Temat: Szpital
Gottfried Benn*
Mężczyzna i kobieta przechodzą
przez barak chorych na raka
Mężczyzna:
Ten tutaj rząd to są gnijące łona,
a tamten rząd to są gnijące piersi.
Cuchnie z każdego łóżka. Trzeba zmieniać siostry.
Podejdź tu, odchyl bez lęku ten koc.
Tę bryłę tłuszczu i przegniłych soków
jakiś mężczyzna darzył kiedyś czcią.
Była mu odurzeniem i ojczyzną.
Przyjrzyj się teraz tej bliźnie na piersi.
Wyczuwasz guzów łagodny różaniec?
Pomacaj śmiało. Są miękkie, nie bolą.
Ta tutaj krwawi za trzydziestu rannych.
Nikt nie ma tyle krwi.
Tej tutaj jeszcze
wycięto dziecko z przeżartego łona.
Cały czas drzemią. Dzień i noc. - przybyszom
mówi się tutaj sen przywraca zdrowie. - w niedzielę tylko
w godzinach odwiedzin pomaga im się dojść trochę do siebie.
Jedzenia już się niewiele spożywa.
Widzisz te muchy. Plecy mają w ranach.
Siostra myje je czasem. Jak się ławy myje.
Tu wokół łóżek już nabrzmiewa łan.
Ciało równa się w grunt. Odpływa żar.
Soki gotowe płynąć. Ziemia woła.
tłum. Jacek St. Buras
wersja oryginalna pt. „Mann und Frau gehn durch die Krebsbaracke”
w temacie A może w języku Goethego?
Porodówka
Trzynaście kobiet, prawie dzieci
najnędzniejszy podmiot Berlina,
kurwy, więźniarki, wykluczone -
w półtorej sali ciała wygina.
Nigdzie aż tyle się nie krzyczy.
Nigdzie również bólu, cierpienia
bo tu zawsze wrzeszczy coś przecież -
nikt tak za nic jak tutaj nie ma.
„Przyjże, kobieto! Zrozum wreszcie!
Dla przyjemności tu nie jesteś!
Niech pani nie przeciąga sprawy.
Gówno ma prawo się pojawić!
Na wczasy panią tu przysłano?
Przeć, mówię. To nie wyjdzie samo!”
aż wreszcie jest: sinawe, małe,
namaszczone moczem i kałem.
Z innych łóżek, wśród łez i krwi,
jako salut się jęki podnoszą.
Tylko dwoje oczu przez łzy
hymn radości śle ku niebiosom.
Przez ten kawałek mięsa przejdzie
wszystko przecież: lament i szczęście.
Gdy śmierć odeń męki oddali,
dwunastka innych będzie w sali.
tłum. Zdzisław Jaskuła
Skrobanka
Jak przy poczęciu, leży tu teraz,
w jednej z tych sal,
uda rozwiera
obręczy stal.
A w głowie zamęt, bezczas i wreszcie
krzyk jak nie stąd:
daj, daj, ja twoje wgulgoczę dreszcze,
po głębię swą.
Ciało eterem wzmocnione złudnie
rzuca się, śni:
choćby i potop po nas, a później
ty, tylko ty...
Walą się ściany, krzesła, stół
pełno istot wykrwawionych, bladych,
wszędzie ten żądny, czekający tłum,
bliskość zagłady.
tłum. Zdzisław Jaskuła
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie A może w języku Goethego?