Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Szpital

Stanisław Filipowicz

Szpitalny blues


leżę w sali pooperacyjnej
na madejowym łozu
w moim brzuchu piec-
rozpalono ogień

ręka
ssie kolejną butelkę
kroplówki

czwartek pełźnie powoli
skrada się pająk
odwiedzin

śmiech przynoszą
sztuczny
prawdziwe kwiaty

modlę się aby do moich drzwi
nikt się nie zblizył
nie otworzył rożna

zostałem wysłuchany-
nawet śmierć nie przyszła

Po operacji

najgorsze już mamy
za sobą-
mówi lekarz

teraz
grozi panu tylko
życie

"Blues na cztery ręce",1994r.Zofia M. edytował(a) ten post dnia 20.08.09 o godzinie 00:01
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Szpital

Stanisław Filipowicz

Próba


panu Józefowi Rapale

to jeszcze nie Styks
panie Józefie
i któregoś dnia
wrócimy znowu do brzegu
przecież czekają na nas
a na działce
dojrzewają pastele
słoneczników

to tylko generalna próba
odwagi
przed Ostatnią Rzeką
takie na niby
mocowanie się z Charonem
który piwo zamienił nam
na kilka butelek kroplówki

wypijmy na zdrowie
i wracajmy
z obolem
w mocno zaciśniętej
pięści

Szpital na Zaspie-sierpień 1988r.

"Blues na cztery ręce",1994r.Zofia M. edytował(a) ten post dnia 20.08.09 o godzinie 00:02
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Andrzej Bieły

Szpital


I znowu mi się śnisz –
Zjadliwa i szydercza...
Nie, nie szydercza przecież – zimna: zapominałaś.
Z niczym nie zamąconych głębin swego serca
Spokojnie patrzysz w przeszłość, która już się stała.
Ja, dręczony
Złudami,
Kochający złudę,
Ja, któremu świat dano, bym musiał go wdychać
I dusić się tym światem – z uporem i trudem
Lgnę do ciebie, dalekiej. A ty wciąż odpychasz.
O, ten rozwlekły
Sen:
Szarzeje dzienne światło.
Sala numer sześć, szare sprzęty, ściany, pościel,
Chorych bezsenny jęk i mój szpitalny szlafrok,
I dokuczliwy ból, i myszy zwinny pośpiech.
Szamotanina wieczna -
Dni,
Miesiące, lata…
Mroźne przestworza...
Głody, choroby, agonie…
I – tam – ów młot zajadły, co ze świstem spada
I ludzkie kości miażdży w trwodze nieprzytomnej...
Przemknęło
Życie,
Obłok ulotny i lekki –
W unicestwienie, w nicość tak bliską i bratnią.
Unicestwienie moje, zasuń mi powieki
Swoją dłonią surową, dłonią lodowatą.

styczeń 1921
Moskwa, szpital

tłum. Stanisław Barańczak

w wersji oryginalnej pt. „Больница”
w temacie Стихи – czyli w języku Puszkina
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.03.10 o godzinie 11:45
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Vivienne Plumb

Złota rybka


Mój syn nie chodzi już do szkoły,
wybiera się gdzie indziej. Idzie
na spacer sam, w swoim
własnym kapeluszu na głowie,
leży w łóżku, gdzie mu zadają
kropelki do żył i jego ciało
jest zatankowane do pełna.
Zabawne, jak oni rosną,
mówi kobieta, która jest farmaceutką,
To twój jedynak?
Z takimi trudniej, bo są rozpieszczeni,
tu masz receptę, czterdzieści dziewięć dolarów.

Próbuję udawać przed sobą,
że ona nie wie, co mówi.
Na zewnątrz zapala się czerwone światło
i muszę się zatrzymać, i wszędzie te dzieci
przypominają o sposobie, w jaki
przychodzi się na świat, poród, dorastanie,
żeby stanąć na nogi grubym albo chudym.
On, mój własny, był kiedyś chudzielcem,
wystarczyła porcja lekarstw i już jest gruby,
wygląda jak żaba.
W drodze do domu głaskam psa,
na znak nadziei, jaką pokładam w przyszłości.
Kiedy wchodzę, zastaję go w łóżku
i mogę stwierdzić, że jest z nim niedobrze, ależ skąd,
mówi. Często tak mówi.
Albo chodź tu i chwyta moją
rękę, zastygamy jak dwa
kamyczki na brzegu,
ze srebrnym piaskiem głęboko pod nami.
Nie lubimy używać tego słowa na R,
jak mówi pewien biały kitel.
Oni też wolą wieloznaczne
zmiany od guzków, a nawet
jakieś meciaki, jak gdybyś był głuchy
i mógł odnieść wrażenie, że masz świnkę.
Na pierwszym oddziale zaczyna opowiadać
mi swój sen: goni nas ogromna
złota rybka, wpadamy
do jaskini; welonka
o teleskopowych oczach przyłapała nas w martwej
zatoce, potem nagle
jest całkiem sam z potężnym
tomiszczem na kolanach, słowa
encyklopedia medycyny są wytłoczone na okładce,
i on otwiera ją, zaczyna czytać.

tłum. Adam Wiedemann

Przed operacją

Będziesz tam w bieli
spadniesz na dno niczego
gdy wbiją ci igłę
będę trzymała twoją dłoń
kiedy będziesz łagodnie opadał.

Wskazujący i kciuk
jesteśmy tak blisko
moi et sous
(lub raczej tu),
czasem o włos od siebie
nie możemy rozmawiać.

Ciało ma ziemski
magnetyzm nawet gdy nieświadome
ale dusza
ma stać na straży
obdarzona własnymi skrzydłami,
będę musiała twoją napełnić ciężarem
mówiąc ci piękne rzeczy
o tobie, tobie i twoim życiu.

tłum. Michał Płaczek i Adam WiedemannRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 19.09.09 o godzinie 16:58
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Anna Zelenay*

Szpital


Kończy się dzień.
Duszna pora odwiedzin.
Nad dalią
mięsistą jak krwawy ochłap
nawisły
czarno-zielone dżety much.
Można odłożyć
uszminkowany uśmiech
obok na szklany blat,
gdzie
w pękniętym lusterku
wpośród ładu flaszeczek i słoi
misterium domu.
Kończy się dzień.
W strzykawce szyb
wieczór przecieka po kropli,
ciepła, sinawa woda.
Za oknem ptak
odmierza
nocną porcję nieboszczyków.
Korytarzem
ktoś idzie,
przytroczone do nóg
butle tlenu.

Zakrzyczeć wszystko

Najstraszniej nie przy łóżku
o zmiętej pościeli
na widok twarzy
w których żyją tylko oczy
śledzące cudze ruchy
zachłannie, zazdrośnie
na widok ust z uporem
czepiających się jeszcze
ostatniego ratunku – powietrza
Najstraszniej tam gdzie wyrok
zapadł już wcześniejszy
w laboratoriach białych
w rentgenowskiej ciemni
a wita się go – stojąc
buntowniczym gestem
mięśni wciąż niepodległych
i protestem w oku
co chce zakrzyczeć wszystko
szaleństwem poczynań
rozkruszyć śmiechem kraty
niewidzialne w oknach.

z tomu „Wiersze zebrane”, 1975

*notka o autorce w temacie Miasto
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Szpital

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

Piosenka o zależnościach i uzależnieniach

(fragm.)

XXVIII

10 palców czyli 10 prosiaków schizofrenii
10 palców i jak nakarmić sobą jeszcze
jedno prosię kiedy choroba prześladuje nas
zwisającymi pośladkami innych chorych

10 palców schizofrenii gotowych na wyciągnięcie
ręki jak więc można nazwać 10 palców jednym
kwiatem na gnoju który specjalnie dla mnie został się
po wielu chorych w brudnych prześcieradłach

10 palców czyli 10 prosiaków schizofrenii
wygubionych przez biegunkę i nie wiadomo przeciwko
komu i czemu należy się szczepić w brudnych
prześcieradłach jestem coraz bardziej polskojęzyczny

Biuro Literackie 2009

Wiersz można znaleźć również w temacie
W głąb siebie... („Szaleństwo i geniusz”)
- M.M.


* notka o Autorze w temacie Być poetąMichał M. edytował(a) ten post dnia 21.10.09 o godzinie 23:55
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Weselin Chanczew*

Przybycie do szpitala


W takiej sali, doktorze, z jednym tylko łóżkiem,
czy ktoś wyzdrowieć potrafi?
Może jest gdzieś sala dla całego świata?
W tej sali mnie połóżcie,
w tej sali!

Ściany

Trzy ściany
w mojej sali
były białe i ciche.
Czwarta jęczała nocą:
- Wody!

Wołała
trzy noce pod rząd.
Na czwartą noc
stała się biała i cicha
jak inne.
Biała,
zimna
i niema.

Straszna ściana.

wiersz jest też w temacie Mury, ściany, granice

Mam wszystko

Wszyscy odchodzą.

Ja zostaję.
Zostaję z tą szafką bez książek,
z tymi dwoma czerwonymi goździkami,
z tym białym oknem naprzeciw,
które kładzie krzyże na podłodze,
z kartami szpitalnymi,
na których
szalona moja krew narysowała
góry i morskie burze.

Wszyscy odchodzą.
Ja zostaję.
Zostaję sam i nieruchomy,
a pod powiekami w gorączce
świecą mi dwa czerwone goździki.

Nie wołam nikogo.
Mam wszystko.
Mam was,
błogosławione wspomnienia.

Was,
twarze zmarłych i żywych,
was,
oczy wrogów i bliskich,
was,
ręce bezlitosne i czułe
jak ostrze lancetu.

Mam
rozłąki,
spotkania,
niebo wysokie
i upadki,
znaki na ciele mam
pocałunków
i zębów jadowitych,
kajdan,
zerwanych i nowych.
Wszystko mam.
I leżę spokojny
mądrością spokojną drzewa,
schylonego przez owoce jesienią.

O, błogosławione moje wspomnienia.
Wszyscy odchodzą.
Wy mnie nie odstępujcie.
Zostańcie,
żebym ożył,
żebym mógł
znowu stanąć.
Strasznie jest,
Kiedy was nie ma.
Straszna będzie
ta szafka bez książek,
ta sala,
to białe okno,
które kładzie czarny krzyż na mnie,
i twarz moja będzie straszna,
jeżeli od niej odejdziecie.

Wszyscy odchodzą.
Ja zostaję.

Sala jest pełna goździków.

tłum. z bułgarskiego Jan Zych

wiersz jest też w temacie Wspomnienia

*notka o autorze w temacie Poezja kolei żelaznych
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 30.10.09 o godzinie 13:15
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Alda Merini*

Toaleta


Smutna toaleta poranna,
ciała zawiedzione, mięśnie które zawodzą,
wokół umywalki
czarny smród nikczemnych narządów.
Ach, to drżenie obskurnych ciał,
ten mroczny chłód
i najbardziej nieludzki upadek
jednej z chorych na podłogę.
Oto korek, którego nie pozna
nigdy stratosfera, oto upodlenie
nagich ciał którym kazano rozbłysnąć
pod przyrodzonym światłem człowieka.

tłum. Jarosław Mikołajewski

*notka o autorce, inne jej wiersze i linki
na stronie W języku Dantego
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.11.09 o godzinie 10:56
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Szpital

Michał Wójcik

w ścianach poczekalni


w ścianach poczekalni są robaki
jem słodkie różowe tabletki

robaki są chore i płaczą

tu jest duszno gorąco bardzo ale
nie wolno otwierać okien

robaki są chore i kaszlą

na brzuchu rysuję sobie żyletką
mamę tatę dom i psa

robaki są chore i jęczą

zaraz pan doktor mój rysunek zobaczy

z tomu "Kiedyś zamieszkam w świecie zewnętrznym",
Wydawnictwo Zielona Sowa, 2003


Wiersz jest także w temacie W głąb siebie...("Szaleństwo i geniusz") - M.M.Michał M. edytował(a) ten post dnia 06.03.10 o godzinie 12:49
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Stanisław Grochowiak

Szpital


Piszę łagodne okłady na czoło

Na tej pustyni - od skroni do skroni
Kładź suchą igłą Trzy Drzewa Rembrandta
Wiąż pięciowstążkę Arii na "g" strunie
Wyczul płomienny poblask Pięknej Rudej

Potem opiszę pielęgniarzy serca

Wchodzą gęsiego - tropem własnych dłoni
Z ustami ledwo że otrzęsionymi
Z wilgoci lasu śmiechu pocałunków
Znasz ich
Są z ciebie
Jak byli z Horaca

Gdy sie rozstąpią - odsłonią ci kościół
W nim w końcu wszyscy klęczą przy balaskach
Z szklanym kielichm przesuwa się Ksiądz
Kładąc na wargi
Chłód meprobammatu

z tomu "Kanon", 1965

Szpitalna

Cytrynowa poro! Poro zziębnięta!
Poro w złych kaktusach - w lusterkach zaciętych!
Stoją na twym oknie medykamenta,
Spod twych prześcieradeł kostnieją pięty.

Białych pował pora, much zadręczonych,
Ludzi obrośniętych w zżółkłych koszulach -
I w białych szafkach mdłe salceony.
I ten coniedzielny niesmaczny gulasz.

O, szczęśliwi wszyscy zabici w morzu,
O, jakże radosna dziurawa głowa!
Poro umierania w spotniałym łożu,
Kiedy w szklance żółknie woda sodowa.

z tomu "Wiersze nieznane i rozproszone", 1996Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 01.04.10 o godzinie 14:54
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Karolina Sałdecka*

Szpital Julie Siegfried II


kiedy przyszłam spałaś
i tak już niedługo
mówiły spokojnie twoje palce
mówiła popękana skóra na łokciach
nie pomogą lekarstwa
i świece za dziesięć euro
w Sacre Coeur
które zapala się
w intencji dobrego zwyczaju
i czyjegoś życia wiszącego na włosku
nie chciałam cię budzić
tak jest chyba lepiej
obie od dawna wiemy
o twojej tajemnicy
widocznej jak na dłoni
jak czarna klepsydra
w gazecie którą kupię
przypadkiem
za kilka dni

*notka o autorce, inne jej wiersze i linki w temacie
Współczesna poezja polska – najmłodsze pokolenie
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.05.10 o godzinie 11:39
Ela Gruszfeld

Ela Gruszfeld Szukam pracy -
handel / marketing /
usługi

Temat: Szpital

OBY NIE GORSZY

Tupały drewniaki. wykładzina nie tłumiła kroków przemierzanych w pospiechu wzdłuż korytarza. Na sali tylko mała lampka rozsnuwała żółtawe mdłe światło. Babcia obok chrapała, od czasu do czasu przerywając ten dźwięk boleściwym "ojojoj..." Dało się przywyknąć i nie zwracać uwagi. Gorąco. Termostat grzejnika nie dawał się nijak uregulować i pot przyklejał włosy do karku pod ortopedycznym kołnierzem. Przed oczami tafla okna - jasna noc i rysunki fajerwerków. Piękne, kolorowe, zamaszyste i jakieś nierzeczywiście radosne - bez zapachu szczelnie odizolowanego zamkniętym oknem.

Weszła pielęgniarka - biały anioł z kroplówką w ręku. Sięgnęła po lateksowe ochronne rękawiczki. Dobrała się do centralnego wkłucia w przedramieniu babci.
- Boli?
- Pewnie, że boli! Zawsze wam to mówię...

Wyszła, gasząc zapalone uprzednio jarzeniowe światło, które świeciło prosto w oczy i burzyło obraz zatrzymanych w pamięci fajerwerków.
Marzenka obudziła się i jak zwykle zagadała o ucisku pod czaszką, który jeszcze niedawno nie dawał jej spać.

Znowu można śledzić barwy i taniec podniebnych świetlistych kompozycji. I wypowiadać w myślach życzenia, aby na drugi rok babcia.., aby Marzenka...
Noc mija, tupot na korytarzu, salwy i już nowy. I już senność...
I już ranek jak inne - szósta, temperatura w normie.
Marzenka gorączkuje.

Dobrze, że za korytarzem, na klatce schodowej można po staremu zapalić fajka. Bo nie było noworocznych postanowień; jedynie myśl: oby nie gorszy od poprzedniego!
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Skierowanie

Spakowana pidżama, kapcie, ręcznik
szczoteczka i pasta do zębów
i – najważniejsze – skierowanie z ważną
pieczątką i podpisem.
To już tylko parę kroków do tego, co
zapisano niewyraźnym pismem
w zakazanej księdze
dobra i zła, szczęścia i niedoli
radości i cierpienia w nieodłącznej
samotności.

Krew wali po skroniach, rozsadza czaszkę
od środka, a w piersiach łomoce
przemęczone serce, jeszcze jedna tabletka
łyk źródlanej wody, może dodatkowa chwila
normalności, a może tylko jeszcze
jeden trik, złudna nadzieja, niepotrzebne
nadwyrężanie zwiotczałych
mięśni rąk wyciągniętych do nieosiągalnego.

Już wkrótce, to pewne,
opuścisz swoje bezpieczne miejsce
przy oknie –
padający cicho i miękko śnieg
zabieli wszystko:
ściany, sufit, drzwi, pochylające się
nad tobą głowy,
książki, wiersze, myśli i
łzy cisnące się natrętnie, ignorujące twoje
ja, godność, wiek –

Już wkrótce, to pewne.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 07.12.10 o godzinie 11:39

Temat: Szpital

Szpitalna przygoda

Mała Marianka zachorowała
i poszła z mamą do szpitala

Będzie miała małe wakacje
bo trzeba zrobić operację

W szpitalu wiele dzieci zastanie,
a każde paraduje w piżamie

Jedne dzieci szybko się leczą,
a inne drogę do zdrowia mają długą

Powiozą ją łóżkiem co jedzie
Na białą salę w sąsiedztwie

Lekarze uśpią dziecko małe
i brzuszek wyleczą wspaniale

Zaraz po przebudzeniu się
nie należy się jedzenia ani kęs

Nawet pić ostrożnie trzeba
bo pokarm z buzi wypada

Potem będzie leżenia trochę
aż rana w brzuchu się zrośnie

Gdy dojdzie do wypisu daty
radosne dziecko wróci do taty

Pewnego dnia okazało się, ze pięcioletnia córeczka musi iść do szpitala operację. Mimo, że miała iść z mamą, żona namawiała bym porozmawiał z dzieckiem. A ja wziąłem ołówek i w czasie przerwy w pracy naszkicowałem ten wierszyk.
Ten wierszyk po zilustrowaniu i wydrukowaniu http://alanbit.pl/szp.php pozwolił na dosyć niepokojącą obserwację, że dorośli boją się zapoznawać dzieci z takimi treściami. A przecież szpital to część naszego życia, z którą warto się jak najprędzej oswoić by uniknąć niepotrzebnych stresów.


Obrazek


Wiecej: http://www.eioba.pl/a135552/wzi_li_jasia_do_szpitala#i...Andrzej Urbański edytował(a) ten post dnia 07.12.10 o godzinie 21:40
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

SZPITAL

I. Śnieg jest seledynowy


dużo go tutaj
napadało pokrył wszystkie ściany
podłogi drzwi i okna
po długich seledynowych korytarzach
chodzą seledynowe siostry
miłosierdzia na smukłych seledynowych
nogach unoszą krągłe seledynowe
biodra i piersi
szyje i głowy okryte seledynowymi
fryzurami na seledynowych palcach u rąk
połyskują długie seledynowe paznokcie

w salach na seledynowych łóżkach
leżą ofiary tego seledynowego
szaleństwa cierpią drzemią
zbierają siły przed bezsenną nocą
patrzą tępo przez seledynowe szyby
w oknach i dziwią się dlaczego
śnieg na zewnątrz jest
taki biały
przeraźliwie biały jak szpitalne
ściany i łóżka
fartuchy pielęgniarek i lekarzy
tabletki bandaże strzykawki plastry
i posępne twarze pacjentów

to wszystko przez ten śnieg
zwariowany co się zbuntował
i nie chciał być
biały jak anielskie sumienia i szaty
ale seledynowy by koić bóle
nieprzerwane
goić niezabliźnione rany
mamić rychłym wyzdrowieniem
i wolnością
a nade wszystko pozwolić
marzyć
snuć i rozwijać w nieskończoność
najskrytsze
seledynowe pragnienia

Szpital w Świdnicy, 8-10 grudnia 2010 r.

fragm poematu „Szpital” z tomiku:
Ryszard Mierzejewski „Zraniony różą”, 2013


II. Kolor nieznany

niebo w kolorze nieznanym
podeszło cicho pod okno jak
pielęgniarka o świcie
delikatnie
dotknęło pulsu na ręce
zdejmując z oczu sen

obca kobieta spragniona
seksu stała za szybą
naga spójrz
jaka jestem piękna jakiego
koloru mam ciało
na pewno nie jest niebieskie
nie ma nic z odcieni błękitu
i granatu
nie jest też w kolorze zapartego
gówna bo stolec był rano?
był!
ani też rozdeptanego
w łazience karalucha

purpurowe
blisko
ale też jeszcze nie to

rozłożyła się na całym
nieboskłonie
zasłoniła sobą księżyc
i gwiazdy
jej biodra piersi dłonie
całe ciało rozpływało się
powoli i sączyło
wielką plamą jak krew
z aorty która
nie miała koloru krwi

była
w kolorze nieznanym

III. Chłopcy zawałowcy

przychodzą codziennie
pojedynczo parami czwórkami
wtedy zajmują od razu
cały pokój
niekiedy przywożą ich nocą
średnia wieku pięćdziesiątka
różne zawody
wychodzą szybko po dwóch
trzech czterech dniach

rotacja jest ciągła

z początku onieśmieleni nieufni
małomówni błądzą
wzrokiem dookoła badają ściany
sprzęty wpatrują się
w leżące bezwładnie na kołdrach
ręce w bandażach opaskach
opatrunkach
nie pytają głośno co się pod
nimi kryje

otwierają się wraz z pierwszym
otwarciem żyły oddają krew
a z nią zaufanie i klucze do swych
serc drżących z bezsiły i lęku
nie bójcie się
jesteście wśród swoich
wszystkich nas
łączy jedna siła jesteśmy
chłopcy zawałowcy

IV. Głosy

wśród różnych głosów
szpitala ten jest szczególny
ponury klekot kół
na gładkiej posadzce
przedziera się irytujący przez
ciszę i inne dźwięki jak
zrzędzenie cierpiącej staruszki

które zmienia się w nocy
w błagalny krzyk bezsilnej
rozpaczy
jedni mówią że krzyczy bo
leki przestały działać
inni że babcia tęskni do nieba

tym dwóm głosom solowym
akompaniuje orkiestra
strzępów rozmów pokasływania
dzwonienia naczyń i sztućców
jęczenia cierpiących
koncert trwa codziennie od piątej
rano do północy niekiedy
całą dobę

Szpital w Świdnicy, 8-10 grudnia 2010 r.Ten post został edytowany przez Autora dnia 26.03.20 o godzinie 05:36

konto usunięte

Temat: Szpital

MICHAŁ ZIOŁO OCSO

Szpital Dzieciątka Jezus

Żołnierz bagnetem w brzuch
żołnierza.Scena filmowa.Kapelan ziewa
zmęczony dniem ogląda
znad gazety Tołstoja
Ekran gra w pokoju
obok szpitalnej suszarni
w pokoju pielęgniarek
w kantorku lekarzy.

"Zostawcie mnie diabły!Zostawcie!"
człowiek na noszach widzi
rzeczy przed nimi zakryte
Babcia ucieka przed gwałtem
młodzieniec mówi z zachwytem
że i tak się otruje.Przywiązani na pasach
w oddziale toksykologii.Zielony neon wita.

Na monitorze ciągły sygnał pi jak
pisklę spod kurzych skrzydeł kopnięte
zimne ciało dla łóżka
jest ostatnim kompresem
Duszę widzi tylko kapelan
ulatującą.Czerwony punkcik
na siatce nieba.Ekran zgaszony
kolejny raz
nad szpitalem

Banan na stołku zalega
jak ideologia jałowy
dla muszek jest to cielsko wieloryba
Wyobrażnia zacieśnia horyzonty
ludzi umniejsza,muszki powiększa
Ten obok kiedyś ludzi skazywał.Smak teraz odzyskał
na konfitury.
Bo człowiek przed śmiercią ma
na coś smak jak mówią
je wtedy i jest szczęśliwy
Teologia nie wspomina nic o łasce smaku
chociaż wie że niewierni dożywają
długich dni
kiedy my
bezsennych nocy.

A właśnie noc.Karaluch piłkę toczy z ciasta
już po Komunii
kwiaty zwieszają się nad chorym
lampa z fioletem
przed bakterią broni
za oknem neon tej samej barwy
i światła te spotykają się
na wzgórku namaszczonej olejem skroni
więc to jest Chrystus?
ta niewiasta?

Długa jest noc jak brazylijski serial
nikt tu nie przyjdzie
dano już
co miało być dane
zimno
nie zjawi się zielona łąka
czas to są słabe struny
a śmierć je liże
jak jeleń głowę jelonka

Śmietnik gorsetów.
Dziewicze odlewy odeszły
wypchnięto je na wózkach
człowiek pozostał
pusty rozkrojony
bez głowy rąk
w niebo celuje gipsowym udem
na którym ktoś zapisał
numer telefonu
nazwy lekarstw
tyłek lolity


Życie czasem jest
wielkim pomówieniem
o życie.
Bo żyć się nie chce.
Najbliżsi podejrzewają
powody, a tu tylko człowiekowi
za ciężko
i nakłaniają do gimnastyki
i lekarzy a w głowie jak tortura
przypomina się z czasów szkolnych książka
o lotniku bez stóp
który tańczył i latał
za babami jak pies
szkolne gawędy
wewnątrz po rusku boli dusza
bo ona się rodzi w chorobie.

Czego chcecie w dzień odwiedzin
te strofy są zbyt puste
i czas wasz zwijają pod siebie
jak biały gimnastyczny rower
który nigdy z sali nie wyjedzie.

Siostra czerwonym ołówkiem
na siatce ciśnienia
rysuje drogę ocalenia.

Znów śnieg pada.Na wzgórku węgla
spaceruje gawron.Wszystko
rodzi się w łonie lecz
dojrzewa poza.Ból największy
bezradność jak białe wronie jajo
porzucone na zimnie
toczyć musi się samo.

Wszystko lub cokolwiek
odebrane w szpitalu
znaczy zawsze wszystko
narodzenie jest zetknięciem
śluzu z piachem
stąd tarcie
i człowiek idzie z ziarenkami
piasku pod pachami.To jest grzech pierworodny
od początku boli.Z rodziców ta krzywda
ich krzywda z ich rodziców
aż do emigranta,którego zastrzelili
nie,jeszcze dalej...

Pierwszy spacer nad rzeką.
Wiatr na moście gdy wieje w mordkę pekińczyka
odkrywa podszewkę futra
siną jak człowiek
bo zwierzę marznie pod spodem
psie dziecko dane mi za przewodnika

****************************************************************
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Gottfried Benn*

Mężczyzna i kobieta przechodzą
przez barak chorych na raka


Mężczyzna:
Ten tutaj rząd to są gnijące łona,
a tamten rząd to są gnijące piersi.
Cuchnie z każdego łóżka. Trzeba zmieniać siostry.

Podejdź tu, odchyl bez lęku ten koc.
Tę bryłę tłuszczu i przegniłych soków
jakiś mężczyzna darzył kiedyś czcią.
Była mu odurzeniem i ojczyzną.

Przyjrzyj się teraz tej bliźnie na piersi.
Wyczuwasz guzów łagodny różaniec?
Pomacaj śmiało. Są miękkie, nie bolą.

Ta tutaj krwawi za trzydziestu rannych.
Nikt nie ma tyle krwi.
Tej tutaj jeszcze
wycięto dziecko z przeżartego łona.

Cały czas drzemią. Dzień i noc. - przybyszom
mówi się tutaj sen przywraca zdrowie. - w niedzielę tylko
w godzinach odwiedzin pomaga im się dojść trochę do siebie.

Jedzenia już się niewiele spożywa.
Widzisz te muchy. Plecy mają w ranach.
Siostra myje je czasem. Jak się ławy myje.

Tu wokół łóżek już nabrzmiewa łan.
Ciało równa się w grunt. Odpływa żar.
Soki gotowe płynąć. Ziemia woła.

tłum. Jacek St. Buras

wersja oryginalna pt. „Mann und Frau gehn durch die Krebsbaracke”
w temacie A może w języku Goethego?


Porodówka

Trzynaście kobiet, prawie dzieci
najnędzniejszy podmiot Berlina,
kurwy, więźniarki, wykluczone -
w półtorej sali ciała wygina.
Nigdzie aż tyle się nie krzyczy.
Nigdzie również bólu, cierpienia
bo tu zawsze wrzeszczy coś przecież -
nikt tak za nic jak tutaj nie ma.

„Przyjże, kobieto! Zrozum wreszcie!
Dla przyjemności tu nie jesteś!
Niech pani nie przeciąga sprawy.
Gówno ma prawo się pojawić!
Na wczasy panią tu przysłano?
Przeć, mówię. To nie wyjdzie samo!”
aż wreszcie jest: sinawe, małe,
namaszczone moczem i kałem.

Z innych łóżek, wśród łez i krwi,
jako salut się jęki podnoszą.
Tylko dwoje oczu przez łzy
hymn radości śle ku niebiosom.

Przez ten kawałek mięsa przejdzie
wszystko przecież: lament i szczęście.
Gdy śmierć odeń męki oddali,
dwunastka innych będzie w sali.

tłum. Zdzisław Jaskuła

Skrobanka

Jak przy poczęciu, leży tu teraz,
w jednej z tych sal,
uda rozwiera
obręczy stal.

A w głowie zamęt, bezczas i wreszcie
krzyk jak nie stąd:
daj, daj, ja twoje wgulgoczę dreszcze,
po głębię swą.

Ciało eterem wzmocnione złudnie
rzuca się, śni:
choćby i potop po nas, a później
ty, tylko ty...

Walą się ściany, krzesła, stół
pełno istot wykrwawionych, bladych,
wszędzie ten żądny, czekający tłum,
bliskość zagłady.

tłum. Zdzisław Jaskuła

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie A może w języku Goethego?
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Szpital

Craig Raine

Nowy szpital


Mógłby to być statek kosmiczny,
który wynaleziono tylko po to,
by wyruszyć w najdalszą podróż
do innego świata:

bujne kwietniki
błyszczących zegarów
utrzymują ciągłą wiosnę
pełną elektrycznych pszczół.

Nawet ubikacje
tworzą mit spokoju -
porcelanowe pelikany
powtarzają się w nieskończoność,

migotliwe syreny siedzą
bokiem na basenach,
a każda muszla spokojnie
ssie swój peppermint...

Fetus w swobodnym spadzie
dryfuje przez formaldehyd
bez końca, jak gdyby był
leniwym złotym pęcherzykiem

w wypełnionej spirytusem poziomicy.
Nie zna ani choroby,
ani bolesnego parcia
siły ciążenia,

której pacjentki w kraciastych szlafrokach
i w łapciach, niczym sieroty,
pozbyć się nie mogą.
Lecz zanim tu przybędą,

śmierć jest staroświeckim słowem,
drzemką i snem
o dzieciach pojedynkujących się
na skałkowe banany...

z „tomu „A Martian Sends a Postard Home”, 1979

tłum. Jerzy Jarniewicz

wersja oryginalna pt. „The New Hospital”
w temacie Poezja anglojęzyczna
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Szpital

Miłosz Kamil Manasterski*

Przed gabinetem


w przychodni
zapada ciemność

pielęgniarka
schowała słońce
do szafki z opatrunkami

siedzimy w półmroku
kończy się gaz w zapalniczkach

ci z dalszymi numerkami
układają się do snu

pani z woreczkiem
rodzina przyniosła kanapki

młodzież pije z butelek
ukrytych w kieszeniach płaszczy

w nocy robi się zimno
kobiety tulą się do mężczyzn

do toalety kolejka
w męskiej ktoś zasnął w kabinie

kobieta w mini
opowiada jak rozstała się z mężem

poznał kogoś
przed gabinetem urologa

z tomu "Portfolio", Warszawa 2008

*notka o autorze i linki do innych wierszy w temacie Wiersze z podróży
Dorota S.

Dorota S. małpa
człekokształtna

Temat: Szpital

W jednej chwili strach
na łeb jak obuch spadł.
Zawalił się mój świat.
Myślałam, że umieram,
a to on umierał.

Czarny krzyżyk na drogę dohtorki mu dały,
manele osobiste do torby spakowały,
do domu wygnały,
nic zrobić się nie da...

chyba nie wiedziały, że
go uratowały!

Dohtorki konowały!

8 sierpnia 2009
IMiDz na Kasprzaka
DSG

Następna dyskusja:

szpital damiana ul. walbrzy...




Wyślij zaproszenie do