Temat: KRYMINALNA PIŁA, recenzja z 26 sierpnia 2014

http://kryminalnapila.blogspot.com/2014/08/recenzja-mi...

Jeśliby spojrzeć na współczesną literaturę polską, w tym w szczególności na ostatnie dziesięciolecie coraz liczniej pisanych i wydawanych kryminałów, w perspektywie aktualnej od ponad dwudziestu pięciu lat (datą graniczną ma być rok 1989 i związane z nim odzyskanie wolności, choć tak naprawdę dyskusja na poruszony temat trwa stanowczo dłużej niż od tych pamiętnych dni) dyskusji publicznej poświęconej pamięci historycznej i osiągnięciom tejże, to zastanowić należałoby się dlaczego ciągle tak mało powstało książek z historią w roli głównej, jak i w tle. Pisząc te słowa nie mam jednocześnie wrażenia, że historii w polskich utworach literackich nie ma wcale. Gdybym tak twierdził, zaprzeczałbym istniejącej rzeczywistości. Podkreślam jedynie fakt, że jak na nasz kraj „obciążony” pamięcią historyczną takiego pisarstwa ciągle jest mało. Dotyczy to zwłaszcza historii najnowszej, tej z ostatnich pięćdziesięciu lat. I nie jest wytłumaczeniem, że trudno pisać dobre książki bez wikłania się w późniejsze odbiorcze dyskusje i konflikty, zwłaszcza, że niejednokrotnie bohaterowie, uczestnicy i ich kontynuatorzy polityczni wciąż żyją. Tym bardziej więc cieszy wydanie powieści „Marynarka” Mirosława Tomaszewskiego.

Tytuł ten nie jest kryminałem sensu stricto. Mam wrażenie, że zupełnie świadomie wątek kryminalny został przez autora powołany do życia w głównej mierze celem podniesienia atrakcyjności samej fabuły i zdynamizowania powieściowej narracji. Tomaszewski, choć absolwent Politechniki Gdańskiej, to pełnokrwisty - że tak się wyrażę - humanista z zacięciem literackim, autor scenariuszy serialowych, teatralnych, komedii, dramatu i powieści, pracując nad „Marynarką”, z pewnością zdawał sobie sprawę, że stworzenie kolejnej historii z dziennikarką szukającą śladów przeszłości bolesnej czy niewygodnej nie może się udać. Po pierwsze byłaby to wyraźna klisza bez jakiegokolwiek indywidualnego charakteru. Po drugie, właśnie z uwagi na powielona pomysł, atrakcyjność czytelnicza, mierzona liczbą odbiorców nie odkładających z tego powodu książki po pierwszych stronach lektury albo jeszcze gorzej po przeczytaniu zapowiedzi wydawniczej, tak napisanej powieści byłaby - powiedzmy to szczerze - żadna. Pisarz poszedł więc trochę inną ścieżką, w której odgrzebywanie z fragmentów i odłamków ulotnej pamięci ludzkiej to wyłącznie efekt współcześnie dziejących się wydarzeń, które jednak - zgodnie z teorią , że ukrywana przeszłość wcześniej czy później wróci ze zdwojoną siłą - wymagają bolesnego cofnięcia do chwil mających miejsce ponad trzydzieści lat temu. Początkowo jednak powieść Tomaszewskiego nie zapowiada takich dalekich podróży czasowych o jeszcze silniejszych zabarwieniu emocjonalnym. Fabułą rozpoczyna się od kilku odrębnych względem siebie scen, które dopiero w trakcie całej lektury nabiorą właściwego znaczenia i tworzyć będą fabularną całość. Mamy więc Sylwester 2004 roku, Warszawa. Umierający na raka mężczyzna ogląda w samotności telewizję, kiedy do jego mieszkania włamuje się dwóch bandytów. Nie chcą pieniędzy. Szukają tajemniczej koperty ZO171270. Gospodarz nie domyśla się, dlaczego jej zawartość stała się cenna. Kiedy napastnicy dostają to, po co przyszli, zabijają świadka. Kolejna scena - 1 kwietnia 2005 roku, Trójmiasto. Wydaje się, że sześćdziesięcioletni Karol Jarczewski, właściciel prosperującej firmy Karo, szanowany mieszkaniec Gdyni, ma tylko jeden problem. Jest nim Witek, którego zatrudnił dziesięć lat wcześniej. Chorobliwie ambitny chłopak, mąż córki Jarczewskiego, wyraźnie dążący do przejęcia całego przedsiębiorstwa. Kolejna scena - 2 kwietnia 2005 roku, Gdynia. Barman Adam, próbujący oswoić bezsens swojej niewolniczej pracy publicznym odtwarzaniem ulubionych muzycznych kawałków klasycznego rocka, zbyt ciężkich w odbiorze dla większości bezmyślnych i pustych klientów, niszcząc płytę zespołu „Ich Troje”, będącej własnością jednego z takich klientów baru, wydaje na siebie wyrok. Wyrzucony z pracy wałęsa się po gdyńskim nabrzeżu, trafiając na pokład turystycznej „Santa Marii”, na której rozpoznany jako „Smutny”, dawny lider legendarnego zespołu „Amnezja”, zmuszony jest wysłuchać współczesnego wykonania dawnego przeboju „Żenada”. I scena kolejna - 2 kwietnia 2005 roku, Gdańsk. Redakcja poczytnego dziennika „Głosu Bałtyckiego”, a w niej redaktor naczelny Jan Badowski, erotoman i marzący o sławie niespełniony pisarz, dostaje od Witka propozycję - ma napisać książkę o wydarzeniach grudnia 1970. Propozycję przyjmuje nie jako wyjątkowy dar zawodowego wyzwania ze szczytnym celem i ważną tematyką, lecz jako propozycję łatwego i dużego zarobku oraz taniej reklamy w lokalnym światku. Tak oto porozrzucane w obrębie trójmiejskiej przestrzeni, z nic nie mającymi wspólnego bohaterami, różnorodne sceny powieściowe kreują powieściową fabułę. W tak poprowadzonej konstrukcji znać umiejętności scenopisarskie autora, albowiem z każdym kolejnym obrazem świat przedstawiony nie tyle będzie się rozszerzał, co wzbogacał, uzupełniał i nabierał barw, tłumacząc równocześnie wzajemne zależności zdarzeń i emocjonalne związki występujących w nich osób. To charakterystyczna cecha recenzowanej książki, realizowana początkowo powolnie i z małą intensywnością, co bardziej niecierpliwych czytelników może nawet zniechęcać do dalszej lektury. Jej zaniechanie byłoby jednak prawdziwym błędem, bo z czasem przekraczamy punkt krytyczny i akcja dynamizuje się.

Akcja w „Marynarce” Tomaszewskiego nie stanowi jednak najważniejszego elementu literackiej układanki. Tu zdają się odgrywać dominującą rolę emocje, które rodzą na kilku płaszczyznach narracyjnej opowieści. Pierwsze są widoczne w każdej wykreowanej postaci. Najmocniej dotyczy dwóch głównych bohaterów: przywołanej już postaci Adama „Smutnego”, byłego rockmena nie potrafiącego odnaleźć się w nowej rzeczywistości wolnego rynku i coraz większej bezideowości, oraz Niny Lewandowskiej, ambitnej i niespełnionej dziennikarki, dla której - jak się okaże - nie istnieją jakiekolwiek granice zawodowej przyzwoitości. Historia Adama przesłania, a może właściwiej trzeba powiedzieć przeważa nad pozostałymi biograficznymi przywołaniami. To też najbardziej złożona postać i o najgłębszym psychologicznym spojrzeniu. Choć jego artystyczny pseudonim „Smutny” zrodził się w czasach muzycznej przygody z zespołem „Amnezja”, to tak naprawdę w dość trafny sposób oddaje jego charakter. To postać przede wszystkim nieprzystająca do rzeczywistości, nie mogąca pogodzić się z realiami dnia dzisiejszego, w której idee, wartości nie mają powszechnego znaczenia. Ale jeśli myślicie, że to może syndrom zamknięcia się w przeszłości i rozpamiętywania czasów buntu, muzycznej przygody, to też pomylicie się. Adam zamknął już rozdział świetności artystycznej, stanął w przedsionku współczesności i tak naprawdę boi się zrobić krok, a jeśli jest już blisko tej decyzji - zaczyna wówczas myśleć o samobójstwie. W tej całej złożoności nie pomaga mu w żaden sposób, a nawet bardziej ciąży, legendarna przeszłość ojca i jego bohaterska śmierć. Jak z czasem dowiadujemy się dokonana zabójstwem politycznym podczas Grudnia 1970. Pozostałe postacie, w tym te główne dziennikarki Niny czy biznesmena Karola, pisarz także próbował skonstruować w sposób niebanalny i dość niejednoznaczny. Z pewnością są ciekawe, zwracają uwagę, ale równocześnie brakuje im odrobinę większej autentyczności psychologicznej i charakterologicznego autentyzmu. To cena zawodowego doświadczenia scenopisarza, za którą umiejętność budowania akcji fabularnej chwaliłem, lecz w przypadku bohaterów nieco zganię. Wszyscy oni, poza Adamem, sportretowani zostali na zasadzie szybkiego odbicia w lustrze, którym jest narrator. Gdy chcemy im przyjrzeć dłużej, a przede wszystkim w sposób pogłębiony, odbicie ucieka, zmieniając powieściową scenę. To dobre w narzuconym rycie czasowym serialu czy spektaklu telewizyjnym lub radiowym, ale nieszczęśliwe w dziele literackim.

Dla wartości odbiorczej „Marynarki” ma to jednak na szczęście mniejsze znaczenie. Jak w niejednym utworze muzycznym, tak też w recenzowanej powieści, drugi i trzeci plan, na który składają się akcja, postacie, relacje czasowe i trójmiejska przestrzeń, są tylko mniej lub bardziej potrzebnym dopełnieniem przewodniego motywu. Tak jest właśnie u Tomaszewskiego. Zarówno zastosowany gatunek literacki, jak i pozostałe elementy powieściowe, grają w jednym kierunku literackiej wizji. Jest nią temat bezpośrednio wywołany przez tytułową marynarkę. Jakie jest jej znaczenie, jaka jest historia tego elementu ubrania i z kim wiąże się ona w narracyjnej opowieści, to pytania, na które w recenzji trudno odpowiedzieć, tak by nie zdradzić samej fabuły książki, a tym samym przyjemności czytania. Przedmiot ten wiąże się z przeszłością w barwach nieprzeżytego do końca cierpienia i nie pokonanej ostatecznie traumy. Grudniowa historia roku 1970 jest jednocześnie i tłem, i źródłem emocjonalnych wędrówek i zmagań. A w rękach współczesnych, wyzutych z emocji i za nic mających ponad czasowe wartości, których przedstawicielem jest Karol, historia robotniczego buntu staje się siłą napędową do rozgrywek o charakterze biznesowym i osobistym. Znamienne jest, jak tym razem, po trzydziestu pięciu latach, odwraca się koło wydarzeń. I wtedy, i dzisiaj to, co rzuca się jako pierwsze w oczy, to moralne dno sprawców dramatycznych zdarzeń dawnych i aktualnych. Jeśli jeszcze przywołamy postać redaktora naczelnego Badowskiego, kreującego się - wbrew faktom i pomimo nieetycznej zagrywki z młodą redaktorką Niną - publicznie na twórcę i ojca sukcesu medialnego spisanych wspomnień pogrudniowych, to mamy cały już zestaw miernych charakterologicznie kreatur, odgrywających rolę demiurgów kulminacyjnych scen fabuły powieściowej.

U Tomaszewskiego jest też ważna cena, jaką płacą uczestnicy wydarzeń grudniowych, niezależnie od charakteru ich udziału i czasu jaki minął. To swoisty ciężar, z którym nie potrafią poradzić sobie zarówno sprawcy, jak i ich ofiary, nie tyle bezpośrednie, co noszące w swoich życiorysach znamię Grudnia. „Marynarka” Tomaszewskiego nie przynosi prostych rozwiązań i w żaden sposób nie stawia jakichkolwiek tez o winie, krzywdzie i karze. Nie jest też jakimkolwiek głosem za czy przeciw historycznym racjom, ideologicznym zapatrywaniom i politycznym sympatiom. To powieść sytuująca się na granicy kryminału, obyczajowej historii i psychologicznych poszukiwań. To wreszcie książka, w której historia osobista i historia dziejów współistnieją i tworzą literacko sprawnie wykreowany świat wzajemnych zależności.