Temat: Nasze wiersze
KIM ŻE ON JEST
He who fights with monsters should look to it that he himself does not become a monster. When you gaze long into the abyss, the abyss also gazes into you.
Fryderyk Nietzsche
On nie zna Czasu jest ponad Nim
Konfabuluje obrazy, projekcje i film
Aktorzy nie jego są w piekle zesłania
Jedyna reguła , funkcja poddania
Nietzsche wraz z Bogiem umarli dla Niego
Purpurat tronu , Gwiazda wybiegu
Aniołom skrzydła krwawo usunął
Wcisnął się w tron, na ziemię splunął
Świętą plwociną skasował rozumy
Zabrzmiało Sanctus fałszywej dumy
Racja jest jedna Król oraz Błazen
Substytut wielkości , metaforyczny karzeł
Ego , Egunia, Eguniem pogania
Lulajże , lulaj Monarcho bajania
Wyciągnij nogi, oprzyj o głowy
I kop ,bij ciała nie do połowy
Kolana zgięte , padlino ziemska
Stoi nad Tobą Potęga, Twa klęska
Rozumu ideał zmartwychwstał na nowo
W autyzmie oklasków buduje swe Owo
I wciska ci w uszy mantry nieczyste
Owoce jąder, postulaty puszyste
Jak pawia ogon napuszył się cały
Chwała brzmi w trąby dla samej chwały
A w dali na cytrach grali muzycy
Rodzili się smutni nie fanatycy
I mieli nadzieję, choć skromną, maleńką
Że ktoś się w końcu w łeb palnie butelką
ILE JUŻ TRUDNEJ HISTORII ZA NAMI
Zaplątały na wieczność się nasze konary
Ja siwa sosna Ty dąb stary
Tylko nas dwoje zostało na polanie
Na jeszcze życie a potem konanie
Ile już trudnej historii za nami
Igraszek i gier startymi kartami
Stóp wokół nas znaczonych na piasku
Deszczu i mgły porannego brzasku
Widzieć nam było rodzenie i śmierć
Sznur na gałęzi nie życia chęć
Koszmar istnienia pożaru swąd
Rany na sercu jak skóry trąd
Ale też radość pod naszym cieniem
Dotyk i uśmiech znaczony marzeniem
Zapach wytchnienia narkotyk natury
Uśmiercał realizm mazał kontury
A my stoimy ponad widnokrąg
Niezmienna rzeka w złocie pól,łąk
I tylko kora narasta warstwami
Ile już trudnej historii za nami
SKARPETKI
Jakże trudne jest życie z tobą Mamo.
Nie rozumiesz twórczości Agnieszki Holland.
Oddychasz cebulą
Masz porowate dłonie
Pachniesz starością
Prostota w słowie
Fartuch przepocony kuchnią
Wstydzę się .
Synku daj mi swoje skarpetki
Upiorę Ci.
O
Jesteśmy po dwóch wojnach po czwartym rozbiorze
Po papieżu Polaku , po komunistach nie daj Boże
Jesteśmy w intelektualną maszynkę włożeni
Zębatki , trybiki, sprężynki przestrzeni
Jesteśmy w środku bez strun głosowych kurą
A ekran oblewa forma zwana bzdurą
Perfidnych mataczy , manipulantów obsranych
Dla których Ty i Ja to liczba tych oddanych
W Michnika, Sierakowskiego, towarzyszy broni
Dla których świętość umarła z pociskiem fałszu w skroni
Okularki na noskach, jąkanie o pięknie
O tym co jest etyczne a co w dupie mięknie.
O prawdzie i fałszu historii przebytej
O miodzie i wódce na Wiejskiej wypitej
O sztuce płukania umysłu Narodu
Na chuj nam Naród ,więcej z nim smrodu
Bertolda nie słuchali ponurzy działacze
Trzeba odnowić dla ludu twarde sracze
A my spojrzymy na scenę jak zagrane będzie
Siedząc wygodnie w najlepszym pierwszym rzędzie
I śmiech nam rozwali przepony wypięte
Przez marne akty przez lustra wygięte
Ujrzymy pospolitość , tak daleką dla nas
Jak kadry w filmie jak poezji Parnas
Lata skupione na marnej czekoladzie
Oddamy w komis za darmo w bezwładzie
Myślenia za siebie i tego co mądre
Roboty życiowe bez miary przesądne
W horoskop wczytane i tyle nam starcza
Włóżcie więc więcej w nasze gęby żarcia
Swej papki mydlanej w papierku z nadrukiem
Nie myśleć ,nie dumać , nie płakać bo z hukiem
Usunąć nam przyjdzie was piórka nędzarzy
W obozy dla niemych i ślepych kuglarzy
NOWA MATKA
Znowu gdy dzieckiem z myśli zostanę
Boga Wielkiego, Plemnika Stworzenia
wybiorę inną niż było mi dane
Matkę dla siebie, nowego wcielenia
w sklepie z matkami nie będzie promocji
żadnych upustów i tanich dodatków
od Boga dostanę kilka wariacji
i żadna nie będzie rzucona tu w spadku
wybór to w końcu miara wielkości
marki i sprytu Stwórcy Pewnego
płynąc w regałach pełnych wielości
wybierać Matkę będę dla "ego"
nie taką jak miałem w sferze minionej
gnuśną, obleśną bez mocy i ciepła
bez siły przebicia na wzór nie skrojonej
nudną i rudą jak rdza co zaciekła
zakupię Matkę nową z gwarancją
na lat kilkanaście swojego istnienia
trwałą i piękną z litową baterią
najlepiej bez żadnego imienia
Kartezjusz patrzył w niebo gwiaździste
ja widzę gwiazdy jaskrą pokryte
padliną dziś jestem ,ciało nieczyste
kaleką co słowo "nienawiść" ma wryte .
DO KRYTYKA
Wstrętna, parszywa, obłudna, banalna
prosta, bez dźwięku, nie biała lecz czarna
sucha, zmarszczona, z piegami od bzdury
twórczość wyrodna z samej natury
ślepa, żmijasta, zjadliwa, okrutna
bez akcentowa, w strofach zbyt nudna
chamska, wyniosła , zalana swym potem
"poezja" moja - twoim kłopotem
MODLITWA
Gdy wszedłem do karczmy zapitej od rana
czuć było biedę samotność i smutek
na krzesłach bezwolna ponura biesiada
i dźwięk rozlewanych po stołach gdzieś wódek
Ostatnia wieczerza, ostatnie przesłanie
szukamy zbawienia w pijackim amoku
i ja taki jestem właśnie mój Panie
w modlitwie do ciebie w duchowym obroku
KONRAD KOSZAL edytował(a) ten post dnia 12.09.09 o godzinie 17:57