Temat: „Okrutną zagadką jest życie” (Nikos Kazantzakis)
Umberto Eco*
Egzystencjalizm
Myślisz, że egzystencjalista
wygląda wciąż jak rozpacz czysta,
podczas gdy on z miną posępną
podrywa jakąś laskę piękną
i skryty w Saint-Germain-des-Prés
zwyczajnie w balona robi cię.
Sprawa jest więc dosyć śliska,
lecz gdy zechcesz zbadać z bliska
ruchu przeróżne zasady,
odkryjesz w nich wiele swady
i skonstatujesz szczęśliwy,
że choć ich wygląd wątpliwy,
w czarnych swetrach osobnicy
nie gadają po próżnicy.
Mówię rzecz dość oczywistą
wskazując, że Duńczyk wszystko
zaczął w egzystencjalizmie,
pławiąc się w swym pesymizmie.
rys. Umberto Eco
To on, choć zadawał szyku
w cylindrze i w kołnierzyku,
uznał za swoje zadanie
zgłębić rozpaczy otchłanie,
która wstrząsa naszą jaźnią,
wiecznym drżeniem i bojaźnią.
Zdradzę też, że tego pana
znano jako Don Juana,
a gdy było już po krzyku,
notował zdobycz w dzienniku.
Z nich najbiedniejsza dziewczyna
to niewątpliwie Regina,
która próżno chciała łgarza
doprowadzić do ołtarza.
No a cóż mi powiecie
o bohaterów komplecie
Fiodora Dostojewskiego,
którzy nie wiedzieć dlaczego,
stare lichwiarki mordują,
kiedy znudzeni się czują.
No i kończą, mówiąc krótko,
na Syberii z prostytutką.
Albo ten na zamku Kafka,
którego wciąż dręczy czkawka
przed tajemniczym procesem,
który przegrywa z kretesem
(w tym bogatym materiale,
kim jest „K.”, nie wiemy wcale).
Wszyscy tutaj przedstawieni
w bycie swym są uwięzieni,
i nie ma wyjścia innego,
tylko kres życia nędznego.
rys. Umberto Eco
Ale bądź przygotowany,
kiedy z Niemcem pójdziesz w tany.
Bo Heidegger, powiem szczerze,
zaprzysiągł z bytem przymierze;
tak jest w nim zakorzeniony,
że chociaż na różne strony
uciec od niego próbuje,
z powrotem w
Dasein ląduje,
więc załamany orzeka,
że byt do śmierci go czeka.
Ale później, zdradzić mogę,
odmienną wybiera drogę
i niespodzianie się wspina
ku ideom Hölderlina,
od snów egzystencjalizmu
przechodząc do mistycyzmu.
I odtąd jest tylko w stanie
grać w „bogów nazywanie”.
rys. Umberto Eco
Koncept trochę bardziej zdrowy
wyszedł z Abbagnana głowy.
On też hipotezy stawiał,
o możliwościach rozprawiał,
ale nie skąpił poręki,
że niepotrzebne są lęki,
bo zawsze jest - to normalne -
rozwiązanie optymalne,
aby pozbyć się problemu
i podążyć ku nowemu,
i w końcu z czystym sumieniem
pogodzić się z przeznaczeniem
naszej ludzkiej egzystencji,
której prawdziwej esencji
szukamy, bez wątpliwości
- bardzo dziwne, lecz prawdziwe -
wyłącznie w tym, co możliwe,
bo to jest właśnie fatalny
nasz motor transcendentalny.
Co zaś do Sartre'a, pisarza.,
filozofa, kobieciarza,
był nieszczęśliwą osobą,
bo kłócił się sam ze sobą.
Przy
Murze przeżywał
Mdłości,
jakby dostał niestrawności.
Much chmara kłuła go sroga
w czas
Diabła i Pana Boga.
Wątpicie? Zobaczcie sami
Ladacznicę z zasadami.
Lecz powiem wam jeszcze i to,
że między
Flore i
Deux Magots
przed obiadem pilnie pisze
swe powieści i pastisze,
ale wieczorową porą
Byt i nicość górę biorą,
Sartre się dyskusją zabawia,
kwestię wolności przedstawia
i przenikliwie odsłania
kulisy jej powstawania.
Wy może o tym nie wiecie,
ale od kiedy w gazecie
strasznym się gniewem rozżarzył
na pewnych spadochroniarzy,
jego zaangażowanie
znalazło moje uznanie,
choć o de Gaulle'u złe słowa
to awantura gotowa.
Długo by wymieniać jeszcze,
przeróżne nazwiska wieszcze;
Jaspers, Barth i innych wielu,
wspomnę także o Marcelu,
co z pobożną rewerencją
rozmyśla nad egzystencją.
z tomu „Filosofi in liberta”, 1950
tłum. Monika Woźniak
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki
do polskich przekładów w temacie W języku DantegoRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.10.11 o godzinie 11:14