z was zna Pana Pieczyńskiego?Tak, tak - grał kiedyś w "na dobre i na złe";) Ja dziś przytoczę dwa z jego twórczości, bo jakoś tak dziś mi z nimi "do twarzy"1.
Gdyby Cię Boże nie było
musiałbym zadbać o wszystko
nie liczyć na to że mi pomożesz
załatwić sprawy z ludźmi
i do niej mówić cały czas
szukać bez przerwy
tej jedynej
a ja czekam
jak głupi czekam
aż mi ją przedstawisz
...
2.
Jestem
zamkneła oczy
nabrała powietrza
zamilkła
wypuściła powietrze
otworzyła oczy
powiedziała
szczęśliwa
...
Katarzyna Kozieł edytował(a) ten post dnia 20.01.07 o godzinie 20:04
Michał Kędzierski PR/Marketing Manager
Temat: Ulubiony wiersz?
A jeśli Awizo się podoba to coś młodego autora ale przez pana Sosnowskiego cenionego:------------------------------------------------------------------------------------
Rafał Praszczałek
"W odpowiedzi Szanownej Pannie Lilii z Pandżabu"
I
“Znalazłam Pana zapisek pod koronkową narzutą
na stoliku w jadalni. Jakieś bazgroły i skreślenia -
dopiero po dłuższym ślęczeniu nad tą kartką, z wyzutą
z zapału matką u boku, doszłam do przeświadczenia,
że mam tu przed sobą wiersz, albo nawet szkic poematu.
Wsuwam go do Pańskiej kieszeni razem z moim liścikiem.
Nie wiem, w jaki sposób się poznaliśmy, a Pan (amator
wyrafinowanych przyjemności, przelewając likier
kolejnych lepkich nocy) znalazł się wtedy w moim domu.
Oddaję Panu jego zgubę, bo tak często widzimy się tu
na peronie metra. Przyzwyczajona jestem do obmów,
ale, żeby pojawiać się w podręcznikach dla studentów,
- co to, to nie. Tym bardziej proszę o wyjaśnienie, po co
tam owa scena z naszego pobytu w restauracji,
albo enigmatyczne napomknienie o zbrodni nocną
porą - której świadkowaliśmy pośród innej nacji
(kto by przypuszczał, że zabierze mnie Pan w tę podróż?).
Tak, czy siak, nie mam żalu, że Pan mnie nie poznaje, teraz
na peronie. Zmieniłam imię i kolor skóry mam inny, otóż
i inne czasy i - chyba - inny porządek ukryty w literach”
II
Głos trąbki niósł się na całej rozpiętości liter.
Ktoś chyba zbiegał po taflach w beżowej odległości,
bo widziałem jego cień na schodach.
Wieczór został dopracowany w każdym szczególe,
jednak niedokładnie w niego weszliśmy (jakby w rym)
pod eterycznym nakazem z tej love song,
gdzie miano iść poprzez drgania i stukot z bistra,
aż do salonów pełnych dyskutujących kokot
(reminiscencja wierszy pełnych mąk).
Zaspaliśmy jak na złość w swoich burych pieleszach.
Za późno po kamiennych schodach, cień pomiędzy mury
i telefon wykonany poniewczasie. Stąd
spóźniła się o mgnienie wskazówka jachtu
i na nabrzeżach nagle amok. Jacht; sztuka-nówka;
psuje precyzję tego zegarka.
Głos trąbki spoza dewizki odganiałby gapiów.
III
Pomyśl jak dosadny mógłby być nasz życiorys.
Intryga z gruntu wenecka, czyli podmyta fantazją,
wykonanie nieco pretensjonalne, czyli niemałą
zasługą byłaby klęska czy triumf. Do żartów skory
przyjaciel dałby się zaprosić na jacht wraz z narzeczoną.
Czekalibyśmy jakiegoś telefonu, jakaś dewizka znaczyłaby
więcej niż policzki wymierzane przez zdradzone nasze żony
albo zaklęcia, sploty tych “na zawsze”, “po wieczność” i “nigdy”
- powrozy za które ciągnie nas kalendarium. (Myślę, że to slalom
po pustych płachtach niezapisanych dzienników, niewypełnionych
kartek w tygodniowym notatniku.) Przychodzi przypływ i noc. Na nią
nie mam tabletek. Jej nie oddaje żaden rysunek, obraz, sztych.
IV
Zamiast gapiów i niekończącego się pościgu
otrzymujemy wzrok kelnerki. Podaje kartę. Drżę
pod jej bacznym okiem (niezdarnie jak ty).
Potem bierzesz widelec i nóż i tniesz poprzez zdania
przy innych stolikach. Zatrzymujesz się, owszem, klniesz,
bo już zapomniałaś o leworęczności,
z której słynęłaś wywracając na lewą stronę
życiorysy twoich poprzednich ofiar. - Drzewo
jest solidne. Nie boi się słońca - kłamcy.
Słowa wędrują przeze mnie. Robi się dość późno.
Zabieramy się do wyjścia, idziesz do wc (psia kość
nie pasuje to. Brak w tym “wu ce” zwiewności).
Wychodzę na zewnątrz i jeszcze w głowie myśli lep. Weneckie
życiorysy prawie tak mnie absorbują, że zbierają się pod czaszką w skrzep.
Na szczęście gołębie poruszają się na niebie każdy w swoim rytmie.
- Satori - myślę i na chwilę znikam
(podróż wzrokiem po tym, czym przez moment jestem
- ruchliwym stadem szarych ptaków na ciemnoniebieskim niebie).
Pojawiasz się po kwadransie, kiedy już wróciłem.
Przyznaję - zagranie zgrabne taktycznie.
V
“Wolę jak rozpływasz się sama na swoje praktyki
i nie ogarniam rozumem tego, co nam sugerują ciała.
Niewyraźny i zamazany jest ten obraz, który sobie składam
drzewo i słońce nie rozpadają się na resztki dialektyki.
Tak jak krzyk nie dzieli się na ból i przyjemność.”
Podły zapisek na jakiejś serwetce świadczy o upadku
niegdysiejszych talentów. Znów restaurant. Znów wieczór.
Znowu jesteś obok. Przetaczamy się powoli w banał
jak konstrukcja zwrotki. Wychodzimy na zewnątrz.
Rytm.
Trzeba trzymać rytm. Autobusy, herbaty, gesty, telefony.
Rytm - do tego to się sprowadza.
Jeszcze raz na zewnątrz.
Jeszcze raz schodami w dół. Jakbyśmy wierzyli, że zaprowadzą nas
tym razem gdzieś indziej. Jakby mogły dać nam jakieś inne rozwiązanie.
Tak, ja też zauważyłem, że jest zbyt nisko. Tafla, niżej od tafli.
To nie koniec. Nadal trwają leniwe biesiady.
VI
Głos nasz wibrował po całej rozpiętości liter.
Ktoś biegnie za nami po schodach. Tam, w odległości -
cień dawnych przegranych gry, w którą gramy.
To schadzka zaplanowana w najdrobniejszych detalach:
Przyspieszamy kroku jakbyśmy byli właśnie z tych,
których pościg ma dopaść czy śmierć na schodach.
Tymczasem wieczór jak pacjent, co rozciągnięty na stole
(spod zgrzebnego pióra Anglika co dręczył swoją, jak ty,
posłuszną żonę, mogła wyjść taka metafora),
czeka na swojego wiotkiego, zniewieściałego
kompana. Tego pogardzanego przez swoje ego
adoratora o wybielonych bezsennością policzkach.
Pod nim, pod księżycem staniemy (coś jak tłum gapiów)
we dwoje, pochyleni nad listem, co na przekór
swojej leworęczności ustami pisaliśmy.
VII
“Szanowna Pani, Lillio Z Pandżabu,
kobieto o przyjemnym zapachu i takim wyrazie twarzy.
Zapytuje mnie Pani pośrodku mojego snu,
pośrodku mojej nieodgadnionej wędrówki w pościeli,
czyli (teraz) na stacji metra, co wiersz taki jak ten ma znaczyć.
Ma Pani słuszność, że części od trzeciej do piątej krążą po jednej orbicie.
Tematem jest marność, doniosłość i powtarzalność tego snu na sennym globie.
Tak, tak Szekspir, a po nim setki mniej zdolnych ujmowało dasein
(to heideggerowskie bycie).
W części pierwszej i piątej jakaś reminiscencja Montalego
(”Zszedłem z miliona schodów podając ci ramię
nie dlatego, że czworgiem oczu można więcej zobaczyć[…]”),
w piątej łamany rytm rymów.
Niechlujne sylaby, wstawka prozą.
Jakieś pokraczne echo “Nocy tysięcznej drugiej”.
Tak, wiem, słyszę Pani głos.
I jeszcze te ekspresjonistyczne metafory
(ten zniewieściały księżyc) też poetę zawodzą.
Oczywiście pacjent, skorupy i bistro - ta love song i żona.
Obydwoje mamy dystans do katolickiego domu.
Inwencja ludzka jest jednak skończona,
stąd Eliot - zgrzebny starzec, co żonę do obłędu nieśmiało,
za rękę, po angielsku prowadził latami.
Więc poza nadmiarem cytatów, co znaczy ta scena na schodach?
Czym jest ten list? A my (tym czym widzimy - jak chciałby Stevens)?
Nie, to przecież…
O i jest Pani wagon, jest Pani metro. Proszę na siebie uważać
na swoją leworęczność, na popijającą wciąż matkę, na dzielnicę emigrantów,
na swój fikcyjny kapelusik retro.”
Podobne tematy
Następna dyskusja: