Temat: NOTATKI Z LEKTUR, recenzja z 23 czerwca 2014

http://daftcount.wordpress.com/2014/06/23/miroslaw-tom...
Krzysztof Mroczko

MIROSŁAW TOMASZEWSKI, MARYNARKA
Kogo dziś obchodzi to, co się stało w grudniu 1970 roku na Wybrzeżu? Kilkanaście ofiar właściwie nie brzmi jakoś dramatycznie, a odległość czasowa sprawia, że w gruncie rzeczy rację ma jedna z bohaterek, która mówi o tym, że oni wówczas też nie opłakiwali powstańców styczniowych. Tomaszewski napisał książkę, która próbuje pisać o historii jakby mimochodem, by niejako przy okazji nieco sensacyjnej fabuły przemycić informacje na których mu zależy. Pomysł bardzo ciekawy, wykonanie jednak zaledwie poprawne.

Rozpoczyna się Marynarka jak powieść sensacyjna. Każdy z wprowadzanych bohaterów ma jakąś przeszłość do której nie chce wracać, więc spodziewamy się czegoś o szybkim tempie akcji, jakichś zwłok i odkrywania tajemnic sprzed lat. Morderstwo z pierwszych stron jedynie umacnia nas w tym przekonaniu. Niestety, na następne trupy przyjdzie długo poczekać, a tempo akcji zwolni w połowie książki do żółwiego tempa. Nawet późniejsze przyśpieszenie nie stanowi zbytniej rekompensaty za dłużyzny, przez które jesteśmy zmuszeni przebrnąć. Wielkie tajemnice są dość przewidywalne, a końcowy happy end nieco przesłodzony.

Tomaszewski próbuje pisać o historii tak, jak IPN przeprowadza cele edukacyjne – proponuje nam rekonstrukcję, zabawę w historię. Osobiście uważam, że to nie pomaga w nauce historii, ale różne są opinie specjalistów z zakresu dydaktyki tego przedmiotu. O ile zatem sam pomysł hotelu-aresztu jest jeszcze uprawniony, bo moda na odgrywanie PRL raczej narasta niż zanika, o tyle sceny z przeprowadzaniem eksperymentu Zimbardo i używaniem armatki wodnej są mocno naciągane. Choć rozumiem intencje autora, bo w tych krótkich scenach zawarte jest to, co w powieści najważniejsze, a mianowicie jej przesłanie. Przypadek często decyduje o tym, kto po której stronie staje – z równym prawdopodobieństwem możemy stać się ofiarą i katem. I obie te role są ciężkie do udźwignięcia, każdy z tych losów pozostaje tragiczny.

Tomaszewski dość udanie portretuje polską rzeczywistość XXI wieku. Korzysta ze znanych doskonale wzorców, ale udaje mu się uzyskać przekonujący efekt. Jak przedsiębiorca, to oczywiście dawny agent bezpieki, ale dziś głęboko wierzący i hojnie obdarowujący kościół. Jeśli zaś ma zięcia, to musi to być ktoś, kto chce go wykopać z firmy. Zbuntowany niemal czterdziestoletni punk nie może pracować w knajpach, bo nie jest w stanie zmusić się do puszczenia płyty Ich Troje. Młode dziennikarki zostają w redakcji dzięki udzielaniu swych wdzięków redaktorowi a nie sprawności pióra. Podobnie z resztą postaci, każda z nich znajoma i swojska. Niemniej jakoś to jednak u Tomaszewskiego nie nuży, chyba dlatego, że jednak takie figury możemy spotkać na ulicach naszych miast dużo częściej niż sami zdajemy sobie z tego sprawę.

Marynarka to ambitny pomysł, który chyba jednak troszkę przerósł autora, bo momentami może się wydawać, że chciał on powiedzieć zbyt wiele. Pisanie to także umiejętność selekcji, a w tym przypadku trudno się oprzeć wrażeniu, że nie zaszkodziłoby książce dokonanie skrótów. Jest to jednak powieść dość zgrabnie dająca sobie radę z trudnym tematem, który zdaje się nikogo nie obchodzić. Stąd też warto poświęcić trochę własnego czasu Tomaszewskiemu, bo dzięki tej lekturze można dowiedzieć się czegoś o samym sobie, a taką korzyść z czytania współczesnej literatury coraz trudniej osiągnąć.