Temat: Poetyckie studium przedmiotu
Julia Hartwig
Na przybycie do domu starego bretońskiego kredensu
Kiedy ciemny jak skała, pachnący solą morską i chlebem
Stanął w kącie naszego domu, cały dom się rozśpiewał
Głosami, które dotąd nie rozbudzone spały.
Śpiewały sprzęty wszystkie
Głosami swoich drzew macierzystych dawno zapomnianymi.
Śpiewał orzech niegdyś soczysty, sokiem brązowym ciekący,
Śpiewała wiśnia czerwona i biało-ruda sosna
Na cześć wiekowego przybysza z dalekiej Bretanii:
Witaj po długich podróżach, tułaczu jak Odys sterany,
Witaj przezacny potomku szumiących zielono koron,
Witaj drzewo przeszłości przez dawnych kochane cieśli,
Drzewo przez ręce twarde gładzone na życie trwałe,
drzewo ścinane na sprzęty do domów mocnych jak góry,
Ozdobo rybackiej izby w pobożnej wietrznej Bretanii.
Witaj, drzewo gościnne, ład kochające i pokój,
Drzewo, którego ogień ni woda nie zgryzą łatwo.
Tak witały stary dębowy kredens bretoński sprzęty mojego domu,
A ja umaiłam jego sterany, lecz prosto jeszcze trzymający się grzbiet
Pnącą zielenią, jak ołtarz domowego bóstwa
I rozłożyłam na półkach cynowe talerze i ulubione książki.
Od kiedy sprzęt ten ze starczym skrzypem spoczął pod moim dachem,
Zrozumiałam, że po długiej żegludze łódź dopłynęła znów na postój u brzegu,
Zaryła się głęboko w piasek i wchodzi coraz głębiej w ląd.
Ten kredens jest jak dom dawny, od deszczów ściemniały,
Półślepy, ale zaciszny dom, od jakich odwykliśmy.
Oto nareszcie znalazło się godziwe pomieszkiwanie
Dla małych larów naszej rodziny, do których zaglądać będzie czasem
Psotna mysz o szarym pyszczku i bystrych oczkach.
Będzie tam pachniało miodem i dojrzewającymi gruszkami.
Ale gdy za oknem szaleje zima,
Szumi zimne północne morze i rozbija się o nagie skały,
Ciemnie suknie wdów z Finistere i Morbihan powiewają na silnym wietrze,
Biegnę tamtędy jak niegdyś po ostrym nabrzeżnym żwirze,
Szczęście jest daleko.
Morze, które nikomu nie schlebia, przypomina wszystko co złe,
Wszystkie winy zawinione i złe szaleństwa przypadku.
Zalewa oczy fala słona i upokarzająco silna.
W tym morzu jestem niedostrzegalnym cieniem,
Który przemyka i ginie w fontannie światła.
W tym rozległym prostokącie Europy rozegrały się moje dzieje.
A kiedy syty podróżny ptak powrócił z ciepłych krajów do rodzinnej ziemi,
Dokonało się już wszystko, co dokonać się miało w młodości.
Oto już dziesiąty raz z pól zwozi się spokojnie zboże pod dachy,
Wędrowne ptaki odleciały znów w coroczną podróż.
My zostajemy w domu. Córeczko, mała jeszcze jak kotek,
Uszanuj podróżnika, który zamieszkał u nas od niedawna.
Siadały na nim dzięcioły zielone, rude gile i szare jaskółki,
Zna od chód zwierza, słyszał ryk strachu i śpiew radości,
Nie obcy mu zapach ryb wędzonych i kłębów pary
Unoszących się z garnków w ludzkich domostwach.
W jesienne długie popołudnia
Widział ludzi grzejących chłodne dłonie przy ogniu.
Towarzyszył narodzinom takich jak ty dzieciątek.
Mieszkały w nim chleby, pachnące misy z mięsem i woreczki z solą.
Córko, jeśli zechcesz,
Starzec ten wiele ci jeszcze potrafi opowiedzieć i o moim życiu.
Lżejszym głosem. Wiersze z różnych lat (1998)