Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Rainer Maria Rilke*

Wielka jest śmierć?


Wielka jest śmierć.
Wciąż z naszych krtani
Słychać jej śmiech.
Gdy w pełni życia mamy ją za nic,
Płakać w otchłani
Dusz naszych śmie.

tłum. Maciej Froński

*notka o poecie, inne jego wiersze i linki
w temacie A może w języku Goethego?
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 26.03.10 o godzinie 21:56
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Federico García Lorca*

Opłakiwanie śmierci


Dla Miguela Benitez

Na czarnym niebie
złotożółte żmije.


Przyszedłem na świat z oczami,
a bez oczu odchodzę.
Wielkiego cierpienia Panie!
Już wkrótce
w ziemi będzie me łoże,
nad nim kaganek.

Chciałbym dotrzeć tam, dokąd
dobry człowiek dojść może.
I oto jestem, Boże!...
Lecz wkrótce
czas nastanie,
że w ziemi będzie me łoże,
nad nim kaganek.

Drzewo cytryny złotej,
cytrynowe drzewo!
Rzuć na wiatr swe owoce –
ty wiesz dlaczego...
Ponieważ wkrótce,
wkrótce
wszystko, co mi zostanie,
to będzie łoże w ziemi,
nad nim kaganek.

Na czarnym niebie
złotożółte żmije.

z tomu „Poemat głębokiej pieśni”, 1931

tłum. Irena Kuran Bogucka

*notka o poecie, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 03.04.10 o godzinie 07:39
Jerzy Nita

Jerzy Nita pracownik ochrony,
SKORPION

Temat: Śmierć

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki

[moja siostra Wanda przynosi ze spaceru lilię]

moja siostra Wanda przynosi ze spaceru lilię
a ja piszę wiersz o śmierci
a ja znowu ten wiersz piszę od początku
i nie umiem skończyć

ani przerwać w połowie tak żeby się zachwiał
jak lilia śmiertelnie kiedy szukam dla niej
najodpowiedniejszego słowa
zamiast garnuszka wody

Z tomu "Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem"

Temat: Śmierć

Ikona

osad z pyłku wyznacza granice
wyschniętych kałuż
śladów po nocnym deszczu

obok chodnika martwe pisklę
rozcapierzyło zaczątki kolorowych piór
i niespełnionych nadziei

z zamkniętych oczu
nie wyczytasz tajemnicy
umierania

płynie z dzioba do brzegów
żółtej aureoli a dalej toczy się
życie jak gdyby nigdy nic
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Śmierć

Michał Jagiełło

Na tymczasowe pogrzebanie


Szerokie siodło przełęczy zimny wiatr ostatnie
słońce zza zwalistych chmur obnażone plecy
nogi związane w kostkach rozerwany but.
Przyciągnęli go tu.
Twarzą po śniegu, który właśnie spadł.
On też.
Spod samego szczytu.
Runęły skały.
Przecięta lina.
Obwiązać bandażem ten płaczący but.
Obrócić zesztywniałego - twarzą w twarze.
Uładzić koszulę sweter skafander złożyć
w śpiworze wsunąć w płachtę namiotu
obwiązać pętlami przypiąć się do Ryśka
i z asekuracją linami opuścić na lodowiec.
Na tymczasowe pogrzebanie.

z tomu "Ciało i pamięć",
Wydawnictwo Iskry, 2010
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Kazimierz Ratoń*

Umieranie


Pozostawiłem za sobą tych co kochałem
Opuszczając tych których nienawidziłem
Odwróciłem się świata i od Boga
Ogłuchłem i oślepłem jak nieznane zwierzę

Poszedłem na pustynię duszną i nieruchomą
Biegnąc bez duszy z nieczułym sercem
Chory i wyczerpany wolny od namiętności
Z ciałem wstrząsanym nieustanną trwogą

Stanąłem szlochając z zaciśniętym gardłem
Drętwiejąc w bólu bez myśli i bez uczuć
Czułem jak zaczyna wypełniać mnie rozpacz
Objąłem gwałtownie swoje ciało swój ból

Zacząłem kochać tylko siebie
Tylko siebie nienawidzić
Żyłem już tylko sobą. I tak zacząłem umierać.

* * *

Niech wszyscy przygotują się do śpiewu
Niech przygotują się do modlitw nade mną
Pragnę was ujrzeć w chwili agonii
Bo nie chcę umierać samotnie wśród ruin
Niech ta śmierć nie będzie długa i samotna
Niech mnie wyzwoli i pojedna ze łzami
Niech objawi mi wiarę i odkryje coś
Na co mógłbym wyrazić zgodę

Ja przemocą wepchnięty w brutalną nicość
Czekam z ufnością że jeszcze śmierć ukaże mi myśl zgody
Cudowne i czyste rzeczy odkryje
Które pojednają mnie ze światem
Które pojednają mnie z wami wszystkimi
Kiedy usłyszę wasz śpiew w chwili agonii
Braterską modlitwę.

z tomu „Gdziekolwiek pójdę”, 1974

* * *

Zostawcie to mięso
czy nie widzicie jego długiej agonii
czy nie słyszycie cichnącego skowytu
czy nie czujecie duszącego smrodu
zostawcie to mięso
niech umiera samotnie

z wierszy rozproszonych

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie "Poeci przeklęci"
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 17.06.10 o godzinie 06:31
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Śmierć

Marcin Bies

Śmierć autora


Spieczmy się kochać autora. Tak szybko umiera.
Zostają po nim nieraz metafory życia,
Nieraz zostają nabożne życzenia
Ujęte w kategorie z gruntu estetyczne
Jak piękno i wzniosłość,

Która nie umiera
Tylko i wyłącznie na przestrzeni dzieła
Autora tekstu tego pokolenia,
Któremu nieobca była druga strona
Brzmieniowa wspomnianego autora

Tekstu nie była przypadkowa.
Przypadek odmienił ją przez tę osobęMichał M. edytował(a) ten post dnia 23.06.10 o godzinie 22:15
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Michel Deguy*

* * *


Tam gdzie Sekwana rozległa jak stadion
(jak . . . . . . . . . . . jak . . . . . . . . . . . jak)
Od mostu do mostu od brzegu do brzegu
Usta dają się nabrać zeznaniom wody
Za chwilę umrę Pokaż mi swe piersi

Mróz wciska skórę na skórę
Retorta cienia przestaje pracować
Krzaki umierają jak bogowie

tłum. Krystyna Rodowska

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki w temacie
W języku Baudelaire'a
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.06.10 o godzinie 06:38
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Motocyklista

Był piękny
smukły lśniący pachniał
świeżym lakierem
i letnim wiatrem nad górskimi
grzbietami
nowy
motocykl kuzyna
daj się przejechać wyszeptał
nie odrywając wzroku od diabelskiej
maszyny
przecież ci nie wolno nie umiesz
nie masz nawet prawa jazdy
tak sądzisz nie umiem to zaraz
pokażę co umiem
wskakuj na ten stary i się
pościgamy
dosiedli wyprostowali nogi jakby
chcieli ukłuć ostrogami
swe rumaki
załóż kask krzyknął kuzyn
sam załóż ja nie
potrzebuję
ryk silników wypełnił podwórze
ulicę niebo nad jeźdźcami
ruszyli z impetem
pomknęli w mgnieniu oka jakby
nad chmurami
prosto prosto do nieba
wyjechali z miasteczka mknęli
w stronę gór miotali się
rzucali
od krawężnika do krawężnika
zaanektowali całą szosę
oni tylko oni się liczyli młodzi
dumni nieustraszeni
bogowie kosmicznych prędkości
silniki wyły na najwyższych obrotach
a oni pochyleni rozpłaszczeni jak zdeptane
płazy na drogach mknęli bez o-
pamiętania
huk potworny rozdarł stary las
na części
rozrzucił we wszystkie strony
ludzkie członki
urwana ręka głowa
zmiażdżona krwawy ochłap
mięsa skręcone
niemiłosiernie nogi
wszystko
wymieszane z kupą żelastwa
bezużytecznego
złomu

Jeszcze przez kilka dni będzie się
mówiło w miasteczku
szkoda taki był młody może
jeszcze koledzy w czarnych kombinezonach
zagłuszą rykiem silników żałobnego marsza
potem dosiądą swych rumaków i
pomkną przed siebie
może niektórzy dołączą wkrótce do niego
przynajmniej nie będzie tam taki
samotny

29. 06. 2010


Obrazek


wiersz jest też w temacie Motocykl - symbol wolnościRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.11.11 o godzinie 08:51
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Śmierć

pogrzeb

wszystko odbyło się według określonych prawideł
takich ceremonii
z kościoła zapamiętałam dużo światła
od którego piekły wewnątrz powieki
w kaplicy właściwie było pusto
tylko strasznie marzły mi palce i jak zwykle
przy tym posiniały paznokcie
potem tylko metaliczny dźwięk grudek ziemi
Ave Maria?-nie pamiętam pewnie było
dogłębnie przejmujące jak zawsze w takich okolicznościach
dziwne jedynie były kondolencje
wszyscy podchodzili i z uporem
wymieniali twoje imię w przeróżnych
gramatycznych konfiguracjach
zaszła gigantyczna pomyłka
pewnie dlatego że zawsze widywano nas razem
a to przecież kochanie ja umarłam
jutro trzeba będzie podać sprostowanie
w dzienniku i dopilnować by poprawili klepsydrę
dziś nie mogłam nic zrobić
rozumiesz przecież jestem martwaZofia H. edytował(a) ten post dnia 01.08.10 o godzinie 20:59
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Henri Meschonnic*

* * *


zmarli których nosimy
pod powiekami
nie wiedzą że umarli
oni przechodzą przez nas: pustynia
i przemarsz
także w nas się rozlega
noc niepodobna do żadnej innej
albowiem ona nas przemierza
od tej pory
czas zaczął kuleć
w nas a nasze słowa
same są przejściem powiedziałaś
żyjemy z ust do ust

z tomu „Nous le passage”, 1990

tłum. Krystyna Rodowska

*notka o autorze, jego wiersze w oryginale i linki
do innych przekładów w temacie W języku Baudelaire’a
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.08.10 o godzinie 21:53
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Henryk Król*

Plama


Zabijali go wielokrotnie przeważnie
miałeś go wśród ofiar
sądu ostatecznego

Jego wiersze pochodziły
od nich samych

Czytali siebie ze strachem
obijając mu gębę
za niechcianą prawdę

Lecz on uparcie powracał
wyciągał pokrwawione kartki
i odczytywał ich do końca

Nie dbał o ramy
pożyjmy chwilę bez ram mówił
bez takich

Szło jednak o ramy
wyrok wykonał zawodowy
kierowca autobusu

Przechodzili ostrożnie
obok skrzepłej plamy
jakby nie wierząc w koniec
wieczoru autorskiego

z tomu „Wahadło“, 2000

*notka o autorze w temacie Autoportret w lustrze wiersza
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.10.10 o godzinie 11:40
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Śmierć

Bartłomiej Józef Kucharski

Śmierć Poety


Kiedy umiera Poeta w niebie modli się Anioł,
Jego modlitwa przemienia słowa w płatki
łagodniejszej ciszy.
One tworzą kobierzec, po którym po schodach
milczenia wstępuje do Bożego Tronu ogołocony
z ziemskiego ciężaru Duch.

Jest już wolny od konieczności cierpienia,
nie ma w Nim smutku i nie ma zwątpienia,
jest tylko wielkie zdumienie, że wszystko
stało się nagle tak proste i oczywiste.

Wreszcie wie już na pewno, że warto było
wspinać się całe życie na górę
nierzeczywistych abstrakcji,
będąc jednocześnie wiernym świadkiem
poszczególnego istnienia:
łopianu, rzeki, drzewa i litewskiego głazu.

Oto teraz gdzieś poza słowami
i poza zmysłami
rozumie, że wszystko to było
wstępem do wielkiej wędrówki,
która się właśnie zaczyna,
w bezmiar Drugiego Istnienia.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Marie-Claire Bancquart*

Schody


Na tych schodach umarł mój dziadek któregoś wieczoru.
Połączył go z nimi osobliwy związek.

Onegdajsze drzewo wchłonęło resztki obecności:
włosy, co jeszcze urosną,
niezaschniętą ślinę.

To ono pomagało mu w przejściu.

Gdy wreszcie nieboszczyka złożono w pościeli,
Był już nam całkowicie obcy.

On – kiedyś górnik, drewnem wykłada nam
pod stopami
naszą przyszłą śmierć.

z tomu “Dans le feuilletage de la terre”, 1994

tłum. Krystyna Rodowska

*notka o autorce, jej wiersze w oryginalnej wersji językowej i linki
do innych polskich przekładów w temacie W języku Baudelaire’a

Wiersz jest też w temacie Motyw schodów w poezji
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.06.11 o godzinie 20:17
Monika S.

Monika S. oj tam oj tam

Temat: Śmierć

Ręka jak cudza
po jej ramieniu się ślizga
Kantem
Chropowaty dotyk
Szorstkie słowa
Siwy włos
Oddech
jak narkotyk
W oczach
kobieta się chowa
Zamknięty los
I brama

Obca jest
materia dotyku
dla tej pani
która już ...
A dawniej
pieluszki
i mleko
Mimo to
chce dotknąć
twarzą
ten aksamit
z swego ciała
który jest
przy niej
ale już daleko
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Patrząc jej w oczy

Już przegoniła strach ten
paniczny
przerażający który podgrzewa
krew do wrzenia i
wali nią w skronie unieruchamia
ciało i wyostrza
świadomość odbierając wszelką
nadzieję

Tak wyzwolony z objęć
lęku
otumaniony przez naturalne
nieuchronne
psychotropy nie myśli co
będzie dalej bo
wie już wszystko i czeka
tylko bierny nie-
pogodzony

Dlaczego świat wciąż jest
taki
piękny i okrutny zarazem
jakby nie
dostrzegał tego bólu i niemocy
...................................................
wlecze się powoli
stęka przystaje straszliwie słaby
zmęczony
uspokoić oddech serce co się
rozbrykały jak beztroskie dzieci
w zabawie szalonej
i usnąć bezmyślnie ufnie
naiwnie
zatopić się bez bólu w tej bezkresnej
nocy pozwolić się nieść
i nieść w nieznaneRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.11.10 o godzinie 18:27
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Śmierć

Julia Hartwig

Skąd w nas ta zgoda


Właściwie o tym nie myślimy
ale po drodze jakby od niechcenia
nasłuchujemy

Umieranie to ciężka praca
A on wie co mówi bo widział
rannych umierających po bitwie
szpitalne nosze odwożonych do kostnicy

Czekamy na inną opowieść
Chcemy wiedzieć jak to jest
i skąd w nas ta zgoda
skąd zgoda na rozstanie

Ziemia nad ich ciałami podnosi się nocą w oddechu
księżyc patrzy im prosto w oczy
Powtarzają:
Wszak Jeden zmartwychwstał

z tomu "To wróci", 2007
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Śmierć

Serwis informacyjny

W pobliżu Sztokhomu
z niewiadomych przyczyn padło stado okołu stu kawek-
rozbrzmiało kuchenne radio.
Zbadane ptaki nie mają śladu jakichkolwiek
obrażeń znamion choroby
epidemii zatrucia.Dodajmy - kontynuuje spiker -
że kilka dni temu w USA miało miejsce podobne
zdarzenie z tym, że liczba ta wyniosła blisko tysiąc.

Sztokholmska policja zapowiada, że śledztwo
bedzie długie żmudne i prawdopodobnie niczego nie wyjaśni.

Hitchcock czy Mankell?

Ani jeden ani drugi – lepiąc pierogi
mruknęłam do swego odbicia w kuchennym oknie.
Nie stwierdzam śladu jakichkolwiek
obrażeń znamion choroby
epidemii zatrucia.Dodajmy - strzepnęłam mąkę -
że także umarłam.

Pewnie jak te kawki. Od środka.
Z powodu n i e m o ż l i w e j odległości.

Zwyczajna rzecz.Zofia H. edytował(a) ten post dnia 05.01.11 o godzinie 18:23
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

Dylan Thomas

A śmierć utraci swoją władzę


A śmierć utraci swoją władzę.
Nadzy umarli będą jednym
Z człowiekiem pod zachodnim księżycem i w wietrze;
Gdy spróchnieją ich kości do czysta obrane,
Będą im świecić gwiazdy u łokcia i stopy;
Chociaż szaleni, odzyskają rozum,
Powstaną chociaż potonęli w morzu;
Choć zginą kochankowie, lecz nie zginie miłość;
A śmierć utraci swoją władzę.

A śmierć utraci swoja władzę.
Ci, którzy pod wirami morza
Leżeli długo, też nie umrą z wiatrem;
Rozrywani przez konie, gdy pękają ścięgna,
Łamani kołem nie złamią się jednak;
Wiara w ich dłoniach na pół się przełamie
I na wskroś przemknie przez ich zło o jednym rogu;
Choć końce się rozszczepią, oni wytrzymają;
A śmierć utraci swoją władzę.

A śmierć utraci swoją władzę.
Mewy nie będą krzyczeć przy ich uchu
Ani fala na brzegu z hukiem się nie złamie;
Gdzie zakwitł kwiat, nie będzie wolno kwiatom
Podnosić głowy pod razami deszczu;
Chociaż będą szaleni i martwi jak głazy,
Przez stokrotki litery bytu się przebiją;
Łamani będą w słońcu, aż słońce się złamie
A śmierć utraci swoją władzę.

z tomu „Twenty-five Poems”, 1936

tłum. Stanisław Barańczak

wersja oryginalna pt. „And death shall have no dominion”
w temacie Poezja anglojęzyczna


Leż cicho, śpij spokojnie

Leż cicho, śpij spokojnie, cierpiący od rany
W krtani, płonąc i tonąc. W nocy, co płynęła
Po cichym morzu, słyszeliśmy od rana
Dźwięk idący od rany skrytej w słoną płachtę.

O milę od księżyca drżeliśmy słuchając
Dźwięku morza, co tryskał jak krew z głośnej rany;
Gdy słona płachta pękła w nawałnicy śpiewu,
Głosy wszystkich topielców wiatr uniósł z otchłani.

Otwórz Ścieżkę na wskroś przez rząd żałobnych żagli,
Rozrzuć na wiatr szeroko bramy łodzi wędrownej,
Abym mógł ruszyć w podróż do dna mojej rany;
Pieśń słonego całunu, dźwięk morza spadł na nas nagle.
Leż cicho, ukryj usta w krtani, śpij spokojnie,
Lub poprowadź nas, popłyń przez utopionych wraz z nami.

z tomu „Deaths and Entrances”, 1946

tłum. Stanisław Barańczak

wersja oryginalna pt. „Lie Still, Sleep Becalmed”
w temacie Poezja anglojęzyczna


Nie idź łagodnie w tamtą dobrą noc

Nie idź łagodnie w tamtą dobrą noc,
Starość u schyłku dnia niechaj płonie;
Wściekaj się na gasnącą światła moc.

Mędrcy- wiedząc, że nadejść musi mrok,
Nie zbiło wszak gromu ich wołanie-
Nie prą łagodnie w tamtą dobrą noc.

Dobry, w ostatnim żalu przypływie
Nad tym, jak wątłe ludzkie staranie,
Wścieka się na gasnącą światła moc.

Szaleńcy, co słońce łapią w locie,
Choć w tren przemienia czas ich śpiewanie-
Nie prą łagodnie w tamtą dobrą noc.

Chmurny, nad grobem oślepiony, co
Znalazł w tym blasku upodobanie-
Wścieka się na gasnącą światła moc.

Ojcze mój, z tej smutnej wysokości
Klnij i błogosław mnie przez łez lanie.
Nie idź łagodnie w tamtą dobrą noc.
Wściekaj się na gasnącą światła moc.

z tomu „In Country Sleep”, 1952

tłum. Alina Szpakiewicz

wersja oryginalna pt. „Do not go gentle into that good night”
w temacie Poezja anglojęzyczna

inny przekład, Stanisława Barańczaka pt. „Nie wchodź
łagodnie do tej dobrej nocy”, w temacie Motyw ojca
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 08.01.11 o godzinie 12:09
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Śmierć

James Dickey

Spadanie


29-letnia stewardessa poinformowała dziś śmierć...
wypadając z samolotu, w którym nagle otwarły się awaryjne
drzwi. Ciało... odnaleziono... trzy godziny po wypadku.


- New York Times

Kiedy wyłączą światło i wszyscy leżąc toczą się przed siebie kiedy wszyscy
Zmienią się w jakiś stwór transkontynentalny i suną czerpiąc światło księżyca
Z wielkiej jednostronnej bryły zawieszonej na końcu prawego skrzydła gdzieś z okolic
Silnika ktoś zaspany jękliwie poprosi o kawę i skądś słabo dochodzi wielkie
Zwierzęce świstanie zewnętrznej przestrzeni. W przejściu między rzędami tacek szuka
Po omacku koca i sięga w swym dopasowanym mundurze by wcisnąć go w krzyczącą
Szczelinę nad drzwiami. Jakby drzwi zdmuchnęła
Bezgłośnym podmuchem swych płuc na kość zmarznięta czernieje na zewnątrz
Samolot zniknął a jej ciało schwyciwszy za gardło nieśmiertelny krzyk pustki
Spada żyje zaczyna być czym nikt jeszcze nie był czego nikt nie przeżył

Krzycząc z braku powietrza wciąż elegancka umalowana w pończochach
Ściśnięta paskiem do pończoch zgodnie z przepisami na głowie ciągle kapelusz
Nogi i ręce w jakiejś pustce świata choć spoczywają jakże dziwne w pełnym
Poczuciu słuszności na rozrzedzonym powietrzu nie spieszy się ma czas
I teraz, wciąż tysiące stóp od śmierci zdaje się zwalniać coś ją zaciekawia
I obraca swoje zwrotne ciało by się temu przyjrzeć.
Zawieszona sama przerażająco wysoko w samym środku wszystkiego w samym środku
Siebie szczelnie owinięta niskim świstem ciała w ciemnym tańcu
Własnego ciężaru opada coraz niżej w swym cudownym skoku z powolną
Zdumiewającą łatwością jakby śniła o tym że ją przyciąga jak niezmierzoną
Poświatę księżyca płodna ziemia środkowego stanu jej ojczyzny i spływa na nią
Wielkie wciąż ciepło płynie znajduje więcej powietrza niż może
Zużyć jej oddech w miarę jak wysokości stają się coraz bardziej ludzkie
Widzi chmury szczodrze rozrzucone niżej po obu jej stronach jak jeździec
Jedzie ku nim z wolna cały świat przyciąga do siebie i może w nim ręce i nogi
Zawiesić w osobliwy sposób i oczy ma szeroko otwarte przez wiatr, usta może
Otworzyć szeroko jeszcze szerzej i ssać całe ciepło bijące z pól
Może spaść na plecy jakby czując olbrzymią poduszkę którą jej podsuną i może
Się przewracać przewracać jak w łóżku uśmiechać, rozumieć w ciemności
Może odejść stoczyć ześlizgnąć się niezgrabnie w wyobrażenie ptaka
O skrzydłach na wpół rozpostartych lub może zacząć wirować opętańczo wokół
Własnej osi w długiej gimnastyce gdy rosnące ciepło pól dźwiga się w stronę
Księżycowej kosy. Jest czas życia ponadludzkim zdrowiem kiedy się widzi
Z tak daleka śmiertelne niedosięgłe światła kiedy się widzi jak najdalszą
Szosą pędzi jeden tak bezcenny spóźniony samochód dopadający miasta
O kształcie kwadratu a z prawej strony jedna nierówna tarcza księżyca została
Złapana w migotaniu wody wędrująca łuska srebrna Mój Boże to dobro
I zło wciąż jedno się z drugim przeplata we wszystkich możliwych pozycjach
Miłosnych tańczy śpi teraz chmura kłębi się koło
Niej nie ma peleryny nieważne z brzucha chmury małe
Miasteczka rozpryśnięte w okruchy rażą swoim blaskiem przechodzi nad nimi
Jak deszcz wypada na czyste niebo widzi dalekobieżny autobus buchający
Światłem z obu boków dla niej to sygnał by rzucić się w dół jak wytrawny
Nurek zadarta spódnica obnaża ją pięknie twarz w ubraniu
O zapachu strachu nogi obnażone namiętnie potem wyciągając ręce
Wolno koziołkuje wraca do równowagi czeka by jakaś siła nią
Pokierowała drżenie bliskie trzepotowi piór rzuca się
W dół kręcą jej głową szybkie ruchy jakby ptasiej szyi złote oczy
Świdrujące spojrzenie spojrzenie sowy pustoszące kurnik ogarnia ją
Nagła ochota na kurę dalekosiężne spojrzenie jastrzębia powiększające
Ludzkie światła aut towarowych pociągów łuki spiętrzonych mostów
Powiększające księżyc płynący z wolna wszystkimi zakolami rzeki cała ciemność
Środkowego zachodu płonie gdzieś ponad nią. Królik bieleje ze strachu pod krzakiem
Zdyszane kurczęta tulą się w gromadę a nad ich głowami jeszcze dany
Jest czas życiu by trwało w wartko płynącej półidei długiego schylania ku ziemi
Spadania ze świstem upadku poddanego kontroli upadku który w dół
Ciąży wedle swojej woli zamienia grawitację w nowy warunek życia, odsłania jej
Ukrytą księżycową stronę błyska Nową Siłą wciąż jeszcze jest czas
By żyć wciągając w płuca całą noc bez reszty czas by zdążyła wygładzić
Spódnicę na wzór skrzydeł nietoperza ciasno wokół ciała ją oplata
Ma skórę rozpiętą jak skrzydła zrobione z ubrania są przecież faceci
Którzy w telewizji latają na lotniach żeglują w słońcu i uśmiechają się
Spod okularów przeskakują w powietrzu z drążka na drążek
I jest Ten który wyskoczył bez spadochronu i dostał go od przyjaciela który
Rzucił się za nim nurkującym lotem. Teraz szuka tego uśmiechniętego towarzysza
Niedoli białych zębów pustka teraz krzyczy śpiewa
Religijne pieśni rozpościerając cienkie ludzkie skrzydła ze szczupłych ramion
Zwierzę powietrza śpiewa jej do ucha wyciąga swe trele a ona już nie
Może dostrzec jednej wielkiej formy tej połaci świata teraz widzi jak jej
Ojczyzna traci swój ogólny zarys i zyskuje z powrotem swych ludzi
I domy widzi jak zapala swoje małe światła jak wynurzają się
Pojedyncze domy lampy na dachach stodół gdyby wpadła do
Wody mogłaby przeżyć jak nurek wyrąbujący nienagannym skokiem

Drogę do innego ciężkiego srebrem obcego płucom
Spowalniającego zbawczego żywiołu: jest i woda jest czas by
Doskonalić wszystkie arkana sztuki nurkowania stopy złączone
Palce wyciągnięte ręce tak złożone by mogła przeszyć wodę niby
Igła wyjść cała i zdrowa ociekając wodą wziąć Coca-
Colę którą jej ktoś podał są tam są tam wody życia
Księżyc upchany i zwinięty w kłębek w sztucznym jeziorze pozwólcie mi więc
Płynąć przez nocne powietrze Kansas otwierając oczy ponad ludzką miarę
Jasne by ujrzały księżyc ujęty tamą rozpościerając naturalne
Skrzydła mojego żakietu znanej firmy Loper sunąć jak polująca sowa
Ku błyskowi wody nie można po prostu spaść po prostu się
Toczyć bezładnie w nieprzerwanym krzyku upadek trzeba wykorzystać

Teraz ma to już wszystko za sobą wszystkie chmury wilgoć
Włosy wyprostowane pękł na dwoje ostatni kłąb waty uderzony twarzą
I odsłonił nowe ciemności nowe procesje świateł samochodów które
Szły z chaosu wiejskimi drogami

I noc wciąż coraz cieplejsza ledwo co powstały, nieubłagany
Świat własnego kraju wielki kamień światła w czekającej wodzie sięgnij
Sięgnij wody: kto wie że w tej chwili pewna młoda kobieta musi zapanować nad
Ciałem i lecieć w stronę oszalałych księżycem spętanych wód tego mistycznego oka
Środkowozachodniej krainy trzymanych specjalnie dla niej od lat
Gdy rękawy żakietu wsysają powietrze przebiegające po całym jej ciele? Co ostatecznego
Można powiedzieć o tej która odziana tylko w ciało wyruszyła przez sam środek
Nocnego powietrza by jak królik tropić wodę leżącą jak życie gdzieś
Po prawej stronie w stanie Kansas? Zmierza ku jaskrawo nagiemu jesioru
Spódnica wygładzona twarz i ręce coraz cieplejsze od powietrza idącego
Z pastwisk pełnych łubinu a w dole w haftem zdobionej pościeli
Wiejskie dziewczyny czują jak toruje sobie w nich drogę bogini i wspina się
W zamyśleniu po lśniących rysami kolumienkach łóżka i śnią im się
Kobiece sygnały księżyca żelazo męskiej krwi śnią o tym co
Naprawdę mówi jęk odrzutowców przelatujących nad nimi w środku głuchej nocy
Środkowego zachodu przelatujących nad pożarami łąk dogasającymi
W ciszy na wzgórzach i zbudzą się w sam czas by ujrzeć jak kobieta
Którą same staną się w przyszłości rozpaczliwie walczy już na wysokości
Dachu by stać się gwiazdą: dla niej ziemia jest bliższa woda jest bliższa
Mija ją przechyla się na boki obraca rękawy
Trzepocą inaczej gdy toczy się na wschód gdzie słońce niedługo powstanie z pól
Pszenicy Musi Musi coś zrobić z tą wodą dolecieć
Do niej wpaść w nią pić z niej powstać
Lecz nie ma już wody na ziemi chmury z powrotem wciągnęły ją w siebie
Rośliny wessały ją w swe korzenie tylko zwykłe pola śmierci podnoszą się
Ku nie z lotu przechodzi znów w spadanie powraca do
Przeraźliwego krzyku tego cichego krzyku którym zdmuchnęła podwójne
Drzwi odrzutowca już prawie prawie nie wie co się wydarzyło
Pamięta pamięta kształt wnętrza chmury postrzępionego zgodnie
Z wymaganiem mody pamięta że wciąż jeszcze ma czas by umrzeć ponad wszelkim
Wyjaśnieniem. Teraz niech zdejmie kapelusz w letnim powietrzu zarys pola
I niech ma czasu na tyle by zrzucić jedyny but jaki jej pozostał czubkami palców
Drugiej stopy spokojnymi palcami odpiąć pończochy zwracając uwagę
Z jak śmiertelną łatwością przychodzi rozebrać się w powietrzu wisząc tuż opodal
Śmierci kiedy to ciało bez wysiłku przyjmuje każdą pozycję prócz tej
Jednej która pomogłaby przeżyć pozwoliłaby wstać żyć dalej
Nie umierać dziewięć farm czai się w pobliżu robią się coraz
Szersze osiem odchodzi na boki i zostaje jedna w środku potem to
Samo dzieje się z polami tej farmy nie ma już sposobu
By zawrócić wycofać się z ziemi jej przeznaczonej ale zrzuca
Żakiet o smutnych srebrnych bezsilnych skrzydłach zrzuca nietoperzową
Błonę spódnicy elektryczne jak błyskawica przylgnięcie bluzki do ciała
Intymny ukryty służbowy strój majteczek w których unosi się jak święty duch
dziewicy zrzuca pończochy jak długie rękawy do pomiaru wiatru
Bezsensowny stanik potem czuje jak zsuwa się z niej pas do pończoch
Który musi nosić zgodnie z przepisami: jej dwa pośladki już nie są ściągnięte
W jeden i czuje jak pas łopocze drży w jej ręku i płynie
Do góry ubranie które jej ciało odrzuca wniebowstępuje w obłoku
Odgarnia znad głowy niebezpiecznie ostry szpic buta jak ptak oniemiały
Teraz spadnie ZA MOMENT teraz spadnie

Na ziemię coś największego co zstąpiło do Kansas z wszelkich możliwych
Wysokości z wszystkich poziomów amerykańskiego oddechu w płucach
Ma wszystkie warstwy od kruchego chłodu wysokiej przestrzeni aż do żyznej gleby
Gdzie zagłada drzemie prosto w kolbach kukurydzy i oddycha rachunkami
Bogatych farmerów: zejdzie między nich po swym ostatnim nadludzkim wyczynie
Ostatnie delikatne przesunięcie dłoni po nie zranionym wciąż ciele którego
Każdy śpiący w swoim śnie pożąda: chłopcy odkrywający po raz pierwszy że ich
Lędźwie pełne są krwi serca owdowiali farmerzy których ręce wędrują
Pod koce by się rano budzić z tą dziwną sztywnością wspaniała pozycja
Krwi wbrew ziemi dążącej ku chmurom wszyscy czują na sobie to przemknięcie
Po skórze kiedy ona przesuwa dłonie po swych długich nogach
Swoich małych piersiach głęboko pomiędzy udami włosy z wszystkich
Szpilek uwolnione rozwiewają się w pędzie ciała niech przyjdzie
Bez żadnych tajemnic próbując w ostatnim momencie lądować na plecach
Koniec już KONIEC

Wszyscy którzy znajdą ją wciśniętą w miękką glebę
Spadłą z nieba głęboko wbitą w zarys swego ciała całe mile skib
Sączą się w nią przepływają po niej a ona leży głęboko w swoim śmiertelnym konturze
W ziemi podobnej do chmury więc ci wszyscy nie powiedzą nic prócz tego
Ze tu leży poza wyjaśnieniem głucha na pytania i przypomną
Sobie że w nich też coś pękło i ze pełniej zaczęli żyć i pełniej
Umierać gdy bez specjalnej przyczyny wyszli na swe pola gdzie cała ziemia
Ja trzyma w uścisku przerwała jej lot dziewiczy pouczyła jak leżeć
Nie może się odwrócić odejść nie może się ruszyć
Nie może zsunąć się na bok by przyjąć inną pozycję żaden lotniarz jej
Nie uratuje choćby nie wiem jak się uśmiechał nie weźmie w ramiona
Razem z nią w dół nie skoczy nie rozwinie nad nią ślubnego jedwabiu
Ona swego odbicia nie zobaczy w deszczu jak to czynią w głowie mącące kobiety
Które mogą zająć miejsce zmarłej żony młode wiejskie Norweżki o godności
Bogini lub siódme poty wyciskające wszystkie kurwy z Wichita.
Całe powietrze jakie nad nią istnieje nie chce dać z siebie nawet jednego oddechu
Wszystko się skończyło lecz przecież nie umarło całkiem ni tu ni gdzie
Indziej leży nieruchomo w polu na plecach czując jak zapachy
Nieprzerwanego życia próbują ją unieść w kąciku oka strzęp jakiegoś widoku
Powoli niknie widzi jak coś faluje leży wierząc że jednak mogło
Się jej udać w najlepszym momencie swego stanu boskiego dopaść wody
Wpaść w nią głową naprzód wypłynąć z uśmiechem niedostępna
dziewczyna z reklamy kostiumów bikini lecz teraz leży jak ktoś kto się
Opala przy resztkach księżyca wpółpochowana w miejscu w którym się zderzyła
Z ziemią opodal przęsła wiaduktu zbiornika na wodę dostrzegłaby
Je gdyby mogła unieść głowę z niewielkiego dołka leży jej ubranie
Zaczyna opadać powoli na cały stan Kansas wpada w krzaki na pokrytą
Rosą trawę golfowego pola but pas do pończoch z fantazją
Spadł na sznur do bielizny gdzie jest jest jego miejsce bluzka na piorunochronie

Leży na polach na tym jednym polu na złamanym kręgosłupie spoczywa
Jak na chmurze przez którą nie mogła przelecieć gdy farmerzy samotni wychodzą
Z domów na lunatyczny spacer spacer jak spadanie ku dalekim wodom
Życia w świetle księżyca ku odwiecznemu znaczeniu farm
Zamkniętemu w ich śnie ku żniwom które kwiatami rosną im w rękach
Ona jest ceną tragiczną czuje że odchodzi ku czemuś
Odchodzi od czegoś że oddycha wreszcie pełną piersią
Nie i próbuje słabiej jeszcze raz stara się stara O, BOŻE -

tłum. Tadeusz Sławek

wersja oryginalna pt. „Falling” w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 02.02.11 o godzinie 21:36



Wyślij zaproszenie do