Temat: Miłość
Theodore Roethke
Słowa na wiatr
1
Miłości, o lilie się troszczę.
Ona jest słodsza niż drzewo.
Kochając. Zużywam powietrze
Najczulej: w moich oddechach.
Znoszę, szalony na wietrze,
Siebie, jakim być mi trzeba.
Nieparzyste równa się parze.
Mój brat, wino, cieszy się także.
Czy nasienie to jedno z kwiatem?
Wielcy zmarli – co mówią o nas?
Słodka Phoebe jest moim tematem,
Razem ze mną kołysze się ona.
„Jestem, kochaj mnie zatem,
W mojej drodze rzeczy zielona!”
Krzyknąłem – i ptaki sfrunęły,
Moją pieśń za własną przyjęły.
Ruch zatrzymać mnie może.
Całowana mnie w zatraceniu,
Jak chce najmilsze ze stworzeń.
Wędrowała, ja nie. W milczeniu
Zatrzymałem się, a światło padło
Na jej pulsujące gardło.
Trwałem, patrząc. Kamień w ogrodzie
Z wolna w księżyc przechodził.
Płytki strumień płynie opieszale.
Wiatr powoli skrzypiąc mija nas.
Dziób pisklęcia w gnieździe wydaje
Drżący krzyk, na który
Odpowiedzieć nie mogę wcale.
Jakaś postać z głębiny oka –
Ta kobieta w kamieniu ujrzana –
Gdy sam idę, dotrzymuje mi kroku.
2
Słońce ogłasza ziemię.
Kamienie skaczą w strumień.
Na szerokiej równinie, poza
Daleką rozciągłością snu,
Pole jak morze się łamie.
Wiatr biały jest jak jej imię,
A ja wędruję z wiatrem.
Gołębica jest dziś moją wolą.
Kołysze się na pół w słońcu,
Róża na łodydze, beztroska,
Tworząc jedno z wzdychającym winem,
Ona, z którą trzeba się weselić,
Zachwycona, gdy spotyka księżyc,
Która lubi, gdziekolwiek jestem.
Namiętność – to dosyć, by dać,
Postać dzikiej radości.
Krzyczę rozkosz. Poznałem
Korzeń, rdzeń tego krzyku.
O sercu łabędzia, cicha,
Ona rusza się w czas wstydliwy.
Miłość ma rzecz do spełnienia.
Piękna rzecz w piękniejszą wyrasta.
Zieleń, tryskająca zieleń,
Nasyca urodą dzień
Pod wstającym księżycem.
Ja, człowiek nieograniczony.
Uśmiecham się, unoszę, lecz sam,
Ciężar mojej radości.
3
Pod wiatrem południowym
Ptaki i kwiaty ruszają
Na północ w jednym strumieniu.
Ostre gwiazdy kołyszą się wkoło.
Wychodzą krok poza wiatr
I oto jestem tam —
Dziwny i pełen miłości.
Mądrość, gdzie ją odnaleźć?
Uściskiem objęci, wierzą.
Cokolwiek było, jest jeszcze,
Mówi pieśń przywiązana do pnia.
Niżej, na ziemi paprotnej,
W rzecznym powietrzu, swobodny,
Idę z moją miłością.
Jaka to pora serca? Cenię,
Dbam o wszystko, co mam
I miałem z doczesności.
Ja już nie jestem młody,
Ale młode są wiatry i wody.
Co odpada, odpadnie.
Wszystko prowadzi mnie w miłość.
4
Oddech długiego korzenia,
Nieśmiały zarys róży
Nie rozchylonej jeszcze,
Płacząca stopa ostrygi,
Zieleń, liść, co się zmienia,
Zaczynająca się gwiazda –
Są częścią tego, czym ona.
Ona budzi krańce życia.
Będąc sobie śpiewem
Bezpośrednią radość duszy.
Światło, gdzie mój spoczynek?
Wiatr oplótł się wokół drzewa.
Rzecz dokonana: to rzecz,
Którą zna duch i ciało,
Gdy czynię, co ona czyni.
Stworzenie stworzeń – ona!
Całuję ruchliwe jej usta,
Jej smagłą, wesołą skórę,
Ona łamie wpół mój oddech,
Bawi się niby zwierzę,
A ja tańczę dokoła,
Rozkochany, głupi mężczyzna,
I widzę, i cierpię siebie
W innej istocie, nareszcie.
tłum. Ludmiła Marjańska
w wersji oryginalnej pt. „Words for the Wind”
w temacie Poezja angloamerykańskaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.01.10 o godzinie 14:19