Temat: Być poetą...
Pierre Alferi
Demon subtelności
Teraz jeszcze nie czas
Żebym ci powiedział coś na co czekasz
Zbliża się pora twojego spotkania
Każdą rzecz
On najpierw wyciąga za włosy by ją potem dzielić
Na czworo
Nie lubię tego faceta.
Dobra, to na razie. Teraz jeszcze nie czas
Żebym ci powiedział coś na co czekasz
W tym albo w innym sensie. Na szczęście czekanie
Ma wiele możliwości naraz w tym ogrodzie gdzie pośród
Stada kruków, rodzin szpaków, kosów
I japońskich wiśni których cień się bieli,
Nie brakuje atrakcji międzynarodowych. A zresztą
Zbliża się pora twojego spotkania, widzę go, nadchodzi.
Już ja bym go rozpoznał, na dwieście metrów stąd
Choćby po tym, że nie wygląda na to by miał się tu zjawić,
Lawirując wśród kwietnych rabatów, wykręcając głowę
We wszystkich kierunkach z wyjątkiem właściwego
Jak sikorka czujnie skacząca po ziemi
A przecież na ziemi ani samolot nie jest samolotem
Ani sikorka. Kręte ścieżki alpejskiej zagrody
Przysporzyły mu fałd i nierówności na mózgu
Miniatura himalajów zawieszona nad chinami
Kałuża jest jeziorem bajkał z półtorametrowym
Stepem i lilipucimi kobietami które
Mijają się nie widząc oddzielone od siebie karzełkami drzew
Na trzech tarasach. Udaje że ciebie nie zauważył
Boi się że przyjdzie tu za wcześnie i gdy uściśnie ci dłoń
Zwieńczy tym gestem dość przedziwny ukłon
Woltyżerki, z jedną stopą do środka, z ramieniem na plecach,
Z podbródkiem uniesionym z profilu. Jeśli mogę
Dać ci jakąś radę, nie opowiadaj mu w żadnym wypadku
Anegdot jeśli nie chcesz potem usłyszeć ich z jego ust.
Tak bardzo lubi puzzle i spisy wykopalisk
Że zadowolą się jak sądzę przeglądaniem wykazów
Z nerwowym tickiem szczęścia lecz nie sprawdza ich nigdy.
W szkole nazywano go aniołkiem-ekstrawagantem
Bo na pytanie "jak ci leci?" odpowiadał
Jak porąbany: "umarłem", albo, jak miał w zwyczaju:
"to jest skomplikowane", panie Waldemarze. Populacja
Skrzydlatych miota się teraz za bardzo w powietrzu, ptasie
Zdanie zawisa w eterze na własny użytek. Rozumiem że one
Odpowiadają sobie na zasadzie porównań bez końca coraz bardziej lotnych.
Lecz należących do różnych gatunków. Nie ma i nie będzie
Nigdy tłumacza który byłby w miarę poliglotą
Człowiek sprawia wrażenie ulotnej hybrydy
Na którą inni są głusi, chimery tępawej
Jak muł. Spójrz no tylko jak sunie
Zygzakami wśród dalii i bratków jak bilardowa kula
Jak pies podczas gry w kręgle, jak jak.
Nie sądzę by cokolwiek upolował pośród
Tych roślin z etykietami, wśród olbrzymich kryształów.
Każdą rzecz on najpierw wyciąga za włosy by ją potem dzielić
Na czworo. Śmieszny z niego szpaczek, tak bardzo
Bezwzględny, a przy tym co za nudziarz. Już idę już idę.
A tymczasem zatapia cię w szczegółach. Od niego do ciebie
Wcale nie jest daleko, tyle że on kręci. W miarę jak nadrabia
Spóźnienie widać lepiej te przygruntowe skarby
Które wasza randka użyźnia, czekanie rośnie
Rozgałęzia się i pączkuje, już powtarza się szeptem wybujałe
Rozmowy które zaraz nastąpią, chociaż godzina także jakoś kręci
Kwadrat klombu zamienia się w dżunglę jurajską
Której bez maczety nie pokonasz. Wyjdzie stamtąd wprawdzie
Silniejszy i bardziej inteligentny, wysmukły, splątany,
Tak, zupełnie jak liana lecz przy użyciu takich oto technik
Nie dojdzie nigdy lub późno albo tak wykończony
Że nie wydusi z siebie ani słowa. - Gdzie byłeś?
Gdzieś się podziewał? - Blisko stąd, to najgorsze z możliwych
Wytłumaczenie. Jak dwa razy dwa jest cztery - pomyślisz
Że nie śpieszy mu się do ciebie. A jeśli mu się zbierze
Na wyznanie w końcu że cię kocha
Nie panikuj bo zacznie pewnie od pogody
Jak człowiek bez właściwości potem się pożegna
Nagle w poczuciu że był nazbyt śmiały
I zostawi cię pogrążoną w niespokojnym śnie.
Naturalna kakofonia, pstrokate bukiety eksplodują
Kaleczą ci uszy, oczy, grają ci na nerwach.
Tak piękny ogród zepsuty przez czyjąś manię
Przesadzam? Przynajmniej starałem się ciebie zabawić
Opowiadając ci zwyczajnie jak (na niego) czekałaś.
Bez wybiegów z wyjątkiem jednego. Teraz wrócisz
Aleją pod górę aż do wejścia mimo tej szaleńczej
Gry świateł pasma bizantyjskich świergotów
Do tego dziwaka który je z siebie wyrzuca
W regularnych odstępach.
Nie lubię tego faceta. Ten facet to ja.
z tomu „Sentimentale journée”, 1997
tłum. Krystyna Rodowska