Temat: Wiersze na przebudzenie, z życzeniami: miłego dnia
Elizabeth Bishop
Jak cudownie
Jak cudownie jest budzić się razem
W tej samej minucie; cudownie słyszeć
Jak cały dach rozbrzmiewa nagle od deszczu,
Czuć powietrze tak czyste
Jakby płynęła przez nie elektryczność
Z czarnego kłębowiska kabli na niebie.
Cały dach syczy smagany deszczem,
A pod nim spadają pocałunki, którymi cię pieszczę.
Elektryczna burza to zbliża się, to oddala;
Budzi nas właśnie jej kłujące powietrze.
Gdyby błyskawica uderzyła teraz w dom, przebiegłaby
Od czterech porcelanowych kul na jego szczycie,
W dół przez dach, wzdłuż belek, które nas otaczają;
I półsennie wyobrażamy sobie,
Że dom zamknięty w błyskawicy jak w klatce
Byłby raczej piękny niż straszny.
Ten sam prosty punkt widzenia,
Który daje nam noc i leżenie na plecach,
Mógłby z łatwością zmienić wszystkie rzeczy,
Więc te czarne kable muszą tak wisieć,
By nas ostrzegać. Nie zaskoczy nas świat,
Jeśli zmieni się w coś zupełnie innego; podobnie zmienia się
Powietrze jasne od błyskawic, nie robiąc na nas wrażenia,
Zmieniają się nasze pocałunki bez naszego myślenia.
tłum. Paweł Marcinkiewicz
Cud na śniadanie
O szóstej myśmy czekali na kawę,
na kawę oraz miłosierny okruch,
który miał być nam podany z balkonu –
niby dawni królowie lub jak na jakiś cud.
Było wciąż ciemno. Jedna noga słońca
utrzymywała się na zmarszczce rzeki.
Pierwszy prom dzienny właśnie przeciął rzekę.
Było tak zimno, ufaliśmy – kawę
Dadzą bardzo gorącą, gdy ujrzą, że słońce
nie zamierza nas ogrzać i że każdy okruch
będzie bochenkiem z masłem, jakimś cudem.
O siódmej człowiek stanął na balkonie.
Stał przez minutę sam na tym balkonie,
nad nasze głowy patrząc, w stronę rzeki.
Służący wręczył mu zadatki cudu ,
złożone z jednej filiżanki kawy
i jednej bułki, którą zaczął kruszyć,
z głową – by rzec to – w chmurach, tak jak słońce.
Czy był szalony? Cóż on tam pod słońcem
próbował robić na swoim balkonie?
Każdy otrzymał jeden twardy okruch –
niektórzy z wzgardą trzepnęli go w rzekę –
i w filiżance jedną kroplę kawy.
Kilku z nas stało oczekując cudu.
Powiem, co później ujrzałam: nie cud.
Urocza willa cała stała w słońcu,
przez drzwi dochodził mocny zapach kawy.
Z frontu tynk biały baroku balkonu
zdobny ptakami z gniazd dokoła rzeki –
widziałam wszystko okiem na okruchu –
marmurowe komnaty, galerie. Mój okruch
moją siedzibą, uczynił ten cud
przez wieki, przez owady, ptaki i przez rzekę
obrabiającą kamień. Każdego dnia w słońcu
w porze śniadania siadam na moim balkonie
z nogami w górę, pijąc całe litry kawy.
Lizaliśmy okruch, łykaliśmy kawę,
okno na drugim brzegu odbijało słońce,
jakby ów cud się stawał na mylnym balkonie.
tłum. Ludmiła Marjańska
w wersji oryginalnej pt. „A Miracle for Breakfast”
w temacie Poezja anglojęzyczna
w innym tłumaczeniu, Krzysztofa Boczkowskiego,
w temacie Potrawy i napoje... Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.01.10 o godzinie 09:10