Temat: SARASTI CZYTA, recenzja z 22 czerwca 2014

http://sarasticzyta.wordpress.com/2014/06/21/marynarka/

Był sobie człowiek, który kiedyś znalazł się po niewłaściwej stronie, choć wierzył, że jest po dobrej. Później żałował swojego czynu i starał się żyć tak, by odpokutować dawne winy. I był sobie chłopiec, któremu w dzieciństwie zabito ojca, co sprawiło, że nigdy nie umiał ułożyć sobie życia, choć niewykluczone, że był po prostu nieudacznikiem i gdyby wychował się przy ojcu, także miałby problemu z odnalezieniem się w życiu. I po latach od dawnych wydarzeń znaleźli się ludzie, którzy postanowili dla swoich celów wykorzystać zarówno mężczyznę, który pokutuje za błędy młodości i przekonany jest, że nikt już tej przeszłości mu nie wypomni, jak i chłopca, który mimo czterdziestki na karku, wciąż pozostał zbuntowanym chłopcem.

Tak na upartego można by streścić powieść Mirosława Tomaszewskiego Marynarka. I w ten sposób powieść tę możemy odczytać jako powieść obyczajową przechodzącą powoli w sensacyjną. Tylko że tu nie chodzi o jakiś tam błąd i o jakiegoś tam zamordowanego, historie zarówno mężczyzny, jak i chłopca rozpoczynają się bowiem w 17 grudnia 1970 r. w Gdyni. Przedstawiając w ten sposób, z takiej zupełnie ludzkiej perspektywy tamte wydarzenia Tomaszewski udowodnił, że można pisać o kontrowersyjnych wydarzeniach z najnowszej historii Polski nie dzieląc ich uczestników na „nas” i „onych”, tylko w jednych i drugich widząc ludzi. Trudniej natomiast dostrzec ludzi w tych, którzy pomimo upływu lat wyciągają na światło dzienne tamte zdarzenia nie dla tego, żeby sprawiedliwości stało się za dość czy żeby przypomnieć młodym ważne momenty z najnowszej historii Polski, tylko dla własnych korzyści.

Marynarkę dostałam do przeczytania i zrecenzowania. I chyba tylko dlatego nie przerwałam lektury w połowie. Początkowo wątki toczyły się gdzieś niezależnie od siebie i tylko niektóre przesłanki pozwalały sądzić, że nie są one tak zupełnie równoległe i w pewnym momencie się zbiegną. Trudno mi było polubić któegokolwiek z bohaterów: zarówno perfekcyjnego biznesmena Karola – takiego dobrego bogacza co to i interesy robić umie, i córce chciałby nieba przychylić, i z Bogiem dobrze żyje; jak i Ninę – ambitną dziennikarkę lokalnej gazety, marzącą o pracy w CNN czy Adama „Smutnego” – podstarzałego punkowca, który od lat cierpi na kryzys twórczy i nie potrafi wpasować się w otaczającą go rzeczywistość. Więc tak sobie czytałam po kawałku tę powieść, czytając jednocześnie parę innych, aż doszłam do momentu, w którym wszystkie wątki zaczynają się zbiegać… i już nie mogłam się oderwać od lektury. Kiedy już doszłam, czy raczej dobiegłam do końca stwierdziłam, że dobre to było. Może nie wybitne, ale warte przeczytania. I chwili refleksji.

Dziękuję p. Marii za możliwość zapoznania się z powieścią. Sama z siebie pewnie bym po nią nie sięgnęła… a szkoda by było.

Share this: