Temat: Nasze teksty - na widelec!
Z tomiku "Mój pogański sen" - już niebawem w druku.
Zapraszam również na strony:
http://facebook.com/mojpoganskisen
oraz
http://wojciechswietobormytnik.blogspot.com
Perun
W tajemnych krainach, wysoko wśród drzew,
Kołysał się sen mój pogański...
I szumiał... i szeptał... i cichł jego śpiew -
Niebieski... swobodny... bezpański...
I spłynął doń z góry, z wysoka, aż z chmur,
Błyskawic srebrzysty Władyka!
A w oczach miał słońce i szumny miał bór,
I boskość, co oczy zamyka!
Jak dąb wyrósł z ciszy nieznany mi świat,
Gdzie Mocą pulsują przestrzenie!
A potem błysnęło! i w trawę gdzieś spadł
Mój sen, co już nie był marzeniem!
17 stycznia 2004 r.
Moja Wiara
Moja wiara - las wielki żywicą pachnący,
Wianki kwietne splecione na dziewczęcych skroniach.
Moja wiara to piękno Święta Równonocy,
Niezmierzoność Wszechświata, taniec mgieł na błoniach.
Moja duma - śpiew dziecka w polskiej brzmiący mowie,
Mogił srogie milczenie i Praojców czyny.
Moja siła - blask Słońca, słowiańska zadruga.
Moje serce - krwawiąca czerwień jarzębiny.
Moje życie - to walka, to zakorzenienie,
To tęsknota za krajem znanym z legend starych,
To cieknący przez palce bezlitosny czas.
Mój testament - moc słowa, chwilowość, wieczystość,
Pomruk burzy niosący się przez ciemne jary
I pachnący żywicą, nieskończony las.
2002 r. - 20 września 2012 r.
Świętobór
Las mnie opęta. Ziemia mnie pochowa.
W żyłach popłynie krew świerkowej ciszy.
Ginące światła pomkną ku niebiosom.
Wieczór w mych myślach modły swe zapisze.
Kto zapamięta moje prześniewanie,
Jeśli nie dusza wszechmogącej kniei?
Gdzie zamieszkają wizje słońc gromowych,
Jeśli nie w leśnej, bezpańskiej zawiei?
W dębach wyryję swoje ziemskie imię
Mokrą od potu świętą głagolicą.
Ostatni pokłon oddam Wszechistnieniu.
Księżyc oświetli me stęsknione lico
I pójdę dumnie w niewiadome kraje
Jak dziecko światła, człowiek, diabeł, król.
Wyjrzyj czasami poza krańce świata.
Będę tam mieszkał - pośród gwiezdnych pól.
1 grudnia 2004 r.
Atma
Ty, bezimienna i głucha, nigdy nie nazwana,
Oblana złotem przedświtu wśród ostępów mroku,
Smolista taflo jeziora, trwająca w milczeniu,
Spójrz jak ja w Ciebie spoglądam, jak umieram wokół!
Zobacz, jak życie zszargane wieszam na gałęziach,
Sterczących ze sztywnych sosen, zastygłych w bezruchu,
Jak krwią swą znaczę kamienie otulone wichrem,
Jak, nie zaznawszy istnienia, przepadam bez słuchu!
I niechaj nigdy, przenigdy, ludzkość się nie dowie,
Kim byłem... albo kim będę, gdy snem się otulę
I w gwiazd zimowych oblicza zaglądnę niemotą,
Żarliwym snów niespełnieniem, potęgą i bólem!
Dziś strach ma imię północy, które ja przywdziewam
Wbrew sobie i zgodnie z sobą, przeciw przemijaniu.
W cztery kierunki Wszechświata bezwiednie wędruję,
Łowiąc pajęcze chwil mary w ziemskim bytowaniu.
Milczących wód czarna grozo, słońcem podsycana,
Żywicznej pieśni bożyszcze, zamarłe w świętości,
Spójrz jak umieram, jak płonę, jak wnikam w dywany
Tych jagód, co dziś wyrosły na grobie miłości.
Greenhithe, 10 maja 2012 r.
Jesień w Dolinie Jezierzycy
Smutek się zakradł między olchy i jesiony.
Szarość i zadumanie zaległy w dolinie.
Milczą sylwetki dębów we mgły otulone.
Milczą spokojne wody - dawnych ech świątynie.
Świt dziś nie nadszedł. Półmrok włóczy się po lesie,
Wilgotne krzewy jagód sennie przeczesując,
A z nim w powietrzach zimnych dzika pieśń się niesie,
Tam dokąd tylko wiedźmy-ptaki odlatują
I nikt nie pozna nigdy ani się nie dowie,
Co kryją pozłacane liściaste kurhany.
To uroczysko Wrzosy - pogańskie błędowie,
Miejsce, gdzie czas się zgubił w śnie zaczarowanym.
Leicester, 15 listopada 2006 r.
Śląkwa
Zimno tu. Mchem porosłe, zmurszałe wiatrołomy,
O które tylko wicher strzyboży się potyka,
Wilgocią potężnieją w przedmrocza śnie zielonym.
Złamane sosny szepcą o leśnych mgieł władykach.
W przepastnym jarze Słońce moc swoją zatraciło,
Zastygłe w bezimiennej kamiennych bogów trwodze.
U stóp potężnej góry bezednie się ziściło
I smugą zapomnienia zaległo na mej drodze.
A Ona pośród deszczu - chmurliwa, zgubna, trwożna -
Podąża za wczorajszym niebiańskich świateł cieniem.
Czerwoną łzą kalina otula się przydrożna.
Tak szerzy się dokoła ślężańskie zatracenie.
Leicester, 14 listopada 2006 r.
Epiphaneia
Jest taki wiatr,
Który wieje pomiędzy gwiazdami
I maluje mroki niebytu
Dalekosiężnymi planami Stworzenia.
Teraz już wszystko rozumiem...
Kropla porannej rosy
Zawiera w sobie pełnię Boga.
2002 r.
Eremitorium
Kolejna bezdeń. Kolejna otchłanność.
W tej jednak czuję przyjazną pieszczotę.
Przytulne słowa z dala od wszechrzeczy
Ciszą spowiły moje zadumanie.
W tej ciemnej kłódzi oswajam swe myśli,
Te światowieczne, te słomianopłonne.
Na ciepłych ścianach z powagą zawieszam
Trwaniem złowiony mój sen...
Ileż to sekund przeszyłem swym głosem
Chcąc zapamiętać to, co mogłem stracić...
Nie mam już siły w ludzkość się zagłębiać.
Lepiej mi czytać księgi czarnych świateł.
Tak jest przyjemnie w cichej mej pustelni:
Mówię bezgłosem, żyję nieistnieniem,
Oddycham sobą pod gwiazd nieopieką,
Wierszem spisuję swój czas...
27 stycznia 2002 r.
* * *
nie dbam
o tak błahe rzeczy
jak bóg
wieczność
czy sens istnienia
dla mnie
liczy się to
co naprawdę ważne
chwila
smak
dotyk
kropla deszczu
2002 r.
Zmierzchanie
Półmrok i cisza. Zapalone świece -
Nikłe pochodnie na mym fortepianie.
Nigdzie już dzisiaj duchem nie odlecę.
Tego wieczoru nic się już nie stanie.
Zegar na ścianie przetkanej błyskami
Odmierza godzin niewymowną trwogę.
Zapach kadzidła siłuje się z drzwiami
I mgłą zawisa między mną a Bogiem.
Bóg dumnie milczy. Swoje cztery twarze
Zaklina w popiół nadchodzącej nocy.
Nic się już dzisiaj tutaj nie wydarzy.
Znikąd zbawienia i znikąd pomocy.
18 listopada 2014 r.
* * *
Noc już nadeszła. Płoną świec lampiony.
Gdzieś tam, za oknem, czarny, głuchy świat.
A w mojej duszy jęk nieutulony.
Ktoś moje życie bezpowrotnie skradł.
Czarcie gałęzie - ręce Czarnoboga -
Pukają w szyby, tańcząc w nocnej mgle.
Poza tym cicho... I tylko zła trwoga
Woskowy półmrok bezlitośnie tnie.
Prastary księżyc na mroźnych niebiesiech
Srebrną rozpaczą rozpromienia las,
A pustka duszy razem z mgłą się niesie...
Właśnie ostatni płomień świecy zgasł.
Już tylko grudzień zagląda mi w oczy.
To Twoje kroki dochodzą zza drzwi?
Słyszę wyraźnie jak powietrznie kroczysz,
By swoim życiem rozświetlić me dni!
Dartford, 30 listopada 2011 r.
Bezdech
Drewniany sen, białe mgły, czarna rzeka.
Smutek wędruje od chaty do chaty.
Jak makiem zasiał. I pies nie ujada.
Milczący wiatr - jak ten duch rosochaty.
Wierzba nad rzeką płynącą ospale
Ciężar pochyla swojego żywota.
Kolejny bóg tam odchodzi w niepamięć.
Kolejny wszechświat wystaje zza płota.
Jasno i zwiewnie, ciężko i ponuro.
Grom - ten, co nie ma dźwięku ani mocy,
Rozświetla wsi zamazane obrzeża.
Pęd. Jedwabistość. Miękki dotyk nocy.
I - pośród ułud dzikiego półmroku -
Głos nagle słyszę, jakichś jęków splot.
Nie. To nie jęki. To odległe gwiazdy
Sączą się w sioło przez zmurszały płot.
9 czerwca 2013 r.
Wola Przetrwania
Pruski lesie, ogrzany słońca kołowrotem,
Gdzie Galindów pradawna jeszcze pieśń pobrzmiewa,
Ty, co w barciach brzęczących spływasz miodu złotem,
Tam, gdzie krew wojowników piły ongiś drzewa,
Matko Ziemio, gdzie mowa Prusów jeszcze żywie,
Choć ją ogniem i stalą jak las wycinano -
Dajcie siłę żyjącym trwać na świata niwie,
Dajcie pamięć i spokój milczącym kurhanom!
O wszechwładny Perkunie, chrobry władco gromu!
Ty co roku na wiosnę burzysz się nad polem,
Ty nam wszelki dostatek niesiesz w progi domu,
Błyskawicy srebrzystym pługiem orząc rolę!
Zwól nam w światy zanosić jaćwieskie przesłanie
O pragnieniu przetrwania, trwalszym niźli śmierć!
Choć skazano nas dawno na ludzką niepamięć,
Znów wznosimy ku niebu swoją hardą pięść!
5 lipca 2010 r.
Wyznanie Wiary
Ciszo wieczoru - smutna, bezbronna,
Słuchaj, jak ziemia po cichu śpiewa...
Zrodzona niegdyś myśl bezpotomna,
Czas mieszkający w pochyłych drzewach,
Dawnych wydarzeń przebrzmiałe echa,
Kamiennych bogów wiekowe głosy,
Chaty wieśniaczej słomiana strzecha,
W płomieniach walki rozwiane włosy,
Siana w czas letni pachnące stogi,
Kołacz w zimowe dzielony Gody,
Człowiek, co w śmierci wstępując progi
Nie czeka kary ani nagrody,
Rozkosz spoczynku w cieniu dębowym,
Piękna kobieta u mego boku,
Dzikie mokradła, szumne dąbrowy,
Okrzyk wolności pośród obłoków,
Sylwetka orła, władcy przestworzy,
Poprzez korony sosen widziana,
Ucieczka zdrajców, co w imię boże
Dziadów rzucali mych na kolana,
By ich pogrążyć...
Dziś duch ich osłabł,
Fala zwątpienia naród zalewa...
Ciszo poranka - dumna, wyniosła,
Słuchaj, jak ziemia po cichu śpiewa...
16 listopada 2000 r.
Wierzę
Wierzę w ciche, odległe gwiazd srebrnych wieżyce,
W trójistnienie, trójjawność wszelkich boskich praw,
W złydnie chmarne, ciemnogie, w chwary i księżyce,
W niezmierzone, odwieczne bóstwo szumnych traw.
Wierzę w pól wiekuistych tajemnicze trwanie
I w poranne bezkresy mokrej leśnej mgły,
W Słońca wratne w niebiesiech Kołozmartwychwstanie,
W bliskość myśli człowieczych, w mroczne nawne sny.
W swarogowe oblicza, Marzannę i Lela,
W śmierci pewne nadejście i wędrówkę dusz,
W dobry gest, co oblicze starca rozwesela,
W tajemnicę zjawioną, w świętość letnich burz.
W mądrość Ojca i Matki ciepło miękkiej dłoni,
W wolę przemian i losu nieuchronny jaw.
Wierzę w świętą, głęboką ciszę wodnych toni
I w odwieczne, wszechmocne bóstwo szumnych traw.
17 listopada 2014 r.
Rodzima Wiara
Hej, uparte my pogany, mimo lat tysiąca zgoła:
Wierzym w Marzę Czarnolicą! Swaróg Bóg nam i Nijoła!
W naszych domach wciąż kołacze, miody, plony i pisanki -
I na Dziady jasne znicze, i na Noc Kupały wianki!
Słońcewroty, kołomiry, swargi, bukwy, Słońcestania,
I drewniane nasze świątki z duszy możesz nam wyganiać -
Nic nie wskórasz! Nie zostawim, nie odejdziem od swej wiary!
Płonie, płonie w sercach ogień! Żyje, żyje ród nasz stary!
Iście godne my dziedzice przeszłych lat, zburzonych chramów!
Nasza wiara - świat dokoła: cisza bagien i kurhanów,
Lasu szum i zapach wspomnień w życia ostatniej godzinie.
Nie wypędzisz z nas pamięci! Nigdy Słowian ród nie zginie!
16 grudnia 2014 r.
Zemsta
W odwiecznej, ciemnej pradolinie zdobionej jesienią,
Gdzie słońca żar kamiennych bogów ledwie światłem sięga,
Wśród mchów i mgieł i rzek urwistych, co w biegu się pienią
I milkną, rażone niemocą - rodzi się Potęga.
Tam, gdzie najświętsza świętość mrocznych borów w świat się szerzy,
A napowietrzne chały szyją niebios chmurne szaty,
Rodzi się On z niebytu nocy, z milionów pacierzy -
Dziedzic na tronie gwiazd wszelakich, Świętowit bogaty!
I gniewnie cztery swoje lica ciska w martwe kraje,
Co zatraciły pamięć o Nim i Królestwie Jego!
O, jakże długo trwa ten sen, co jawą się wydaje!
Spójrz, świecie, na swojego Pana, z dawna czekanego!
Bo oto powstał z hańby dziejów dumny Biały Orzeł,
Ten Czterolicy, ostropióry, dziki Grom pogański,
A zemsta będzie Jego znakiem, piorun Jego nożem,
Tym, co rozetnie ciemność Kłamstwa w kraju nadwiślańskim!
Ziemio-Mateńko, udręczona zdradą i poddaństwem,
Ty, co już miałaś nie żyć, a kwitniesz uparcie!
Wraca Twój duch w słowiańskie serca. Będziesz wielkim Państwem!
A tych, co zdradzić Ciebie śmieli - krukom na pożarcie!
23 września 2013 r.
Mrok
gdyby wieczór dzisiejszy
był wyciszeniem w Twoich oczach
spałbym spokojnie
niknąc w medytacji
mrok byłby miękkością Twych włosów
a i ja byłbym wtedy
mniej niebieskim człowiekiem
nie znam siebie samego
mam setki imion
każde z nich ma
przypisaną do siebie gwiazdę
gdzieś tam
na twarzy nocy
smutku
opuść mój głos
23 lipca 2002 r.
Hypnos
Ogrom księżyca milczał ponad lasem,
Gdy biały rumak po niebie cwałował.
Duch mój, uśpiony szałem zapomnienia,
Nagie Twe piersi pieścił i całował.
Chciałaś mnie oblec w czernie i szkarłaty,
Kiedy w galaktyk głąb się zapadałem.
Chciałaś przede mną odsłonić bezwstydność.
Ja nie wzgardziłem Twym spragnionym ciałem.
Potem już tylko cisza i obrazy,
Szeroka droga i nieznane czasy...
W Twoim spojrzeniu milczący niepokój
Odbijał księżyc i cichnące lasy.
Nikt do nikogo nie powiedział słowa.
Wpatrzeni w gwiazdy, skaleczeni ciszą,
Śniliśmy razem, nie poznawszy siebie...
I nikt nikogo wtedy nie usłyszał.
30 grudnia 2002 r.
Pejzaż Z Dziewczyną
Tajemnicza jak żywioł szepczącego boru,
Słodka niczym wspomnienie skoszonego siana,
Piękna wstęgą czerwoną letniego wieczoru,
Szła dziewczyna przez pole, w wiatr tylko odziana.
Zmierzch malował w jej oczach gwieździste tęsknoty,
Jej policzek chłód nocny namiętnie całował.
Szła dziewczyna w nieznanych światów niezmierzoty,
Tam, gdzie słońce swą siłę za horyzont chowa.
Sierp księżyca srebrzyście pluskał się w jeziorze,
Nieopodal, za wodą, pachniał sad wiśniowy,
A słowiańska boginka oczy swe w przestworze
Rozgwieżdżone wtapiała, jak w sen granatowy.
Warkocz, zgrzebnie spleciony z kasztanowych włosów,
Spływał niczym wodospad na jej nagie ciało.
Dokądś szła pośród nocy otchłannych odgłosów.
Szła - i nic się dokoła innego nie działo.
19 grudnia 2003 r.
Niepewność
Wierzysz, że mój sen zamieszkał dale,
Że w błękitnych głębiach mocą lśni...
Lecz być może nie śnię, Pani, wcale
I to Ty na moje miejsce śnisz?
Może wszystkie sny, które spisuję,
Nie są mojej duszy barwnym tłem,
Tylko mnie nachodzą, gdy kreuję
To, co już od dawna jest Twym snem?
Może jestem tylko nikłym blaskiem
Na głębokich wodach Twoich snów
I nie moje są te słowa wszystkie,
Bo nie mówię nic prócz Twoich słów?
23 lipca 2002 r.
* * *
Śniłaś mi się dzisiaj. Piękny sen!
Plotłem Twoich włosów złoty len.
W okno nam zaglądał wieczny las.
Dzień w spokoju zorzy z wolna gasł.
Śniłaś mi się! Jeszcze w myślach tkwiGłos Twój - jak wspomnienie dawnych dni.
Teraz mi pozostał tylko żal.
Znów ten las... i ścieżka w mroczną dal.
Greenhithe, 11 luty 2012 r.
Dola
Usiądź ze mną przy stole pachnącym lasami.
Jasną świecę zapalę. Mary czmychną w kąt.
Często tak siedzieliśmy. Pamiętasz? Czasami
Czuję, jakbyś w ogóle nie odeszła stąd.
Złoty miód w dwa drewniane nalewam kielichy.
Wypij ze mną, jak wtedy, za pomyślność dni!
Tyś cudowna, zmęczona. Ja - smutny i lichy.
Kto mi Ciebie odebrał? Kto zamglił mi sny?
Jakie piękne masz oczy... W nich się przeglądałem!
Pamiętałem ten słońca w Twoich oczach blask!
Gdzieś odeszłaś. Ja także wspomnieniem się stałem.
Usiądź ze mną. Już nie ma - ni Ciebie, ni nas...
Greenhithe, 17 maja 2012 r.
Przedwiośnie w Tatrach
Po Goryczkowej Czubie i ciemnych kłębach chmur
Pradawne gnają lęki i groza wiecznych gór.
Słońce im mgieł korony z rogatych strąca łbów,
A one gnają, gnają... w zamrocza górskich snów.
Przede mną panorama milczących czarnych Tatr,
Gdzie tylko w turnie duje osamotniony wiatr.
Klękam w milczącym jarze, ręką odganiam mgłę,
Na starą wiarę Ojców mocno się w duchu klnę
I wbijam w twardą ziemię złoty solarny krzyż!
- Zbudźcie się, Bogi Wiosny, rozbijcie zimy spiż!
Piorunem, ogniem, mocą spalcie Marzanny sny!
I strąćcie w otchłań światła, w niepamięć leśnej mgły!
Granitów ciemne grzywy czesze lodowy wiatr.
W martwej krainie śniegu tonie tatrzański świat.
Na szarej tafli wody skrzą się tańczące kry.
Idzie nasz kres, Marzanno. Spłoniemy. Ja i Ty.
Zakopane 2002 r. - Greenhithe 2014 r.
Biesy i Czady
Piękno tej dzikiej krainy na zawsze w Tobie zostanie.
Tutaj przyjechać z daleka możesz jedynie raz.
Potem już tylko powracasz - i to magiczne wracanie
Nadaje sens twemu życiu, stroi je w urok i blask.
Jesień wśród ciszy połonin jest jak wspomnienie miłości -
Tej najprawdziwszej, jedynej - straconej w zamroczu mgły.
Tutaj wędrując przez życie dotrzesz do pięknej starości,
Gdzie istnieć będą jedynie święte te góry - i Ty.
Pradawnych dni głuche echa i krew o pomstę krzycząca
Toną w świetlistych rozblaskach, gdzie biesów tańcuje rój.
Oto powietrzna, przestrzenna kraina boskiego Słońca,
Gdzie czadów śpiew wiekopomny jest wiecznie niczyj, choć Twój.
13 luty 2012 r.
Pejzaż
Latem to było, latem, czerwcowym wieczorem!
Słońce w niebach szerokich rozpaliło łunę
I gasnącą czerwienią zawisło nad borem.
Łąka pachnieć zaczęła nocą i piołunem...
Z wschodnich stron nieproszony Strzybóg wnet się zjawił,
Niosąc z sobą skłębioną czarnych chmur powałę.
Wietrzny szaman-czarodziej! Deszczem świat załzawił -
Ciepłym światom na zgubę, a na swoją chwałę.
W deszczu tym dąb wiekowy święte swe konary
Splótł z jasnością pioruna, co weń z góry raził,
Jeszcze świętszym go czyniąc w ostatniej godzinie.
Zamarł świat przerażony mocą tej ofiary!
I w tej chwili śmiertelnej żaden dźwięk nie skaził
Ciszy, która zapadła w podgórskiej dolinie.
29 grudnia 2010 r.
Płanetnik
W oparach dymu, przesłonięty mrokiem,
Oszołomiony czarnych słońc niebytem,
Krzyczałem z wiatrem nad ciemnym obłokiem,
Wietrząc wszechświaty przede mną ukryte.
Ja - wodny demon, pogromca ażdachów,
Odwieczny władca ponad chmur bezmiarem,
Krzyczałem światłem na wszechświata dachu,
Karmiąc się wody błyskotliwym czarem.
Potem zstąpiłem pomiędzy dąbrowy,
W szarości deszczu rzeźbiąc imię swoje.
Wskrzesiłem zapach rzeźwiącej odnowy,
Skłębionej ponad wiejskich chat spokojem.
Mgłę zawiesiłem pomiędzy polami,
Plotąc w niej nici pochmurnego Boga.
Orałem ziemię wodnymi pługami,
Kładłem kałuże na błotnistych drogach,
A kiedy niebo przeciął sztylet słońca
I zniszczył burzę żarliwym żywiołem,
Czekając w ciszy mego dzieła końca,
W ciepłym powietrzu powoli zniknąłem.
16 lipca 2004 r.
Waligóra i Wyrwidąb
Dwóch ich żyje potężnych pod słowiańskim niebem,
Z matki Mocy zrodzonych w starodawne czasy.
Jeden z drugim - nawzajem silniejsi od siebie,
Drugi z pierwszym - w odwieczne biorą się zapasy.
Hen, gdzie leśne są poręby,
Waligóry, Wyrwidęby
Szumią, wrzeszczą, łamią drzewa,
Wiekowe dąbrowy.
Tam, gdzie szczyty wchodzą w chmury,
Wyrwidęby, Waligóry
Tłuką, grzmocą i łyskają
W tańcu perunowym!
Dwóch ich jeno olbrzymów, a jakby stu było -
Z takim tęgim zacięciem wzajem się siłują,
A co jeden zwycięża, drugi go od nowa
Wokół siebie wykręca - i tak w krąg kołują.
Hen, gdzie górskich turni zęby,
Waligóry, Wyrwidęby
Tupią, kopią, rozbijają
Granitów okowy!
Walą, rąbią, lecą wióry!
Wyrwidęby, Waligóry
Lecą z wiatrem poprzez światy
W szaleństwie burzowym!
Płanetniki i ażdachy
Ubaw mają dziś po pachy!
W deszczu, w błyskach, w chmur zamroczach
Dzieje się zniszczenie!
W dół, do góry i na boki
Rozstępują się obłoki,
Gdy olbrzymy dwa gromowe
Wędrują przez ziemię!
29 czerwca 2010
Marzanna-Śmiercicha
Na białym śniegu skrwawione pieczęcie.
Nade mną szkarłat nieba i gałęzie.
Gdzieniegdzie jeszcze gasnące lazury
W mrok się wtapiają i w wieczorne chmury.
Dzika świątynia, z dawna zapomniana.
W gęstwinie cierni padam na kolana.
Mojej tęsknoty nic już nie ukoi.
Cisza zapadła - cisza się ostoi.
Z oddali naga nadchodzi dziewica.
To Śmierć-Marzanna oczy me zachwyca.
W mroźne objęcia obojętnej zimy
Bez zawahania razem odchodzimy.
I kiedy przyjdzie błogosławna wiosna,
Pomknie z powietrzem pieśń moja miłosna,
A moje ciało, pchnięte w wodne tonie,
Jak wiecheć słomy razem z nią utonie.
30 lipca 2002 r.
Wiesnaczucha
Wiesnaczucha - czarucha, boginka,
Pierwszym słońca promieniem zbudzona,
Ciemne wody wzburzywszy jeziora,
Świat witała, gdy mrok wokół konał.
Świat witała, z uśpienia podniósłszy
Życie w oczach bezdennych zaklęte.
Z zaślepienia, z zamrocza - w odnowie!
Z wszechmartwoty - w istnienie prześwięte!
Rozstąpiły się wodne topiele,
Zaszumiało przybrzeżne sitowie...
Ona światło w spojrzeniu chowała!
Świetlną miała koronę na głowie!
W białą dal wypuściła zmarzniętą
Rozszalałe wilgotne wietrzydła.
Poleciały szalone, wiosenne,
Niosąc zieleń pachnącą na skrzydłach.
Wirowały z nią mroźne powietrza
I ginęły w wiosennej odtai.
Kosmos zapadł w wiosenne olśnienie
I miłością się cały rozmaił!
Pierwszy grom się przetoczył nad polem
I w pył rozbił lodowe kurhany!
Dziki krzyk przeszył chmurne gęstwiny
Z piersi młodej boginki wydany!
Słońcem, mocą powiało dokoła
W wirujących, tańczących podmuchach!
Tak radośnie zrodziła się ona -
Wiesnaczucha - boginka, czarucha!
9 lutego 2004 r.
Jaryło
Jedzie Jaryło na koniu - na wietrze, w zieleni traw,
A nad nim wojtki wracają do gniazd,
A za nim białe kwitną przebiśniegi.
Śnieg w wartkie rzeki przemienia
Słońca wiosenną mocą,
Topór wszechwładny, piorun,
W jasnej dzierżąc dłoni.
Jedzie Jaryło na chmurze - powietrznie, w zapachu łąk.
Drewniane sioła maluje brzozą,
Świeżością pokrzyw, podbiałem, krwawnikiem,
Świątki rozstajne ozdabia
Dymem godowej żertwy,
Niebo błękitne, dadźboże,
W los wplatając świata.
Witaj, Jaryło-Jaruno,
Z dawna czekany Promieniu.
Wianki na głowę Ci kładziem,
Miodu do ognia lejem
W ten święty, potężny czas.
Pola zdobione gwiazdą ziarnopłonu
Niech nam jarzyną obrodzą,
Życie niech przyniosą,
W Marzanny kwitnąc cieniu wiekuistym.
24 marca 2013 r.