Maria Zofia Tomaszewska www.edumuz.pl
Temat: NIE MA OPCJI, recenzja z 28 maja 2014
http://niemaopcji.com/2014/05/29/marynarka-grudzien-70...„MARYNARKA” – GRUDZIEŃ ’70 I PUNK ROCK.
Powiedzieć, że lubi się czasy PRL-u, to niewybredne faux pas, szczególnie, jeśli się tego PRL-u nie doświadczyło na własnej skórze. Dla mnie historycznie to jedna z ciekawszych epok, której szczegóły i tajemnice jeszcze długo nie ujrzą pełni światła dziennego. A może to tylko fakt, że współczesność jest dzisiejsza, rzeczywista i w trakcie powszechnej edukacji uczeń nawet nie ma szansy poznać wydarzeń grudniowych, sierpniowych, a z nazwisk mówi mu coś jedynie Gomułka, Gierek i Jaruzelski. Ten trzeci dlatego, że był zszedł.
Ukochałam sobie historię po 56 roku i niejako prezentem była dla mnie możliwość przeczytania książki, której jedną z osi fabuły są wydarzenia Grudnia ’70 na Wybrzeżu.
Osi, bowiem Marynarka Mirosława Tomaszewskiego (strona autora) lawiruje pomiędzy wspomnieniami na temat wydarzeń grudniowych oraz fabuły mającej miejsce we współczesności. Przede wszystkim autor nie przedstawia rozbudowanego tła historycznego, ale ludzkie losy, splatające się z wydarzeniami z 17 grudnia 1970 roku w Gdyni („Czarny Czwartek”). Historię poznajemy wtedy, kiedy nieodłącznie wiąże się ona ze losami bohaterów. Jak podkreśla sam autor, nie jest to powieść historyczna. Mnie osobiście bardziej odpowiadało przedstawienie emocjonalnego tła, niż sucha, historyczna narracja.
Thriller zaczyna się w Sylwestra 2004/5 roku na Saskiej Kępie, zabójstwem fotografa i kradzieżą teczki o enigmatycznym oznaczeniu ZO-17121970. Możemy spodziewać się, że zawartość teczki będzie miała ogromny wpływ na dalszą fabułę. Autor kończy jednak wątek i przenosi czytelnika kilka miesięcy i kilkaset kilometrów dalej – do Sopotu, 1 kwietnia 2005 roku. Wówczas poznajemy głównych bohaterów.
W tym miejscu nie można oprzeć się wrażeniu, że to męska powieść. Oszczędna narracja, czysta fabuła bez rozbudowanych opisów. Każdy szczegół ma jakieś znaczenie i wnosi coś do akcji. Jeśli nie w danym momencie, to w późniejszych rozdziałach. I bohaterowie – silni, będący u władzy mężczyźni oraz ich kochanki, uległe czy raczej zdominowane przez mężczyzn kobiety. Na dobrą sprawę to dobra książka obrazująca jakich mężczyzn w życiu unikać. Jedyni bohaterowie, którzy przełamują ten schemat, to ambitna dziennikarka „Głosu Bałtyckiego”, trzydziestokilkuletnia Nina oraz wycofany społecznie, były członek punkrockowego zespołu Amnezja, a w sercu wciąż punk – Adam „Smutny”. Losy dwójki łączą się podczas koncertu i splatają za sprawą wydarzeń z 1970 roku.
Nina dostaje od swojego przełożonego niechciane zlecenie – zebranie materiałów i napisanie książki „Grudzień ’70. Ostatnia odsłona”. Jan Badowski, naczelny „Głosu Bałtyckiego”, jest uosobieniem seksistowskiego szefa. Ogólnie wiele wątków było dla zbyt seksistowskich czy wulgarnych. Autor na szczęście pomija jednak dokładnie opisy. Młodego czytelnika może trochę uwierać język, metafory i opisy, mające wprowadzić do fabuły (przez moment chciałam skrytykować styl, ale właśnie w owym momencie dostałam maila, że moje zdania są średnio o pięć razy za dużo złożone, sama nie wiem czemu, przecież nie są i nie nadużywam przecinków, kosztem kropek i wcale nie jest tak, że nie kończę zdania, wprowadzając nowy wątek). Gubi się jednak kilkakrotnie narracja rozdziałów, która przechodzi od jednego bohatera do drugiego, w ramach zaledwie akapitu.
„Smutny”, syn jednego ze stoczniowców, zabitych 17 grudnia, próbuje zapomnieć przeszłość. Temu służyć miał zespół Amnezja. Można odnieść wrażenie, że w środku nadal się z przeszłością rozprawia i nie chce jej zapomnieć. Tuła się przez życie, pracując w pubach, sklepie muzycznym, nie potrafiąc nigdzie zagrzać miejsca na dłużej. To własnie jego portret psychologiczny zaprezentowany jest w powieści najlepiej. Adam staje się skarbnicą depresyjnych przemyśleń, złotych punkowych myśli. Wyjaśnione zostają motywy jego zachowania i uczucia, czające się pod grubą warstwą obojętności. W wielu przypadkach brakowało mi w bohaterach głębi, nie tyle psychologii, co pokazania ich z innej perspektywy, tłumaczącej czasem nielogiczne zachowania i wybory. Sposobnością do głębokich przemyśleń są również spotkania Niny z rozmówcami, których historie staną się elementem powstającej książki („istnieć można równie dobrze po nic” – takie mam zboczenie, że muszę otrzeć się o przemyślenia).
Pewnego dnia los uśmiecha się do Adama i trafia na milionera, Karola Jarczewskiego, sześćdziesięcioletniego właściciela firmy Karo Sp. z o.o., właściciela sieci lokali gastronomicznych i hoteli, który proponuje mu pracę w swojej firmie. Czytelnik poznaje niepokojący pomysł stworzenia PDP, rekonstrukcji aresztu dla więźniów politycznych i uczestników zamieszek na Wybrzeżu, przeznaczonego do zwiedzania. Niepokojąca, a zarazem zachęcająca jest scena wprowadzenia do niego licealistów.
Nie zabrakło również czarnego charakteru, skrywającego tajemnicę – jest nim Witek Skalski, fundator książki „Grudzień ’70″, prywatnie zięć Karola, który nie darzy teścia sympatią. Z wzajemnością.
Moja lektura zbiegła się w czasie z dwoma historycznymi wydarzeniami – kanonizacją papieża, który w tle powieści odchodzi (doskonale ukazana dezorientacja społeczeństwa i oczekiwanie przemiany) oraz śmiercią generała Jaruzelskiego, która wywołała podobne poruszenie i ożywienie tematu zbrodni aparatu Polski Ludowej.
Mniej więcej do połowy powieści akcja kroczyła, jak dla mnie, zbyt leniwie (szczególnie, jeśli w życiu goni mnie wszystko z terminem „wiem, że wiesz o tym od dziś, ale najlepiej byłoby to zrobić na wczoraj”). Autor co prawda świetnie buduje napięcie, zawiesza w próżni każdy z krótkich, opatrzonych datą i miejscem akcji, rozdziałów, ale wszystko toczyło się zbyt obyczajowo: romans bohaterów, zbieranie materiałów do książki, sprawy biznesowe. Czekałam na tę bombę, która rozsadzi fabułę i odpowie na wszystkie pytania, które powstały w trakcie lektury. Nie zawiodłam się, bo kilkaset ostatnich przewinięć czytnika to naszpikowana napięciem akcja, od której nie sposób się oderwać. Swego rodzaju zaskoczenia, fałszywe tropy i rozwiązania, których można się w jakiś sposób domyślać w trakcie lektury.
Uwielbiam powieści wrastające w miejską tkankę. Chociaż Trójmiasto nie jest moim miejscem na ziemi, autor, gdynianin, świetnie ukazał topografię, co może być wielką gratką dla mieszkańców (sama uwielbiam chodzić śladami bohaterów). Kolejną niespodzianką jest zawarcie „playlisty” utworów towarzyszących głównemu bohaterowi oraz emocjonalny stosunek do nich. Warto podczas lektury włączyć muzykę i wczuć się w nastrój.
Powieść czyta się dobrze, napisana jest przystępnym językiem. Nie ma zawiłości, lawirowania między wieloma niezwiązanymi ze sobą wątkami czy ogromu bohaterów. Z miłością ciągle ściera się śmierć, a autor brutalnie rozprawia się ze swoimi postaciami, rzucając je w wir wydarzeń, których nie mogły przewidzieć. Życie w powieści jest z góry przegrane i to przeszłość zawsze ma najwięcej do powiedzenia.
A książkę rzecz jasna polecam w szczególności zainteresowanym tłem wydarzeń Grudnia ’70 oraz wielbicielom punkowej Ten post został edytowany przez Autora dnia 31.05.14 o godzinie 14:26